Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 6. Noce i wilkołaki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:11, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 6. Noce i wilkołaki
- Alikal?
- Mhm?
- Chcesz zniszczyć Ladosa, bo przyczynił się do śmierci twojej babci?
Alikal była do niego odwrócona tyłem. Opierała się o drzewo i studiowała mapę, którą Nathan wcisnął do walizki Seana. Jej palec błądził po nizinach, wyżynach, górach i depresjach, okrążając jeziora, natrafiając na tory. Zatrzymał się wraz z zadaniem pytania, po chwili jednak ponowił wędrówkę. Nyuma Ya Kuta Ya Moyo. Tu stop. Małe miasteczko otoczone górami. Gdzieś tutaj jest cenny kamień.
- Nie zajmie nam to więcej niż trzy tygodnie, góra miesiąc - oceniła. - Dobrze, że twój przyjaciel zachował tyle przytomności umysłu, żeby ci to dać.
Sean podszedł bliżej i zerknął jej przez ramię.
- Ile jazdy planujesz?
- Więcej chodzenia - poinformowała go, składając mapę. - Jeśli o to ci chodzi.
- A noce? Wiesz, nie mam namiotów… - powiedział to z lekką drwiną w głosie, ale sądził, że Alikal o tym wie.
- Oczywiście, spoko. Nocki są zorganizowane. Mam przyjaciół we wszystkich miastach - spokojnie odrzekła wilkołaczka.
- Serio? - Sean zamrugał, autentycznie zdziwiony.
Walnęła go mapą po głowie.
- Nie, głąbie, oczywiście, że nie serio!
Chłopak westchnął z rezygnacją i zabrał jej papier. Szybko wcisnął go do bocznej kieszeni walizki i ruszył za Alikal. Praktycznie od rana próbował nawiązać jakąś poważniejszą rozmowę, ale szatynka (oprócz narzekania) nie okazała się zbyt rozmowna. Zwykle jego słowa zbywała jakże poetycznym milczeniem, innym razem odwarkiwała coś o ciekawości. Była młoda, a zachowywała się jak stara, zrzędliwa babcia. A może...
- Alikal, ile masz lat?
Szatynka uśmiechnęła się kpiąco, słysząc to pytanie.
- No, zgadnij.
- Nie wiem. Czternaście?
- Trzynaście. Jestem o rok młodsza od ciebie.
- Skąd wiesz, że ja mam czternaście?
- Jesteś na czwartym roku, to chyba jasne? Nie zdałeś?
- Oczywiście, że zdałem!- zirytował się chłopak. Po chwili jednak zapytał: - Ale masz trzynaście, w sensie trzynaście, czy trzynaście…
- Naczytałeś się za dużo o wilkołakach - stwierdziła. Po raz pierwszy od rana na jej twarz zabłąkał się uśmieszek szczerego rozbawienia. - Żyję normalnie. Tyle, ile ludzie. A cała ta gadka o księżycach... też nieprawda. Kiedyś miało to związek z pewnym przekleństwem, ale obecnie ono już nie funkcjonuje.
- Ach tak… - Sean patrzył przez chwilę na jej brązowe włosy. Były teraz splecione w warkocz. Dobierany. Jak ona to zrobiła? Przecież takie zaplatanie musi być cholernie trudne... i nawet średnio jej wyszło, bo masa kosmyków wymykała się z warkocza. - Więc jak to naprawdę z wami jest?
- Ze mną - poprawiła go ponuro. - Nie ma żadnego "my". Jest tylko jeden, ostatni wilkołak. "Ja" - zatonęła na moment w raczej niewesołych myślach. Jasnowłosy już myślał, że znowu nic więcej nie powie, ale ona zaczęła: - Więc... nie różnię się za bardzo od ludzi. Jem jak oni, choć wolę mięso i tak naprawdę nie czuję się pożywiona zieleniną. Umiem się, kiedy chcę, częściowo lub całkowicie przemieniać w wilka. Hm... księżyc faktycznie ma w tym swój udział. Im bardziej zbliżony jest do pełni, tym jestem silniejsza.
- Silniejsza?... A to znaczy?
- Na co ty liczysz, Magu? Jestem zręczniejsza i szybsza od normalnych ludzi.
- Ja też - machnął dłonią Sean.
- Wiem. Dlatego to całe "wilkołactwo" nie jest wcale takie... inne, jeśli liczyłeś na cokolwiek nowego.
- A jak się stałaś...
- Wilkołakiem? A jak ty się stałeś Magiem? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, wbijając w niego bezpłciowe spojrzenie, nic nie mówiące o jej nastawieniu na ostatnie słowa chłopaka.
- Przez więzy krwi. Sądzę, że moi rodzice umieli czarować.
- Sądzisz?
Wzruszył ramionami. -Nie pamiętam ich za bardzo. Nie żyją.
- Ach. Masz szczęście - uznała Alikal. - Jeśli ich nie pamiętasz, to ich śmierć nie może ciążyć ci tak bardzo.
- Twoja...
Nie dała mu dokończyć.
- Ja też. Przez więzy krwi. Nie wiem nawet, czy to jest możliwe, że ktokolwiek mógłby się stać wilkołakiem, bo go ugryzę. Gryźć innych - wzdrygnęła się. - Okropność.
- Wilkołak jest wilkołakiem, kobieta - kobietą - podsumował Sean, choć sam też nie kwapił się do gryzienia kogokolwiek.
Po tych słowach oboje zamilkli.

* * *

Stali na obrzeżach jakiejś mieściny. Nie było dookoła zbyt wielu ludzi, a pora była późna. Sean obstawiałby po dziesiątej, ale mógł się mylić. Padał z nóg - ostatniej nocy niemal nie spał, przez ponad pół dnia szedł, a teraz nie mieli gdzie nocować. Szczerze powiedziawszy, w tej kwestii liczył raczej na Alikal - skoro zdecydowała się na wędrówkę, to chyba miała jakiś ogólny plan co do nocowania. Cóż, okazało się, że jednak nie miała, dzięki czemu skończyli w obecnym położeniu - stali sobie oparci o szary blok i wpatrzeni przed siebie (czyli w identyczny szary blok).
- Słuchaj no, ty… - zaczęła nagle Alikal. - Weź wyczaruj jakieś łóżko, czy coś.
- Może od razu cały dom? - prychnął Sean. - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że magia ma swoje ograniczenia.
- Serio? Jakie na przykład?
- Streszczając, nie można tworzyć czegoś z niczego. Przemiana przedmiotu na inny przedmiot jest trudna i cholernie zaawansowana. A każdy czar męczy.
- To co ty tu w ogóle robisz? - zirytowała się wilkołaczka. - Ale forsę masz?
- Wątpię, żeby udało nam się coś wynająć teraz… - powiedział Sean, pochylając się nad walizką. Forsę miał. W bocznej kieszeni... Nie, nie było. Zaraz. Kiedy wychodził z Akademii, portfel miał w dłoni… czyli wcisnął go do kieszeni bluzy. Sprawdził. Nie, nie ma. Hm... co się później działo z tym przedmiotem... Jak zaczął biec, pomyślał, że portfel może wypaść, więc trzymał go w dłoni. Znalazł Alikal na ławce, na peronie. Portfel położył obok... Sean uderzył się w czoło z całej siły. Za to mu się należało.
- Cholera. Zostawiłem na peronie.
- Chyba się przesłyszałam - powiedziała Alikal powolutku, niebezpiecznie cedząc słowa. - Bo właśnie usłyszałam, że zostawiłeś portfel na peronie.
- Hm... dobrze usłyszałaś - Sean uśmiechnął się niepewnie. Dziewczyna zamknęła oczy, zwinęła dłonie w pięści i zaczęła drżeć. - Halo?... Alikal?...
- Nic. Nie. Mów. - szepnęła przerażająco spokojnie. - Bo nie wytrzymam...
- Aaa...- jasnowłosy zjechał plecami po murze i siadł na ziemi. Tragedia. Ale z niego dupek. Teraz to chyba nawet lepiej by się poczuł, gdyby wilkołaczka dała mu po głowie. Bo co teraz zrobią? Dziś noc była bezchmurna, i można było się przespać na dworze, ale co później?
Alikal długo musiała chłonąć, bo dopiero po jakichś parunastu minutach osunęła się obok niego.
- No to co teraz zamierzasz zrobić, Panie Magiczny? Przywołasz portfel za pomocą swojej abrakadabry, czy to dla ciebie zbyt duże wyzwanie?
- Pewnie i tak już go ktoś wziął - zastanawiał się Sean. - Hm, jest bardzo daleko. To chyba nienajlepszy pomysł. Ile myśmy jechali tym pociągiem, co? Dwie godziny? Trzy? W życiu go nie przywołam czarami. To już prędzej możnaby się tam teleportować... na pięć tur... ale to ciągle tak daleko... - westchnął. - Przepraszam, Alikal. To było beznadziejne.
- Ooo, nie zaprzeczę - warknęła. - Dziś będziemy spać na dworze, ale jutro, drogi panie Magu, masz wymyślić coś lepszego.
- Hej, a bezemnie, co byś wymyśliła? Przecież gdyby mnie tu nie było, też nie miałabyś forsy.
- Taa… szkoda, że to, że ty tu jesteś, absolutnie niczego nie zmienia - rzekła, wstając. - No to chodź. Poszukamy jakiegoś lepszego miejsca na spanie.

* * *

Sara otworzyła drzwi do pokoju z teatralnym westchnieniem. Ivonne i Kalla szły jeszcze na jakieś zajęcia, które ją w małym stopniu obchodziły. Dziewczyna sądziła, że w pokoju zazna trochę samotności, a tu proszę, niespodzianka: Royse siedziała na swoim łóżku wciśniętym w kąt, z słuchawkami na uszach i pogrążona była w czytaniu.
Royse Rodriguez pojawiła się w życiu Sary, Ivonne i Kalli dopiero w tym roku i absolutnie nic w nim nie zmieniła. Nikt nie wiedział, co się z nią działo, zanim pojawiła się w szkole - niedostępne były dla uczniów informacje o jej rodzinie, celach, nawet o miejscach, do których chodziła, gdy na całe popołudnia znikała z Akademii. I, dodajmy, nikogo to nie obchodziło: Sara często nawet zapominała, że w jej pokoju jest czwarta osoba.
Royse miała cerę tak bladą, że niemal białą, i niesamowicie kontrastujące z nią, czarne, proste i długie włosy. Jej oczy też miały czarny kolor, podobnie jak ubrania. Rodriguez - przynajmniej wtedy, gdy widziała ją Sara - zawsze miała na sobie ciemne ubrania. Zwykle były to czarne bluzki i jakieś ciemne jeansy, czasami czarne sukienki (z czarnym paskiem i czarno-srebrnym naszyjnikiem). Dzisiaj Royse postawiła na drugą wersję.
Oczywiście, nawet nie spojrzała na Sarę, gdy ta weszła: dziewczyny wcale to nie zdziwiło. Głupio się wprawdzie czuła, nie mówiąc Royse nawet "hej", ale po co, jak ona i tak nigdy nie odpowiadała? Złotowłosa wzruszyła do siebie ramionami. Właśnie, po nic.
Sara rzuciła się na łóżko, które przyjaźnie zatrzeszczało pod jej ciężarem, i sięgnęła na szafkę nocną po kołobrulion i ołówek. Po chwili zaczęła szkicować: na papierze z niezwykłą dokładnością powstawała wystawa cukierni, którą złotowłosa mijała kilka dni temu. Przyjżała jej się wyjątkowo dokładnie, ponieważ różnorodność i kreatywne kształty ciast pobudziły jej zmysł artystyczny.
Później odwróciła kartkę i zaczęła się zastanawiać, czy może nie naszkicować by Nicolasa, zanim kompletnie zapomni, jak wyglądał. Po chwili wachania zaczęła powoli kreślić kontury jego twarzy, ale, tak jak się spodziewała, w pamięci miała mnóstwo nieścisłości. Zrezygnowała z tego pomysłu i rozpoczęła zarysowywanie kartek kwiatkami: róże, stokrotki, niezapominajki, narcyzy, wszystkie, które przyszły jej do głowy. Robiła to niemal machinalnie, rozmyślając. Nicolas. Po tym, jak powiedziała mu o Nathanie, zniknął. Wszystko wskazuje na to, że Sary podejrzenia są słuszne. Czyli ona też mogłaby porozmawiać z Nathanem. Choć, z jej porażającym brakiem siły perswazji, rudzielec raczej jej nic nie powie... ech, powinna przestać o tym myśleć. Zawsze, gdy miała przypuszczenia, na nich się kończyło. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?…

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin