- Nyuma Ya Kuta Ya Moyo - Alikal wypowiedziała te słowa wręcz z nabożeństwem.
Sean uniósł brwi, z niedowierzaniem przyglądając się stojącym obok siebie w dwóch rzędach domkom. Niedaleko parkowały dwa małe, rozklekotane auteczka z poprzedniej epoki. Ludzie snuli się po ulicach ospale w kwietniowym słońcu, uwagę zwracały jedynie dwie ładne uczennice, najprawdopodobniej wracające ze szkoły. Na ich twarzach odbijało się wycieńczenie. Miasto było otoczone górami, niewysokimi, ale zawsze.
- I to dla tego… czegoś… tyleśmy szli? - upewnił się jasnowłosy, osuwając się lekko z szoku.
- Dokładnie - przytaknęła wilkołaczka, na co jej przyjaciel wybuchnął opętańczym śmiechem, zwracając na siebie uwagę mieszkańców.
- To już Miasto Kyle’a było większe… - wyjąkał w końcu.
Alikal wzruszyła ramionami.
- Teraz musimy tylko znaleźć kamień.
- Tak… Pewnie wisi na środku rynku, którego nie ma - prychnął Sean.
- Zapytaj się kogoś - zarządała dziewczyna.
- Dlaczego ja? Równie dobrze ty możesz to zrobić, tobie bardziej zależy. A poza tym, o co zapytasz? „Przepraszam, gdzie w okolicy jest magiczny kamień?”? Od razu zamkną cię w wariatkowie. I… - Sean spojrzał w ziemię. - …Wiesz chociaż, jak ta skałka wygląda? Równie dobrze to może być to. - Pochylił się i podniósł z ziemi niewielki, szary kamyczek. - Albo to. - Mówiąc to, kopnął inny, leżący w pobliżu.
- Kakuatan będzie wyjątkowy! - twardo zaprzeczyła szatynka. - Pewnie większy, błyszczący i będzie od niego biła energia!
- Brzmi jak naszyjnik w marzeniach nastolatki - uznał Sean. - To co robimy?
Alikal wzruszyła ramionami, stwierdzając z lekkim przerażeniem, że jej pomysły się urwały. Miała plan, że dojdzie do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo i zdobędzie kamień. Jakoś jej umknęło, że nie wie dokładnie, gdzie ma go szukać. Tylko, że gdzieś w tym mieście… miasteczku… wiosce. Zerknęła na Seana kątem oka, a że on akurat nie patrzył, przyjrzała mu się bardziej. Zdążyła się już do niego przyzwyczaić. Przywiązać. Gdzieś tam w niej była zakodowana informacja, że on jest obok. Teraz, stojąc tak, uświadomiła sobie nagle, że to się skończy. Gdy ona odnajdzie kamienie, on najprawdopodobniej postanowi zostawić ją. Tego nie chciała. A równocześnie zrozumiała, że jest to konieczne. Że straci go tak jak babcię. Może nie do końca tak, ale podobnie. Bo odejdzie i nie wróci. Nie do niej. Właśnie wtedy, gdy to do niej doszło, zrozumiała coś jeszcze. Że Sean, zostawiając ją, będzie szczęśliwy, a nigdy nie wiadomo, jak to będzie z tym kamieniem. Więc woli się go pozbyć już, teraz, i nie przywiązywać się bardziej. Ale równocześnie nie chce się żegnać, bo pożegnanie będzie ją bolało. A Alikal nie lubiła, gdy bolało. Nie w sercu.
- Zobacz! - Chłopak pociągnął ją za ramię, co wywołało leciutki dreszcz. Spojrzała we wskazanym kierunku.
Stał tam całkiem ciekawy duet. Chłopak, jasnowłosy, wysoki, szczupły, i - co nawet ona musiała przyznać - przystojny. Mówił coś do swojej, najprawdopodobniej, towarzyszki. Dziewczyna miała dziwne spojrzenie, jakby ciągle była zdziwiona, i układające się w lśniące fale, krucze włosy. Na oko mogła mieć czternaście lat - w każdym razie mierzyła zdecydowanie więcej od Alikal, a kobiece krągłości rysowały się u niej dużo wyraźniej.
- Ta laska jest… niezła - stwierdził Sean, szczerze zaskoczony. - Nie wiedziałem, że tu mogą być takie ładne…
- Oni na pewno nie są tubylcami - powiedziała szatynka, przybita swoimi myślami. - I co nas właściwie obchodzą?… - dodała, żeby całkiem nie stracić rytmu życia pola minowego. - Chodź, zjemy coś.
- Jedzenie rozwiązaniem na wszystkie problemy - podsumował z rozbawieniem jasnowłosy.
Alikal i Sean zdecydowanym krokiem minęli tamtych, ale wilkołaczka czuła na sobie wzrok przystojnego blondyna. Gdy odwróciła głowę na moment, ich spojrzenia się zetknęły. Miał duże, lodowoniebieskie oczy.
- Tamten chłopak był magiem - rzekł Sean, gdy usiedli przy stole w jakiejś knajpie i złożyli zamówienie.
- Tak, jasne… - Alikal westchnęła, podparła brodę dłonią i wpatrzyła się w okno.
- Każdy mag potrafi wyczuć innego maga, chyba ci już mówiłem? - Jasnowłosy wzruszył ramionami. - Zwłaszcza, jeśli zieje od kogoś magią na kilometr…
Wilkołaczka westchnęła, nie zdejmując wzroku z szyby. Nie miała siły analizować, wykłócać się czy drażnić. Nawet rozmawiać. Ostatnie myśli jakoś nagle zgasiły ją w sobie. Czuła się rozdarta pomiędzy dwie siebie. Jej indywidualistyczna i samotnicza część wolała zostawić Seana najlepiej natychmiast i już nigdy więcej z nikim się nie zaprzyjaźniać, a ta jej druga połowa… której nawet nie umiała określić, chciała zostać z chłopakiem na zawsze. Nie mogła uwierzyć sama sobie. Polubiła osobnika płci męskiej. Do tego maga. Niedoszłego, ale nadal.
Sean nawet nie zauważył jej wewnętrznej walki.
- Może oni też szukają kamienia?…
- Co? - Alikal łyknęła ten tekst. - Nie, nie, nie! Niemożliwe!… Sądzę… Jestem pewna, że są tu tylko przypadkiem! Nawet, jeśli są magami, to pewnie nie wierzą w Ladosa…
- Tylko on - sprostował Sean. - Tylko on jest magiem. Ona nie ma w sobie magii za grosz. Przynajmniej tej, o której teraz mówimy…
Dziewczyna zastanawiała się, czy potraktować to jako złośliwość, zrezygnowała jednak. Głównie z braku siły do kłótni. I niejakiej depresji, która nagle ją zaatakowała, wdzierając się do jej umysłu i w najlepsze podważając rozmaite argumenty, które dotąd wspomagały Alikal w dotarciu do celu.
- Może ich po prostu spytajmy? - snuł swoje Sean. - Jeśli faktycznie szukają kamienia, to może…
- I co im powiemy, jeśli się okaże, że właśnie go nie szukają?… - Nawet głos wilkołaczka miała bardziej przygaszony i chyba jasnowłosy nareszcie postanowił to zauważyć.
- Źle się czujesz?
- Hm?… - spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Boli cię głowa, na przykład? - sprecyzował.
Chciała zaprzeczyć, ale uznała, że to dobra wymówka na brak rozmowności.
- Trochę. To pewnie przez to słońce… zaczęło przygrzewać jakby mocniej - wyjaśniła trochę zbyt szybko, jak na osobę odczuwającą ból głowy.
- Nie widzę różnicy - szczerze stwierdził Sean. - Ale może spróbujemy znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Mieliśmy spać na dworze, ale w takim układzie…
- Nie. - Głos Alikal był zdecydowany. - Śpijmy na dworze.
Postanowiła.
Niebo było czyste i pokryte gwiazdami, a księżyc widniał na niebie w formie zgrabnego, pełnego półkola. W okół panowała cisza, przerywana jedynie cichym chrapaniem Seana. Alikal leżała i szukała na firnamencie gwiezdnym jakiegoś ze znanych sobie zbiorów. Nie potrafiła się zebrać, by odejść. Głupia. Przecież po śmierci babci obiecała sobie już się nie przywiązywać. Nawet była zimna, oschła, niemiła i ignorancka, choć to akurat były jej cechy wrodzone, ale w tym jednym przypadku powinny pomóc, a nie przeszkadzać, jak zwykle. Więc dlaczego mimo tego wszystkiego Sean był tak uparty, że jakoś dotarł do jej serca? I czemu nie umiała go stamtąd wygonić?
„Głupia, głupia Alikal. Dlaczego krzywdzisz sama siebie?”. Nie umiała odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale wiedziała, że jeśli teraz nie odejdzie, nie odejdzie nigdy.
Ta myśl popchnęła ją do działania. Wstała z ziemi i z niejakim rozczuleniem spojrzała na pogrążonego we śnie chłopaka. Jej pierwszy przyjaciel. Oczywiście, po babci, ale ona się nie liczyła. Była zbyt wyjątkowa i zbyt kochana, by się zaliczać do przyjaciół. Ona była kimś więcej, kimś absolutnie niezwykłym. A Sean po prostu przyjacielem.
Ale to i tak dużo, zważając na to, jakie ciepło w sercu Alikal czuła, patrząc na niego.
Uśmiechnęła się słabo, klękając przy nim.
- Dziękuję - szepnęła. - Kochany jesteś, wiesz?
Potem wzięła głęboki oddech, odsunęła się od chłopaka i znowu stanęła na nogi. Poczuła dławiące łzy, ale powstrzymała je. Obróciła się i odeszła.
Ani razu nie spojrzała za siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|