Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 16. Nowe zajęcia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:17, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 16. Nowe zajęcia
Alikal zebrała się w sobie wystarczająco, by wstać, dopiero po kilkunastu minutach. Otarła łzy i próbowała nie myśleć o Seanie. Niestety, im bardziej starała odgonić swoje myśli dotyczące tego tematu, tym natarczywiej one wracały. Dlatego dalej czuła kłucie w sercu, a nawet jakaś jej część rozmyślała nad powrotem. Wilkołaczka skutecznie ją zwalczała i szła wzdłuż mgły, której nie sposób było nie odnaleźć. Ludzie już wylegli na ulice po ulewnym deszczu i wielu spoglądało na nią z ukosa. Reszta otwarcie się na nią gapiła. Najbardziej, nie wiedzieć czemu, irytował ją siedzący na ławce mężczyzna poniżej trzydziestki z jasnymi włosami sięgającymi trochę poniżej szyi. Alikal zdążyła już zauważyć, że długie włosy u osób płci męskiej nie stanowiły tutaj rzadkości.
Szybko zirytował ją do tego stopnia, że podeszła do niego i warknęła, jak to miała w zwyczaju:
- Nie gap się.
Może w środku się sypała, ale na zewątrz wigor pozostawał. I trudno, naprawdę trudno byłoby to zmienić na dłużej niż dziesięć minut.
Tylko że faceta wcale nie przestraszyła. Przeciwnie, na jego twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia.
- Czekałem, aż podejdziesz, dziewczyno zza Mgły - powiedział z miną wygranego. - Jestem Wallace.
- A co mnie obchodzi, jak się nazywasz?!
- Jestem przekonany, że chcesz się stąd wydostać.
- Nie… - Alikal długo przeciągała e. - Wyobraź sobie, że tak mi się tu podoba, że wcale nie zamierzam odchodzić! - jej głos ociekał całym sarkazmem tego świata.
Nie tak łatwo było go zniechęcić. Ironiczne słówka i niechęć bijąca od dziewczyny nic nie pomogły. Doprowadziły jedynie do wybuchu śmiechu.
- Temperamentna z ciebie dziewczynka - stwierdził. - Ja się przedstawiłem, teraz twoja kolej.
Alikal zacisnęła dłonie w pięści i zamierzała odejść, ale rozmówca najwyraźniej to zauważył.
- Skarbie, po prostu gramy w jednej drużynie - rzekł, splatając palce dłoni. - Mam dosyć tego miejsca. Jest niedopowiednie do rozwoju moich córek. One i ja chcemy poznawać świat. Ty pomożesz mnie, ja pomogę tobie. I wyleziemy z tego razem. To chyba uczciwy układ?

Dom Wallace’a prezentował się w stokrotnie lepszych warunkach, niż dom Kyle’a. Przede wszystkim, na suficie Alikal nie zauważyła ani jednej dziury. A i sam sufit nie był z desek, podobnie jak cała budowla. Do tego miał trzy pokoje i malutki przedpokój. Największy był kuchnią, a zarazem pokojem jednej z dwóch córek Wallace’a - siedmioletniej Alison. Najmniejszy stanowił pokój drugiej dziewczynki, dziesięciolatki - Betrys. Ich ojciec zajmował trzeci.
Od progu tatusia przywitały dwie córeczki. Od razu rzuciło się Alikal w oczy, że Betrys urodą raczej nie mogła się pochwalić. Pociągła twarz i orli nos nadawały jej wygląd starej młodej, a długie, płowe włosy były przerzedzone. Natomiast Alison - zupełnie odwrotnie. Drobny, szpiczasty nosek, gęste, złote włosy i urocze, małe piegi sprawiały, że przypominała aniołka.
Różnica wyglądu nie przeszkadzała dziewczynkom i od pierwszego spojrzenia można było stwierdzić, że siostry są ze sobą w głębokiej przyjaźni. Zgodnie podbiegły do Wallace’a i przytuliły go jedna z lewej, druga z prawej. Gdy wyściskały mężczyznę, spojrzały na Alikal. Ich oczy były identycznie duże i identycznie zielononakrapiane.
- Tatusiu, a kto to jest? - spytała Alison. Trochę sepleniła. - Twoja nowa córeczka?
Wallace wybuchnął śmiechem.
- Nie, moje drogie. To jest Alikal, dziewczyna zza Mgły.
- Mgły? - powtórzyła po ojcu dziewczynka, marszcząc brwi. - Ale Mgły nie można przejść, prawda?
- Okazuje się, że są pewne wyjątkowe osoby, które mogą.
Alison wsadziła sobie kciuk do ust i słodko zmarszczyła czółko, aby dobrze przemyśleć tę odpowiedź. Betrys nad nią nie myślała.
- Czy my też możemy?
- Przy drobnej pomocy tej pani - owszem. - stwierdził pewnym siebie głosem Wallace.
- Cudownie! - krzyknęła starsza dziewczynka, wyciągając dłoń do Alikal. Ta pufnęła coś pod nosem, krzyżując ręce na piersi.
- W jaki sposób mam ci pomóc? - spytała z irytacją Wallace’a. - Niańczyć ci dzieci?
- To też - odrzekł z tak rozbrajającą szczerością, że wilkołaczce opadły ręce. - Ale musisz mi też dokładnie opowiedzieć o uczuciach, które towarzyszyły ci podczas wejścia we Mgłę i przebywania w niej. A ja na tej podstawie stworzę niezadowny eliksir, mający za zadanie zabronić złym skutkom Mgły dostać się do ludzkiego organizmu!
- Eliksir, hm? - Alikal uniosła jedną brew do góry. - A który to twój będzie?
- Pierwszy.
Dziewczyna odwróciła głowę od mężczyzny.
- To żałosne. Nie pomyślałeś o tym, żeby… powiedzmy, znaleźć jakieś wyjście na zewnątrz? Tunelem? W piwnicy, na przykład?
- Co?
Westchnęła z rezygnacją.
- Nieważne. Jak nie posuniesz się do przodu przez następne trzy dni, to zrobię coś sama. Nie zamierzam siedzieć tu dłużej, niż tydzień - poinformowała go ostro Alikal. - A teraz pokaż mi, gdzie mogę siąść, żebym ci mogła powiedzieć, jak to było z tą Mgłą.
Wallace zaprowadził ją wzdłuż korytarza do pokoju kuchennego. Dziewczyna nawet odrobinę nie wierzyła w jego metody. Ale przynajmniej teraz będzie mogła się czymś zająć.

* * *

Sean siedział na łóżku i gapił się bezmyślnie w okno, gdy do pokoju na powrót weszli Kyle i jego siostra. Miała nieco wzburzoną minę.
- Gdzie jest Alikal? - spytał rudy.
- Poszła sobie. Nie zamierzam sobie nią dłużej zawracać głowy - burknął. - Wydostanę się stąd sam i wrócę do swojego życia, bo chyba pomyliłem drzwi. - Kyle otworzył usta, żeby coś odpowiedzieć, ale Sean mu nie dał. Wstał i kontynuował, przechadzając się po izbie: - Co mi w ogóle wpadło do głowy, żeby za nią iść? Zgłupiałem. Jak mogłem posłuchać Nathana? Jak Nathan mógł mnie w ogóle namówić do takiej głupoty? Przecież sam mówił, że to idiotyzm… więc dlaczego mnie do tego, do cholery, zachęcił?! Mam dość! Jak mam stąd odejść, co? - spojrzał na Kyle’a wściekłym spojrzeniem.
- Ja ci nic nie zrobiłem - zaczął szybko chłopak. - A tak poza tym, to właśnie razem z Ingrid ustaliliśmy, co powinniście zrobić. A właściwie powinieneś, bo jej już nie ma. - Kyle milczał przez chwilę. - Musicie pójść do Rhodri’ego!
Sean przekrzywił głowę.
- Słucham? Do kogo?
- Rhodri’ego. Nie znasz Rhodri’ego? - rudy nie mógł uwierzyć.
- Oczywiście. Nie jestem przecież stąd!
- A no tak, wybacz mi - uśmiechnął się głupawo Kyle. - Więc, Rhodri to taki gość. Ma więcej forsy i jest, generalnie rzecz biorąc, bardzo mądrą osobą. Wie dużo rzeczy, których my nie wiemy. A tak poza tym, to ma jedenaście lat.
Jasnowłosemu opadła szczęka.
- Ty ze mnie chyba żartujesz… - wyjąkał po chwili.
- W tej sprawie nie - odezwała się spokojnie Ingrid. - Jeszcze cztery lata temu Rhodri był niczym nie wyróżniającym się dzieciakiem, ale zabłysnął nagłą inteligencją. Od tamtego czasu dorobił się dość wielkiego domu i kilku innych rzeczy. Aż dziw, że taki młody.
- Nie jest przypadkiem magiem? - zainteresował się Sean. Mag faktycznie mógłby mu pomóc.
- Niestety nie - Kyle pokręcił głową. - Nie potrafi rozwiać Mgły. Ale na pewno znajdzie inny sposób.
Jasnowłosy westchnął z rezygnacją.
- Co mi szkodzi… - mruknął.
- Świetnie! - rudy pokazał uniesiony kciuk. - Jutro z rana dam pójdziemy.

Rhodri naprawdę nie mógł mieć ponad jedenaście lat. Jego czarne włosy były ścięte na jeża, rysy twarzy ostre i wyraziste, a białka mocno kontrastowały z ciemną cerą chłopca. Ubrany był w sięgającą ziemi togę niemal jak starożytny rzymianin, w dłoni natomiast ściskał kieliszek z płynem przypominającym wino. Sean nie mógł się pozbyć wrazenia, ze całe pomieszczenie ucharakteryzowane jest na takie, jak na obrazkach w książkach o Strarożytnym Rzymie. Że wszystko to, co się tu dzieje, jest zwyczajną zabawą małego chłopca. Zabawą w udawanie cesarza. To pomieszczenie ogromnie różniło się klimatem od izby Kyle’a i Ingrid. Jak wyjęte z innej epoki.
Sean nic sobie nie robił z tego, że zarówno Kyle, jak i jego siostra wyglądali na wyraźnie onieśmielonych. Już wcześniej zdążył zauważyć, że ta dwójka czuje do Rhodri’ego coś na kształt respektu. Jasnowłosy podszedł do murzynka i uścisnął mu dłoń.
- Jesteś jednym z tych zza Mgły. Krążą pogłoski, że umiesz czarować. To prawda? - spytał prosto z mostu Rhodri. Wyglądał na trochę podekscytowanego tym faktem.
- Jeszcze nie jestem pełnym magiem - odpowiedział po swojemu Sean. - I zależy, o jakie czary ci chodzi. Magia, jak może wiesz, ma swoje prawa.
- Potrafisz, na przykład… - chłopczyk zastanowił się. - …Unieść wodę? - wymyślił w końcu.
- Każdy umie. - Prawie mag wzruszył ramionami.
- Bez zmoczenia dłoni.
- A… bez dotykania - zrozumiał Sean, przyglądając się napełnionemu winem kieliszkowi Rhodri’ego. Wycelował w niego palcem, pozwalając zawartości unieść się w górę i zastyc w powietrzu w postaci błyszczącej czerwienią kuli. - O tak? Łatwizna. Na pierwszym roku tego uczą. Zalicza się pod lewitację. - Jasnowłosy zacisnął dłoń w pięść. Wino powróciło do płynnej postaci. Połowa wpadła do kieliszka, reszta rozlała się na podłodze. - Kurczę… - Sean wzruszył ramionami. - Bywa.
Rhodri się tym nie przejął, zbyt zafascynowany.
- Ale takiego oceanu to bym już nie uniósł… - zapewnił prawie mag, licząc, że to ostudzi dzieciaka. - I nie wyjmuję królików z kapelusza, jasne?
- Zapewnię ci dom i pomogę szukać drogi za Mgłę, jeśli zrobisz jeszcze kilka takich sztuczek! - pisnął zachwycony murzynek. - Proszę, proszę, proszę! Zobaczysz, że się opłaci.
Sean westchnął z rezygnacją. To przecież było jeszcze dziecko…

Czuł się wykończony. Całe popołudnie czarował. Mięśnie mu pękały, a umysł nie potrafił złożyć ani jednej pełnej myśli. W mózgu chłopaka znajdowały się jedynie ich urywki. Ledwo stał na nogach i z ogromną przyjemnością upadł na przeznaczone dla niego łóżko. Lewitacja przedmiotów może i była prosta, ale na niej się nie skończyło. Rhodri chciał zobaczyć jak lata Sean, później sam polecieć, a potem przeszli do przywoływania żywiołów.
Jasnowłosy nigdy nie czarował tak długo przez cały czas, ale sądził, że mniej by go zmęczyło zajęcie pierwszego miejsca w jakimś maratonie. Rhodri’emu ciągle było mało. Ale w sumie, jeśli kilkadziesiąt magicznych sztuczek miało stanowić zapłatę za wyrwanie się stąd i powrót do swoich, to Sean był skłonny czarować, dopóki nie wyczerpie do reszty swoich pokładów. A murzynek już wysłał kilku zaufanych przyjaciół na poszukiwanie drogi wszędzie, gdzie się da.
Przynajmniej teraz Seanowi nie grozi siedzenie bezczynnie. Już Rhodri się o to postara…

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin