Nicolas westchnął głęboko i usiadł w fotelu. Nareszcie chwila spokoju. Jak to się w ogóle działo, że to, co miał robić Eric, zawsze spadało na niego? Hm... no tak, wystarczy spojrzeć, żeby się przekonać, że Castą włada najbardziej nieodpowiedzialny król, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Nick uśmiechnął się pod nosem. Ale przynajmniej nie zarozumiały, jak większość panów i pań, u których czasami - aczkolwiek rzadko - bywał. Można trafić gorzej. Mag odetchnął i zamknął oczy, opierając się wygodniej. Za chwilę może coś sobie poczyta, może pójdzie coś zjeść gdzieś w stolicy, w każdym razie coś przyjemnego…
Mniej więcej w tym momencie chwile relaksu się skończyły, a do pokoju - a właściwie komnaty - wkroczył król Eric w towarzystwie swojej młodszej siostry, damy Ailee. Byli do siebie podobni już na pierwszy rzut oka: oboje mieli czarne, gęste włosy i oczy tego samego koloru. Hm, a może to tylko dla Nicolasa byli tak podobni? Znał ich już bardzo długo, w sumie to byli tak jakby też jego rodzeństwem, choć Eric wolał opcję mówiącą o tym, że go zaadoptował jako syna.
Król znalazł Nicka przy rzece, gdy ten miał mniej więcej siedem lat. Chłopiec niewiele pamiętał z przeszłości, a pewien był tylko swojego imienia. Inne rzeczy mieszały mu się w głowie, co jednak nie stanowiło przeszkody w dostosowaniu się do życia na zamku. Niedługo później odkrył swoje ogromne zdolności magiczne, a gdy odpowiednio je wyćwiczył, Eric natychmiast wziął go na posadę Głównego Maga. To była jedna z tych nieroztropnych decyzji - cała dziewiątka Wyższych Magów, konkurująca ze sobą o główne stanowisko, była, delikatnie mówiąc, niezbyt zachwycona, że dostało się ono jakiemuś trzynastoletniemu dzieciakowi. Teraz, prawie trzy lata później, Nicolas nie tylko wiedział, co powinien robić, ale też umiał robić wiele więcej - swoją postawą umożliwił damie Ailee zamążpójście i wyjazd z kraju. Wcześniej zbyt bała się zostawiać starszego o dziesięć lat brata samego, żeby przypadkiem nie doprowadził do upadku kraju.
Niemniej, kobieta nadal odwiedzała brata i Nicka, żeby sprawdzić, jak się sprawy mają. Zawsze gotowa do pomocy - choć nigdy nie było to jeszcze naprawdę bardzo potrzebne.
Teraz, gdy Nicolas ujrzał ich twarze, od razu wiedział, że coś jest nie tak. Nawet twarz Erica była całkiem poważna - choć jeszcze nie do tego stopnia, by uznać sytuację za awaryjną. Bardziej niepokojące było to, iż towarzyszyła mu Ailee, która przecież niedawno wyjechała i informowała, że przyjedzie nie bliżej niż za trzy miesiące.
- Hej! - rzekł Nick, siląc się na wesoły ton. - Coś się stało?
- To zależy, z jakiej strony na to spojrzeć... - odpowiedziała w zamyśleniu Ailee.
- Bardzo dużo! - wrzasnął z kolei jej brat. - To okropne! Nick, tak się boję! Ale ty mnie uratujesz, prawda?... - spojrzał na niego z wiarą. Mag uśmiechnął się z zakłopotaniem. Od dawna wiedział, jak duże nadzieje pokłada Eric w jego umiejętnościach. Jakby za pomocą magii można było zrobić wszystko.
- Oczywiście, że uratuję- rzucił chłopak. - Po to jest tu Główny Mag, nie? Lee - zwrócił się do brunetki - o co chodzi?
- Co? Ach… - wyrwana z toku myślenia kobieta spojrzała na niego lekko zamglonym wzrokiem. Po chwili jednak jej czarne tęczówki znowu były normalne. - Hm, tak naprawdę, to tylko informacja podana przez dwunastolatkę, ale znasz Erica... zawsze musi wszystko wyolbrzmić. Usłyszałam to w Aldanard, tam, gdzie jest ta Akademia. Jakaś dziewczyna przybyła tam i stwierdziła, że Lados się obudził.
- Lados… - powtórzył Nick. - To było do przewidzenia, nie?
- Coo?! - przeraził się jeszcze bardziej Eric.
- Co? - powtórzyła po nim jak echo siostra.
- Nie rozmawiałem o tym z wami. O wielu innych rzeczach tak, ale o tym akurat nigdy - przyznał blondyn.
* * *
Sean wydawał się przez te kilka dni całkiem odcięty od rzeczywistości. Zdarzało się, że nawet nie był pewien, na jakiej jest lekcji, myśląc tylko nad jedną rzeczą. Nie chodziło już o Alikal. Z takimi decyzjami wiąże się cała najbliższa przyszłość. Gdy pojedzie razem z nią, ile razy będzie żałował takiego wyboru? A jeśli nie pojedzie? Wiedział, że czas płynie. Wilkołaczka wprawdzie jeszcze była w Akademii, w najlepsze korzystając ze wszystkich wygód, które ten pobyt za sobą niesie, ale to przecież nie będzie trwało wiecznie... Tylko czekać, aż Alikal zniknie. A wtedy nie pozostanie po niej żaden ślad. Perspektywa wyprawy zostanie przekreślona. I koniec. Najgorsze było to, że Nathan mu nie doradzał - od zawsze uważał, że takie decyzje ludzie powinni podejmować sami. A gdyby rudzielec się odezwał, może wysunąłby kilka argumentów za tym, żeby Sean nie szedł - wtedy chłopak mógłby się ich chwycić i tłumaczyć sobie nimi taki, a nie inny wybór.
Ze strony Alikal natomiast było nie tyle milczenie, ile ignoracja. Gdy zobaczył ją na korytarzu, nawet na niego nie spojrzała. Wilkołaczka nosiła się z dumą po Akademii, nadal będąc obiektem ciekawości wielu uczniów, a nawet nauczycieli - w końcu przyszła znikąd, była nie wiadomo kim i gadała dziwne rzeczy. Dużo czasu spędzała w bibliotece, a ci najbardziej zainteresowani mówili, że czytała tylko te starsze książki, wypisane innym językiem niż ten, który znali.
Sprawa stała w miejscu. I zapewne nic by nie wykwitło. Niezdecydowanie Seana wiązało się po trochu ze strachem, strach z kolei podsuwał wybór pozostania. Ale Alikal nie zamierzała zniknąć z jego życia - choć obiecała to sobie, wściekła za jego odmowę i niedowierzanie, potrzebowała pomocy jeszcze w jednej, małej sprawie, i choćby wysilała mózg do niemożliwości, jedyną osobą mogącą pomóc w tej błahostce był Sean.
Pokój powinien być zamknięty, ale nie był. Dziewczyna nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi, z przyzwyczajenia głośno i zamaszyście. Zaraz rozejrzała się, ale nikt się nie zjawił, weszła więc swobodnie do pokoju. Podeszła do łóżka Seana. Chłopak spał, co było raczej do przewidzenia... o takiej godzinie. Zegar wskazywał dokładnie pierwszą trzydzieści jeden. Alikal bezlitośnie nim potrząsnęła, co nie przyniosło efektów. Zirytowana, trzasnęła go w ramię tak mocno, że poczuła pieczenie w dłoni.
- Ał - syknął chłopak i otworzył oczy. Zaraz siadł, zaskoczony. - Co ty tutaj robisz? Myślałem, że...
- Nie myśl - przerwała mu - że zamierzam jak jakaś skończona debilka błagać cię, żebyś ze mną poszedł. Co to, to nie. Nie mam najmniejszego zamiaru, jasne?! - ton jej głosu podniósł się i opadł, gdy tylko się zorientowała. - Potrzebuję po prostu trochę forsy na bilet. Pociąg. Oddam ci, jak kiedyś wrócę, jeśli nie, poproszę kogoś innego, żeby ci oddał.
- Na bilet?... Już odchodzisz?...
Prychnęła.
- A żebyś wiedział!
Jasnowłosy przetarł oczy i jęknął. Już teraz? Idzie? I co? On się wcale nie zdecydował! Nie może jeszcze trochę zaczekać?...
- Forsę na bilet, tak? Jasne, mam gdzieś tutaj... - wstał i zaczął grzebać w szafce. Wyjął kilka monet i jej podał. - Tyle wystarczy, nie?
- Jasne, że wystarczy - burknęła. Odwróciła się zamaszyście i podeszła do drzwi. Stanęła z dłonią na klamce. Spojrzała na niego zza ramienia i powiedziała niechętnie: - Hm... dzięki, Sean. Cześć - po czym wyszła.
Chłopak westchnął i opadł na łóżko. A więc tak to się kończy. Los już zdecydował. Za późno na zmianę decyzji. Podszedł do okna i spojrzał na rozjaśnioną latarniami drogę. Niedługo, unikając ich światła, będzie tędy przemykać Alikal. Jedna dziewczyna rzucająca się w wir ogromnego zagrożenia. Bez przyjaciół. Bez wsparcia. Bez pomocy. Jedna z tych osób, które wszystko robią same.
- Nie wybaczysz sobie, jeśli nie pójdziesz, prawda? Będziesz myślał o tym przez wiele miesięcy i zastanawiał się, co by było, gdybyś poszedł - Sean obrócił się, słycząc dźwięk tego głosu. Nathan siedział na łóżku sztywno wyprostowany. Jego zielone tęczówki świeciły w ciemności niczym dwa świetliki. - Można to łatwo sprawdzić - wstał. - Ja spakuję twoje rzeczy, mam gdzieś sporo pieniędzy. Weźmiesz je, mi i tak nie są panicznie potrzebne. A teraz się ubierz, szybko. Możesz jej nie dogonić, jak się nie pospieszysz.
- Nathan… - brązowooki spojrzał na niego ze zdziwieniem.
Rudzielec zaśmiał się.
- Dalej! Już!
Jakieś piętnaście minut później Sean ściskał w jednej dłoni walizkę, w drugiej portfel, i patrzył na współlokatora lekko przerażonym spojrzeniem.
- A moje zniknięcie? - pytał, gdy przemykali razem z Nathanem ciemnymi, długimi korytarzami akademii. - Przecież będą mnie szukać?
- Nie, zostaw to mnie - polecił rudzielec. - Musisz mi zaufać, okay?
- Hm, nie chcę ściągać na ciebie kłopotów… - jasnowłosy zmarszczył brwi.
Doszli do głównych drzwi. Nathan stanął tak nagle, jakby właśnie w tym miejscu, tuż przed drzwiami, znajdowała się jakaś granica, której on nie mógł przekroczyć. Sean musiał to zrobić sam - sam, bez przyjaciela.
- Jeśli przez następne trzy miesiące będziesz jęczał o tym, co przegapiłeś, to też będzie kłopot - rudzielec silił się na żart, pchając przyjaciela w przód.
- Nie mogę… - dłoń Seana zacisnęła się na rączce walizki. - Nathan, co ja robię?... - w jego oczach odmalowała się lekka panika.
- Ratujesz świat! Tak czy nie?
- Ja...
- Sean, za miesiąc będzie dwutygodniowa przerwa wiosenna, pamiętasz?
- Ta... tak - chłopak skinął głową.
- Wiem, gdzie będzie szła Alikal. Sprawdziłem to. Rozumiem jej zamiary. Dołączę do was podczas tej przerwy, obiecuję! Chociaż na trzy tygodnie, dobrze? Sean, nie namawiałbym cię, ale znam cię długo - wiem, że chcesz to zrobić. Idź. Idź i do zobaczenia.
Jasnowłosy zawachał się, ale nacisnął klamkę. W twarz uderzył go powiew świeżego, nocnego powietrza. Odwrócił głowę w stronę Nathana i uśmiechnął się.
- Dzięki.
Rudzielec pokiwał głową z uznaniem.
- Biegnij prosto na peron, przez las. Na pewno ją złapiesz.
- Tak.… - Sean ruszył przed siebie.
Po raz pierwszy od dawna zdał sobie sprawę, że naprawdę nie wie, co przyniesie jutro. Bo nie obudzi się w swoim łóżku. Nie zje śniadania. Nie pójdzie na poniedziałkowe lekcje. Wszystko się zmieni...
Trzeba tylko odnaleźć Alikal.
> Od autorki
Wszem i wobec (po raz pierwszy publicznie, yaaay~) przepraszam za charakter Erica. Zaręczam, że w drugiej części go nie poznacie ^ ^"
Post został pochwalony 0 razy
|