Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 7. Towarzyszka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:12, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 7. Towarzyszka
Czarny samochód, mający już swoje lata, zatrzymał się na poboczu drogi. Po obu stronach szosy rozciągały się gęste lasy. Nicolas rzucił zaspanymi oczami za szybę i zapytał:
- Dlaczego się zatrzymaliśmy?
- Wysiadka - poinformował go kierowca.
- Nie widzę tu żadnego miasta - stanowczo stwierdził blondyn. - A miał mnie pan dowieźć do Ijayo.
- Mój samochód. Mówię: wysiadasz tu, więc wysiadasz tu.
- Ale dlaczego?
- Bo ja dalej nie jadę. Bież bagaż i wysiadaj. Idź wzdłuż szosy, to dojdziesz. Nie więcej niż dwadzieścia kilometrów.
- Więc niech mi pan zwróci jedną czwartą pieniędzy - zirytował się chłopak.
- Forsa jest moja - warknął kierowca. - Wysiadasz, czy jedziesz z powrotem do Aldanard za podwójną opłatą?
Teraz nagle przebranie się w miejscowe ubrania z szat Głównego Maga nie wydawało się Nicolasowi dobrym pomysłem. Nie ma znaku, więc już jest traktowany nie jak Mag, a jak niepełnoletni bachor, tak? Mógłby walczyć o swoje, ale... ostatecznie, to tylko dwadzieścia kilometrów, a miał dobry humor i nie chciał go sobie psuć kłótnią z jakimś idiotą.
Kierowca postukał palcami w kierownicę.
- Nie mam całego dnia na stanie tutaj - poinformował blondyna.
- Taak… jasne - ostatecznie Nicolas się poddał i już po chwili stał z plecakiem na poboczu i patrzył, jak samochód wycofuje się i odjeżdża, zostawiając go samego. Właściwie, to co to był za idiotyczny upór? Nie mógłby go dowieźć te dwadzieścia kilometrów? Wyraźnie przecież Nicolas powiedział "Droga do Ijayo". I zapłacił też za dowóz do Ijayo. Więc o co chodziło? Machnął ręką. Teraz i tak nieważne. Może złapać okazję. Powoli ruszył wzdłuż szosy, tak, jak radził mu kierowca.
Pod względem pogody ten dzień był niegorszy od poprzedniego, a może nawet lepszy. Słońce grzało trochę mocniej, a ewentualne chmury na niebie nie były deszczowe. Prawie lato.
Szedł już jakąś godzinę. Nie czuł się zmęczony, ale zirytowany - owszem. Coraz bardziej wytykał kierowcy w myślach za to wyrzucenie go z samochodu. Czy wszyscy kierowcy w Aldanard byli tacy? A może to Nicolas trafił na fatalny przypadek? Raczej to drugie. Nie myśleć o takich głupotach, nie myśleć...
Właśnie w tym momencie pojawiło się coś, co zdecydowanie pomogło Nickowi nie myśleć o kierowcy - to sprawiło, że nagła wysiadka stała się tematem trzeciorzędnym i czymś, o czym można właściwie zapomnieć.
Nicolas nie był pewien, jak właściwie ją dojrzał. Wydawało mu się, że wychwycił ciche westchnienie, odwrócił głowę i zobaczył małą stertę szmat. Dopiero po chwili zorientował się, że szmaty robią za ubranie dla dziewczyny, leżącej pod drzewem. Żywej. Właściwie, mógłby się tym nie interesować - ale po wychowaniu Erica coś mu jednak zostało, a Eric miał po prostu świra na punkcie tych wszystkich książek o biednych, porzuconych sierotach (to był jeden z powodów, dzięki którym Nick nie skończył jako sopel lodu przy jeziorze w środku zimy). Blondyn zbliżył się więc do dziewczyny, choćby po to, żeby jej się przyjżeć. W końcu to, że leżała tu sama w nijakim ubraniu, nie musiało jeszcze oznaczać, że ktoś ją porzucił. Pewnie po prostu się zgubiła.
Blondyn pochylił się nad nią i uznał, że zgubienie jednak nie wchodzi w grę. Dziewczyna mogła mieć dwanaście, trzynaście lat. Okryta była czymś, co kiedyś mogło być bluzą, stopy miała nagie i była brudna. Czarne, przetłuszczone włosy okalały jej twarz, w której dało się niemal cudem dostrzec resztki piękna. Tak, doprowadzona do porządku mogłaby być śliczna.
Ale co go to interesowało? Powinien już iść, powinien dojść do tego durnego Ijayo i wreszcie się gdzieś zatrzymać, zjeść coś - bo pewien, że dojedzie samochodem, nie zabrał ze sobą nic do jedzenia. Z drugiej strony - zostawiać dziewczynę samą? Nicolas westchnął. Załóżmy, że się obudzi, pomyślał, to co jej wtedy powiem? Nie, zostawać tu to zły pomysł. Już miał wstać, kiedy oczy dziewczyny otworzyły się.
No i to by było na tyle z dylematów. Jej zdziwione, zielone oczy padły prosto na blondyna. Ten uśmiechnął się i powiedział:
- Hej. Jestem Nicolas.
Podniosła się do pozycji siedzącej, nie spuszczając z niego wzroku, nie odzywała się jednak. Nicolas zaczął odnosić wrażenie, że jego towarzystwo nie jest mile widziane.
- Co tu robisz sama? - zapytał jeszcze, postanawiając, że jak nieznajoma znowu nic nie powie, to uzna, że może sobie pójść.
Brunetka nadal milczała. Uniosła rękę i dotknęła delikatnie jego twarzy. Nicolas uśmiechał się nadal, ale w myślach był już pewien, że jedyne, czego chce, to sobie pójść. Dlaczego on zawsze tak kończył? Mógł do niej w ogóle nie podchodzić.
Blondyn szybko wstał i odwrócił się. Poczuł, że coś go chwyta za nogawkę. Westchnął cicho i rzucił okiem na nieznajomą. Jej oczy zaszkliły się i powoli zaczęły z nich wypływać łzy. Nie, dopóki płacze, Nicolas nie mógł jej zostawić. Z kolei sterczeć cały dzień tutaj też nie mógł. Pozostawała jedna opcja i choć nieszczególnie sprzyjająca mu się wydawała, zdecydował się na nią.
Wyciągnął do brunetki rękę i z lekkim uśmiechem spytał:
- No dobrze, to może pójdziesz ze mną?
Wyglądała na zaskoczoną, ale uścisnęła jego dłoń.

* * *

Sean otworzył oczy i natychmiast je zamknął przez zbyt jasne słońce. Przecież w jego pokoju nie było tak jasno rano, okna wychodziły na zachód... a no tak. Nie jest w swoim pokoju. Jeszcze raz otworzył oczy i rozejrzał się. On i Alikal noc spędzili na dachu jakiegoś domu - to wilkołaczka stwierdziła, że jest płaski i bezpieczniej będzie spać tam. Czary na latanie, zwłaszcza na niewielkiej wysokości, wcale nie były takie trudne, po chwili siedzieli więc na górze.
- Obudziłeś się? Nareszcie - odwrócił głowę i ujrzał Alikal, balansującą na krawędzi dachu.
- Uważaj, bo spadniesz - mruknął, ziewając.
- Nie ma możliwości - stwierdziła. - Rozmawialiśmy o tym wczoraj, pamiętasz?
Hm... wczoraj... a, mówiła coś o zwiększonej zręczności. Nieważne.
- Już radzę ci się zastanawiać, jak załatwisz forsę - powiedziała Alikal.
- Jasne… Ty też nad tym pomyśl - poradził Sean, ignorując ironiczną nutkę w jej głosie.
Uniosła twarz do słońca i uśmiechnęła się delikatnie, przymykając oczy. Po chwili odrzekła:
- Już nad tym myślałam. Możesz zrobić kilka sztuczek.
- Czego? - zdziwił się jasnowłosy.
- No, tak jak z tym lataniem wczoraj. Na przeciętnych ludziach zrobisz wrażenie.
- Przestań... takie rzeczy robią magicy, nie Magowie. To zawód, nie rodzaj. Nie bawię się w takie coś…
- A więc wolisz chodzić głodny?
Sean milczał przez chwilę.
- Na ludziach nie zrobi to żadnego wrażenia, wiedzą o działaniu magii.
- Kiedy ty się ostatni raz wychylałeś z tej Akademii, co? Magowie istnieją, ale dla ludzi to inny świat. Obcy, oddzielny. Będą zachwyceni.
Sean dobrze o tym wiedział, ale nie uśmiechało mu się robić za ulicznego magika. Na pewno pieniądze można zdobyć na inne sposoby… ale ten był najszybszy.
- Niech ci będzie - westchnął z lekką rezygnacją. - Ale jak chcesz mieć w tym swój udział, to też musisz coś robić.
- Asystentka? - zasugerowała.
- Nie ma mowy. Nie nadajesz się, poza tym nie potrzebuję żadnej asystentki.
Alikal zmarszczyła brwi. Po chwili powiedziała zirytowana:
- Ja planuję drogę, to ci nie wystarcza?! A poza tym wcale nie prosiłam, żebyś ze mną szedł, sam polazłeś, to teraz nie...
- O nie!- przerwał jej Sean. - To ty chciałaś, żebym z tobą poszedł!

* * *

Ijayo było mniejsze, niż Nicolas przypuszczał. To nie było miasto, tylko miasteczko, mała mieścinka. Ale jakiś bar czy coś musiało tu chyba być. Przydałby się hotel, choć na niego raczej nie mógł liczyć. Czas odzwyczaić się od życia w królewskich wygodach.
Czarnowłosa towarzyszka przez całą drogę nie odezwała się ani słowem, Nicolas też niewiele mówił. Teraz, gdy doszli do miasteczka, był najwyższy czas na rozstanie.
- Tutaj mieszkasz? - spytał blondyn dziewczynę.
Rozglądała się w okół siebie, a jej paznokcie wbijały się w jego dłoń. Tak jakoś się złożyło, że prawie przez cały czas trzymała go za rękę, a subtelne znaki, że Nicolas wolałby iść sam, spełzały na niczym. Mówi się trudno, i tak będzie miał ją z głowy. To tylko kwestia chwili, aż przybiegnie tu jakaś zapłakana kobieta, czy coś. No dobrze, Nicolas w gruncie rzeczy wiedział, że to tylko głupie zapewnienia samego siebie. Przypadek zrzucił na niego odpowiedzialność za dziewczynę. Odpowiedzialność, którą jak najszybciej trzeba wcisnąć komuś innemu. Tylko komu? W najgorszym przypadku można ją zaprowadzić do sierocińca. Nick już rozważał, że może być ona uciekinierką z takiego miejsca. W końcu pełnoletnia nie była na sto procent, a tak do osiemnastki trzeba tam mieszkać, nie? Osób w jej wieku już nikt nie adoptuje.
A odrzucając na chwilę zastanawianie się nad brunetką: był porządnie głodny. Przed jakimś miejscem do przenocowania przydałoby się znaleźć restaurację... hm, czy coś w tym stylu.
Knajpka napatoczyła się kilkanaście minut po wejściu do miasteczka. Na drewnianym szyldzie widniała nazwa "Knajpa pod sosnami". Z braku lepszego miejsca Nicolas wszedł do środka. Było tam niemal pusto, tylko przy jednym stole z boku siedziały jakieś trzy panie, które ze zgorszeniem spojrzały na czarnowłosą dziewczynę.
Nick usiadł przy stole po przeciwnej stronie od kobiet, a na krzesło obok niego opadła jego towarzyszka. Blondyn złożył zamówienie do kelnera i znowu zaczął się zastanawiać, co ma z nią zrobić. Stanowczo sierociniec wydawał się najlepszym rozwiązaniem, ale równocześnie... A może by tak zajrzeć w jej myśli i rozeznać się w sytuacji? Nie. Nicolas nienawidził zaglądać w myśli innych ludzi - myśli były prywatne i tylko w najgorszych okolicznościach należało się do tego uciekać. Ta sytuacja jeszcze nie była skrajna.

* * *

Dziewczyna patrzyła na swoje odbicie.
- I jak? - spytał Nick. - Wygodnie?
Pokiwała głową.
- Ładnie w tym wyglądasz - stwierdził. - Kupimy to.
Po zjedzeniu obiadu, który okazał się całkiem smaczny, blondyn zaciągnął swoją czasową towarzyszkę do sklepu z ubraniami, żeby chociaż na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie bardziej porządnej - to, że gdzie nie przeszli, rzucano im dziwne spojrzenia, było irytujące. Jak nie niepasująca do wieku posada, to podejrzana dziewczyna w towarzystwie - zawsze był tym dziwnym.
Wyciągnął brunetkę ze sklepu już w nowych ubraniach, a starych się pozbył (czarnowłosa nie stawiała oporu; właściwie, to poddawała się wszystkim jego decyzjom, jakby bezgranicznie mu ufała, lub dopiero się urodziła i jeszcze niczego nie rozumiała).
- Teraz trzeba znaleźć miejsce na noc - powiedział do niej. - A potem zastanowimy się, co zrobić… dalej. Dobrze? - nie otrzymał odpowiedzi i wcale jej nie oczekiwał. Powoli zaczynał się zastanawiać, czy dziewczyna nie jest zwyczajnie niema.
Może miasteczko było niewielkie, ale już po raz trzeci go nie zawiodło i po dwóch godzinach wchodził do pokoju, w którym miał spędzić noc. Stały tam dwa łóżka, szafa i kilka innych mebli. Ogólnie pomieszczenie urządzono skromnie, ale to nic. W końcu mieli tu być tylko jedną noc.
Dziewczyna wyszła z łazienki czysta i umyta. Tak jak się spodziewał: doprowadzona do porządku była śliczna. Jej czarne włosy zwijały się w fale. Wydała się też jakby wyższa. Nicolas pokiwał głową, bardziej do siebie, niż do niej.
Brunetka usiadła obok niego na łóżku i patrzyła na niego wyczekująco. Chciała, żeby coś powiedział? Ale co?
- Wiesz... - uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Nawet nie wiem, jak się nazywasz. Jak mam do ciebie mówić? Możesz mi to napisać na kartce, co?
Jej wzrok pobiegł w stronę okna.
- Nie nazywam się - stwierdziła w końcu.
Nicolas gapił się na nią ze zdziwieniem. Więc jednak mówi? To dlaczego tak długo się nie odzywała?
- Nie masz imienia? - upewnił się. I wtedy go olśniło. - Ty straciłaś pamięć!
- Nie wiem - przyznała.
Jednak mieli więcej wspólnego, niż przypuszczał. Nagle Nicolasa ogarnęła sympatia do tej czarnowłosej dziewczyny.
- To możemy ci wymyślić jakieś imię, prawda?
Pokiwała głową powoli.
- To może…- zastanowił się. - Lucinda? Nie, nie pasuje ci. Hm, Lilly? Za proste. Shannon? Takie dziwne... Jane? Za popularne... Coś na A, może. Aneta, Aleta, Ameta... - zamilkł na moment. - "Ameta" - zerknął na nią. - Nawet ci pasuje. Może być, jak sądzisz?
Po raz pierwszy się uśmiechnęła.
- Tak… chyba może.

> Od autorki
Nie ogarniam, jak można pisać takie krótkie rozdziały i sądzić, że są długie... O_O"

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin