Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 9. Adelais i jej wnuczka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:14, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 9. Adelais i jej wnuczka
Ciemne chmury zasnuwały niebo. Po poprzednich cieplejszych dniach stanowiło to niekoniecznie miłą odmianę. Wiatr targał włosy Alikal, czego szczerze nienawidziła, do tego czuła gęsią skórkę na ramionach - nie zamierzała jednak poprosić Seana o jakąś ciepłą bluzę. Ona, w męskich ubraniach, do tego prawie-Maga? Pufnęła ze złością na samą myśl.
Mimo zbierającego się deszczu po rynku chodziło sporo ludzi. Głównie kobiety z dziećmi i nastolatkowie - godzina wskazywała na to, że wagarujący, poza tym mieli przy sobie plecaki. A właściwie jedna dziewczyna miała, odciążając tym samym cztery towarzyszące jej osoby. Alikal pokręciła głową. Że też istnieją ludzie, którzy dają tak sobą pomiatać. Prawie mimowolnie, z czystej, babskiej chęci obgadania kogokolwiek, rzuciła do Seana:
- Widzisz tamtą dziewczynę?
Spojrzał w stronę, w którą wskazała głową, i wzruszył ramionami.
- I co?
Alikal pokręciła głową.
- No jak to: co? Nie widzisz, jak ona się… daje?
- To nie nasza sprawa. Czy ty wszystkich ludzi oceniasz po pierwszym wrażeniu?
Odwróciła głowę. Magowie. Nawet nie tyle Magowie, co osoby płci męskiej. Szkoda słów. Jedyne, na co się przydawał ten tutaj okaz, to zdobywanie forsy. Jak się okazało, pomysł ze sztuczkami odniósł wielki sukces (choć Seanowi się nie podobał i stanowczo zastrzegał się, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy używał magii w takich celach).
Znowu zawiał mocniejszy wiatr. Alikal wzdrygnęła się i objęła dłońmi ramiona.
- Wiesz, że jak będzie padało, to będziemy mieli kłopoty w nocy? - rzuciła.
- Hm. No dobra, chodźmy skombinować jakiś nocleg - Sean rozejrzał się i uśmiechnął po chwili. - Dobrze, mam. Nie drzyj się, nie przeszkadzaj, nie denerwuj, to może się uda.
Alikal zmarszczyła brew. Co znowu za pomysł wpadł mu do głowy? Nie była pewna, czy chce wiedzieć. No nic, nie ma wyboru.
Sean skupił wzrok na jakiejś siwowłosej, starszej pani, drepczącej sobie chodnikiem niedaleko nich. Na twarzy miała wesoły uśmiech, którym obdarzała większość przechodniów. Teraz już obie brwi wilkołaczki były zmarszczone. Jasnowłosy uniósł lekko dłoń i niedbale machnął nią. W tym samym momencie z dłoni staruszki wypadła siatka z jabłkami. Alikal błyskawicznie pojęła, o co chodzi, i pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie ma szans, że taki plan się uda.
Jej towarzysz poderwał się z okrzykiem „Ja to pozbieram”, a Alikal, wzruszając ramionami, także wstała. A co tam, narobił kłopotów, to może mu pomóc pozbierać. I tak nie ma możliwości, że siwowłosa pani nagle spyta „A może potrzebujecie noclegu?”.
Sean podniósł siatkę z jabłkami i wstał.
- Nie jest to dla pani za ciężkie? - zapytał grzecznie. Alikal odwróciła głowę i zobaczyła, że cała czwórka nastolatków patrzy na nich z rozbawionymi uśmiechami, „tragaż” natomiast gdzieś zniknął. - Może ja to pani poniosę?
Staruszka zachwyciła się, jaki miły z niego chłopiec i tak dalej („Szkoda gadać” pomyślała Alikal), po czym chętnie się zgodziła. Sean okazał się niezły w nawiązywaniu rozmowy i już po pięciu minutach wilkołaczka dowiedziała się różnych naprawdę ciekawych rzeczy. Że są rodzeństwem, że miała na nich czekać ciocia, ale okazało się, że coś ją zatrzymało, że nie mają pieniędzy i gdzie spędzić nocy. Staruszka opowiedziała, że nazywa się Adelais Perrault, mieszka na obrzeżach miasta z wnuczką i chętnie udzieli im noclegu. Sean wyszczerzył się radośnie i zatonął w podziękowaniach, a Alikal uznała, że jednak przebywanie z nim ma więcej plusów. W przeciwieństwie do niej, potrafił być miły. Nawet, jeśli tylko udawał - ona nawet tego nie potrafiła.

* * *

Pomysł okazał się jednak trafiony bardziej, niż mógł przypuszczać. Wprawdzie sam Sean nie był autorem tego nagłego planu - wymyśliła go jego ciocia, gdy była mniej więcej w jego wieku i postanowiła uciec z domu. On znał to jedynie z opowiadań i właściwie nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, żeby go tak nagle wykorzystywać. To już nie było ważne. Powiodło się.
Alikal nie wyglądała na specjalnie zadowoloną - a właściwie to była skwaszona, jak zwykle. Głównie dlatego, bo mieli spać we wspólnym pokoju. Oczywiście, łóżka były oddzielne, ale wilkołaczka i tak uważała, że to narusza jej prywatność. Acha, więc jak ona mu właziła do pokoju w środku nocy, to nie było to naruszanie prywatności?
Domek pani Adelais stał parę kilometrów od miasta, w lesie. Zbudowany był z desek, przez, jak się okazało, nieżyjącego ojca właścicielki. W środku sprawiał wrażenie przytulnego. Jedyne ogrzewanie stanowił kominek w małym saloniku-jadalni, co oznaczało, że po przeciwnej stronie domu - w pomieszczeniu, w którym mieli przenocować Sean i Alikal - było raczej zimno (kolejny powód, który szatynka uznała za odpowiedni no narzekania). Poza tym jednym minusem, pokoik się Seanowi całkiem podobał. Okazało się, że łóżko jest tylko jedno - chłopak z góry przeznaczył je dla Alikal - oznaczało to więc, że jemu trafi się materac. Jasnowłosy całkiem lubił spać na materacu i generalnie nie miał nic przeciwko temu. Nad łóżkiem wisiał obraz przedstawiający eskimosów brnących przez śnieg. Daleko za nimi czaił się cień niedźwiedzia.
Seanowi obrazy kojarzyły się z ciocią. Zwłaszcza takie. Fae lubiła malować sceny uwieczniające chwile, nawet, jeśli były to chwile jedynie z jej fantazji. Zdaniem chłopaka wszystkie były ładne, ale jego ciocia dopiero co piąty uznawała za wystarczająco zadowalający, by w ogóle go zatrzymać.
- Myślisz, że ten niedźwiedź ich zaatakuje? - spytała Alikal pod nosem.
- Ciebie na pewno nie zaatakuje - stwierdził Sean. - A co? Boisz się? Ja nie zamierzam być rycerzem, który cię obroni. Nie licz na to.
- Nie potrzebuję obrony kogoś takiego jak… jak ty - pufnęła i wymaszerowała z pokoju, rzucając jeszcze na odchodnym, że chce się przejść.

* * *

Ameta siedziała na łóżku sztywno wyprostowana i patrzyła wprost przed siebie - czyli na ścianę. Nicolas co jakiś czas rzucał jej spojrzenie, ale pozycja ani obiekt, na który patrzyła nie zmieniały się. Wzruszał więc ramionami i czytał dalej. Po chwili jednak coraz bardziej zaintrygowany wzrok wracał na dziewczynę. Ciekawe, ile potrafi tak siedzieć.
- Coś się stało? - zapytał w końcu.
Potrząsnęła lekko głową i spojrzała na niego poważnie. Po tym, jak otrzymała nowe imię, znowu zamilkła, a Nick nie starał się jej już zagadywać, coraz bardziej zestresowany, co ma z nią robić. Była dziwna, nieznajoma, i była dziewczyną. Jedyną osobą płci żeńskiej, którą naprawdę dobrze blondyn znał, była Ailee. Ale Ameta wydawała się zupełnie innym typem. Teraz już nawet nie mógł jej zostawić, bo czuł, że wymyślając jej imię, w pewien sposób się z nią związał. Był największym kretynem na świecie, to nie podlegało dyskusji.
Milczała i gapiła się na niego. W końcu szepnęła:
- Co teraz będzie?
Zdawał sobie sprawę, że ona pyta się o to, co teraz z nią będzie. I nie miał zielonego pojęcia.
- Pojedziesz ze mną - stwierdził, zaskoczony własnymi słowami. - Do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo przypomnisz sobie zapewne coś o sobie, a wtedy już nie będzie problemu - uśmiechnął się. - Jeśli nie chcesz, to…
- Nie - przerwała mu szybko. - Mogę jechać - położyła się na łóżku, na którym dotąd siedziała, i zwinęła się w kłębek plecami do Nicolasa.
Co mu strzeliło do głowy? Eric… no dobrze, a właściwie, co z tego, że z nim pojedzie? Ostatecznie nie wygląda - znowu zerknął na brunetkę znak książki - na sprawiającą kłopot. Przeciwnie, wydaje się być zupełnie bezproblemowa. Aż do przesady. Nic dziwnego - wraz z pamięcią musiała odejść jakaś część jej. Nicolas sam pamiętał, jak się czuł w podobnej sytuacji prawie dziewięć lat temu. Gdy jedyną myślą, którą miał w głowie, było to imię. Teraz jego imię. Uznał je za swoje. Bo czyje imię, jak nie własne, mogłoby się mu obijać po głowie? Mogła to być bliska osoba, ale i tak nigdy jej już nie zobaczy, więc wszystko jedno.
I znowu o tym myśli. Nicolas oparł się wygodniej, odchylił głowę do tyłu i starał się opróżnić głowę z podobnych myśli. Dobrze trafił - miał rodzinę, niesamowitą posadę, a teraz jeszcze pseudowakacje. Po co zamartwiać się tak dawnymi wydarzeniami?

* * *

Było około siódmej, gdy w pokoju rozległo się skrzypnięcie otwieranych drzwi wejściowych.
- To moja wnuczka - powiedziała Adelais do Seana i Alikal. Akurat jedli kolację, która smakowała nawet tej ostatniej.
Uszu Seana i Alikal dobiegł odgłos kroków, a po chwili do pokoju weszła dziewczyna. Wilkołaczka wcale nie zdziwiła się, widząc już znajomą z wyglądu dziewczynę-tragaża. Z bliska była brzydsza niż z dalszej odległości. Miała za dużo piegów, za mały nos, za duże oczy, za odstające uszy i zbyt bladą cerę, a do tego jej mysich, cienkich włosów było jakoś mało. Ogólnie, było to brzydkie kaczątko, raczej nie mające zbyt wielkiej szansy w przyszłości zostać łabędziem.
Zmierzyła zaskoczonymi, szarymi oczami w pierwszej kolejności Alikal, następnie Seana - ale ledwo rzuciła na niego okiem, bo zaraz się zarumieniła i spuściła głowę, żeby to ukryć.
- Poznajcie się - Adelais wstała. - Dionne, to Sean i Alikal. Sean, Alikal - Dionne.
Wilkołaczka zmusiła się do uśmiechu. - Hej.
- Cześć - rzucił jasnowłosy.
- D-dobry wieczór… - wydukała Dionne.
- Alikal i Sean będą dziś u nas nocować - oznajmiła wesoło Adelais.
- Na-praw-dę? - mysiowłosa zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Jej babcia skinęła głową i przedstawiła całą, nieprawdziwą z resztą, sytuację. Dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na wolnym krześle, kuląc się tak, jakby pragnęła w ogóle zniknąć ze świata, albo przynajmniej z tego domu. Później półsłówkami zaczęła odpowiadać na zadawane pytania typu „co w szkole” („…nic”), „czy były jakieś oceny” („…nie”), „a jak koleżanki” („…dobrze”). Alikal powstrzymywała się z trudem od komentarza. Takich ludzi po prostu nienawidziła. Z góry widać było, że dziewczyna daje sobie wchodzić na głowę. Pewnie to jedna z tych, co to nigdy nie mogą na swoim postawić. Gdyby jej poradzono skoczyć z wieży, to też by to zrobiła. Tak żałosne, że aż boli.
Adelais najwyraźniej zauważyła, że jej wnuczka nie jest specjalnie rozmowna, i wymawiając się sennością (o tej godzinie?!) wyszła z pokoju. Dla Dionne była to zapewne prawdziwa tragedia. Jej palce zaciskały się do białości na plastikowej rączce kubka.
- Widzieliśmy się na rynku - zauważył Sean ni z tego, ni z owego.
- Serio? - burknęła pod nosem Alikal.
- Hm… ach, możliwe - przyznała Dionne.
- Byliście na wagarach? - spytała szatynka, bawiąc się owocem wyjętym z kosza stojącego na środku stołu.
- T - to był pierwszy raz! - jąkała się mysiowłosa. - N - nic nie mówcie babci!
- Dlaczego? - Alikal niemal szczerze zainteresowała się jej strachem. Adelais nie wyglądała na zbyt groźną osobę.
- No… bo, tego, no, smutno jej będzie.
Ogień w kominku trzasnął głośniej, zwracając na siebie uwagę wilkołaczki. Jednak tylko na sekundkę.
- Skoro tak ci zależy, żeby nie było jej przykro, to nie rób takich rzeczy.
Dionne po raz pierwszy podniosła głowę. Jej mina była niepewna. Wzruszyła chudymi ramionami.
- Ann mówi, że to fajne.
- Ann? To ta brunetka? - zainteresował się Sean. Alikal obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. Ona już nie pamiętała kolorów włosów osób z tamtej gromady.
- Tak, to ona - przyznała Dionne, a jej oczy niespodziewanie rozbłysły. -Ann jest niesamowita! Była chyba wszędzie! A jej rodzina to ma takie znajomości! - zatoczyła ręką szerokie koło. - Prezydenci, królowie, magowie!
Z jej twarzy pałała fascynacja. Musiała bardzo podziwiać czarnowłosą koleżankę.
- Chyba żartujesz - prychnęła Alikal. - A kto by chciał ich znać? Te wszystkie „ważne” osoby to zwyczajni idioci, którym władza uderzyła do głowy. Myślisz, że po co im apartamenty?
Opinia wilkołaczki znacznie przygasiła mysiowłosą. Dziewczyna, widząc, że nie trafiła w gusta Alikal, znowu się zaczerwieniła i spuściła głowę.
- N - nie wiem.
- Po prostu nie mają gdzie trzymać tego swojego wielkiego ego, i tyle! Taka prawda! A teraz wybaczcie, jak myślę o tym, robi mi się niedobrze. Chyba też się już prześpię. Jutro… przyjedzie po nas ciocia, nie?
- No. Właśnie - przytaknął Sean. - Idź już, siostrzyczko.
Alikal skrzywiła się i wyszła z pokoju.
- A ty? - Dionne skierowała spojrzenie na jasnowłosego, gdy tylko usłyszała trzask drzwi po drugiej stronie domu. - Myślisz tak samo, jak twoja siostra?
- Nie myślałem nad tym - stwierdził swobodnie prawie-mag. - Ale nią się nie przejmuj. O wszystkim ma wyrobione negatywne zdanie.

* * *

- Co ty tu robisz?
Był środek nocy. Alikal stała w oświetlonej słabym światłem ledwo widocznego księżyca w kuchni. Sean opierał się o framugę i mierzył ją znużonym i sennym spojrzeniem.
- Nie chce mi się spać - wyjaśniła. - Napiję się czegoś. Tu jest taka herbata, która mi smakowała - dłonią zatoczyła łuk po wnętrzu pomieszczenia, ażeby wiadomo było, gdzie się ta uznana herbata znajduje.
- Ty się zawsze tak panoszysz po cudzych mieszkaniach? - Sean usiadł na krześle przy małym stoliczku w rogu. - Herbata, której szukasz, jest… - zastanowił się przez chwilę. - W drugiej szafce od lewej, chyba najwyższa półka, w puszce z jakimś pieskiem albo kotkiem.
Alikal zerknęła na niego czujnie.
- Skąd wiesz? - spytała, otwierając szafkę i zaglądając do środka puszki z wzorem przedstawiającym szarego kociaka bawiącego się kłębkiem wełny. Ujrzała torebki herbaty o niewątpliwie tym samym zapachu co ta, którą piła wcześniej.
- Byłem tu, jak Adelais parzyła herbatę. Pewnie zauważyłem.
- Jasne - mruknęła z powątpiewaniem wilkołaczka. Po chwili jednak przez jej twarz przebiegł cień ledwowidocznego - nie tylko przez ciemność - uśmiechu. - Więc pewnie pamiętasz też, gdzie są zapałki?
Sean zmarszczył brwi.
- Na parapecie.
Szatynka, co już jej nawet nie zdziwiło, ujrzała małe pudełeczko na parapecie. „Dodajmy fotograficzną pamięć do zalet Seana”, przebiegło jej przez myśl. Zaraz tą myśl przegoniła następna. „To głupie, że tak go wyliczam”.
Alikal westchnęła cicho. W pewnym sensie wiedziała, że ma wredny, zaborczy charakter. I z nikim nie potrafi się przyjaźnić. A Sean ją znosił, i to już było cudem. I, mimo tego, że znali się tak krótko, poszedł razem z nią. To było miłe. A dlaczego ona nigdy nie umiała się odwdzięczyć, chociaż małą dawką uprzejmości?
Sean spojrzał w okno. Myślał o kimś przed zaśnięciem, ale musiał wytężyć umysł, żeby sobie przypomnieć, o kim. Rytmicznie uderzał palcami w stół. Ach tak. O Sarze.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin