„Podzameczne” było przyjaźnie wyglądającym ośrodkiem o białych ścianach. Balkony poozdabiano donicami, z któryh wkrótce miały wyrosnąć kwiatki. Latem musiało to nadawać budynkowi uroku. Część ośrodka zajmowała restauracja, obecnie pusta. Ewentualni goście siedzieli na ławkach przy stołach wystawionych na zewnątrz. Było ich zaledwie kilku. Przy stole na prawo Nicolas i Ameta, którzy właśnie skończyli obiad, a naprzeciwko grupa nastolatków pochylonych nad stołem i zajmujących się czymś, co średnio obchodziłotę pierwszą dwójkę.
Bliżej brzegu z pomostu do wody skakało kilkoro ludzi.
- Poważnie - mruknął Nick, patrząc na nich i opatulając się mocniej bluzą. - To już przesada. Ile w tej wodzie może być stopni, co? Jak sądzisz?
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
- Widzisz, w Caście zima jest krótsza i nie taka ostra. Jeśli wypada się z rzeki w środku zimy, może być lodowato, ale normalnie to nie. Casta to ciepły kraj i temu, kto się przyzwyczai, trudno przywyknąć do takiego ciągłego wiatru na końcu marca - powiedział chłopak. - Ty chyba jesteś z nieco zimniejszego miejsca…
Ameta wzruszyła ramionami.
- Naprawdę chciałabym wiedzieć - stwierdziła cicho.
- Dowiesz się - zapewnił ją Nicolas. - Jak nie przypomnisz sobie sama, to wymyślimy inny sposób. Znajdziemy Przeszłość, na przykład…
- To chyba nie jest proste - zauważyła niepewnie brunetka.
- Na pewno nie jest, ale to nic. Oby Przeszłość była na ziemi…
Ameta otworzyła usta, żeby spytać, czemu to tak ważne, ale w tym momencie z sąsiedniego stołu rozległy się krzyki i gwizdy. Ich powód stał nieco dalej i miał postać ślicznej blondynki w rozpiętej, czarnej kurteczce, pod którą była tylko cienka bluzeczka tego samego koloru w białe paski. Na nosie dziewczyny były okulary przeciwsłoneczne, noszone mimo braku słońca.
Nick pokiwał z uznaniem głową, podpierając brodę na dłoni.
- Ej, ślicznotko! - krzyknął jeden z chłopaków z sąsiedniego stołu. - Chodź no zagrać z nami w pokera!
- Bardzo chętnie - rzekła, powodując opad szczęk kolegów jej przedmówcy. Panienka podreptała do nich (na nogach miała wysokie kozaki z czarnej skóry) usiadła obok tego, który ją zaprosił. - Ja rozdam - zarządziła, biorąc karty od zszokowanego nieznajomego.
- Wiesz, o co chodzi w grze w pokera? - spytał Nick swoją towarzyszkę. Tamta pokręciła głową. - W tą grę gra się z reguły na pieniądze - mówił więc, przyglądając się, jak blondynka kładzie stawkę wejściową. - Zależy od szczęścia i umiejętności kalkulowania możliwości pomyślnego układu kart. Układy te idą wartościowo w górę w następującej kolejności: pierwsza jest para, czyli dwie karty o takiej samej wartości. Następnie dwie pary, to jest dwie pary kart o takiej samej wartości. Później trójka - czyli trzy karty tej samej wartości. Następnie strit, czyli pięć kart ułożonych w kolejności od najniższej do najwyższej, na przykład od pięciu do dziesięciu. Kolejny jest kolor - pięć kart w takim samym kolorze, następnie kareta, czyli cztery karty o tej samej wartości. Potem poker, czyli strit w kolorze. I najwyższy, królewski poker. Karty od dziesiątki do asa w jednym kolorze.
Ameta kiwała głową, niepewnie układając sobie te chwilowo bezcenne wiadomości w głowie, i obserwowała na zmianę swojego rozmówcę i rozgrywkę. W pewnym momencie z sąsiedniego stołu rozległy się okrzyki zdziwienia, uznania i złości. Jasnowłosa panienka zgarnęła sporą sumkę, a w miarę kolejnych partyjek ona tylko rosła. Nick co jakiś czas kręcił głową, aż w końcu westchnął i wstał. Brunetka także poniosła się z ławy, mając nadzieję, że wreszcie stąd pójdą, ale jej towarzysz podszedł do stołu grających. Przyglądał się przez chwilę, czekając, aż zostanie zauważony. Został dość szybko.
- Co się gapisz?
Naskoczył na niego niski szatyn, siedzący najbliżej. Najwyraźniej czuł obawę, że Nick zagląda mu w karty.
Mag wyciągnął portfel z kieszeni.
- Zagram z wami - stwierdził spokojnie.
- A kto tak powiedział? - zdenerwował się jeden z nastolatków.
- Ja - rozległ się zrównoważony głos blondynki. - Niech zagra. Więcej forsy dla mnie.
Chłopak, który zaprosił ją do gry, mruknął coś z niechęcią i zaczął rozdawać. Nick, zgarniając swoje karty, był już pewny wygranej. Spojrzał na nie, zamienił tylko jedną. Perfekcyjnie. Nie pomylił się.
Ameta zajrzała mu przez ramię. Nie wiedziała, czy jego karty są dobre, czy złe, ale chyba dobre, bo stawiał sporo. Suma na środku stołu rosła szybko, aż w końcu spasowali wszyscy - poza Nicolasem i jasnowłosą pięknością.
- Sprawdzam - powiedziała w końcu tamta.
- Nie - chłopak pokręcił głową, dokładając monetę. - Ja sprawdzam ciebie.
- Dobrze - uśmiechnęła się radośnie, pokazując karty. - Pożegnaj się z pieniędzmi. Kłania się kareta z asów.
Mag pokiwał powoli głową.
- I ma komu - rozłożył swoje karty na stole. - Honory przyjmuje poker.
- Miałeś… - blondynkę na chwilę zatkało, po kilku sekundach jej twarz rozjaśnił jednak słodziutki uśmiech. -…Ogromne szczęście - dokończyła.
Gra toczyła się od nowa. Nick przegrywał lub wygrywał, z naciskiem na to drugie, Ameta patrzyła, a niebo ciemniało. W końcu nastolatkowie - w tym posiadacz kart - stwierdzili, że muszą spadać, i przy stole zostali wyłącznie Nick, Ameta i ładna blondynka.
- Powiem ci, że mnie zaskoczyłeś - stwierdziła dziewczyna. - Karta cię lubi.
Wzruszył ramionami.
- Zdarza się.
- Nie. Nie zdarza. Jesteś pierwszą osobą od wielu lat, która ma większe szczęście w kartach niż ja - wyznała. - A to oznacza dwie rzeczy.
- Jakie? - zainteresował się Nicolas.
- Świetnie oszukujesz… albo jesteś magiem. - Blondynka spojrzała na niego czujnie.
- Ja nigdy nie używam magii do oszustw, jasne? - Nick pomachał przed sobą dłońmi, jakby w obronie.
- Oczywiście. - Wstała, oparła dłonie na stole i wysunęła twarz do przodu, patrząc mu czujnie w oczy. Jej tęczówki miały intensywną, brązową barwę. Chłopak odchylił głowę. - I wcale nie musisz. Karta lubi magię. Dlatego ciągle wygrywam.
- Jasne… - Nick uśmiechnął się swoim wyćwiczonym uśmiechem, który przydawał się, gdy wcale nie miał powodów do uśmiechu. - Ale ty nie jesteś czarodziejką.
- A skąd wiesz?
- Nie czuję.
Ramiona dziewczyny lekko opadły.
- Masz rację. Nie jestem czarodziejką - przyznała z żalem. - Kiedyś uratowałam życie pewnej osobie i w zamian otrzymałam od niej medalion umożliwiający czary. Takie raczej drobne, ale i tak to było przyjemne. Później ktoś mi go zabrał. Od tamtego czasu mój bezpośredni kontakt z magią objawia się jedynie w takich sytuacjach. Mam zwyczajnego fuksa.
- Zastanawiam się… - Nicolas podparł brodę dłonią. - …Kto jest tak lekkomyślny, by rozdawać takie magiczne zabawki?
- Nie upoważniła mnie do opisania wyglądu czy choćby podania imienia - zastrzegła się od razu jasnowłosa. - A’propos… jestem Juliett. Ale wszyscy mówią mi July - wyciągnęła do niego dłoń, na powrót siadając.
Nick uścisnął ją.
- Nicolas. A to Ameta - wskazał głową czarnowłosą, ciągle w milczeniu siedzącą obok.
- To co tu właściwie robisz?
- A ty?
- Mieszkam. W zamku dziadka. A co? Też mieszkasz gdzieś w okolicy? Moglibyśmy czasami się spotkać, nie? - wyraźnie napaliła się na ten pomysł.
- Raczej nie. - Blondyn westchnął. - Jesteśmy przejazdem. Jutro jedziemy dalej. Do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo.
Dziewczyna uniosła brew do góry i otworzyła usta, by zadać jakieś pytanie, po chwili jednak zmieniła zamiar i powiedziała jedynie:
- Szkoda. - Milczała dalej. Nagle spytała: - A czemu twoja koleżanka się w ogóle nie odzywa? Nie grała z nami, i w ogóle.
- Ona tak ma - wyjaśnił szybko Nicolas. Nienawidził kłopotliwych pytań o Ametę. July chyba się tego domyśliła, bo zmieniła temat:
- Jesteście przejazdem, tak? A macie gdzie mieszkać? Możecie tę noc spędzić w zamku mojego dziadka, co? Na pewno się zgodzi.
Nick uśmiechnął się.
- Czemu nie?
Ameta skubała rękaw swojej piżamy i patrzyła na Nicolasa. Siedział po przeciwnej stronie łóżka, wyraźnie zakłopotany.
- Możesz spędzić noc sama w komnacie, nie?
Wpatrzyła się w niego spłoszonym wzrokiem. A dlaczego nie chciał z nią zostać? Pewnie wolał spędzać czas z tą July.
- Wiesz, bo tu jest tylko jedno łóżko - dodał szybko, chcąc rozwiać ewentualne wątpliwości czarnowłosej.
Jedno łóżko? Nie rozumiała problemu. Było tak szerokie, że zmieściliby się oboje.
- Mogę spać sama.
- Świetnie - Nicolas uśmiechnął się z ulgą. - Jakby co, będę… w komnacie obok. - Po tych słowach wyszedł, zostawiając ją samą.
Ameta podeszła do włącznika, zgasiła światło i wróciła na łóżko. Okryła się kołdrą i natychmiast zadygotała. Nie czuła wprawdzie zimna, ale pustkę - owszem. Zawsze, gdy nie mogła spać, miała możliwość wsłuchania się w oddech Nicka, lub spojrzenia na sąsiednie łóżko, w którym zwykle leżał w objęciach Morfeusza. Teraz natomiast była zupełnie sama, a poczucie porzucenia potęgowała wielkość pokoju, w którym się znajdowała. Leżała sztywno i patrzyła na baldachim w mandarynkowej barwie, wiszący nad nią. Szybko wyłapała w ciemności tykanie zegara, wiszącego po przeciwnej stronie komnaty.
Nie zasnę tak, uświadomiła sobie. Czuła jakiś nieuzasadniony strach, który z resztą towarzyszył jej dość często. Teraz jednak zdawał się być większy.
Jakby co, będę… w komnacie obok.
Nick nie chciałby, żeby go nękała po nocach. Wiedziała o tym doskonale, postanowiła więc poradzić sobie z własną obawą sama. Leżała dalej. W końcu stwierdziła, że czuje suchość w gardle i coś ją ściska w żołądku. Podniosła się z posłania i powoli stanęła stopami na zimnej posadzce. Otworzyła drzwi i wystawiła głowę na długi korytarz. W okół z każdej strony były drzwi. Zdecydowała się na te po prawej.
Postanowiła, że tylko spojrzy na Nicka i wróci do siebie. Nie obudzi go. Tylko popatrzy.
Nie pukała, po prostu je otworzyła. Podreptała powoli do łóżka. Chłopak faktycznie tam leżał. Tyle, że nie spał i od razu podniósł na nią niebieskie oczy. Potem wstał do pozycji siedzącej.
- O co chodzi? - zapytał.
Zakłopotała się. Co niby miała mu odpowiedzieć? Że się bała? To byłoby beznadziejne. Jak niby ma się równać z taką Juliett, która wciąż wygrywa w pokera, jak boi się spać sama w pokoju? I dlaczego porównuje się do tej dziewczyny?…
Nicolas pokręcił głową i przesunął się.
- No chodź.
Weszła do łóżka i siadła obok blondyna, starając się nie patrzeć w jego stronę.
- Przepraszam - wyjąkała.
Chłopak westchnął i objął ją ramieniem.
- Nic się nie stało. Może ty jesteś stworzeniem nocnym, co? Nigdy nie śpisz wtedy, kiedy trzeba, a ostatnio w samochodzie przespałaś całą trasę.
Ameta oparła głowę na ramieniu Nicka i uśmiechnęła się lekko.
- Nauczysz mnie grać w karty? - spytała cichutko.
- Co?… Ach, w karty. Oczywiście. W jaką tylko grę zapragniesz. O ile ją znam… - roześmiał się z bliżej nieokreślonego powodu.
- I będę umiała grać jak Juliett?
- Ametko, w grze w pokera dużą rolę odgrywa szczęście. Jeśli chcesz grać na myślenie, najlepsze są szachy…
- Szachy?
Spojrzał w górę i odetchnął, po czym znów zwrócił wzrok ku brunetce.
- Nieważne.
Siedzieli tak długą chwilę, on oparty o ścianę, ona o niego. Czuła, że ogarnia ją spokój, a cały strach gdzieś ulatuje. Przymknęła oczy i wsłuchała się w oddech chłopaka, który był tak blisko. W końcu zapadła w sen. Pierwszy raz od dawna był to naprawdę spokojny, relaksujący sen.
* * *
Nathan gapił się na kosmiczne pytanie, na które miał pisemnie odpowiedzieć w ramach pracy domowej na Historię Magii. Był pewien, że nie uczyli się jeszcze tego tematu. Westchnął z rezygnacją i uniósł długopis, żeby napisać byle co, w tym momencie jednak usłyszał pukanie. Odwrócił się w stronę drzwi. W tej chwili był wdzięczny temu, kto stał po drugiej stronie, bo nieznany gość oderwał go od lekcji.
- Proszę.
Klamka poruszyła się i drzwi do pokoju otwarte zostały przez nikogo innego, jak Royse Rodriguez. Cała wdzięczność gdzieś uleciała.
- Czemu zawdzięczam te rzadkie odwiedziny? - spytał chłopak, na powrót spoglądając w stronę zeszytu. - Znowu chcesz udzielić mi jakiejś genialnej rady? Wiesz, do czego się przyczyniłaś? - rzucił długopis obok otwartego podręcznika, wstał i obrócił się na pięcie ku niej. - Dręczy mnie Sara Delgado zostawiona przez koleżanki, która chce koniecznie wiedzieć, gdzie zniknął mój przyjaciel! A po szkole Mioki Hiraoka chce koniecznie grać ze mną w siatkówkę, jakby już nie miała nic innego do roboty! A teraz zjawiasz się ty, i… i co?
Royse spokojnie podeszła do szafy, otworzyła ją i wyciągnęła z wnętrza zieloną kurtkę Nathana, którą rzuciła w jego stronę.
- Masz - powiedziała. - Wietrznie dzisiaj.
- Naprawdę? - rudzielec uniósł brwi. - Jakoś tego nie zauważyłem w swoim pokoju.
- Tutaj nie - przyznała brunetka. - Ale na zewnątrz owszem, a właśnie tam idziemy. - Po tych słowach skierowała się w stronę drzwi.
- Dlaczego niby decydujesz za mnie? Może ja teraz nie chcę iść?
Royse wzniosła oczy do nieba z teatralnym westchnieniem.
- I tak zdecydujesz się pójść. Może oszczędzisz mi więc etapu wyrzutów?
Nathan skrzywił się, z niechęcią naciągając na siebie ubranie wierzchnie.
- Nie ciesz się za wcześnie, wymieniony etap mogę przeprowadzić też w drodze. I nikt nie może nas zobaczyć razem.
- Dlaczego? - szczerze zdziwiła się brunetka.
Rudzielec jęknął. Uniósł kciuk w górę.
- Ostatnio byłem w mieście z Sarą. - Kolejny palec w górze. - Ciągle gram w siatkówkę z Mioki. - Kolejny palec. - A teraz na dodatek przechadzam się z tobą! Wnioski? Albo chodzę z kilkoma dziewczynami naraz, albo - jeszcze gorzej - jestem gejem i dlatego lepiej dogaduję się z dziewczynami.
- To, że się dogadujesz, wcale nie musi oznaczać, że masz inną orientację seksualną - stwierdziła spokojnie dziewczyna. - Po prostu jesteś inteligenty i rozumiesz mądrzejszą płeć.
- Jeszcze jedno słowo… - syknął okularnik przez zęby.
Szli już od jakichś pięciu minut, a Royse nie odezwała się ani słowem. Nathan też nie miał jakoś specjalnie ochoty zaczynać rozmowy. Milczał, czekając aż brunetka wywali kawę na ławę. Tak też się stało.
- Co ty świrujesz z tą Mioki? - spytała bezpośrednio.
- Co?! - zszokował się. - Nic! Po prostu jest moją koleżanką, i tyle. Czasami gramy.
- I bardzo źle - uznała Royse. - Musisz spędzać czas z Sarą.
- A to niby dlaczego? - szczerze się zirytował Nathan. Nie dość, że udziela mu złych rad, to teraz jeszcze ma wybierać, z kim będzie spędzał czas? Szkoda bardzo! - Poza tym… ona mnie wypytuje o Seana. Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to irytujące.
Royse wzruszyła ramionami.
- Powiedz jej.
Nathana po prostu zatkało.
- Powiedz jej - powtórzyła dziewczyna. - Możesz jej powiedzieć. Dzięki niej w ferie wiosenne dotrzesz na czas do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo i spotkasz tam Seana, tę jego dziewczynę i jasnowłosego maga.
- A skąd możesz wiedzieć takie rzeczy?
Royse nie odpowiedziała. Dalej szli w milczeniu. Nagle zapytała:
- Wierzysz w smoki?
- Kiedyś żyły. - Rudzielec przypomniał sobie lekcję dotyczącą smoków na Historii Magii w drugiej klasie. - Ale wyginęły.
- Jasne… - pokiwała głową w zamyśleniu. - A anioły?
- Anioły co? - Okularnik zmarszczył brwi.
- Wierzysz? W żyjące na ziemi anioły?
- Nie wiem… Nigdy o tym nie myślałem.
- A feniksy? - ciągnęła.
- A we wróżki wierzysz? - spytał szyderczym tonem Nathan.
- Wierzę - uniosła głowę wysoko w górę. - We wszystko wierzę. Bo wszystkie te istoty kiedyś istniały.
- Oczywiście… - Rudzielec długo przeciągał wszystkie samogłoski w tym słowie.
Royse machnęła dłońmi.
- Szkoda w ogóle z tobą gadać. Masz spędzać czas z Sarą, jasne?
Po czym, nawet nie dając mu czasu na odpowiedź, zniknęła między drzewami.
Post został pochwalony 0 razy
|