Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 11. Pragnienie Alikal
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:15, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 11. Pragnienie Alikal
Alikal stała już za drzwiami i oddychała świeżym powietrzem. Nie lubiła za długo siedzieć w domu, czuła się wtedy źle. Noc wystarczała - resztę swojego czasu wolała spędzać na dworze. W okół dało się wyczuć zapach deszczu. Po niebie leniwie sunęły małe chmurki, goniąc wielkie, skłębione chmury płynące na wschód. Cieszyła się. Wreszcie mogła iść dalej. Zdobędzie ten głupi kamień i zemści się za babcię. Zemści na tym kretynie. I nie tylko na nim.
Sean w korytarzu dziękował Adelais za gościnę, w co wkładał całe swe serce i wylewne słowa. Następnie uścisnął rękę Dionne, a ona trzymała jego dłoń znacznie dłużej, niż to było konieczne. Po raz pierwszy naprawdę spojrzała mu w oczy. Chłopak uśmiechnął się ledwie widocznie i skinął głową.
- Miło spędzało się z tobą i szanowną panią czas. Chętnie zostałbym dłużej, ale niestety Alikal… to znaczy, musimy już znaleźć ciocię.
Adelais Perrault spojrzała na Seana z troską.
- Jeśli nie odnajdziecie tej nieodpowiedzialnej kobiety, pamiętajcie, że ja zawsze chętnie was przyjmę - powiedziała.
- Tak… Bardzo dziękujemy. - jasnowłosy mag uśmiechnął się z zakłopotaniem (które całkiem do niego nie pasowało) i podbiegł do Alikal. - Do widzenia… cześć, Dionne.
Dziewczyna zarumieniła się i skinęła mu głową.

Alikal niemal biegła przez las. Poruszała się zwinnie między gałązkami i unikała kropli skapujących z liści i gałęzi drzew. Przy każdym ruchu jej włosy - teraz rozpuszczone - podrygiwały.
- Tyle - odepchnęła bezlitośnie gałąź na wysokości swojego czoła. - Czasu - gałąź zaatakowała ponownie i dziewczyna brutalnie kopnęła w drzewo. - Straciliśmy!
- A biedne drzewko musi cierpieć - Sean pokiwał głową z zatroskaną miną. Po chwili jednak uśmiechnął się. - Wcale nie było źle. Czy tobie się w ogóle coś podoba?
Spojrzała na niego tak morderczym wzrokiem, że instynktownie ciut się od niej odsunął.
- Tak! - wykrzyknęła Alikal, gdy częściowo jej przeszło. - Spodoba mi się, jak odnajdziemy te kamienie! Wszystkie trzy! Wtedy będę najszczęśliwszą osobą na ziemi! - kilka kropli deszczu z niezbyt uprzejmego drzewa spadło jej na nagie ramię i wzdrygnęła się.
- Tylko kamyczki ci w głowie. Odetchnij, ciesz się podróżą i…
- Jak ja mam się cieszyć? - brutalnie mu przerwała. - Nie mam ani jednego powodu do radości! Bliska mi osoba nie żyje, zamordowana przez jakiegoś… jakiegoś kretyna bez własnej woli! Zamierzam zabić jego, Ladosa i całą resztę tej cholernej brygady. I wtedy będę szczęśliwa!
Tu pasowałby złowieszczy rechot, przebiegło przez myśl Seana. Rechot jednak nie nadszedł. Zamiast tego było milczenie, które nieco mu ciążyło. Chciałby pocieszyć Alikal, chciałby, żeby wreszcie się szczerze uśmiechnęła. Ale jak mógł to zrobić, jeśli ona nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć?

* * *

Nathan kroczył przez korytarz, bez ciekawości przyglądając się trzymanej w dłoni kopercie. Nadawcą była Mint Davis - jedna z jego cudownych siostrzyczek.
Miał cztery siostry. Trzy z nich były od niego starsze, jedna młodsza. Aiyanna posiadała umiejętności magiczne i korzystała z nich. Liczyła sobie ponad dwadzieścia lat, miała narzeczonego, a z zawodu przepowiadała przeszłość. Tak właśnie, przeszłość. I to nie zawsze słusznie. Mimo to na jej konto wpływało mnóstwo pieniędzy od klientów i była jedną z tych słynniejszych „wróżek”. Następna w kolejności, szesnastoletnia Namid, uczyła się w zwyczajnym liceum na profilu matematycznofizycznym. O rok od niej młodsza Maka uczęszczała do klasy sportowej i wiązała swoją przyszłość z koszykówką. Następny w kolejności był Nathan, a po nim - dziewięcioletnia Mint, najmłodsza córka Davisów, także przejawiająca moc magiczną i już w krótce mająca pójść do tej samej Akademii, co rudzielec.
Najczęściej pisała Namid. Od zawsze to z nią Nathan miał najlepsze kontakty. Czasami dostawał listy od Maki lub dzwoniła Aiyanna - ona jako jedyna miała telefon, kupiony za własne pieniądze, bo pan i pani Davis nie lubili „zdobyczy techniki” - Mint pisała najrzadziej.
Nathan nie lubił dostawać listów od sióstr, bo zawsze pisały bzdury, na które on musiał odpisywać, i do tego w taki sposób, by sprawiać wrażenie, że go to interesuje.
- Nathan!
Chwilę potem obok niego szła złotowłosa dziewczyna. Sara rzuciła okiem na kopertę.
- O, cześć - okularnik podniósł na nią wzrok. - Co u ciebie?
- Nic… takiego - nerwowo przełknęła ślinę, co nie umknęło jego uwadze. - A gdzie idziesz? - podczas zadawania tego pytania jej głos znowu stał się swobodny.
- Do siebie. - chłopak wzruszył ramionami. - Możesz iść ze mną, jak chcesz.
- O, wspaniale, zabiorę się. W moim pokoju są osoby, z którymi nie chcę się spotkać - wyglądało na to, że naprawdę ucieszyła ją ta propozycja.
- Twoje koleżanki?
- Nie tylko one.
Skinął głową.

Sara rozglądała się po pokoju Nathana. Był mniejszy od jej pomieszczenia sypialnego - w końcu miał pomieścić dwa razy mniej osób. Trudno było ocenić, które łóżko należało do rudzielca, bo oba była dokładnie zaścielone. Na biurku Sara dostrzegła książkę.
- O! Co czytasz? - przyskoczyła do przedmiotu i podniosła go. - Historyczna - stwierdziła ze zdziwieniem. - O demonach. Ty, czy to nie jest przypadkiem lektura ostatniego roku?
Otworzyła książkę na założonej zakładką stronie. Widniała tam ilustracja przedstawiająca bogato odzianego, brązowowłosego mężczyznę. Miał głębokie, granatowe oczy, obojętnie spoglądające w przestrzeń. Cała jego twarz była bez wyrazu - a mimo to piekielnie piękna.
- Ale ładny… - mruknęła Sara. Nathan uniósł brwi. - To znaczy… no… rysunek. Ma takie ładne kolorki, i…
- Ładny czy nieładny - przerwał jej rudy, poprawiając okulary. - Ten człowiek był najgroźniejszym magiem, stąpającym po ziemi.
- Magiem? Myślałam, że demonem - złotowłosa jeszcze raz spojrzała na okładkę.
Nathan odchrząknął, zabrał jej książkę, i po chwili kartkowania jej przeczytał:
- Twierdzenie, że Lados jest demonem, nie jest prawdą. Istota ta była potomkiem Demona i Człowieka, nieludzko pięknym i nieludzko silnym. Ponadto, cechowała go ogromna moc magiczna.
- Aaaa, rozumiem - Sara milczała przez chwilę. - Musi ci się naprawdę nudzić, skoro czytasz takie rzeczy. To coś i tak już przecież nie żyje… prawda?
- Tak… - wycedził rudzielec przez zęby. - Nie żyje.
Dziewczyna patrzyła na niego długo. W końcu powiedziała:
- Mogę zapytać wprost? - Nathan otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale ona przyłożyła sobie palec do ust, nakazując mu milczenie. Po chwili podjęła: - Czy TA dziewczyna, Sean i główny mag mają ze sobą coś wspólnego?
Wpatrzyła się w niego szarymi oczami, oczekując odpowiedzi. To bez sensu, pomyślał okularnik. Że też on zaufał Royse. Zgodzić się na coś takiego. Ukrywanie powodu nieobecności. Absurd.
- Nie. A skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł? Ulegasz swojemu otoczeniu? - roześmiał się i ze zdumieniem stwierdził, że ten śmiech wyszedł mu dość realistycznie. Może jednak nie jest z niego taki aktor od siedmiu boleści, jak sądził.
- Może i tak. Ale wydaje mi się to ciekawe. Jesteś pewien, że to, co ci mówił Sean, jest prawdą? A nie zachowywał się w ostatnich tygodniach podejrzanie? - była wręcz napalona.
Nathan poklepał ją po plecach.
- Sherlock Holmes przerobiony pięć razy, nie?
Sara mierzyła go przez chwilę czujnym wzrokiem, marszcząc czoło. W końcu uśmiechnęła się. Niebezpieczeństwo minęło.
- Aż pięć to chyba nie…

* * *

Nick rozglądał się z żywym zainteresowaniem.
- Eric tu kiedyś był, ale nic nie zapamiętał… nawet zdjęć nie przywiózł, bo gadał, że nie ma czasu ich robić. On zawsze wyjeżdża na krótko, bo chyba bezemnie lub Lee strasznie się czegoś obawia. Z żadnego miejsca, w którym był bez nas, nie wyniósł ciekawych rzeczy albo chociaż historii…
Ameta spojrzała na niego. Właśnie stali przy zdobionych kolumnach podtrzymujących ogromny budynek.
- Eric?
- Eric to król z Casty. Mój przyjaciel.
- Acha - odrzekła, choć absolutnie nic jej to nie mówiło. Udała, że przygląda się budowli, którą mieli przed sobą, po czym znów rzuciła mu ukradkowe spojrzenie.
- Casty?… - zapytała w końcu.
- Państwa, z którego poch… w którym mieszkam od dawna.
- Tam… - zaraz, jakie to było słowo. Na pewno je pamiętała. Miała na końcu języka. Och, właśnie to! - Tam jedziesz?
- Stamtąd jadę. Do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo.
Ameta chciała zapytać o coś jeszcze, ale nie wiedziała, jak to określić. Gdzieś w głębi duszy trochę ją to denerwowało. Tyle chciałaby wiedzieć, tak pragnęła rzucić światło na mrok w swojej głowie, a brakowało słów, którymi mogłaby się posłużyć.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin