Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 1. Alikal nadciąga
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:06, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 1. Alikal nadciąga
Szkoła, nieważne czy magiczna, zwykła, czy jeszcze jakaś inna, nigdy się nie zmieni. Zawsze będzie tak samo nudna. Akademia Magów ani trochę nie odbiegała od znanego wszystkim schematu szkoły. Przedmioty lepsze i gorsze, nauczyciele groźni i mili, tematy nudne i mniej nudne. Ale zdaniem Seana teoria magii była z tego wszystkiego zdecydowanie najgorsza. Nauczyciel mówił zawsze dokładnie to samo, i to dosłownie.
Sean spojrzał w okno, następnie przejechał znudzonym wzrokiem po klasie i zatrzymał spojrzenie na plecach Nathana, swojego współlokatora. Chłopak z zapałem robił notatki, co jakiś czas poprawiając zsuwające się z nosa okulary w zielonych oprawkach - pod kolor oczu. Mimo, iż wyglądał na zainteresowanego tematem, Sean wiedział, że obaj są tak samo znudzeni. Po prostu Nathan z natury był bardziej pracowity i starał się podpasować wszystkim.
Zegar wskazywał dziesiątą jedenaście, lekcja miała się skończyć dopiero za czternaście minut. Sean postanowił przez chwilę posłuchać nauczycielskiej paplaniny.
- Nawet wasza magia może wam zaszkodzić... - Doprawdy? Słyszał to na każdej lekcji. Wolałby dowiedzieć się, w jaki sposób może mu zaszkodzić, ale informacja ta wykraczała poza program nauczania trzeciego roku.
Chłopak spojrzał na rząd przy ścianie i jego oczy spotkały się z oczami Sary, najsłabszej uczennicy. Nie tylko w klasie - najsłabszej na całym trzecim roku. „Nie należy jej za to winić”, pomyślał Sean. Po prostu miała magię słabszą od innych, co automatycznie zrzucało ją na najniższe miejsce. Sara szybko odwróciła wzrok i zaczęła notować ciąg dalszy monotonnego wykładu.
Sean westchnął i wyciągnął zeszyt. Niech będzie, on też coś napisze. Chwycił długopis...
...i w tym samym momencie otworzyły się drzwi do sali, z hukiem uderzając o ścianę. Wszyscy spojrzeli w ich stronę i ujrzeli drobną dziewczynę. Opierała dłonie o framugę i dyszała ciężko. W jej brązowe, długo niemyte włosy wplecione były drobne listki i inne dary natury. Ubranie miała przybrudzone, nie wyglądała jednak na nawet w najmniejszym stopniu zawstydzoną swoim wyglądem. Łypnęła wokoło bursztynowo-złotymi oczami. Jej wzrok zatrzymał się na nauczycielu, którego usta otwarte były w niemym wyrazie zdziwienia.
- Rządam spotkania z dyrektorem! - wrzasnęła. Dźwięczny głos rozniósł się po sali. - Natychmiast!
Dziewczęta śmiały się cichutko i trącały łokciami, chłopcy z zaskoczeniem gapili się na przybyszkę, po chwili jednak dołączyli do dziewczyn w chichocie. Seana i Nathana nie wyłączając.
- Co się śmiejecie, głupki?! - Była wściekła. Tupnęła nogą. - Magowie! Wszyscy tacy sami! Chcę się spotkać z dyrektorem, rozumie mnie pan?! - wydarła się na nauczyciela.
Ten przejechał dłonią po łysinie, przełknął ślinę i wymamrotał:
- Hm... Teraz mam lekcję, panienko... Może panienka chwilę zaczekać...
- Nic mnie nie obchodzi wasza głupia lekcja! Możecie ją sobie prowadzić, jak mnie pan zaprowadzi do dyrektora! - Znowu tupnęła nogą. Na kostce miała ranę, z której lekko sączyła się krew i Sean zauważył, jak ledwie dostrzegalnie wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby. Hm, może ją to bolało.
Nauczyciel chrząknął, podszedł do nieznajomej i powiedział, siląc się na spokój:
- Dobrze... Hm, hm, niech panienka pójdzie ze mną...
Ledwie drzwi się za nimi zamknęły, w klasie rozległy się rozmowy. Temat był jeden i oczywisty. Sean trącił Nathana dłonią, by kolega się odwrócił.
- Co to za dziewczyna? - syknął ten pierwszy.
Rudzielec rzucił okiem na drzwi.
- A skąd mam wiedzieć? Damska wersja Tarzana? - zasugerował. - Pierwszy raz ją widzę na oczy. Wątpię, żeby była czarodziejką. Gdyby posługiwała się magią, miałaby więcej szacunku do wyższych rangą...
- Jasne, zrozumiałem. Wystarczy - burknął Sean. - Ciekawe, dlaczego zależało jej na spotkaniu z dyrektorem?... - Ostatnie pytanie chłopak zadał już bardziej sam sobie, ale współlokator i tak udzielił odpowiedzi:
- Może jest jakąś wściekłą, napadniętą wysłanniczką z innego kraju?
- Nie mogła być starsza od nas... - Jasnowłosy zmarszczył brwi. - Poza tym... - Nie dokończył, bo do klasy właśnie wkroczył nauczyciel. Ignorując wszystkie zaciekawione spojrzenia, kontynuował lekcję jak gdyby nigdy nic.

* * *

Popołudniu o szatynce wiedziała cała szkoła. Stała się najważniejszym tematem na korytarzach, a na nielicznych, którzy jeszcze o niej nie wiedzieli, dziwnie patrzono. Ze strony nauczycielskiej panowało jednak milczenie, magowie nic nie mówili uczniom o dziewczynie, a na ewentualne pytanie odpowiadali wymijająco lub w ogóle nie odpowiadali. Krążyły plotki o tym, jakoby była agentką i przekazywała dyrektorowi tajne wieści, jednak te przypuszczenia Sean z góry odrzucił jako wytworzone przez tych, którzy jeszcze jej nie widzieli. Nieznajoma nie miała w sobie absolutnie nic z agentki. Jasne, nie oceniaj książki po okładce, ale wszystko ma swoje granice.
Sean szedł do biblioteki. Nie bywał tam zbyt często, w przeciwieństwie do Nathana, który lubił czytać powieści związane z wojną z wątkiem historycznym - historia magii była z resztą ulubionym przedmiotem rudzielca. Tym razem Sean zamierzał po prostu oddać lekturę - nudną jak flaki z olejem książkę, której nawet nie skończył. Gdy szedł obok gabinetu lekarskiego, usłyszał dochodzące z wnętrza krzyki i od razu poznał głos wrzaskliwej szatynki. Raczej by się tym bliżej nie zainteresował i bez problemu przeszedłby obok, gdyby właśnie w tym momencie drzwi nie otworzyły się i nie stanęła w nich pielęgniarka.
Była wysoką, ładną kobietą o nieco zmęczonym spojrzeniu. Mimo młodego wieku, naprawdę dobrze znała się na czarach uleczających - na pewno lepiej niż poprzednia pielęgniarka, przynajmniej tak wynikało z plotek. Osobiście Sean widział tę poprzednią tylko kilka razy - zrezygnowała (niektórzy mówili, że została zwolniona) kilka tygodni po tym, jak chłopak przystąpił do Akademii.
- Och, Sean! - Pielęgniarka, nie wiedzieć czemu, ucieszyła się na jego widok. Zwykle nie okazywała radości, gdy go widziała - kiedyś Sean miał udział w przypadkowym zbiciu jej okularów i od tamtego czasu za nim nie przepadała.
- Dzień dobry - rzucił chłopak i chciał szybko się ulotnić, ale kobieta chwyciła go za ramię.
- Mógłbyś popilnować chwilę mojej pacjentki? Wolałabym, żeby nigdzie nie zniknęła... - mówiła ze słodkim uśmiechem, ale jasnowłosy przewidywał, co się za tym kryje: widocznie szatynka miała tak paskudny charakter, że nawet pielęgniarka postanowiła zwiać od niej, a widząc Seana uznała, iż wszystkie winy zostaną jej natychmiast wybaczone, jeśli zostawi jakiegoś ucznia pilnującego dziewczyny.
- Hm, właściwie to ja muszę... - zaczął niedoszły mag. Niestety, nie dane było mu dokończyć.
- Och, masz książkę do biblioteki? - zaćwierkała kobieta. - Oddam ją za ciebie - wyrwała mu tomik, po czym niemal wepchnęła biedaka do gabinetu i zatrzasnęła za nim drzwi, o które Sean natychmiast się oparł.
Rzadko bywał przez te trzy lata, odkąd dołączył do Akademii, w gabinecie lekarskim. Powodowane było to nie tyle przez niechęć pielęgniarki (choć to też miało swój udział), co przez to, że zwyczajnie nie czuł potrzeby, by opatrywać ewentualne rany.
Gabinet był całkiem dużym pomieszczeniem z białymi ścianami, wywarami i lekami w czyściuteńkich gablotkach, krzesłem, biurkiem, i łóżkiem z nienaganną białą pościelą. Nie wiedzieć czemu, wisiało tam kilka luster: uczniowie twierdzili, że pielęgniarka tak lubi swój wygląd, iż odczuwa potrzebę patrzenia na siebie częściej niż przeciętny człowiek. Teoria ta potwierdzała się - gdy kiedyś Sean był zmuszony się tu pojawić, zauważył, że gdy tylko kobieta odrywa się od pacjenta, wstaje z biurka, wyjmuje coś z gablotki lub robi jeszcze inną rzecz, przy okazji rzuca spojrzeniem na lustro i poprawia włosy, okulary, kołnierzyk i wszystko inne, co miała na sobie, a co obejmowało odbicie.
Teraz lustro odbijało Seana: chłopaka o krótkich włosach koloru lnu i jasnobrązowych oczach.
Na łóżku siedziała szatynka ze zbuntowaną miną. W krótkim czasie została doprowadzona do względnego porządku: jej oliwkowa skóra była czysta, a włosy umyte i spięte w kucyk sięgający do połowy szyi. Zmieniła także ubranie. Miała na sobie lśniącą, zieloną sukienkę do kolan. Ktoś - najpewniej pielęgniarka - obandażował kostkę niezadowolonej dziewczyny, a pod jej stopami leżały zielone klapki mniej więcej dopasowane wielkością do stóp szatynki.
Spojrzenie i wyraz twarzy nic się nie zmieniły, tylko oczy wydawały się ciut większe niż poprzednio. Nieznajoma rzuciła Seanowi spojrzenie, które możnaby nazwać niechętnym, on je jednak zarejestrował jako wręcz pełne obrzydzenia.
- Tej baby nie ma - warknęła. - Wyszła.
- Wieeem... - jęknął przeciągle Sean. - Chciała, żebym się tobą... - Uśmiechnął się niepewnie. - ...zajął...
- Zajął się mną?! - wybuchnęła. - Czy ja wyglądam na dzieciaka, którym trzeba się zajmować?! Chcę się tylko spotkać z dyrektorem, do cholery! - Zerwała się z posłania i zaczęła chodzić po gabinecie. Niedokładnie zawinięty bandaż zaczął się rozwijać i po chwili obie jej stopy były nagie. Kostki dziewczyny rysowały się bardzo wyraźnie, jakby stopy były chudsze od reszty ciała. Człowiek mógłby się wręcz zastanawiać, jak ją utrzymują. - Magowie! Wszyscy tacy sami! Ja przynoszę cenne informacje, a oni!... - Ignorowała Seana, te słowa wypowiadała już wyraźnie do samej siebie. Udeżyła pięścią w ścianę. - Powinnam posłuchać babci! Do was nic nie dołazi! Demon się budzi, a wy... wy... lekcje sobie prowadzicie! - Miotnęła płomiennym spojrzeniem w stronę chłopaka. - Zgraja debili! Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! Po co ja tu w ogóle przyszłam?! - Słowa przeszły w jęk. Na powrót rzuciła się na łóżko i obrzuciła obojętnym wzrokiem kostkę, która znowu zaczęła delikatnie krwawić.
Sean czuł się zły za to, że tak nawrzucała jego rasie, ale nie miał nastroju na kłócenie się. Słowa szatynki zaciekawiły go i wolał się dowiedzieć, na przykład, co oznacza "demon się budzi". Zbliżył się powoli do pacjentki, po chwili wachania siadając obok. Przez chwilę czekał na ewentualny cios, który mógłby nastąpić, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Nabrał głęboko powietrza i powiedział:
- Jestem Sean, a ty?
Wlepiła w niego spojrzenie, w którym nagle oprócz złości i wzburzenia zagościło także lekkie zdziwienie. Skrzyżowała ramiona na piersiach i warknęła:
- Nic ci do tego!
Niedoszły mag westchnął i spojrzał na przeciwległą ścianę, gdzie między lustrami wisiał mały obraz przedstawiający łąkę. W oddali, między wysokimi trawami, znajdowały się sylwetki kobiety i mężczyzny. Nagle usłyszał szept:
- Alikal.
- Co? - zamrugał i spojrzał na nią. Teraz to on był zdziwiony.
- Kurde, Alikal! Tak się nazywam! - Jej głos przeszedł w krzyk, gdy wypowiadała swoje imię, i znowu stał się normalny przy końcu zdania.
- Chyba niezbyt lubisz Magów, co? - mówił Sean, starając się kontynuować rozmowę delikatnie. Konwersacja z nią była jak chodzenie po polu minowym.
- A jaki mam powód, żeby was lubić? - prychnęła wściekle. - Jesteście tchórzami, i tyle! Nie pomyślicie o niczym poza własnym podwórkiem! Zdradziliście nas wieki temu, obiecaliście nam wieczny sojusz w zamian za Amulet, który wy teraz gdzieś macie, a z nami co? Wieczny sojusz spowodował, że jestem ostatnia ze swojej rasy! - jej ramiona zadrżały lekko, gdy wypowiadała ostatnie słowa. Chłopak zrozumiał, iż temat jej nienawiści do Magów jest jednym z tych zakazanych.
- Z waszej rasy?... - spytał spokojnie.
- Wilkołaków, idioto!
Dopiero teraz naprawdę go zdziwiła. Magowie mówili, że wilkołaki już są narodem wymarłym, a tu się okazuje, że jest jakiś niedobitek. Alikal żywi całkiem uzasadnioną niechęć do Magów, pomyślał Sean.
- Co się tak gapisz? - warknęła, szykując się, by znowu mu nawrzucać. W tym momencie jednak do gabinetu weszła pielęgniarka. Wyraźnie nie była zadowolona, że musi tu wracać.
- Dzięki za pomoc, Sean, możesz iść - powiedziała spokojnie.
Chłopak spojrzał niepewnie na Alikal. W jakiś sposób ją rozumiał, mimo, iż trochę go denerwowała, przedewszystkim tym, iż nie traktowała go jako jednostkę, a jako przedstawiciela grupy takich samych osób. Jednak chciał jeszcze z nią porozmawiać. Nathan czytał kiedyś książkę o wilkołakach i później opowiadał mu, iż wiedza przekazywana u nich z pokolenia na pokolenie jest dużo większa, niż wiedza Magów. Mógłby się dowiedzieć czegoś nowego, a to, że była ostatnia, też wzbudzało w nim - choć sam nie wiedział, dlaczego - chęć pomocy.
Szybkim ruchem uścisnął rękę Alikal, dając jej do zrozumienia, że jeszcze porozmawiają. Ona wprawdzie prychnęła, ale w jej bursztynowozłotych oczach dostrzegł ledwo zauważalną chęć tej następnej rozmowy, którą jej zapowiedział. Wstał z łóżka, pożegnał pielęgniarkę i wyszedł. Ostatnie słowa usłyszane przez niego przed zamknięciem drzwi brzmiały:
- Dlaczego zdjęłaś bandaż?

> Od autorki
Jeżu, długość (a raczej jej brak) tych rozdziałów mnie zniewala. Najkrótszy rozdział "Stypendium" jest dłuższy, niż przeciętny tutaj. I zmienia się to dopiero w drugim tomie O_O"

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kohaku dnia Pon 16:07, 18 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin