Sara oparła brodę na splecionych palcach i wpatrzyła się w przestrzeń. Przynajmniej tak mogło się wydawać przeciętnemu obserwatorowi. W rzeczywistości jej wzrok był skupiony na pewnym obiekcie. Dwa stoły dalej siedziało czterech chłopców. Dwaj dość do siebie podobni bruneci, będący braćmi - nie, nie bliźniakami, Max był o rok starszy od Oriana - obok rudzielec i szatyn. Ten trzeci wyraźnie czuł się nieswojo w tym nie całkiem nowym, ale zawsze, towarzystwie. Sean był tym bardziej towarzyskim, a teraz Seana tu nie było. Dokładnie od trzech dni. Wtedy to rzekomo wyjechał do cioci. Tej samej nocy, której zniknęła tamta dziewczyna... albo wszyscy tu byli takimi idiotami, że nie zauważali zbiegu okoliczności, albo - co bardziej prawdopodobne - udawali, że go nie zauważają, bo nie chcieli się mieszać w tą sprawę. Poza tym, Nathan Davis nie był chętny do dzielenia się informacjami.
- Sara, na co się tak gapisz? - Ivonne potrząsnęła koleżanką.
- Ha? Na nic... - odrzekła wesoło blondynka. Odcień włosów Sary można było nazwać blondem, ale koleżanki zwykły twierdzić, iż jest to złoty. Faktycznie, można było tak to ująć. Ona osobiście często zastanawiała się, nie tylko nad włosami, ale też nad resztą swojego wyglądu. Oczy szare i nijakie, wysokość przeciętna, cera zbyt blada... No, nie dorastała do pięt takiej, dajmy na to, Ivonne: ślicznej czarodziejce z włosami tak długimi, że mogłaby na nich usiąść... do tego Ivonne miała dziwny nawyk odrzucania do tyłu swych kruczych włosów, zwłaszcza, gdy w pobliżu byli przystojni przedstawiciele płci przeciwnej.
- A ja wiem! - zaśpiewała radośnie Kalla. - Sara obserwuje chłopaków. No, zdradź nam, Saruś, masz jakiegoś konkretnego na oku?
Złotowłosa zaśmiała się, i to wcale nie udawanie. Ona? Nie miała nic przeciwko chłopakom, ale w roli przyjaciół. Nic więcej. A na pewno nie w tej szkole. Tutaj czuła się przy nich wręcz trochę głupio... z resztą, podobnie jak przy dziewczynach, a wszystko ze względu na ten durnie mały procent mocy. Czasami zastanawiała się, czy Kalla i Ivonne, całkiem dobre czarodziejki, nie przyjaźnią się z nią tylko dlatego, bo są we trójkę w pokoju. No, była jeszcze Royse, ale ona wydawała się... ogólnie odcięta od rzeczywistości, aż Sarę przechodziły dreszcze.
- Nie - brzmiała lakoniczna odpowiedź.
- A mi się podoba Max - stwierdziła cicho Kalla.
- Serio? Mi też... - powiedziała szeptem Ivonne.
Po chwili wykwitła długa rozmowa o zaletach Maxa, w której Sara, naturalnie, nie brała udziału. Bo i po co? A tak w ogóle, jak można się kimś tak zachwycać, w ogóle go nie znając? Co one wiedziały? Że Max ma czarne włosy, ciemne oczy, że jest z wyższej klasy? Sara westchnęła teatralnie i obróciła się, z zamiarem wstania z krzesła i opuszczenia stołówki, ale... zastygła.
W drzwiach stał dyrektor rozmawiający z jakimś chłopakiem. Ślicznym, trzeba dodać. Miał włosy koloru intensywnego blondu, ale nie było wątpliwości, iż to blond - długie prawie do końca szyi. Grzywka opadała mu na czoło... po prostu ładnie. Jak grzywka może ładnie opadać na czoło?, wyśmiała sama siebie Sara. Oczy chłopaka były niebieskie do granic niebieskości, a jego ubranie wskazywało na to, iż nie jest ani z tej szkoły, ani z tego miasta. Nie był uczniem. Sara zmarszczyła brwi... już gdzieś widziała takie ubranie... w jakimś... podręczniku?
- Nie no, bez kitu - mruknęła do siebie.
Szata Głównego Maga! Znak głównego maga wyszyty po lewej stronie piersi! Główny Mag z kraju... hm, no dobrze, nie pamiętała, jaki to był kraj, ale ewidentnie chłopak miał na sobie ubranie tej osobistości. Czy on był chociaż pełnoletni?
- Sara, co jest? - spytała Ivonne, wędrując za spojrzeniem koleżanki, bezceremonialnie wbitym w blondyna. - Hej, ładny - oceniła brunetka. - Myślicie, że to nowy uczeń?
- Nowy uczeń? Nie, nie, jest ubrany jak Główny Mag - zaprzeczyła stanowczo Sara.
- Nie żartuj sobie, jesteś pewna? - obstawała przy swoim Ivonne. Trudno było powiedzieć, czy przez zwykły upór, który zawsze się jej trzymał, czy też przez chęć bliskiej... hm.… przyjaźni z blondaskiem. A może obydwa? - Przecież on ewidentnie nie ma nawet osiemnastki.
- Nie nadaje się nawet na zastępcę Głównego Maga - przyznała Kalla.
- Główni Magowie nie mają zastępców - zmarszczyła brwi Sara. - Chyba... a może mają?... - nagle ogarnęły ją wątpliwości.
- Ciekawe - zaczęła zastanawiać się na głos Kalla. - Najpierw dziewczyna-dzikus, a teraz ten chłopak... myślicie, że mogą być ze sobą jakoś powiązani? Myślicie, że... - zawachała się.
- Nie. Ma. Mowy. - stanowczo warknęła Ivonne. - On nie mógłby być zakochany w takiej... takiej dziewczyneczce z lasu. Oni nie mają ze sobą nic wspólnego, rozumiecie?!
- Hęęę, Ivonne już traktuje go jak swojego - stwierdziła wesoło Sara. Jej humor powrócił równie szybko, jak zniknął.
- Oj, bo będzie mój. Niech tylko zostanie uczniem tej szkoły... - mruknęła brunetka, robiąc minę rodem z twarzy złych charakterów z kreskówek.
* * *
Szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, okazało się, iż skończy się na marzeniach. Nie tylko Ivonne, ale także wielu innych dziewcząt. Chłopak nazywał się Nicolas Larousse, miał zaledwie szesnaście lat, ale - zgodnie ze słowami Sary - był Głównym Magiem, z Casty, konkretnie. I nie zamierzał zabawić długo (ku jawnej rozpaczy Ivonne. Max poszedł najwyraźniej w niepamięć). Sara sama nie wiedziała, co na ten temat sądzić. Chłopak interesował ją. Chyba dlatego, bo była pewna, iż faktycznie ma coś wspólnego z niedawnym, nieoczekiwanym gościem. Może nie w tym sensie, jaki podejrzewała Kalla, ale ma.
Nicolas odbiegał znacząco od stereotypu dorosłych, ważnych Magów, który krążył po szkole. Był młody, nie miał brody, nie ganiał z laseczką, nie mamrotał i nie był tajemniczy. Co nie znaczy, że wiele zdradzał. Był to ten subtelny, ledwo dostrzegalny rodzaj pilnowania swoich spraw i celów, ale równocześnie wesołego snucia historii pt. "Za moich starych, dobrych czasów...". Choć akurat "stare, dobre czasy" średnio pasowały do Nicolasa. On po prostu opowiadał o swoim państwie i to w taki sposób, że wielu osobom nagle zachciało się tam jechać, choćby na wakacje (przed czym Główny Mag ich z kolei przestrzegał, a gdy pytali się, dlaczego, on po prostu mówił coś o kiepskich władzach i wybuchał śmiechem. Sara była skłonna wierzyć w te kiepskie władze, bo kto inny, jak nie nieroztropny władca, mógłby zrobić z szesnastolatka Głównego Maga?).
Sarze nie wystarczały historyjki o Caście i pałacu. To były bajki, może i ciekawe, ale pozostawały tylko historyjkami, a Sara lubiła i łaknęła prawdy. Mogłaby z powodzeniem pisać do szkolnej gazetki, ale dyrektor pokręcił na ten pomysł nosem, a ona wiedziała, dlaczego. Moc. Czy od razu o wszystkim musiała świadczyć moc? Im większa moc, tym dalej w życiu Maga dojdziesz, dlatego Sara raczej nie widziała się w roli Czarodziejki. I tak do Akademii przybyła tylko ze względu na sytuację domową. Już woli być tutaj, niż tam.
Niemniej, złotowłosa, nawet jeśli była ciekawska, potrzebowała naprowadzenia. A gdyby się dowiedziała o celu Nicolasa, może nawet byłaby w stanie mu pomóc. A żeby to zrobić, żeby podać mu cenne informacje, musiała się do niego odezwać. Najlepiej sam na sam. Musiałaby spojrzeć w jego oczy i powiedzieć wszystko, co wie. Musiałaby? Nie okłamujmy się - chciałaby wręcz. Marzenia marzeniami, Sara po prostu stała się taka, jak dziewczyny, które w głębi duszy wyśmiewała - zauroczyła się, niemal nie znając charakteru ani cech osoby, będącej obiektem westchnień.
Koniec końców, w czymś, co możnaby... możnaby nazwać spełnieniem marzeń, no, może nie tyle spełnieniem, co lekkim odłamkiem marzeń, pomógł los i... schody. To naprawdę nie była Sary wina, ani żaden perfidny plan. Po prostu się potknęła, upadła, książka w twardej okładce, którą niosła, uderzyła ją w ramię, a obok akurat był Nicolas. Uparł się, żeby pójść z nią do pielęgniarki, mimo, że to nawet tak nie bolało. I najpewniej mogłaby powiedzieć, że nie bolało, gdyby nie chęć wypytania go.
Szli korytarzem w milczeniu. Właśnie był obiad i praktycznie wszyscy byli na stołówce, więc Sara miała większe szanse. Odezwała się spokojnie, acz stanowczo - postanowiła, że nie przepuści szansy na wiedzenie więcej niż inni:
- Była tu niedawno taka dziewczyna.
- Ach tak - odpowiedział wesoło blondyn.
- Zjawiła się niespodziewanie i niespodziewanie zniknęła.
- Mhm.
- Szukasz jej? - rzuciła mu szybkie spojrzenie, ciekawa reakcji. Jeśli jednak jej szukał, to udawał świetnie, bo na jego twarzy nie pojawiło się żadne nowe uczucie.
- Ciekawy pomysł. Gdybym jej szukał, to i tak nie wiedziałbym, gdzie mogłaby pójść... - stwierdził.
- A więc szukasz?
Pokiwał głową.
- A wiesz, że to żadna tajemnica? Wielu uczniów szóstego roku o tym wie.
Sara przygryzła wargę. Wygłupiła się. Debilka. Idiotka. Tak poświęciła się samemu Nicolasowi, że nie zwróciła uwagi na krąg, z którym rozmawiał. Po chwili jednak jej twarz rozjaśniła się.
- Był też taki chłopak. Uczeń. Sean. Zniknął tej samej nocy, co ona.
- Acha.
- Jego współlokator, Nathan... może coś wiedzieć na temat tej dziewczyny. Ale to tylko przypuszczenia.
W tym samym momencie doszli do pokoju pielęgniarki. Nicolas pożegnał szybko Sarę i odszedł. A złotowłosa miała dziwne poczucie, że w krótce zniknie i już się nie pojawi w jej życiu.
W połowie miała rację.
* * *
Nathan patrzył na kartki, na których miał napisać wypracowanie, i po chwili rzucił je w kąt. Co za beznadzieja! Szkoła magiczna, a wypracowania pisać trzeba tak czy siak! Wiedział jednak, że jego zły nastrój bierze się nie tyle ze zmory wypracowań - które zazwyczaj szły mu łatwo - co z braku Seana, leniącego się radośnie na łóżku obok. Znalezienie towarzystwa zastępczego wcale trudno mu nie przyszło... ale jednak. Nathan chciałby mieć chociaż kogoś w pokoju, bo sam czuł się tu... pusto. Dziwne, gdy przyłączał się do Akademii, marzył o tym, żeby każdy miał własny pokój. Jak tak mógł myśleć? Cholera, tragedia. Dlaczego nie mógł porwać się na to, pójść z Seanem i Alikal?
Puk - puk.
- Proszę - rzucił rudzielec, nie odwracając się.
Do pokoju ktoś wszedł i Nathan kątem oka zauważył, iż jest to ten cały Główny Mag. Dziewczyny go uwielbiały.
- Hej - powiedział blondyn, zamykając za sobą drzwi.
Siadł na łóżku (łóżku Seana) i czekał cierpliwie, aż chłopak na niego spojrzy. Gdy zielonooki w końcu uczynił mu tę łaskawość, zapytał wprost:
- Słyszałeś o Ladosie? - mina Nathana wystarczyła mu za odpowiedź. - Od tej dziewczyny? - znowu rudy nie zdążył nic powiedzieć. - Twój współlokator odszedł z nią?
Ta bezpośredność, zero owijania w bawełnę... Nathan czuł się równocześnie zakłopotany i zirytowany.
- Nie - odrzekł szybko. - Sean jest... jego ciocia...
- Wiem, słyszałem TĄ wersję. Chcę usłyszeć prawdziwą - obstawał przy swoim Nicolas.
- Och, to idź do kogoś innego, bo ja znam tylko tę wersję! - burknął rudzielec.
Blondyn westchnął.
- Lados jest demonem. Wiesz to, prawda? Przebudzonym demonem. Przeglądałem to, co ta dziewczyna, gdy tu była. Tylko pobieżnie. Ty też to przeglądałeś, nie? - po raz kolejny nie dał mu czasu na odpowiedź. - Większość była w innym języku, ale kilka dało się zrozumieć po naszemu. Mowa była o trzech kamieniach. Wiesz o tym? Wiesz. Powiedz po prostu, gdzie oni poszli najpierw - Nathan milczał. - Ja się nie mieszam w obce sprawy i doskonale rozumiem, róbcie co chcecie - wykonał gest rękami, jakby się bronił. - Mi na tym nie zależy. Ale pokonanie groźnego dla świata demona leży też w moim interesie, rozumiesz? Nie chcę ryzykować utraty kamieni. Mogą iść, gdzie chcą, robić, co chcą. Nikogo nie podkabluję. A więc pewnie kamień w Nyuma Ya Kuta Ya Moyo.
- Tak podejrzewam - poddał się Nathan.
Główny Mag klasnął wesoło.
- I tylko tyle chciałem wiedzieć! - przyskoczył do drzwi, w ostatniej chwili odwrócił się i spytał: - A co mam powiedzieć Seanowi i Alikal, jak do nich dołączę?
Rudzielec milczał. W końcu westchnął z rezygnacją, uśmiechnął się blado i powiedział:
- Po prostu bądź z nimi. Jeśli Alikal ci pozwoli.
Nicolas skinął głową i już go nie było. "W sumie, równy gość. Całkiem nie jak Główny Mag. Może nawet Alikal go przetrawi?".
Post został pochwalony 0 razy
|