Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Kohaku / Kamienie Kakuatan / Tom 1 19. Słowa Alikal
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pon 16:19, 18 Cze 2012
Autor Wiadomość
Kohaku
Początkujący Pisarz


Dołączył: 31 Paź 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: prawdopodobnie z Polski
Płeć: Kobieta

Temat postu: 19. Słowa Alikal
Chwila tuż po obudzeniu się jest najprzyjemniejsza. Przez krótki moment człowiek ciągle czuje lekkość i rześkość poranka, mija to jednak szybko, bo radość zastępują problemy. Wgryzają się w umysł, karząc spojrzeć w oczy bezlitosnej rzeczywistości.
W tym wypadku brzmiały: „Jestem więźniem”.
I w pewnym sensie zgadzały się z prawdą, bo Sean był więźniem. Tutaj był. I nic nie mógł z tym zrobić. Do tego jego bliska koleżanka zrezygnowała z ich znajomości, postanawiając na własną rękę szukać wyjścia. I, powiedzmy to sobie szczerze, martwił się o nią. Obawiał się, że Alikal z desperacji może rzucić się we Mgłę. Chyba była do tego zdolna.
Uniósł się na łokciu, postanawiając przez chwilę nie zastanawiać się nad czynami Alikal. To jej sprawa, co zrobi. I tyle.

Rhodri życzył sobie, żeby Sean śniadanie jadał z nim. Wtedy chłopiec wypytywał go o najróżniejsze rzeczy związane z magią. Jasnowłosego nudziły te rozmowy, zwłaszcza, że po nich następowało czarowanie. Rhodri zawsze go prosił o zaklęcia zaraz po śniadaniu, a Sean zawsze się zgadzał. Dziś odmówił.
- Dlaczego? - murzynek wydął policzki.
- Bo chcę się przejść. I męczy mnie czarowanie. - Dla Seana stanowiło to wystarczający powód. Nie czekając na odpowiedź, opuścił pokój.
Nie, żeby jakoś specjalnie zależało mu na spacerach. Po prostu wolał zobaczyć Miasto (którego, tak naprawdę, ani razu w całości nie obszedł), niż usługiwać małemu, denerwującemu dzieciakowi. I, gdzieś w głębi siebie, liczył, że spotka Alikal.
O tej godzinie Miasto tętniło życiem. Pełne ludzi, którzy nie znali uroków i nie uroków reszty świata, ludzi doskonale ze sobą zaznajomionych i kompletnie odizolowanych od wszystkiego, co za Mgłą.
- Witaj, Seanie.
Obok niego jak spod ziemi wyrosła Ingrid.
- Dzień dobry.
- Są jakieś widoki na świat za Mgłą? - Temu pytaniu towarzyszyła lekka troska.
Jasnowłosy pokręcił głową ze smutkiem.
- Aha… - siostra Kyle’a milczała przez chwilę, wpatrzona w ziemię. Nagle podniosła na niego wzrok. - Kyle mówił, że pytałeś się o to, czy zaistnieniu Rhodri’ego towarzyszyły jakieś wyjątkowe wydarzenia.
- Ach… tak, pytałem się o to - przypomniał sobie chłopak.
- Widzisz, pamiętam, że wtedy światło było silniejsze przez jakiś czas.
Sean uniósł brwi.
- Światło?
- Tak. Słońce. - Ingrid spojrzała w niebo. Praktycznie cały czas zakrywała je warstwa Mgły, przez którą czasami przebijał się blask gwiazdy. - Słońce było silniejsze.
- Świeciło mocniej. - Sean pokiwał głową. Niestety, nic mu nie podpowiadało, co słońce może mieć z Rhodri’m wspólnego.

Chodził po mieście zdecydowanie dłużej, niż to było konieczne. Po trochu szukał wzrokiem Alikal i chyba nawet raz gdzieś w oddali ujrzał jej brązowe włosy, ale nie trafił na nią twarzą w twarz. Sądził, że ona go nawet nie zauważyła. Może to i lepiej.
Sean otworzył drzwi do domu Rhodri’ego bez pukania. Chwilowo w końcu on też tu mieszkał, więc nie widział takiej konieczności. Pierwsze, co usłyszał po wejściu, stanowił krzyk chłopca:
- Chcę jeszcze jedno!
- Nie. - Tego zrównoważonego, spokojnego głosu Sean nie rozpoznawał. - Naprawdę trudno takie znaleźć.
- Ale ja chcę. Lubię je! Muszę je mieć!
Jasnowłosy przysunął się do drzwi, zza których dochodziła rozmowa, z zamiarem wejścia do pokoju. Dłoń zastygła mu jednak na klamce, gdy usłyszał kolejne słowa rozmówcy Rhodri’ego:
- Możesz głośniej? Może ten magiczny chłopiec jeszcze się nie usłyszał.
- Nie ma go tu teraz! - Głośne tupnięcie. - Mój mag jeszcze nie wrócił!
„Mój mag?”, pomyślał z wściekłością Sean. „Za kogo on mnie ma, do cholery?”.
- Dobrze, ale w każdej chwili może przyjść.
- Nie musielibyśmy się o to martwić, gdybyś wreszcie przyniósł mi jakąś czarodziejską książkę! - Rhodri mówił pełnym wyrzutu głosem. - Wtedy sam nauczyłbym się magii i udałoby mi się sprawić, że mój mag już nigdy nie będzie mógł odemnie odejść.
Sean przypomniał sobie własną, przedwczorajszą rozmowę z chłopcem.
- A istnieją zaklęcia łączące?
- Łączące?
- Takie, które zatrzymują kogoś przy tobie na zawsze, nie pozwalając mu odejść?
- Oczywiście.
„Magiczny chłopiec” uśmiechnął się sarkastycznie. Głupi dzieciak. Nie zdaje sobie sprawy, że zaklęć nie może rzucać każdy?
- A na razie nie mam ani książki, ani nowego… czegoś!
- Nie znajdę ci nowego! To bardzo trudne!
- Musisz! - Tupnięcie. - Musisz, musisz, musisz, musisz!
- Ciszej! Milcz! - Rozmówca musiał wykonać jakiś gest albo być naprawdę groźną osobą, bo zapanowało milczenie. - A teraz powtórzmy: nie znajdę ci nowego czegoś…
Sean wziął głęboki oddech, uśmiechnął się czarująco i zamaszystym ruchem otworzył drzwi.
- Jakiego czegoś?
Rozmówcą Rhodri’ego był niski mężczyzna z rudą brodą w jeansach i zdecydowanie nieprzestażałej koszuli. W dłoniach ściskał odtwarzacz muzyki i gapił się na Seana wielkimi, niebieskimi oczami. Rhodri chyba zrobił się trochę bledszy, ale trudno było określić.
Sean nie mógł się powstrzymać. Jednym machnięciem dłoni wyrwał brodaczowi urządzenie i przelewitował je do siebie.
- Nic się nie stało - wyjaśnił, chwytając odtwarzacz. - Tylko bateria padła.
Zaczął się bawić słuchawkami, z prawdziwą przyjemnością przedłużając chwilę ciszy. W końcu rzekł, kierując wzrok na Rhodri’ego:
- Nie jestem żadnym „twoim magiem”, jasne? I już nigdy nie wykonam dla ciebie żadnego czaru. Zamierzam też stąd odejść. Jeszcze dziś. I chcę wiedzieć, jak.
Murzynek wzruszył ramionami.
- Więc chodź.

- Sieć podziemnych korytarzy?
Stali we Mgle, ale tchu im jeszcze nie zabrakło. Z resztą, jak twierdził Brian (mężczyzna w jeansach), oddziaływanie Mgły zaczynało się odczuwać dopiero po sześciu do dziesięciu minut od wejścia w nią.
Cała trójka pochylała się nad niewyraźnym zarysem klapy.
- W Mieście nie prowadzi do nich ani jedna droga - wyjaśnił Brian. - Tu jest jedyne wyjście.
- Odkryłem ją kilka lat temu, gdy pragnąłem zostać badaczem Mgły i ćwiczyłem na własną rękę - rzucił Rhodri.
- Byłem wtedy jego nauczycielem i tylko mnie o tym powiedział - dodał Brian.
- Aha. - Sean ukląkł i dotknął chropowatej klapy. Po chwili wachania pociągnął ją w górę. Szybko ustąpiła i mógł zajrzeć do wnętrza.
- Są tam szczeble. Pierwszy jakiś metr niżej.
- Aha.
- Idziesz od razu?
Sean pokręcił głową, zapominając, że w gęstej Mgle jest niewidoczny.
- Hej, czarodzieju?
- Nie, nie… muszę zabrać znajomą.

Alikal opowiadała jedną z legend usłyszanych od babci Alison i Betrys. Słuchały jej w niezwykłym skupieniu, co całkiem jej odpowiadało - lubiła, gdy ją słuchano.
Historię w najciekawszym momencie przerwał jej głos Wallace’a:
- Hej, narzeczony do ciebie.
- Jaki znów… - Dziewczyna odwróciła głowę w stronę drzwi i zamarła. Stał w nich Sean. W jednej dłoni ściskał walizkę, drugą opierał się o framugę. Czyżby jednak chciał się pogodzić? Serce szatynki zadudniło. Ona chciała. Jeszcze jak!
- Idziemy - którko powiedział chłopak.
- Jak to? - zdziwiła się.
- Wiem, jak wyjść. Idziemy.
Za plecami Seana pojawił się Wallace.
- Wiesz, jak wyjść?! - powtórzył podekscytowany. - Naprawdę?! Jak ty to…
- Rhodri wiedział od paru lat - przerwał jasnowłosy. - Pytania do niego. Powiedziałem też Kyle’owi i Ingrid.
Alikal wstała. Szybko i lakonicznie dokończyła legendę i pożegnała Alison, Betrys i ich tatusia, po czym skierowała się za chłopakiem.

- Wchodź pierwsza - pogonił ją, otwierając klapę.
Wilkołaczka zawachała się, ale wsadziła stopę w otwór. Koniuszkami palców wyczuła pierwszy szczebel i opuściła się na niego. Dalej poszło już prosto. Coraz głębiej zanurzała się w ciemność. Nagle następny pręt zastąpił grunt.
- Schodź! - krzyknęła ku górze.
Po dłuższej chwili usłyszała lądującego obok Seana.
- Nic nie widzę - poskarżyła się.
- Bo jesteś ślepa - syknął ze złością, unosząc dłonie w górę.
Po chwili między nimi pojawiła się mała, ale dająca jasne światło iskra. Częściowo oświetliła korytarz, w którym się znajdowali. Sklepienie znajdowało się dosyć nisko i pewnie dorosły mężczyzna zmuszony byłby się pochylić, ale Seanowi i Alikal zostało to oszczędzone. Mierzyli jeszcze za mało.
- Coś ty taki wściekły? - zirytowała się wilkołaczka, ruszając jedyną dostępną drogą - prosto przed siebie.
- Moja droga Alikal - zaczął chłopak, powoli cedząc słowa. - Powiedz mi proszę, bo ja już nie wiem: czy to ty cierpisz na amnezję, czy może ja jestem zbyt pamiętliwy?
- Jasne, jasne, bocz się - burknęła ponuro, starając się nie patrzeć w jego stronę.
Sean nabrał głęboko powietrza i uniósł dłonie na wysokość piersi, wykonując nimi gest, jakby coś odpychał.
- Dobrze, po prostu nic nie mówmy. A później… wyjdziemy… ty pójdziesz do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo, ja do Aldanard… I koniec! - złączył dłonie w głośnym klaśnięciu. - Na reszcie nie będziemy musieli siebie znosić.
- I świetnie - warknęła wilkołaczka. W sercu poczuła uścisk. - Trzeba było w ogóle ze mną nie iść!
- Wyobraź sobie, że gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy, wydawałaś się samotna! I pomyślałem, że może nie jesteś taką tragedią! Wyglądałaś na kogoś, kto po prostu potrzebuje towarzystwa! Na kompletnie osamotnioną osobę! Więc gdy chciałaś, żebym z tobą poszedł, to wachałem się, ale podjąłem taką, a nie inną decyzję. Bo mi ciebie było szkoda. Przepraszam za moje urojenia, Alikal!
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści i zadrżała, bynajmniej nie z zimna.
- Bo tak właśnie było - szepnęła.
Sean uniósł brwi.
- Nie dosłyszałem - stwierdził.
Alikal dziwiłą sama siebie. Po raz pierwszy od dawna stwierdziła, że coś jest dla niej ważniejsze niż duma.
- Bo tak właśnie było - powtórzyła głośno, patrząc Seanowi w oczy. - Tak, jak powiedziałeś. Tyle, że… ja przecież bym się do tego nie przyznała, prawda?
Wcisnął dłonie do kieszeni i wzruszył ramionami.
- Wiem, jaka jestem - ciągnęła Alikal w nagłym przypływie śmiałości. - I nie zmienię się. Ani teraz, ani nigdy. Nawet, jeśli bardzo chciałabym być milsza, nie wierzę, by mogło się to zmienić. Dopóki żyła babcia… - jej głos zadrżał. - Dopóki żyła, trzymałam charakter w granicach. Ale… - Wzrok dziewczyny skierował się na sufit tunelu. - Ale gdy… odeszła, dużo się zmieniło. Sądziłam, że magowie mogą coś poradzić na jednego, głupiego demona. Nie dopuszczałam możliwości, że mogliby mi nie uwierzyć. A jak… jak pojawiłeś się ty… nie wierzyłam, że mogę potrzebować kogo kolwiek. Później… - Alikal objęła dłońmi ramiona, dygocząc. - Później to się trochę zmieniło. - Opuściła głowę. Czuła, że już nic więcej nie jest w stanie powiedzieć. Za dużo słów. Słów, które tak nie pasowały do jej charakteru i twardego serca, a jednak w jakiś sposób były w niej i pragnęły się uwolnić. Teraz nareszcie im na to pozwoliła. Jej oczy zwilgotniały i poczuła łzy zbierające się pod powiekami. Dlaczego płakała?
Seanowi zabrakło odpowiedzi. Nie sądził, że dziewczyna nagle mogłaby powiedzieć coś takiego. Nie bardzo wiedząc, co robić, położył dłonie na jej ramionach.
- Spójrz na mnie - powiedział zadziwiająco spokojnym tonem.
Wilkołaczka szybko przetarła oczy i podniosła wzrok na niego.
- Idziemy razem do Nyuma Ya Kuta Ya Moyo, rozumiesz? - Głos Seana był zdecydowany, a on sam absolutnie pewny swoich słów. - Zdobędziemy ten kamień i dokonam z tobą tego, czego pragniesz dokonać. Cokolwiek to tak naprawdę jest. I nie musisz się zmieniać. Choć… czasem by się przydało.
Alikal uśmiechnęła się blado.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin