Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 18. Miasto, z którego nie ma wyjścia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:18, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 18. Miasto, z którego nie ma wyjścia
Nathan patrzył na kubek z irytacją. Herbata, co prawda, nic mu nie zrobiła, ale ktoś inny - owszem. Royse. Nie umiał pozbyć się z umysłu jej wczorajszych słów. Były jak uparty, mały chochlik. Powiedzieć Sarze? Przecież doskonale pamiętał, jak ta dziewczyna przyjaźniła się z Seanem.
- Ty tutaj? - usłyszał wesoły głos Mioki.
Podniósł głowę i pokiwał nią.
- Muszę się napić.
- Tak… - zachichotała. - Wyglądasz na bardzo spragnionego.
- Co? Nie, ja po prostu… Nieważne. A jak tam koleżanki z drużyny? - zmienił temat.
Mioki westchnęła ze smutkiem.
- Fatalnie. Nie rozumiem, jak mogą się tak załamywąć. Muszę je jakoś zmotywować! - Z tym nagłym, energicznym okrzykiem na ustach wskoczyła na stół i siadła na nim. Zaraz zaczęła machać nogami, jak często robiła na, przesiadując na pomoście. - Masz jakiś pomysł?
- O jeju… - Nathan oparł się wygodniej. - Nie, żadnego.
Zapadło milczenie. Dziewczyna szybko je przerwała niepewnymi słowami:
- Chcę cię o coś spytać… ale to chyba osobiste.
Nathan spojrzał na nią z jawnym przerażeniem. O co? Zaraz do głowy przyszło mi kilkanaście bądź co bądź głupawych pomysłów.
- No… dawaj.
- Czy ty… jesteś samotny?
Tylko to? Rudzielec wybuchnął śmiechem.
- Bo zawsze, jak cię spotykam, to jesteś sam, i wyglądasz na smutnego… - tłumaczyła zarumieniona brunetka. - Tylko ta Sara, ale ona…
- Samotny… - przerwał jej Nathan, nadal z rozbawieniem. - Samotny może i jestem, bo wyjechał mój współlokator, a z nim się najlepiej dogadywałem.
- Tak… to było głupie pytanie - mruknęła Mioki.
- Trochę - przyznał rudzielec, upijając spory łyk herbaty i wstając. - Dobra, chodź pograć w tę twoją siatkówkę.
Brunetka z miejsca się rozpromieniła.

- I ten demon ciągle żyje? - upewniła się Sara.
Nathan wciąż nie mógł uwierzyć, że jej powiedział. Royse wywierała na niego dziwny wpływ. Jakoś wierzył jej słowom, tak beznadziejnie prosto. A równocześnie naprawdę chciał się dostać do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo, choćby po to, żeby sprawdzić, jak poszło Seanowi i Alikal. A jeśli ten cały helikopter był prawdą…
Skinął głową.
- To super! - ucieszyła się dziewczyna.
- Co? - Rudzielec nie wierzył własnym uszom.
- Su - per! - powtórzyła. - Ale nie rozumiem, dlaczego nie poszedłeś z Seanem.
Nathan machnął ręką.
- Szkoda gadać. Wiesz, jaka ta panienka jest wrzaskliwa? Poza tym, takie wyprawy nie są dla mni.
- Ale dołączysz do nich w wakacje?
- Nie mam pojęcia. Naprawdę nie wiem. Ale obiecałem Seanowi, że w ferie wiosenne spotkamy się w Nyuma Ya Kuta Ya Moyo. Nie ma szans, żebym tam dotarł. - Mówiąc to, rzucił jej spojrzenie z niejaką nadzieją.
Sara roześmiała się.
- Teraz są!

* * *

Trzy dni. Dotąd Alikal nigdy tak beznadziejnie nie przepuściła trzech dni swojego życia. Wallace robił swoją beznadziejną miksturę na Mgłę, a ona musiała tu siedzieć i… no właśnie, i co? Głównie zajmowała się jego córkami, które okazały się być dosyć znośne.
Myślała jednak ciągle o tym samym.
O babci.
O Seanie.
O kamieniu.
O tym drugim bardzo często. Wiedziała, że przebywał u Rhodri’ego - niejako króla tego całego Miasta - i wyłącznie na tego dzieciaka liczył, jeśli chodzi o odnalezienie wyjścia.
Alikal czasami, wbrew sobie, pragnęła pójść i przeprosić go. A później - co do tego miała pewność - we dwójkę wygrzebaliby się z tej beznadziejnej sytuacji. Nareszcie.
Ale dziewczyna była tylko sobą. W życiu nie przeprosiłaby nikogo. O magu już nawet nie wspominając.
Tyle, że Sean nie był magiem. Był przyjacielem. Przynajmniej do niedawna.
Ale nawet tak to sobie tłumacząc, nie miała tyle silnej woli, by się przemóc i pierwsza wyciągnąć rękę.

- Myślisz o Alikal?
Kyle, po swojemu, siedział na zimnej posadzce, zamiast zdecydować się na łóżko czy fotel. Jedną dłonią głaskął mruczącego z zadowoleniem, pręgowanego kota (bo kotów to w Mieście było więcej niż grzybów po deszczu), a drugą opierał o podłogę. Jego wzrok był jednak skierowany w stronę Seana.
Ten przytaknął.
- O niej i wyjściu stąd. Ten mały książę coś się ociąga. Wydaje mi się, że on wcale nie chce, żebym stąd odszedł - stwierdził ponuro Sean.
- Dlaczego? - zdziwił się rudy.
- Lubi moje czary. W kółko czegoś ode mnie rząda. - Jasnowłosego wyraźnie przybijała ta sytuacja. - Robi sobie ze mnie pupilka. O ile na początku znał jeszcze granice, to teraz już zdecydowanie za często przegina. I jest wściekły, jak mu odmawiam. Nie mówi tego, nie krzyczy, ale to widać. Jakbym był jego… służącym.
- Po prostu nie jesteś przyzwyczajony do tego, że ktoś ma nad tobą władzę - pocieszył go Kyle. - Przyzwyczaisz się.
- Ja nie chcę się przyzwyczajać! - zdenerwował się Sean. - Chcę stąd odejść!
Rudy westchnął i przechylił głowę do tyłu. Patrząc w sufit, rzekł:
- A co zrobisz, jak droga się nigdy nie odnajdzie?
- Jest taka możliwość?!
Kyle przechylił się już całkowicie i opadł na plecy. Zaskoczony kot podskoczył.
- Wiesz, nikt stąd nie wyszedł od wielu lat… Dlaczego nagle miałoby się coś zmienić?
- Nie pocieszaj mnie więcej. Nawet Alikal jest w tym lepsza - burknął Sean, podnosząc się z łóżka. Zaczął chodzić po niedużym pokoju w tę i spowrotem. - Kiedy Rhodri… zabłysnął? - podjął.
- Mówiłem ci już. Jakieś trzy lata temu.
- Działo się wtedy coś dziwnego?
- Hm… - Kyle wziął ręce za głowę. - Jakby się tak nad tym zastanowić…
Jasnowłosy spojrzał na niego z zainteresowaniem.
- …Nie, nie pamiętam. Ale spytam Ingrid.
- To beznadziejne… Mogłem w ogóle nie wchodzić w tę durną Mgłę! - Sean przyspieszył kroku. - Od początku wiedziałem, że coś jest nie tak! Ale nie, Alikal musiała…
- Mówiłeś to już - przerwał mu radośnie rudy.
Chłopakowi opadły ręce.
- Masz rację. Ciągle mówię to samo! Mam już dosyć! I tego księcia od siedmiu boleści, i tego miejsca, i… Alikal też!
- Nie ma jej tu teraz - przypomniał Kyle.
- Wiem… - prawie mag spojrzał na niego smutno. - Ale myślenia o niej mam dosyć!
Rudy pokiwał głową ze zrozumieniem.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin