Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Rybci Tajemnica Księżyca
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pią 18:47, 21 Sie 2009
Autor Wiadomość
Rybcia469
Zastępczyni Przewodniczącej Klubu


Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Koszalin

Temat postu: Tajemnica Księżyca
Cześć nazywam się Banny mam 20 lat mieszkam w wraz z moimi przyjaciółkami w Kryształowym Tokio. Jestem sierotą i obecnie mieszkam z moją przyjaciółką Ami. Jej rodzice mnie adoptowali podobno gdy miałam parę miesięcy. W sumie to nikt nie wie kim są moi prawdziwi rodzice. Dziwne żadnych dokumentów nic. Ale obecnie jest mi dobrze i nie narzekam..... Choć ostatnio ...

Był ciepły lipcowy dzień, byłyśmy właśnie na mieście z dziewczynami na zakupach.

Wystawy super wyglądały w słonecznym blasku, a na co nie których dało się podejrzeć najnowsze kolekcje.

- Super, że rozpoczęły się wakacje- westchnęła Minako.

- No tak jest tak fajnie poleniuchować - poparłam przyjaciółkę.

- Oj musimy się uczyć na przyszłe testy – zagadała Ami z nad książki.

Aż mi szczęka opadła, przecież są wakacje a ona chce się uczyć.

- Ami oszalałaś przecież mamy 2 miesiące wolnego ! - krzyknęła Rei, mało nie wpadając na pobliską lampę.

Ami tylko oblała się rumieńcem i nic więcej nie powiedziała. Po drodze wstąpiłyśmy na lody do pobliskiej kawiarni poczym zajęliśmy stolik koło jakiś studentów. Mako jak zwykle sobie coś ubzdurała, że jeden z nich jest strasznie podobny do jej byłego.

- Czy o n nie jest podobny do .....

- Nie jest – zawołałyśmy chórem zanim Mako zdążyła dokończyć. Chyba się troszkę obraziła, ale po chwili razem z nami się śmiała.

Po 2 godzinach plotkowania wyszłyśmy z kawiarni narzekając, że po lodach nie zmieścimy się w letnie sukienki.

- Ty Minako nie masz na co narzekać trenujesz siatkówkę i inne sporty wiec szybko to zrzucisz – pocieszała Rei rozpaczającą towarzyszkę

Przechodziłyśmy właśnie koło zoologicznego, gdy rozległ się potężny huk, niebo pociemniało, poczym naszym oczom ukazały się setki a nawet tysiące powozów zaprzęgniętych w czarne skrzydlate konie.

- Co to może być takiego ? – zapytałam koleżanki. Niestety one też nie miały pojęcia, stały w miejscu i patrzyły w górę z przerażeniem.

- Coś mi mówi, że to nie jest nic dobrego. Wyczuwam złą aurę. –wypaliła nagle Rei.

- Znam je skądś tylko nie wiem skąd? - zastanawiała się Ami.

- Faktycznie mi też one coś przypominają .... – potwierdziła Mako.

- Spójrzcie tam – wskazałam na niebo po lewej stronie.

Tak samo jak przed chwila pojawiły setki pegazów czarne, białe, brązowe, a gdzie nie gdzie też gryfy. A na nich dało się dostrzec wojowników. Cała ta scena wyglądała dość dziwnie. Można było stwierdzić, iż całe niebo pokrywały walczące stworzenia. Jak gdyby nigdy nic walczyły między sobą nie zwracając uwagi na to, że wywołały poruszenie w mieście.

- A ci na pegazach to nie przypadkiem gwardia królowej Selen.? – spytałam.

- Całkiem możliwe, ale kim są ci drudzy. Może dla bezpieczeństwa schowamy się gdzieś – w ułamku sekundy gdy skończyła mówić Minako, dało się zauważyć, że wskazuje na moją osobę.

- Coś nie tak ? – zagadałam jak biegłyśmy do domu. – Czy to coś jest związane ze mną? – spytałam ponownie bo na wcześniejsze pytanie nie dostałam odpowiedzi.

- Nie wszystko w porządku – skłamała Mako przyśpieszając kroku. Dopiero teraz zauważyłam, że biegłam między dziewczynami jak by chciały mnie ochronić.

Parę metrów przed nami wylądował jeden z powozów. Wysiadł z niego mężczyzna lat około ja wiem może 24, wysoki, włosy miał koloru białego, zaś jego kompan był zupełnie inny jego włosy były koloru czarnego, i tak samo ciemne miał oczy. Był troszkę niższy od swego towarzysza. Mężczyzna o białych włosach podszedł do nas. Dziewczyny otoczyły mnie zwartym kręgiem, a dla mnie ta cała sytuacja wydawał się coraz bardziej dziwna.

- Kim jesteś i co chcesz od nas – zawołała Minako. Chłopak tylko uśmiechną się w moją stronę a mi ciarki po plecach przeszły.

- Nazywam się Tazaro , i przybyłem po nią – gdy skończył mówić wskazał w moją stronę.

- Że co ? O co tu chodzi ? – oniemiałam z wrażenia. - Wszyscy coś wiedzą tylko nie ja. – dokończyłam.

- To nie pora na wyjaśnienia Serenity. Ups. – powiedziała zdenerwowana Rei.

- Jak ty mnie nazwałaś ? – spytałam z niedowierzaniem.

Teraz na twarzach dziewczyn dało się zauważyć zmieszanie graniczące z przerażeniem. Już nic nie powiedziały. Spojrzały po sobie znacząco a potem jedna za drugą wykrzyczały.

- Potęgo Merkurego – usłyszałam Ami, która potem podniosła dziwną różdżkę do góry.

- Potęgo Marsa - krzyknęła Rei – a wokół niej pojawiły się płomienie.

- Potęgo Jowisza – dołączyła do nich Mako, poczym dało się słyszeć grzmot burzy.

Potęgo Wenus – na koniec usłyszałam Minako. Wszystkie dziewczyny zmieniły wygląd. To było niesamowite. Tylko czemu to ukrywały przede mną, kim jestem i czemu Rei nazwała mnie Serenity?

Rei i Minako zaczęły natarcie w kierunku Tazaro. Natomiast Mako i Ami kazały mi biec za nimi. Ruszyłam za dziewczynami choć nie bardzo wiedziałam gdzie biegłyśmy. Na moment obróciłam się zauważając Tazaro atakującego Rei. Ta odparowała jego cios jakimś nie do końca zrozumianym dla mnie zaklęciem „ Płonąca Mandala”.

- Chodź nie ma czasu teraz na obserwacje – powiedziała chłodno Ami i popchnęłam mnie przed siebie bym biegła szybciej.

Czemu one się tak zachowują w ogóle ich nie poznaje, to nie są te same dziewczyny które znałam przez te wszystkie lata. Z normalnych zwykłych dziewczyn zmieniły się w bez względne wojowniczki. – krążyły mi myśli po głowie.

Biegłyśmy jeszcze przez parę minut, aż znajdowałyśmy się pod pałacem królowej Selen. Czarnych powozów na niebie było co raz mniej jak by się wycofywali. Przed bramą pałacową, troszkę mnie zatkało gdy jeden ze strażników gadał jak gdyby nigdy nic z Mako.

- Dobra wchodzimy, tylko szybko, bo mogą tu wrócić – oznajmiła Mako patrząc w niebo.

Weszliśmy do pałacu. To było najładniejsze miejsce w jakim byłam. Ściany jak i podłoga były z białego marmuru, na suficie znajdowały się zdobienia. To naprawdę było coś wspaniałego. Mako i Ami spoglądały co chwilę na mnie jak bym miała za chwilę wyparować.

- Ja dalej nigdzie nie idę dopóki mi nie powiecie o co chodzi ! – tak krzyknęłam, że pobliscy strażnicy, aż podskoczyli. Dziewczyny podeszły do mnie patrząc z zaciekawieniem.

- Dowiesz się wszystkiego za chwilę, to nie nasze zadanie cię o tym informować - poinformowała mnie Ami. W jej głosie usłyszałam śmiertelną powagę.

- A gdzie są Rei i Minako ? Czemu one walczą z tym mężczyzną ? - tym razem powiedziałam to spokojniej, gdyż gniewem możliwe, że nic nie osiągnę.

Dziewczyny nic nie odpowiedziały, tylko Mako wskazała mi ręką wejście do dużej sali.

Jak głosił napis nad wrotami była to sala tronowa. Weszłyśmy do środka, w sali nikogo nie było.

- Musimy poczekać – odparła Ami widząc moją minę. – Pewnie jeszcze władcy dowodzą obroną miasta. – dokończyła.

- To zapytam inaczej. Czemu nic mi nie powiedziałyście kim jesteście naprawdę tylko grałyście przede mną – powiedziałam a po policzkach spłynęły mi łzy bezsilnej złości.

Ami jak i Mako stały patrząc jedna na drugą, nie wiedząc co powiedzieć.

Po chwili ściany zamku się zatrzęsły, a za oknami ukazał się nam ten sam czarny powóz a w nimi Tazaro i jego kompana. Znowu zatrzęsły się ściany tym razem tak mocno, że jeden ze słupów przewrócił się i gdyby nie refleks Mako, która odepchnęła mnie na bok już by mnie nie było. Jak wstałam z ziemi zauważyłam tylko uśmiech na twarzy Tazaro gdy odlatywał.

Po pół godziny przybyła królowa i król, bo usłyszałam królewskie fanfary.

- Już są, tylko nie zadawaj pytań wszystkiego się dowiesz. – uprzedziła mnie Ami.

Drzwi od sali głównej zostały otwarte, weszła przez nie para królewska. Za nimi szła straż pałacowa wraz z Rei i Minako.

- Dziewczyny, nic wam nie jest! – krzyknęłam do Rei, widząc jej zraniony bok i pocięte rany na rękach i nogach. Minako nie wyglądała lepiej. Mako powstrzymała mnie przed tym by nie pobiec do Rei. A następnie przywołała do porządku karcącym wzrokiem.

Nagle rozległ się spokojny głos królowej Selen. Była to bardzo ładna kobieta, z tego co mi kiedyś mówiła Ami miała około lat 40. Szczerze mówiąc nie wyglądała na tyle. Ja wiem może na 30 albo mniej. Włosy miała koloru białego, związane w te same koczki co ja.

- Minako Rei podejdźcie bliżej – rzekła królowa. Jak kazała tak zrobiły. Selen rozłożyła ręce przed siebie, zamknęła oczy. Sale wypełniło ciepłe światło, zawiał lekko wiatr poruszając przy tym bogato zdobiony żyrandol. Minęło parę chwil i po ranach dziewczyn nie było śladu zostały co jedynie podarte stroje.

- Dziękujemy wasza wysokość – podziękowały dziewczyny w niskim ukłonie. Poczym Rei i Minko dołączyły do nas. Staliśmy tak jeszcze parę minut. Teraz król zaczął przemowę. Również jak na swój wiek wyglądał młodo, choć podobno był jeszcze starszy od królowej. Był to wysoki dobrze zbudowany mężczyzna o niebieskich oczach i czarnych włosach. Twarz miał przyjemną, ale budziła ona we mnie szacunek.

- Musicie wzmocnić straż dookoła zamku, dopóki ona tu jest - wskazał ręką w moją stronę, gdy mówił do swojej straży. - Po dzisiejszych wydarzeniach wszystko się zmieni, już nic nie będzie takie jak było.... .

Po chwili otworzyły się z hukiem drzwi do sali tronowej wszedł przez nie młody mężczyzna. Przeszedł szybko przez środek sali ukłonił się nisko przed królem i powiedział:

- Wasza wysokość wypłoszyliśmy tych intruzów z królestwa. Czy mam się teraz zająć czekam na rozkazy – oznajmił.

- Dziękuje ci przyjacielu, od tej pory będziesz Endymionie będziesz pilnował Serenity.

Wzdrygnęłam się na dźwięk tego imienia, wiedząc, że chodzi o moją osobę. Ów chłopak obrócił się w moją stronę skłonił się tak samo jak uprzednio przed parą królewską. Gdy podniósł głowę, zobaczyłam jego cudne niebiesko zielone oczy. Uśmiechnął się ciepło w moją stronę. Aż mi serce zaczęło mocniej bić.

- Tak jest z wielką przyjemnością – odparł Endymion w stronę króla.

- Zostawcie teraz nas samych – powiedziała królowa do strażników i Endymiona. Endymion jednym ruchem ręki wskazał wyjście swoim żołnierzom

W sali zostałam ja z dziewczynami oraz król i królowa. Troszkę było mi głupio stałam przed władcami w zwykłych dżinsach i krótkiej koszulce.

- Serenity moja drga, w końcu cię mogliśmy spotkać. – powiedziała spokojnie Selen w moją stronę.

- Ale ja nie jestem Serenity nazywam się Banny, czemu tak pani do mnie mówisz? – zdziwiłam się żeby sama królowa do mnie tak mówiła.

- Moja droga jesteś kimś wyjątkowym, dlatego cię tu sprowadziliśmy akurat teraz. Gdyby nie atak przepuszczony, przez Tazaro nie musielibyśmy cię tu sprowadzać. Dalej byś żyła swoim życiem... – Nie dokończyła Królowa,

- Jakim życiem wasza wysokość po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło? Dziewczyną już nie wiem czy zaufam cały czas grały kogoś innego. Przez całe moje życie byłam oszukiwana. Z normalnych przyjaciółek zostały wojownikami. Ja nie chce tak żyć, o co tu chodzi w tym wszystkim? – Powiedziałam jednym tchem, król tylko patrzył na mnie z zaciekawieniem, a królowa dokończyła przerwane zdanie.

- No i jak mówiłam Dalej byś żyła swoim życiem dla swojego bezpieczeństwa, ale w zaistniałej sytuacji musisz dowiedzieć się prawdy.

Stałam jak wryta dojrzę, że nikt nie zwrócił uwagi na to, co mówię, no owszem nie wolno się wtrącać jak ktoś mówi, ale tu chodziło o moje życie. To jeszcze mam się dowiedzieć jakiejś prawdy. Tym razem zabrał głos sam król:

- Wiec należy zacząć od tego, że nie jesteś zwykła dziewczyną, tylko księżniczką dziedzicząca Kryształowe Tokio, Ziemie, oraz Księżyc. A przede wszystkim naszą córką. I nie przerywaj dopóki nie skończę – dodał król widząc moje otwarte usta.- Zapytasz się pewnie, czemu cię oddaliśmy pod opiekę rodzicom Ami. To dla twojego bezpieczeństwa, tak samo jak czarodziejki, które od urodzenia miały cię chronić – tu wskazał na moje „ przyjaciółki”. Przed czym chronić? Przed takimi osobami jak Tazaro, który chce zdobyć wszystko, co go otacza. Za równo on jak i my jesteśmy świadomi, że może to zdobyć tylko wtedy, gdy umrze cała nasza rodzina. Dlatego cię ukryliśmy, nie wiemy jak się dowiedział, kim jesteś naprawdę. Ale od tej pory zamieszkasz w zamku i nie ważne czy ci się to podoba czy nie. Teraz możesz się zapytać, o co chcesz na każde twoje pytanie postaramy się odpowiedzieć- uśmiechnął się ciepło król.

Stałam i nic nie mówiłam, byłam wściekła na siebie, na nich wszystkich. Owszem kiedyś marzyłam by być księżniczką, ale która dziewczyna o tym nie myśli. A teraz, gdy to marzenie się spełniło, przez to moje życie jest zagrożone. Choć odnalazłam rodzinę i powinnam się cieszyć to jednak nie potrafię, mam żal do „rodziców”. – Kołatały mi się myśli po głowie.

- A więc nie chce być nie wdzięczna, ale teraz udam się do domu. Położę się spać i zapomnę o tym, co się tu wydarzyło. – Uśmiechnęłam się pod nosem I skierowałam się do drzwi. Królowa miała zmartwioną minę, natomiast król machnął do strażników ręką. A ci zamknęli drzwi przede mną.

- Nigdzie nie pójdziesz, dopóki się nie przekonasz, kim naprawdę jesteś i jakie masz prawa i obowiązki. – Zdenerwował się król widząc moją ignorancję.

- Ale.... Ja nie chcę.... Czemu to akurat mnie spotkało? Wypuście mnie najwyżej zginę!– Krzyknęłam w stronę królewskiej pary.

- Zamilcz! Uważaj, co mówisz i do kogo – usłyszałam karcący głos Mako.

Oniemiałam takiego traktowania z jej strony się nie spodziewałam. Popłakałam się nie wiedząc, co mam robić. Z nerwów zrobiło mi się ciemno przed oczami, osunęłam się na podłogę. Zemdlałam....
Gdy otworzyłam oczy usiadłam na łóżku, byłam w swoim pokoju tak mi się zdawało przynajmniej. Usiadłam i popatrzyłam dookoła. Wszystko się zgadzało Szafki moje maskotki moje, nawet pościel ta sama. Przetarłam oczy, - To tylko sen, zły sen- powiedziałam sama do siebie. PUK PUK. – Rozległo się pukanie do drzwi. Weszła przez nie królowa Selen.

- Jednak to nie był sen – powiedziałam sam do siebie, kładąc się z powrotem na łóżko. Królowa usiadła koło mnie patrząc na mnie matczynym wzrokiem.

- Wiemy, że to dla ciebie trudne i nie powinniśmy ci tego tak przekazywać, ale nie było innego wyjścia. Od tej pory czy chcesz czy nie jesteś księżniczką i z tym tytułem odziedziczyłaś tron.- Powiedziała królowa.

- Ale ja nie wiem czy podołam takiemu zadaniu. Mam raptem 20 lat i nie za wiele wiem na temat rządzenia. – Odparłam.

- Zobaczysz, ze to nie jest takie straszne jak ci się wydaje. – Powiedziała z uśmiechem królowa widząc moją przestraszoną minę.

- A mam pytanie, co z tym Tazaro, kim on jest i czemu chce nas zabić? Wiem, że po to by zdobyć władze, ale tylko po to, aż dziwne. – Zapytałam. Królowa popatrzyła w okno jak by szukała tam odpowiedzi.

- Jest on z rodziny Czarnego Księżyca, dawno temu zostali wypędzeni z naszej planety za chęć podporządkowania sobie świata. Obecnie przebywają na Nemezis – planecie, która się utworzyła tuż za naszym Księżycem. Tazaro razem ze swoim bratem jak już zauważyłaś chcą się nas pozbyć. - Całej rodziny Białego Księżyca, bo tylko, dlatego mogliby zająć nasze miejsce, poprzez wyeliminowanie potencjalnych kandydatów. Chciał nie chciał ty jesteś ostatnia z naszego rodu i jednocześnie następczynią tronu zaraz po nas. Wiec również ty jesteś w niebezpieczeństwie. – Skończyła królowa.

Po mojej głowie biegały różne myśli. Czemu zawsze mnie spotykają takie rzeczy? Teraz spoczywa na mnie odpowiedzialność za losy Ziemi a jednocześnie muszę uważać na siebie.

Ehhh, ale życie.

- Przykro mi jedynie, że nie wiedziałaś, kim są czarodziejki? Nie możesz ich winić to nie ich wina. Taki dostały rozkaz by nie mówić, kim są i czemu udają przed tobą kogoś innego. Przykro mi. – W oczach królowej zauważyłam łzy. Pewnie było jej ciężko przez te wszystkie lata z dal od swego dziecka. Zrobił mi się jej żal, choć nie czułam do niej tego samego, co ona do mnie. Wstała z łóżka i uklękłam koło niej przy łóżku i się do niej przytuliłam. Dziwne uczucie zagościło w moim sercu, ale nie wiedziała jak to opisać. Królowa zapłakała i również przytuliła mnie mocno.

- Tak się cieszę, że wróciłaś córeczko..... – Powiedziała smutno.

Znowu rozległo się pukanie do drzwi. Weszła przez nie Rei. Nie wiem, czemu, ale była to jedna z osób, które by chciała teraz widzieć.

- Wasza wysokość Król cię szuka – oznajmiła Rei kłaniając się nisko.

Selen nie czekając wyszła z mojego pokoju zostawiając mnie i Rei same. Miałam ochotę czymś ją rzucić, zadać jej dotkliwy ból tak jak ona mi. Stała tak jeszcze chwile poczym powiedziała siadając na łóżku gdzie uprzednio siedziała Selen.

- W imieniu wszystkich czarodziejek chcę cię przeprosić. Wiem, że się na nas zawiodłaś, ale to było nasz zadanie, i mylne jest twe myślenie, że cię oszukałyśmy. – Powiedziała Rei

- Nie chcę tego słuchać mam to gdzieś! – Wybuchłam. – Nie wiesz, co i teraz czuje! –Dokończyłam. Ale Rei siedziała i dalej mówiła jak by nie słyszała, co powiedziałam.

- Właśnie, że wiem. Zanim królowa Selen nas wezwała, żyłyśmy samotnie na swoich planetach, które nam przewodzą. Nie wiedziałyśmy, co to śmiech, zabawa, miłość i radość. Ale jak tylko królowa nas sprowadziła na Ziemie, opieka nad tobą wydawała nam, się czymś ponad nasze siły. Bo, w jaki sposób 4 potężne wojowniczki miały zajmować się małym dzieckiem. Nie chciałyśmy się zgodzić, ale królowa Selen zaproponował nam pewien układ w zamian za opiekę nad tobą. W zamian miałyśmy otrzymać to, czego nam tak brakowało: dzieciństwo i normalne życie w śród ludzi...

Siedziałam nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. A jednak moje przyjaciółki nie były tylko maszynami do zabijania. Miały uczucia, ale czemu teraz zachowują się inaczej....

- Dzięki tobie poznałyśmy, co to znaczy tak naprawdę żyć. Byłyśmy dumne z tego, na kogo rośnie nasza przyszła władczyni i nie żałujemy ani jednej chwili spędzonej z tobą. A teraz, gdy jakiś czas temu królowa przywróciła nam wspomnienia z naszego prawdziwego życia. Powróciłyśmy na nasze odpowiedni stanowiska. – Dokończyła Rei.

- Czemu mi tego nie mogłyście przekazać wcześniej jakimś kolwiek sposobem? – Spytałam z wyrzutem patrząc na Rei wzrokiem pełnym gniewu i złości.

- Ponieważ złożyłyśmy przysięgę, której zerwanie graniczyło ze śmiercią. Nie dosłownie, ale dla nas odesłanie z powrotem na nasze planety było jak śmierć. Życie w samotności nie jest życiem tylko wegetacją. Ale nie to było najważniejsze nie mogłyśmy pozwolić by, kto kolwiek się dowiedział, kim jesteś. Teraz wiesz już, dlaczego nic ci nie powiedziałyśmy. Wiec sądziłyśmy, że zrozumiesz jak ci wyjaśnię tylko szkoda, że to wynikło w takich okolicznościach.... – Dokończyła Rei.

- Nie wiem czy po tym wszystkim będę potrafiła wam wybaczyć, ale postaram się... – Odparłam w stronę koleżanki.

Rei tylko popatrzyła na mnie z nie dowierzaniem. Jak by się spodziewała innej odpowiedzi. Skinęła głową tylko dla potwierdzenia i wyszła zostawiając mnie samą ze swoimi myślami..

Leżałam na łóżku i rozmyślałam nad dalszym swoim losem. Po paru minutach doszłam do wniosku, iż muszę poznać to miejsce i otaczający mnie nowy świat bliżej. Wyszłam z pokoju i skierowałam się po schodach w dół, chodź nie wiedziałam gdzie się znajduje dokładni coś mi mówiło, że mam tam się udać. Szłam schodami w dół i robiło się coraz ciemniej jak bym trafiła do innego zupełnie miejsca różniącego się od sali tronowej czy nawet mojego pokoju. Chyba były to podziemia, bo na ścianach dało się zauważyć mech wrastający w cegły zamku. Przeszłam jeszcze parę metrów i napotkałam drzwi na końcu długiego korytarza. Weszłam do środka o dziwo drzwi były otwarte. W środku ktoś był. Podeszłam bliżej by ten ktoś nie pomyślał, że mam złe zamiary. Okazało się, że był to król. Przyglądał się czemuś.

- Przepraszam Wasza wysokość. – Powiedziałam w stronę króla. Odwrócił się powoli jak by się bał, że za chwile coś się mu stanie.

- A to ty Serenity – odrzekł w moją stronę, poczym przywołał mnie bliżej gestem ręki.

Gdy podeszłam do króla, okazało się, że to, co obserwował to miecz. Długi masywny złoty miecz. Na rękojeści widniały symbole planet: Marsa, Merkurego Jowisza i Venus. Zaś na klindze widniały dziwne napisy w niezrozumiałym dla mnie języku.

- Co to za miecz? - Spytałam, choć zabrzmiało to bardziej jak bym była wścibska.

- To jest święty miecz wykuty ze skały monolitu nad morzem Księżycowym. Służy on naszej rodzinie od pokoleń. Przekazujemy go z pokolenia na pokolenie, ale...

Król Ares zmierzył mnie od stóp do głów poczym zaprzeczył ruchem głowy.

- Służy do tego by go użyć w ostateczności, by poświęcić swoje życie dla innych. Jest on przekazywany wtedy, gdy obecny posiadacz umrze. W tym wypadku ja ci go przekaże w razie, czego. – Dokończył spoglądając na miecz.

- Ale królu nie musisz tego przecież robić. Żyjesz czyż nie tak? – Spytałam przerażona i również wpatrzyłam się w miecz.

- Tak głuptasie, oczywiście, że żyje, ale już niedługo by ochronić ciebie i moją żonę będę musiał go użyć. A ty będziesz musiała go przejąć po mnie i pilnować go jak oka w głowie.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, czemu wszyscy myślą, że z dnia na dzień przejmę wszystkie obowiązki a co gorsza odpowiedzialność za innych. Staliśmy tak jeszcze chwile a potem król dodał.:

- Posłuchaj uważnie: Ten miecz to straszliwa broń w zależności, kto i w jaki sposób go używa, więc jak byś kiedyś musiała oddać miecz komuś innemu musisz wybrać odpowiednią osobę do tego celu. Choć mam nadzieje, że nie stanie się to szybko. Przyrzeknij niech będę spokojny o ciebie i ten świat.

- Przyrzekam wasza wysokość dopełnić przeznaczenia tego miecza, – choć dziwnie to brzmiało, ale chyba go przekonałam, bo uśmiechnął się do mnie tak samo jak w sali tronowej.

Gdy wychodziliśmy z owej komnaty ściany podziemi się zatrzęsły, i posypały się gdzie niegdzie cegły. Król osłonił mnie ramieniem przed jedną z cegieł, ale sam oberwał w ramię.

- Nic ci nie jest? – Spytałam z troską widząc krew sącząca się z pod peleryny.

- Nie ważne zostań tu jak się już to skończy to pośle po ciebie. – Rozkazał i pobiegł na górę.

Znowu huk i ściany zatrzęsły się jeszcze bardziej. Żałowałam, że nie mogę pomóc w sumie to nawet nie wiedziałabym jak...

- Znowu Tarazo ze swoimi ludźmi atakuje zamek! - Zawołał do króla Endymion wskazując na rój czarnych powozów na niebie.

- Tym razem nie pozwolę na większe zniszczenia niż ostatnio. Każ generałom wyprowadzić swoje oddziały i przepędzić mi tych intruzów. Nie brać jeńców. – rozkazał król, poczym sam wsiadł na swojego królewskiego gryfa i zabrał szwadron żołnierzy do boju.
W powietrzu wrzało od okrzyków bojowych i ryków gryfów. Król Ares właśnie przepuszczał atak na powóz Tarazo, gdy od tyłu zaleciał go jeden z wrogów. Władca nie miał by żadnych szans z podwójnym natarciem, gdyby nie szybka i skuteczna reakcja Endymiona. Tyle żołnierzy znajdowało się w powietrzu, że ciężko się zorientować kto walczył przeciwko komu. Tarazo sprytnie wyrwał się do przodu i podleciał pod sam królewski pałac. Wysłał w jego stronę pocisk świetlistej energii, który uderzając w ściany zamku wyburzył kawałek ściany. Razem z Akirą weszli do pałacu niezauważeni.

- Jak myślisz, kogo znajdziemy najpierw mamusie czy córeczkę? – Spytał brata Tazaro.

Akira tylko uśmiechnął się nic nie mówiąc. Nie podobało mu się to, że muszą zabić królewska rodzinę tylko po to by rządzić Ziemią. Przecież było im tak dobrze na Nemezis w sumie nie wiele różniła się od Ziemi. Nie rozumiał zachowania brata.

- Akira, nad czym tak rozmyślasz? - Zawołał Tazaro.

- Co? O sorry a tak jakoś – odparł Akira, po chwili zauważył coś niepokojącego Uciszył zdenerwowanego brata. I wskazał mu ręką na królewskich żołnierzy zdążających w ich stronę. W ostatniej chwili teleportowali się do innego pomieszczenia.

- Gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? Nie za ciemno tu na królewski zamek – spytał Akira rozglądając się dokoła.

- Mi to przypomina jakieś podziemia, ale nadal jesteśmy w zamku. – Oznajmił Tazaro.

Bracia szli korytarzem napotykając po drodze drzwi przed sobą....

Pech chciał, że za tymi drzwiami była komnata ze świętym mieczem a ja razem z nim. Wystraszyłam się nie na żarty. Byłam sama i nie miałam bladego pojęcia jak się stąd wydostać nie wpadając po drodze na Tarazo i jego brata. Drzwi za skrzypiały i stanęli w nich bracia. Niestety nie miałam gdzie się schować, więc stałam tylko jak słup soli, gdy weszli do środka. Popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. Tazaro zbliżył się parę kroków w moją stronę...

- Nie podchodź do mnie, bo.... – Nieskończyłam i patrzyłam z przerażeniem jak zbliża się jeszcze bardziej.

- No właśnie, bo co? – Spytał sarkastycznie, Tazaro.

No fakt, co ja mu mogę zrobić. Ja dziewczyna z miasta o on wielki wojownik. Zaczęłam się odsuwać rozglądając się nerwowo dokoła. Jedyne, co tu było to miecz. – No właśnie miecz, jego przecież mogę użyć. – Zaświtało mi w głowie. Podbiegłam w głąb sali pod gablotę ze świętym mieczem. Tazaro razem z Akirą otoczyli mnie jedyne to, co mi pozostało to chwycić za ten miecz. I tak zrobiłam.

- I tym chcesz nas pokonać nawet nie dasz rady go unieść – zaśmiał się Akira.

A co mi tam – pomyślałam przynajmniej spróbuje, i chwyciłam rękojeść miecza w obie dłonie. Cały pokój wypełniło światło, faktycznie był ciężki. Zamachnęłam się nim na Tazaro, zaś ten tylko odskoczył na bok śmiejąc się przy tym bezczelnie.

- To księżniczki nie nauczyli walczyć przez te wszystkie lata. O jak mi przykro. – Dodał Tazaro w tym samym czasie, gdy mnie zaatakował. Akira również się dołączył, na moje nieszczęście obaj bracia doskonale władali mieczami. Ja niestety nie bardzo i po krótkim z tarciu z Akirą święty miecz wylądował parę metrów ode mnie. – No to super się wpakowałam – pomyślałam patrząc jak Tazaro zbliża się do mnie wymachując przy tym beztrosko mieczem.

- Myślałem, że ciebie ostatniej się pozbędziemy a tu proszę, pójdziesz na pierwszy ogień.– Dodał, Tazaro. Serce waliło mi jak oszalałe, i jak to mówią faktycznie w obliczu śmierci całe życie staje przed oczami. Tazaro zamachnął się na mnie z mieczem, zamknęłam oczy by nie czuć bólu. I nagle w pokoju rozbłysło światło -miecz emanował energią, złotą energią…...

Tym czasem na polu bitwy król Ares razem z Endymionem właśnie rozganiali ostatki wojsk Tazaro, gdy nagle w tej samej chwili jak rozbłysnął miecz król złapał się w okolicy serca. Stracił równowagę, w ostatniej chwili przytrzymał się gryfa.

-,Co jest wasza wysokość źle się czujesz? – Spytał Endymion podlatując na swoim czarnym pegazie do swego władcy.

- Miecz coś się z nim dzieje. Moje ciało reaguje na niego, ale nigdy to nie było, aż tak bolesne. – Powiedział król ledwo dysząc, w głowie kołatały mu się myśli, dlaczego mogło tak być. Skojarzył fakty, że zostałam w komnacie razem z świętym mieczem i może mi się coś dziać. – Serenity! – Krzyknął Ares.

- Co z nią? - Zaniepokoił się Endymion patrząc na zwijającego się z bólu króla.

- Ona została w tej komnacie, tej z mieczem. On reaguje w tedy, gdy komuś z właścicieli ma się coś stać. Przyjacielu udaj się tam i uratuj moją córkę. – Poprosił król.

- Ale nie mogę cię tak zostawić. – Powiedział poczym zawołał jednego z żołnierzy.

- Jak mam tam się dostać? - Spytał ponownie Endymion pomagając żołnierzowi zabrać króla do pałacu.

- Przeteleportuje cię - oznajmił król poczym machną ręką w stronę Endymiona a ten znalazł się w jednej chwili w sali.

Rozejrzał się dookoła widząc jak Tazaro wykonuje zamach w ostatniej chwili skoczył w jego stronę. Tazaro na szczęście tylko mnie zadrasnął w ramię. Między Tazaro, Akirą i Endymionem wywiązała się walka. Dwóch na jednego to nie było zbyt rozważne ze strony Endymiona, ale jak się okazało dał radę. Bracia wycofali się. Zanim się teleportowali Tazaro rzucił w moją stronę, że się jeszcze spotkamy.
Endymion podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Ramię mi strasznie krwawiło i z rozdartej sukienki sączyła się krew.

- Nic ci nie jest? – Spytał nerwowo Endymion patrząc na moją ranę.

- Raczej nie tylko trochę boli – skłamałam, lale nie chciałam wyjść na mięczaka.

Zanim wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się na górę odłożyłam święty miecz na swoje miejsce, faktycznie był coraz cięższy, ale jak to możliwe. Gdy przechodziliśmy korytarzem koło sali tronowej stały tam czarodziejki z jakimiś ludźmi i obserwowały dziurę w ścianie, którą zrobił Tazaro.

- Serenity, królowa Selen oczekuje cię w sali tronowej – oznajmiła mi Ami nie patrząc w ogóle w moją stronę. Pokiwałam tylko głową, bo co ja jej będę mówić skoro i tak mnie pewnie nie usłyszy. Faktycznie jak tylko otworzyły się drzwi sali tronowej ujrzałam w nich moją „mamę”.

- Jak dobrze, że Endymion zdążył, bo nie wiem, co by się stało – powiedziała Selen i przytuliła mnie mocno.

- No jakoś sobie na początku dawałam radę, ale później to faktycznie nie było wesoło – uśmiechnęłam się do Endymiona, niestety on go odwzajemnił. Stał jak gdyby nigdy nic wpatrzony w królową. – Czy tu wszyscy są tacy drętwi czy jak? O tak nie może być ja tu wszystko po zmieniam. – Powiedziałam sama do siebie.

- A tak poza tym to gdzie król Ares? - Spytałam, bo sam mi powiedział, że jak to się wszystko skończy to pośle po mnie.

W oczach królowej zauważyłam łzy, spojrzała przerażona na Endymiona i nic nie powiedziała. Za to Endymion zabrał głos:

- Król Ares źle się czuje, jak na to, co mówił nadworny lekarz to umiera. – Oznajmił smutno.

- Że co,że jak? Przecież jak się z nim rozstawałam to wszystko było ok. – zdziwiłam się.

- To przez to, że użyłaś miecza, a sumie chciałaś użyć zanim nie byłaś gotowa. – Powiedziała z wyrzutem królowa w moją stronę.

- To w takim razie to moja wina jak król umrze? – Spytałam z niedowierzaniem.

Królowa Selen nic nie powiedziała, ale milczeniem potwierdziła moje pytanie. Endymion tylko patrzył na mnie z przerażeniem. No tego już było za wiele ponad moje siły, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z sali z płaczem. Biegłam przed siebie błądząc po między korytarzami zamkowego pałacu. Po drodze wpadłam na jakąś dziewczynę wywracając ją na ziemię. Była trochę wyższa ode mnie, miała krótko ścięte włosy koloru brązowego. W pierwszej chwili myślałam, że to chłopak, ale się myliłam.

- Jak ty chodzisz? – Rzuciła w moją stronę. – O przepraszam wasza wysokość nie wiedziałam, że już u nas jesteś – uśmiechnęła się do mnie wstając z podłogi. – Jestem Sailor Uranus, ale możesz mi mówić Haruka. – Dodała podając mi rękę.

- Sorry, ze poznaliśmy się w tych okolicznościach nazywam się.., Chociaż z resztą wiesz jak – uśmiechnęłam się do niej również.

- A co ty robisz tutaj sama? - Spytała, Haruka rozglądając się do koła jakby kogoś szukała.

- A nie ważne, chcę znaleźć pokój króla Aresa, ale nie wiem gdzie się znajduje. – Oznajmiłam

- No to masz szczęście jako jedna z osobistych strażniczek króla mogę ci do niego zaprowadzić - powiedziała poczym gestem ręki zachęciła mnie bym szła za nią.

Przeszłyśmy koło paru pokoi i w przed ostatnim na końcu korytarza na drzwiach wisiała tabliczka z imieniem króla. – To tutaj – powiedziała Haruka otwierając mi drzwi – Ja tu zostanę ty wejdź –dodała wpychając mnie do środka. Pokój był bogato zdobiony z wielkim łóżkiem na środku a w nim leżał król. Podeszłam bliżej usiadłam koło niego, otworzył powoli oczy i powiedział widząc moje mokre oczy od płaczu:

- Pamiętasz, co ci mówiłem o mieczu, więc niedługo będziesz musiała go przejąć.

- Ale ja jeszcze nie jestem gotowa poza tym ty przecież nie umierasz. – Zaprzeczyłam jego słowom. Ares tylko pokiwał przecząco głową.

- Niestety mój czas dobiega końca. Chcesz czy nie miecz będzie teraz twój i wiedz jedno nikt nie może go dotknąć oprócz ciebie, bo widzisz, co się dzieje – wskazał głową na swoje ciało.

A mi się zrobiło jeszcze bardziej smutno i jeszcze bardziej się obwiniałam.

- Endymion nauczy cię jak się nim posługiwać wcześniej przekazałem mu takie instrukcje zrobią z ciebie wojowniczkę, będziesz posiadała moc taką samą jak twoje koleżanki, byś mogła ochronić własne życie. A co najważniejsze otrzymasz posłuszeństwo czarodziejek, bo jak zauważyłaś nie zbyt ci wychodzi zwrócenie na nich swojej uwagi. – Zaśmiał się ponuro.

- Nie rozumiem? – Zdziwiłam się. Owszem sailorki nie zwracają zbytnio na mnie uwagi jak tylko się dowiedziałam, kim jestem, ale co to ma wspólnego z mieczem.?

- Moc wojowniczek jest uzależniona od miecza, w sumie to czarodziejki stworzył mój prapradziadek po to by strzegły naszej rodziny. Są jak maszyny wykonujące nasze rozkazy i dlatego posiadacz miecza ma nad nimi kontrole. I dlatego kto mam miecz ma straszliwą broń rozumiesz teraz? – Wyjaśnił król.

- Jestem raczej w szoku, to znaczy, że sailorki nie są ludźmi, to w takim razie, kim są?

- Głuptasie oczywiście, że są ludźmi a raczej są do nich podobne, mój prapra dziadek uznał, że ludzkie zachowania powinny być im obce by mogły lepiej spełniać swoje zadania. Nie mają w jakiś sposób wolnego myślenia często jest to im narzucone. I jak tylko otrzymasz ode mnie miecz, również otrzymujesz ich życia.
Popatrzyłam na króla z niedowierzaniem. Jakim cudem 4 dziewczyny, które do tej pory znałam mogą być tak straszliwą bronią? Przecież to nie możliwe.

- Możesz mnie zostawić samego musze odpocząć. – Poprosił, Ares. Wyszłam z pokoju, na zewnątrz czekała na mnie Haruka.

- Ty także jesteś.... – Nie dokończyłam Haruka tylko spojrzała na mnie z powagą i odparła:

- Nie jesteśmy takie jak one, jeżeli ci o to chodzi.

- Czemu mówisz w liczbie mnogiej, jest jeszcze ktoś? I dlaczego jesteście inne? – Spytałam, gdy szłyśmy pałacowym korytarzem do ogrodu.

- Ja oraz moje 3 koleżanki, które poznasz niebawem, jesteśmy inne. Istniejemy po to by, zapobiec nieszczęściu użycia miecza przez kogoś takiego jak Tazaro. –Wytłumaczyła Haruka.

- Ale to nie ma sensu, nawet i tak jak wyrazie, czego go otrzyma to jak mówił król sailorki będą wykonywać rozkazy posiadacza miecza czyż nie tak, czyli nie będzie odwrotu. – Podsumowałam wypowiedź koleżanki.

- Masz racje, ale nasze zadanie polega na ich pozbyciu się...

- Ty chcesz powiedzieć, że jak by, co to macie je zabić – dodałam przerażona. Haruka tylko pokiwała głową dla potwierdzenia.

- Nie możecie, przecież każdy ma prawo żyć. Ja nie pozwalam. – Rozkazałam a na twarzy Haruki pojawił się grymas niezadowolenia.

- Niestety, w tym wypadku nie słuchamy się nikogo, mamy takie rozkazy z wyższych władz i nawet ty tego nie zmienisz. – Ostatnie słowa powiedziała bardzo stanowczo,

Nic nie mówiłam, na koniec tylko się z nią pożegnałam i poszłam szukać moich przyjaciółek. Co jakiś czas spotykałam żołnierz, spoglądali na mnie dziwnie, pewnie nie jest im na rękę, że jakaś dziewczyna będzie nimi dowodzić? Ale cóż mnie też to się nie podobało. W końcu spotkałam Mako i Ami. Siedziały w swoim pokoju.

- Siemanko, co tam u was? –Starałam się by moje słowa były naturalne. Ani Mako ani Ami nic nie powiedziały, popatrzyły tylko po sobie. No to spróbowałam inaczej.

- Wiem, że teraz to, co powiem nie wiele zmieni, ale jak tylko otrzymam ten miecz uwolnię was spod jego mocy i będziecie mogły, żyć jak ludzie. – Tego, co nastąpiło po tym, co powiedziałam nie spodziewałam się. Ami wstała z łóżka podeszła do mnie bliżej, a potem uderzyła mnie w twarz z taką siłą, że wylądowałam na drzwiach. Potem również Mako mnie zaatakowała. Następnie w jednej chwili leżałam pod szafą skręcając się z bólu, po jej uderzeniu.

- Dziewczyny przestańcie, co z wami – wydyszałam próbując się podnieść z ziemi.

Mako znowu powtórzyła swój atak, już nawet nie miałam siły nic mówić. Gdy Ami również chciała pokazać, co potrafi w ostatniej chwili do pokoju wpadł Endymion. Popatrzył przerażony to na dziewczyny stojące nad mną a to znowu na mnie zwijającą się z bólu.

- Co to ma znaczyć? – Rzucił w stronę bojowo nastawionych wojowniczek.

Mako nic nie powiedziała, po prostu wszyła z pokoju, zaś Ami coś tam zamruczała nie zrozumiale i również poszła za towarzyszką.

- Zgłupiałaś zupełnie, coś ty im powiedziała, że cię zaatakowały, co?! – Krzyknął Endymion do mnie.

No fakt miał racje przecież chciałam im pomóc, czemu się tak zachowały to nie mam pojęcia.

- Nie ważne. Nie musisz wiedzieć – odpowiedziałam ponuro w jego stronę.

Z ziemi ledwo się podniosłam, strasznie bolały mnie żebra. Następnym razem nie dam się tak łatwo zaskoczyć, będę próbować do upadłego. Może je pokonam w walce to zmienią zdanie na mój temat. Warto spróbować.

-Endymionie pomożesz mi, muszę nauczyć się walczyć i używać swoich mocy. Król Ares powiedział mi, że przekazał ci instrukcje, co i jak? – Spytałam, bo tylko w nim jedyna nadzieja. Endymion skłonił się nisko a w jego oczach ujrzałam satysfakcję.

- Oczywiście, że ci pomogę, ja też już mam dość tej całej szopki. Od tej pory możesz mi mówić mistrzu heheheeh – dodał uradowany.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Pią 18:50, 21 Sie 2009
Autor Wiadomość
Rybcia469
Zastępczyni Przewodniczącej Klubu


Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Koszalin

Temat postu:
Resztę dnia spędziłam z Endymionem na prywatnych naukach. Najpierw musiałam się nauczyć władania mieczem, to dopiero było nie lada wyzwanie. Endymion musiał uważać by nie dostać w głowę. Miecz, którym ćwiczyłam był tej samej wagi, co ten święty strasznie ciężko było mi go utrzymać w rękach. Machałam nim to w prawo to w lewo i nawet nie drasnęłam kukły, na której ćwiczyłam.

- Czy on musi być, aż taki ciężki? – Wydyszałam próbując się zamachnąć, ale miecz poszybował, aż pod nogi Endymiona. Ten spojrzał tylko z politowaniem w niebo.

- A co ty chciałaś? Może jeszcze ma być lekki jak piórko – zażartował.

Próbowałam i próbowałam no i nici, przy ostatnim zamachnięciu strąciłam tylko kukłę z pala i nic więcej. Kątem oka dojrzałam przyglądające mi się z balkonu królową Selen i Rei. No super jeszcze tylko tego by brakowałoby Rei o wszystkim doniosła dziewczyną...

- Jak myślisz Rei Serenity da sobie radę? – Spytała swojej towarzyszki królowa.

- Na pewno wasza wysokość, tylko do doskonałości długa droga. – Odparła Rei patrząc się na moje nie udolne wymachy.

- A tak to fakt, ale niestety ta droga musi być krótsza już niedługo ma zostać władczynią – posmutniała Selen. – Wraz ze śmiercią Aresa, wszystko się zmieni już nic nie będzie takie jak było, i mam nadzieje, że Ty i twoje koleżanki pokierujecie ją - dokończyła wskazując na mnie.

- Możesz na nas liczyć - dodała Rei patrząc prosto w oczy królowej...

Teraz przyszedł czas na naukę moich predyspozycji magicznych. Endymion okrążył mnie dwa razy przyglądając się przy tym bacznie mojej osobie:

- A więc jak mówiła mi twoja Matka królowa Selen, oczywiście. Masz podobno ogromną moc i musisz się nauczyć z siebie ją wydobywać.

- No ok., ale jak mam to zrobić przecież nawet miecz mi z rąk wylatuje a co dopiero używanie magicznych mocy - zaśmiałam się sama do siebie.

- Po pierwsze musisz się skoncentrować wewnętrznie, a potem powiedzieć np. Potęgo Księżyca działaj. To podobno najprostsze zaklęcie, więc nie będziesz miała z nim problemów. – Poinstruował mnie Endymion.

Stanęłam naprzeciw niego zamknęłam oczy i zaczęłam się koncentrować. Ale jak tu nad czymś się skoncentrować skoro wokoło jest taki hałas. No oki na chwilę nastała cisza, więc mogłam użyć tego zaklęcia:

- Potęgo Księżyca Działaj - powiedziałam, niestety zamiast jakiegoś lepszego efektu z pobliskiego drzewa sfrunęły ptaki. Endymion ze śmiechu mało się nie przewrócił.

- NO powiem ci jedno jak Tazaro był by wielkim ptakiem to byś go wystraszyła – zaśmiał się Endymion.

- No bardzo śmieszne, ale coś przez chwilę poczułam... – Oznajmiłam.

- Tak a co? –Zdziwił się Endymion

- Nie wiem jakąś energię, przechodziła przez moje ciało, ale nie mogła się z niego wydobyć. – Dodałam odwracając się w kierunku drzewa.

- Dobra na dziś kończymy możesz iść do siebie – poinformował mnie mój nauczyciel, poczym zabrał swoje miecze i odszedł.

Zostałam sama na środku placu, no to doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i dołączyłam do mojej mamy na balkonie. Na mój widok jej twarz przybrała dziwny wyraz, ni to zadowolenie ni to strach. Patrzyłyśmy na siebie tak przez chwilę, poczym królowa powiedziała w moja stronę:

- Chcę żebyś wiedziała, że nie obwiniam cię za to, co się stało z Aresem, i nie myśl sobie, że to twoja wina, po prostu ci nikt nie powiedział.

- Ja nie wiem, co powiedzieć, przepraszam mamo – wybełkotalam i rzuciłam się z płaczem w ramiona mojej mamy. W końcu poczułam to ciepło, które łączy matkę i córkę....
Stałyśmy w tym uścisku jeszcze z parę minut. Nagle usłyszałam krzyki Haruki, biegnącej w naszą stronę. Ukłoniła się niedbale i wydyszała:

- Król.... Król woła Serenity do siebie... On umiera...

Spojrzałam przerażona w stronę matki o na również spojrzała w moją stronę. Nie mogłam na to pozwolić, król nie może umrzeć. Myślałam gorączkowo, w jaki sposób nie dopuścić do tragedii.

- Prowadź – rozkazała Haruce królowa Selen.

Biegłyśmy w stronę komnaty króla, mijałyśmy pokoje jeden za drugim i tak samo jak uprzednio weszłyśmy do przed ostatniego. Wokoło królewskiego łoża znajdowało się wielu ludzi, jak tylko zobaczyli nas rozstąpili się na boki. Razem z Selen podeszłyśmy bliżej, tak jak mówiła Haruka król umierał. Ledwo unosząc rękę wskazał w moją stronę bym podeszła bliżej. Usiadłam koło Aresa a on słabym głosem powiedział:

- Nadszedł czas. – Poczym zamknął oczy i w oka mgnieniu pojawił się święty miecz.

Wiedziałam, po co król go sprowadziłby mi go ostatecznie przekazać. Również zjawiły się strażniczki miecza. Ich oczy, były skierowane na miecz jak by tylko on się liczył.

- Jak kiedyś mój ojciec mi go przekazał tak teraz ja ci go przekazuje a z nim całą władze na Ziemi i Księżycu. – Kontynuował Ares wręczając mi święty miecz.

Przyjęłam go z wahaniem, bo wiedziałam, co mnie czeka.- I pamiętaj, że z wielką siłą wiąże się wielka odpowiedzialność. – Zakończył i w tym samym momencie, gdy wzięłam miecz w swoje ręce Mars, Merkury, Jowisz oraz Venus uklękły przede mną i złożyły mi pokłon.

- Od tej pory wszystko zależy od ciebie – powiedział cicho król Ares, poczym zamknął oczy i to, co się po tym zdarzyło jest strasznie ciężko opisać, stałam jak słup soli.

Królowa Selen zaczęła płakać przytulona do martwego ciała króla. Inni obecni w sali również byli pogrążeni w smutku, zaś ja czułam się najbardziej winna temu wszystkiemu. Nagle rozbłysło jasne światło wypełniając przy tym cały pokuj. Ciało króla zaczęło się rozpływać, jak by dzieliło się na cząsteczki. Jedna z nich leciała wprost ku świętemu mieczowi, została ona przez niego wessana i automatycznie miecz stał się bardzo lekki jak by mu wcześniej czegoś brakowało. A było nim życie poprzedniego właściciela.

- Tato! – Krzyknęłam, gdy ostatnia cząstka rozpłynęła się i już nie było śladu, po jakim kolwiek istnieniu króla, Aresa.



- Niech wszyscy wyjdą – usłyszałam głos Endymiona, którego wcześniej nie zauważyłam.

Byłam mu za to wdzięczna nie chciałam oglądać tych wszystkich twarzy, które obwiniały mnie za śmierć władcy. Jedyne, co mogłam teraz zrobić to być blisko mamy, podeszłam do niej i jak to zrobiłam chwilę temu przytuliłam ją mocno. Doskonale wiedziałam, że nigdy nie zrozumiem, co teraz czuła, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Przynajmniej tyle byłam jej winna...

Jeszcze w tym samym dniu królowa ogłosiła żałobę. Wszyscy mieszkańcy chodzili jacyś nie przytomni. Za nie długi czas miała się odbyć moja koronacja, wcale tego nie chciałam, ale nie miałam wyboru. Miecz umieściłam w gablocie w moim pokoju, by przypominał mi o tym, co się stało. Cały czas myślałam nad tym, w jaki sposób wyzwolić sailorki z pod jego wpływu...

Tym czasem na Nemezis:



- Słyszałeś nowinę – uśmiechnął się do brata Akira. Tazaro lekko znudzony odwrócił głowę w stronę dochodzących hałasów.

- No, co się stało – rzucił bez przekonania Tazaro.

- Król Ares nie żyje, właśnie ogłoszono żałobę na Ziemi i Księżycu – oznajmił Akira siadając naprzeciw swego brata. Tazaro zerwał się z łóżka i nie wierzył w to co słyszał.

- Skąd wiesz, nie kłamiesz?! – Tazaro starał się zrozumieć, o co w tym chodzi. Akira tylko pokręcił głową

- Król nie żyje i jestem tego pewny na 100 %, od mojego zaufanego szpiega w oddziałach królewskich.

Tazaro z Akirą świętowali jeszcze z parę godzin za nim znowu zaczęli planować atak na królewską posiadłość.

- Chyba nie będziemy musieli wystawiać całej naszej arami, gdy królestwo jest pogrążone w żałobie – Akira zwrócił się w stronę brata rozpisującego rozkazy dla generałów.

- Możesz mi pomóc? Z którego miejsca tym razem zaatakujemy? - Powiedział, Tazaro do Akiry wskazując na mapę Ziemskiego królestwa.

Akira popatrzył po to rozległych terenach miejsca ataku wodził wzrokiem to w lewo to w prawo nie będąc przekonanym czy dobrze obierze punkt, o który był dla nich tak ważny. Po chwili namysłu wskazał lewą stronę pałacu tuż za królewskim ogrodem. Tazaro uśmiechnął się w stronę brata i dodał:

- W sumie nie zły pomysł miejsce nie typowe a zanim dotrą tam oddziały straży królewskiej minie parę minut. No to zaczniemy jutro z rana teraz to idę się nacieszyć naszym częściowym triumfem...

Zaś w królewskim zamku panował lekki bałagan w związku przejęcia nowej władzy. Biegałam od jednej komnaty do drugiej szukając Endymiona by mnie jeszcze nauczył paru rzeczy, ale o dziwo nie było go w pałacu. Spotkałam go dopiero w stajni, czyścił akurat ().

- Możesz mnie nauczyć teleportacji? – Spytałam Endymiona podchodząc bliżej.

- No w sumie mogę a po co ci to w ogóle tak przecież nie masz, po co tego robić. – Zdziwił się.

- No oki, ale tak na wszelki wypadek chcę umieć się przemieszczać. Więc jak nauczysz mnie? – Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. –

- No dobra niech ci będzie, ale nie miej pretensji jak ci nie wyjdzie. – Dodał szybko mój instruktor. No jak zwykle naszym placem bojowym jak to nazywam był plac przed zamkiem. Endymion narysował na ziemi dwa koła, poczym kazał mi do jednego wejść. Zrobiłam, co kazał.

- Zamknij oczy i wyobraź sobie, to drugie koło, w którym chcesz się znaleźć a potem po prostu myślami tam przejdź. – Wytłumaczył.

Zamknęłam oczy, i starałam się sobie wyobrazić to kółko, no, ale prędzej mi oczy łzami zaszły niż sobie je wyobraziłam. Otworzyłam je z powrotem stałam w tym samym miejscu, co wcześniej. No to spróbowałam jeszcze raz, tym razem kółko jak gdyby przeleciało mi przed oczami takie rozmazane. Znowu rozpostarłam powieki a Endymion zwijał się ze śmiechu.

- Co w tym takiego śmiesznego? – Rzuciłam ostro w stronę Endymiona.

- Nie nic, ale żebyś widziała swoje miny jak się próbujesz skupić heheh – odparł.

No to ja mu pokaże, udowodnię mu, że potrafię się teleportować z taką samą wprawą jak on.

Skupiłam się tak na poważnie wyciszyłam wszystkie odgłosy jak wcześniej, gdy uczyłam się zaklęć. Zobaczyłam koło było takie wyraźne, teraz wystarczyło „przejść” do niego. I już, otworzyłam oczy i udało się.

- No a nie mówiłam, że dam radę – podskoczyłam do góry.

- Nie ciesz się zbytnio to, że raz ci się cudem udało nie znaczy, że będziesz non stop to robić bez błędów. – Oznajmił zadowolony z siebie.

No to spróbowałam jeszcze raz. I udało się robiłam to z łatwością, to było prostsze niż uczenie się zaklęć. No po pół godziny teleportacja z kółka do kółka było pestką a teraz miałam przeteleportować się do swojego pokoju zabrać stamtąd coś i przy teleportować się z powrotem. No to się skupiłam jak wcześniej i wyobraziłam sobie pokój ze szczegółami, żeby przypadkiem nie wpaść na coś i hop. W oka mgnieniu byłam w pokoju zabrałam jakąś figurkę, i wróciłam z powrotem. Tylko za miast na placu wylądowałam na dziedzińcu, chciałam zawołać do, Endymiona, że prawie mi się udało, ale on rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nie widziałam twarzy, bo było troszkę za daleko, ale ów mężczyzna strasznie kogoś mi przypominał tylko nie wiedziałam, kogo. Znowu się przemieściłam mało nie wpadając na Endymiona, odwróciłam się szybko, ale już nikogo nie było.

- Z kim rozmawiałeś przed chwilą? - Spytałam z zaciekawieniem. Na twarzy Endymiona malowało się zmieszanie:

- Nie z nikim a czemu pytasz, czekałem na ciebie nikogo tu nie było.

- Coś ściemniasz, jak stałam na dziedzińcu to wyrżnie widziałam, że z kimś rozmawiasz. – Dodałam szybko.

Endymion, odburknął coś, że koniec lekcji na dziś i się teleportował, że nawet bym go nie złapała.

Potem jeszcze chwilę próbowałam zaklęć, tym razem innego niż ostatnio. Sama królowa kazała mi je ćwiczyć, bo stwierdziła, że mi się przyda kiedyś. Tylko nie miałam, na kim trenować, bo było to zaklęcie uzdrawiające. Więc szybko mi się znudziły samotne ćwiczenia. Jak tylko wróciłam do zamku, spotkałam jakieś 3 dziewczyny w strojach sailorek. Może to są te strażniczki, których mówiła, Haruka, że mają tą okrutną misję...

Noc nastała tak samo szybko jak pojawił się nowy dzień. Nie chciało mi się wstawać z łóżka. Przecież jestem przyszłą królowa chyba nie muszę tak wcześnie być na śniadaniu. Marzyłam jeszcze tak przez chwilę w swoim cieplutkim łóżeczku. Z rozmyślań wyrwały mnie jakieś hałasy dobiegające z korytarza. Nagle jakiś brzdęk wywróconej tacy, i po chwili z wielkim łoskotem wpadł a raczej wleciał przez drzwi jakiś chłopak i lądując przy tym na podłodze. Zakryłam się szybko kołdrą, by ukryć napad śmiechu, który wywołał u mnie chłopak. Wstał z podłogi i pozbierał to, co wyglądało na śniadanie, resztę, co zostało plamami i śladami po maśle i zupie mlecznej usunął zaklęciem. Ukłonił się nie dbale uderzając przy tym głową w komodę wymruczał coś i wybiegł z pokoju.

Kto to mógł być? Zastanawiałam się przez chwilę wyglądając za nieznajomym przez drzwi.

Nie zdążyłam mu się zbytnio przyjrzeć, bo tak pod kołdrą nie wiele widać, ale mam nadzieje go jeszcze spotkać. Jak zawsze poranna toaleta, potem śniadanko z ...No właśnie. Gdy zeszłam na śniadanie z myślą, że spotkam przy stole wszystkich jak to było ostatnim razem. Ale jadalnia była pusta, no za wyjątkiem służby, podeszłam do jednej z dziewczyn stojących najbliżej mnie. Nim zdążyłam coś powiedzieć odparła:

- Wasza wysokość będzie dzisiaj sama jeść śniadanie, ponieważ, Królowa Selen oraz reszta królewskiej straży przybocznej w tym sailorki odpierają natarcie Tazaro na zamek.

- Gdzie to się odbywa? – Spytałam przerażona.

- Królowa kierowała się na lewe skrzydło zamku gdzieś koło ogrodu, ale kazała ci tu zostać mamy cię stąd nie wypuszczać. - Oznajmiła służąca.

Ale ja byłam szybsza wiedziałam, co mam robić. W jednej chwili przeniosłam się za sprawą teleportacji do swojego pokoju rozbiłam gablotę, za którą znajdował się święty miecz. Wyjęłam go tak szybko jak tylko potrafiłam, potem przeniosłam się do królewskiej stajni musiałam wybrać jakiegoś wierzchowca, bo latać jeszcze się nie nauczyłam. Moja uwagę przykuło dziwne stworzenie może nie tyle dziwne a wyjątkowe był to tygrys ze skrzydłami. Dziwne dla tego, że reszta zwierząt, jakie należały do królewskiej gwardii to gryfy i pegazy. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, podeszłam do niego bliżej ( na tabliczce z imieniem widniało imię Rex), z wahaniem pogłaskałam go pogłowie, martwiąc się o to czy się na mnie nie rzuci. Ale o dziwo nic się nie stało, tygrys tylko cicho zamruczał, wstał leniwie ze słomy, na której się wylegiwał. Przez chwilę myślałam, że mi się zdawało, ale nie znowu kiwnął głową w kierunku siodła. Więc chciał żeby go dosiadła, zarzuciłam na niego masywne skórzane siodło i jednym susem wskoczyłam na jego grzbiet. Tygrys zerwał się do biegu jak tylko dałam mu znak. Wylecieliśmy ze stajni i ruszyliśmy przed siebie kierując się przy tym w stronę królewskiego ogrodu. Zbliżaliśmy się do miejsca starcia się dwóch wielkich armii. Obejrzałam swój strój zapewne nie był odpowiedni, pidżama w misie nie jest strojem bojowym. Musiałam śmiesznie wyglądać, ale co mi tam teraz nie to się liczy. Tygrys na moment obrócił głowę w moją stronę poczym cicho ryknął, moje ciało o toczyło ciepłe światło i po chwili w miejsce pidżamy pojawiła się złota zbroja. Czy to możliwe, że on czyta w moich myślach. Tygrys tylko kiwnął głową i poszybowaliśmy wprost sam środek bitwy. Jak się spodziewałam przez zbroję nie było widać kim jestem i dobrze nikt z moich towarzyszy nie będzie kazał mi wracać do domu. Razem z Rexem atakowaliśmy najeźdźców, jeden po drugim padali jak muchy. Choć było to dziwne posługiwałam się mieczem jak bym się z nim urodziła, jak bym nim władała od zawsze. Gdzieś w tłumie wypatrzyłam Tazaro walczył z Endymionem, poleciałam w ich kierunku widząc, że mój nauczyciel niezbyt sobie daje z dwoma przeciwnikami na raz. W skoczyliśmy między nich z taką siłą, że Tazaro odrzuciło kawałek dalej. Endymion popatrzył z niedowierzaniem, w moją stronę i nic nie mówiąc ruszył do ataku na Akirę. Ja tym czasem zajęłam się walką z Tazaro. Był ciężkim przeciwnikiem, robił dużo zwodów i uników przed moimi atakami, wiedziałam w sumie, że moje techniki nie były najlepsze. Przecież ostatnim razem miecz mi wyleciał z rąk jak z nim walczyłam. Ale teraz na to nie pozwolę natarłam na niego trzymając mocno miecz w dłoniach. Nasza broń na chwilę skrzyżowała się w powietrzu, promienie słoneczne odbite od jego miecza oślepiły mnie na, tyle, że ledwo, co widziałam. Tazaro wykorzystał ten moment wbijając tym samym swój miecz w mój bok. Chyba zaczęłam spadać, bo jedyne, co czułam to prędkość, z jakim leciałam w dół, Rex próbował mnie dogonić, lecz jeden z żołnierzy Tazaro był szybszy. Dzięki zbroi nie czułam tak wielkiego bólu, gdy drugi raz miecz wroga przebił moje ciało. Zostałam pojmana i związana przez Tazaro dobrze, że moją twarz zakrywała przyłbica, bo pewnie by mnie zabił...

Tazaro i jego armia odjechali w stronę swojej planety.

- Jutro spróbujemy znowu. To będzie walka podjazdowa będziemy ich atakować stopniowo, aż będą zbyt osłabieni by walczyć – oznajmił Tazaro do brata.

- A z nim, co zrobimy? – Kiwnął Akira w moją stronę.

- Pierw chcę się dowiedzieć, dlaczego śmiał mnie zaatakować...
Po skończonej walce zarówno królowa Selen jak i jej żołnierze cieszyli się kolejnym zwycięstwem. Choć niczego nie podejrzewali, co szykuje dla nich Tazaro. Selen razem z Endymionem okrążyli jeszcze królewski pałac dla pewności, że przegonili całe wojsko nie przyjaciela. Na szczęście nikt nie został i mogli spokojnie udać się na śniadanie.

Jak tylko weszli do zamku podbiegł do królowej jakiś chłopak. Skłonił się nisko i powiedział jednym tchem:

- Zabrali Serenity...Tazaro to oni ja to widziałem...

- Uspokój się powiedz, o co chodzi, tym razem, ale spokojnie. – Odparł Endymion patrząc z zaciekawieniem na przybysza. Chłopka złapał oddech, ale z takim trudem, że Selen, aż chciała wzywać lekarza.

- Wasza wysokość Tazaro porwał Serenity, a raczej wziął w niewolę razem z innymi naszymi żołnierzami. – Oznajmił, królowa patrzyła na swojego rozmówcę z przerażeniem. Endymion jednym ruchem przyparł chłopka do ściany przystawiając mu miecz do gardła.

- A w ogóle, kim ty jesteś? Skąd masz takie informacje? – Powiedział zdenerwowany Endymion.

- Nazywam się Rex i pracuje w zamku, a porwanie Serenity widziałem z okna kuchni. - Skłamał Rex wiedząc, że nie mógł powiedzieć, kim jest naprawdę i dlaczego Serenity została wzięta do niewoli.

- N oto musimy szybko ją uwolnić, bo niedługo może być za późno. – powiedział Endymion stawiając z powrotem na podłogę Rexa. – Ja się zajmę odbijaniem Serenity z rąk Tazaro. – dodał w stronę królowej.

Selen zamknęła na chwilę oczy jak by nad czymś myślała i po chwili prze teleportowały się przed jej oblicze strażniczki miecza oraz reszta wojowniczek.

- Pójdziecie razem z Endymionem i pomóżcie mu w ratowani Serenity. – Rozkazała królowa.

Dziewczyny skinęły głowami dla potwierdzenia, i razem z Endymionem ruszyły przed siebie zostawiając Selen samą ze swoimi myślami.

- Weźcie mnie ze sobą pomogę wam. – powiedział Rex biegnąc za Endymionem i dziewczynami.

- Nawet o tym nie myśl, jak zwykły chłopka ze służby może nam pomóc. Odejdź. – Rozkazał Endymion i razem z Sailorkami zniknął Rexowi z pola widzenia....





Tym czasem na Nemezis:

- Zabrać ziemskich żołnierzy do więzienia niech tam zgniją. – Rzucił Tazaro w kierunku swoich ludzi.

- A z tym, co zrobić? – Zapytał swego władcy jeden z żołnierzy. Wskazując w moją stronę.

Tazaro popatrzył zaciekawiony na moją zbroję, która okalała całe ciało od stóp aż po głowę. Zastanowił się chwilę i odparł:

- Najpierw to ściągnijcie z niego ta puszkę. – Dodał Tazaro pukając w złotą zbroję.

Nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Jak tylko usłyszałam hałas piły otworzyłam oczy. Dwóch wrogów nachylało się nade mną by przy pomocy piły rozciąć zbroję. Oprzytomniałam tak szybko jak to było możliwe i uskoczyłam na bok niestety zapomniałam, że byłam raniona dwa razy. Uklękłam gdyż przeszywający ból nie pozwał mi złapać równowagi. Reakcja moich oprawców była natychmiastowa, byli silniejsi i nie miała jak się bronić. Zostałam związana i wepchnięta w róg sali bym tam czekała, aż łaskawie zjawi się Tazaro. Nie musiałam długo czekać, jak tylko słudzy mu przekazali, że się obudziłam zaraz się zjawił.

-Kim jesteś, że śmiesz zakrywać swoją twarz, przede mną. Mów. – Rozkazał Tazaro. No już lecę, żeby mu powiedzieć, kim jestem a potem niech mnie zabije a co tam. Rozejrzałam się po miejscu, w którym mnie trzymali, nie było zbyt przyjemne. Ale teraz nie zbyt mnie to obchodziło bardziej interesowało mnie, co się stanie ze mną, przynajmniej miecz miałam ze sobą. No właśnie a gdzie on jest, popatrzyłam po swojej zbroi ostatnio miałam go w ręku jak walczyłam z Tazaro. Możliwe, że gdzieś wypadł jak leciałam w dół. No to pięknie, jak go ktoś znajdzie to będzie kolejna żałoba w królestwie, choć jeszcze jedna się nie skończyła...

Tazaro przypatrywał się mi uważnie, chyba nie zbyt mu się podobało, że nie może się niczego o mnie dowiedzieć. Lecz po chwili na jego twarzy malował się uśmiech, o co mu chodziło? Na to pytanie nie musiałam czekać długo aż usłyszę odpowiedź, moja zbroja zaczęła znikać powoli odsłaniając moje oblicze. Aż w końcu zniknęła cała a ja zostałam tylko w pidżamie. Tazaro wyjął swój miecz za pasa i zbliżył go niebezpiecznie blisko do mojej szyi, na jego twarzy gościł szyderczy uśmiech. Chyba nie chciał mnie zabić od razu, bo już by t o zrobił ciekawe, o co mu chodziło.

- No to fajnie, znowu się spotykamy – powiedział Tazaro, poczym czułam jak jego miecz przesuwa się po mojej szyi. Razem z tym jego miecz pokryła mój krew, ciekawe jak daleko się posunie.

- Zabij mnie od razu a nie bawisz się ze mną w kotka i myszkę – warknęłam do niego.

- No, co ty taka wojownicza? Myślisz, że tak łatwo można cię zabić. Ehh dobrze by było ale tak nie jest.- Dodał patrząc na mnie z politowaniem.

- Nie rozumiem? – Zdziwiłam się przecież jestem taki samym człowiekiem jak on czy jego kompani.

- Aby cię zabić potrzebuję twego jak go wy tam nazywacie „świętego” miecza. Nie pamiętasz, co się stało z Aresem? - Oznajmił Tazaro odchodząc w stronę drzwi.

No tak miał rację, nawet sam Ares mi to mówił, że nic mnie nie zabije prócz tego miecza. Ale na moje nieszczęście go zgubiłam. Nie dane mi było zastanawia ć się nad tym, z wielkim hukiem wpadły do pokoju Sailorki i Endymion.

Tazro zerwał się na równe nogi, to samo zrobili jego żołnierze. Przez chwilę wszyscy patrzyli na siebie jak by analizowali, co ma się dalej stać. Dziwnie to trochę wyglądało, Endymion oraz Sailorki w drzwiach a Tazaro i reszta pod ścianą, a na dodatek ja w swojej „magicznej” pidżamce. Endymion podszedł parę kroków do przodu, w stronę Tazaro, lecz ten był szybszy, pociągnął mnie za ramię do góry i ponownie przystawił swój miecz do mojej szyi. Mój „nauczyciel” zatrzymał się na moment patrząc zło wrogo w stronę oprawcy, Sailorki również zwróciły swoje spojrzenia w naszą stronę.

- Nie radziłbym bliżej podchodzić - oznajmił Tazaro w stronę Endymion.

Nie byłam pewna, ale, on chyba tego nie usłyszał albo nie chciał słyszeć. Podszedł jeszcze parę kroków, a tym samym Tazaro przycisnął jeszcze bardziej swój miecz do mojego ciała. Znowu czułam piekący ból w okolicy przełyku, jak tak dalej pójdzie to podetnie mi gardło.

- Endymionie nie podchodź, bo za chwilę nie będziesz miał, kogo ratować. – Poprosiłam przyjaciela.

Niezbyt się przejął tym, co powiedziałam, podchodził dalej. Tazaro jeszcze bardziej naciskał a moja krew pokryła już cały miecz. Jeszcze tego by brakowałobym się wykrwawiła. – Teleportuj się kawałek dalej nawet do sailorek, rozumiesz – usłyszałam znajomy głos Rexa w swojej głowie. Nie wiedziałam czy dam radę strasznie mi było słabo, w sumie to prawie mi pokój wirował w oczach i każdy ruch sprawiał mi ból, przecież miałam dwie rany. Zamknęłam oczy, to nie było trudne gorzej z koncentracją, ciężko się skupić mając nóż na gardle. Wyobraziłam sobie ostatkami sił drzwi a w nich Sailorki, i jak za dotknięciem różdżki, przeniosło mnie.... No właśnie tylko gdzie mnie przeniosło. To na pewno nie było to samo miejsce, co przed chwilą. Było tu dużo książek, map i obrazów, rozglądając się dostrzegłam, że nadal jestem w tym samym zamku tylko w innym pomieszczeniu. Podeszłam do okna by zobaczyć, w którym miej więcej miejscu mogę być, no i się okazało, że gdzieś na 4 piętrze. Troszkę wysoko było, aby dać nura w dół.

- Ekhhm – usłyszałam odgłos za swoich pleców, odwróciłam się tak szybko jak tylko mogłam.

W fotelu siedział Akira, chyba go przeoczyłam, patrzył się na mnie, jak bym była jakimś dziwolągiem. Odsunęła się parę kroków, ale on nawet nie wstał z zajmowanego miejsca. O co mu chodziło? Przecież tak samo jak jego brat chciał się mnie pozbyć a teraz tylko siedział i się patrzył:

- Nie musisz się mnie bać. Przynajmniej przez chwilę – odparł Akira w moją stronę.

- No już ci wierzę! – Odburknęłam, odsuwając się jeszcze dalej.

- Co ty tu robisz i to w pidżamie? - Spytał najwyraźniej rozbawiony tą całą sytuacją.

- No nie twój biznes, ale zaraz zmykam nie przeszkadzaj sobie. – Odparłam ironicznie i ponownie spróbowałam się skupić.

Zamknęłam oczy jak i jej zaraz otworzyłam, Akiry nie było już w fotelu stał teraz przede mną. Jednym ruchem ręki wysłał mnie na ścianę, odbiłam się od niej jak mała piłeczka i z hukiem spadłam na podłogę. Za chwilę znowu poczułam jego energię i przeleciałam przez pokój uderzając w pobliską zbroję. Przekręciłam się na plecy i ciężko dysząc starałam się jakoś podnieć, nie dość, że straciłam dużo krwi to teraz pewnie coś sobie połamałam, niech mnie w końcu zabije i nie będę cierpieć. Ale niestety tak jak mówił Tazaro mnie nie można zabić od tak sobie, normalny człowiek już by dawno nie żył a ja jeszcze jakoś daje radę, choć jest coraz gorzej. Akira doskoczył do mnie, obraz przed oczami miałam już zamazany, więc widziałam tylko jego sylwetkę. Po chwili stało się coś dziwnego pokój rozświetlił się i zobaczyłam zarysy jakiejś postaci, na pewno był to mężczyzna, ucieszyłam się w duchu, że po raz kolejny zostanę uratowana przez Endymiona. Ów przybysz zaatakował Akirę, walka była ostra, co chwilę przelatywały nade mną pociski energii. Jedna silniejsza od drugiej.

Czułam się coraz bardziej senna, i nie mogłam skupić się na jednej rzeczy, ostatnie, co pamiętam to, że ta osoba, co przybyła do pokoju wzięła mnie na ręce a ja wyszeptałam cicho „dziękuje ”i moje oczy odmówiły mi posłuszeństwa....

W między czasie po skończonej walce z Tazro, który się teleportował w ostatniej chwili jak Endymion miał się go ostatecznie pozbyć, reszta udała się na poszukiwanie Serenity. Niestety przeszukali cały zamek i nikogo nie znaleźli. Ani żywej duszy, cała banda wroga się gdzieś nagle ulotniła.

- Pewnie wróciła do zamku – odparła Ami, sprawdzając dane w swoim komputerze.

- No pewnie tak, bo byśmy ją już znaleźli. Dobra wracamy – rozkazał, Endymion....



W innej kwaterze Tazaro:

- No nie mów, że pozwoliłeś jej uciec, przecież miałeś ją jak na tacy! – Krzyczał zdenerwowany Tazaro w stronę brata.

- No nawet już ją miałem wykończyć. Ale przybył ten chłopak i ją zabrał. – Usprawiedliwił się Akira.

- Kim był? Znasz go? W jaki sposób uciekli? - Dopytywał się Tazaro chodząc w tą i z powrotem po sali tronowej.

- No w tym problem jeszcze go ona oczy nie widziałem. Ale mój szpieg się wszystkiego dowie, co i jak i da nam znać. Osobiście go wykończę jak się dowiem, kto to jest. – Akira walną pięścią w stół rozlewając przy tym puchar z winem....

- No dobra nie gorączkuj się tak braciszku, podobno księżniczka zgubiła ten swój miecz. Przydałoby się go odnaleźć, i wtedy kłopot z głowy. – Zastanowił się Tazaro, patrząc przez okno sali. Akira podszedł do brata poklepał go po ramieniu, potwierdzając tym samym, zgodność z jego myślami.

- Dobra jak by, co to powiem, komu trzeba i go powinni znaleźć. – Dodał Akira uśmiechając się przy tym tajemniczo.

Tazaro patrzył na niego z niedowierzaniem, jak jego młodszy brat staję się tak zawziętym wojownikiem, a nie dawno nie pochwalał jego ataków na królewską rodzinę. Czy tak zadziałała na niego porażka podczas walki z tajemniczym chłopakiem?

...Szłam parkiem, razem z dziewczynami, jak zwykle Minko i Rei kłóciły się o jakieś głupoty. Ami i Mako dyskutowały na temat wyższości przepisów kulinarnych nad teorią względności.

- No mówię ci, że z tego nie wyżyjesz – przekonywała Mako cierpliwie Ami.

- Oj tam przesadzasz. – Odparła Ami z uśmiechem.

Dokoła było dużo ludzi, idących przed siebie nie zwracając uwagi na innych pochłoniętych zwyczajnym życiem.

- Kocham takie życie, brak obowiązków dużo przyjemności.... – Powiedziałam wyciągając się na pobliskiej ławce. - Serenity...Usłyszałam czyjś głos, coś jakby mnie wołało. Nagle wszystko zaczęło się zamazywać i niestety okazało się tylko snem, snem złożonych z moich marzeń.

Ów głos należał do jakiegoś chłopaka, który siedział koło mnie na łóżku. Spróbowałam się podnieść, ale kolejny ruch sprawiał mi ból, więc doszłam do wniosku, że to jeszcze tylko pogorszy sprawę.

- Jeszcze minie trochę czasu nim wyzdrowiejesz, z jakiś tydzień może dwa. – Odparł chłopak. Popatrzyłam w jego cudne zielone oczy, były dziwnie znajome.

- Czy my się znamy? – Zapytałam z ciekawości. – Na pewno już cię gdzieś widziałam – dodałam. Ale na odpowiedź nie czekałam długo, chłopak uśmiechnął się tajemniczo, poczym zamknął oczy, myślał nad czymś bardzo intensywnie.

- Jestem służącym w zamku, spotkaliśmy się jak wpadłem do twojego pokoju z tacą. – Powiedział zmieszany, ukrywając to, kim był naprawdę.

- Wiedziałam, że wyglądasz znajomo tylko jesteś troszkę wyższy nie klękając na podłodze - zaśmiałam się.

- Ok., ok. to nie czas na żarty – powiedział poważnie Rex a potem razem ze mną śmiał się do rozpuku.

- A w ogóle to, co ja tu robię i gdzie jesteśmy? - Spytałam, bo to faktycznie było dziwne, że w jednej chwili byłam w zamku Tazaro a teraz jestem tutaj. Jedyne, co pamiętam to, że ktoś mnie stamtąd zabrał...

- Zaraz, zaraz to ty mnie zabrałeś sprzed nosa Akiry? - Zwróciłam się do mojego wybawiciela. On tylko skinął głową dla potwierdzenia.

- Ale, w jaki sposób, przecież jesteś tylko.... – Nie dokończyłam, bo pewnie nie było by mu miło.

- Zwykłym służącym, to chciałaś powiedzieć. – Odparł.

- Nie oczywiście, że nie - skłamałam unikając przy tym jego wzroku.

- Ehhh, wiesz, co musisz się nauczyć patrzeć poza to, co widać gołym okiem księżniczko – oznajmił. – Jestem Rex -dodał wyciągając rękę w moją stronę. Odwzajemniłam jego uścisk, wiedząc, że zdobyłam nowego przyjaciela. Ale co miał na myśli mówiąc poza to, co widać gołym okiem?

- Muszę wracać do zamku, na pewno się martwią o mnie. Możesz mnie tam zabrać? – Spytałam nie pewnie.

- No ja też bym się o ciebie martwił. Mogę cię zabrać do zamku, ale nie wiem czy możesz w takim stanie. – Zastanowił się, patrząc na mój zabandażowany bok.

- Oj tam nic mi nie jest, to tylko zadrapanie – zażartowałam widząc mocno przesiąknięte krwią bandaże.

Za nim wyszliśmy w końcu z domu Rexa minęło jeszcze z 2 lub 3 godziny. Te cały czas gadaliśmy, o różnych rzeczach w sumie to o głupotach. Ale tak dobrze mi się z nim rozmawiało jakbyśmy się znali od zawsze.

- Dobra czas się zbierać, bo faktycznie za chwilę to sprowadzą wojsko do odszukania ciebie- zażartował Rex. Jak mogłam się z nim nie zgodzić miał rację, Endymion by był do tego skłonny.

- Może się przeteleportujemy do zamku będzie szybciej – zaproponowałam.

- No jak dasz radę do żadne problem, tylko pamiętaj o tym co się stało jak chciałaś to zrobić w zamku Tazaro. – Odparł Rex. Nie po słuchałam go i dobrze, skoncentrowałam się na miejscu, w którym bym chciała się teraz najbardziej znaleźć i w jednej chwili razem z Rexem stanęliśmy na podłodze w sali tronowej mojego zamku.

- Tym razem się udało – pocieszyłam sama siebie.

- Serenity? – Usłyszałam głos za sobą, odwróciłam się i ujrzałam królową Selen. Stałyśmy tak przez chwilę wpatrzone w siebie, poczym podbiegłam do niej by znaleźć się w jej ramionach.

- Tak się cieszę, że mogę znowu cię widzieć – odparła królowa.

- Ja też mamo ja też. Ale gdyby nie Rex.... – Wskazałam w stronę przyjaciela, ale już go nie było.

- O kim mówisz córeczko, tu nikogo nie było, jak weszłam do sali stałaś tu sama.- Zdziwiła się Selen.

- Ale... Przecież...tu był przecież z nim spędziłam jakieś 2 godziny... – Nie mogłam zrozumieć, czemu tak nagle zniknął czy go jeszcze spotkam, na pewno przecież pracuje w kuchni. – Uśmiechnęłam się na myśl faktu, że pracuje w zamku.

- A gdzie ty byłaś, i skąd masz te bandaże, które ci wystają z pod pidżamy, co? – Zapytała zdenerwowana królowa. Zakryłam to, co się dało ręką, ale i tak większa część wystawała z pod ubrania. Królowa była szybsza odrzuciła moją rękę i obnażyła tym samym moje rany

- No to może mi wyjaśnisz, co to jest? - Spytała ponownie królowa w moją stronę.

- Miałam małe zderzenie z mieczem Tazaro - zaczęłam wyjaśniać to w taki sposób by nie doprowadzić mamy do zawału. – No a potem trafiłam do jego zamku i chciał mnie znowu zabić i takie tam a potem też, Akira chciał się mnie pozbyć a na samym końcu uratował mnie Rex i jestem tutaj – dokończyłam jednym tchem.

- Od dzisiaj masz zakaz wychodzenia z zamku, aż do odwołania. Wiem, że to głupio brzmi i masz prawo robić, co chcesz, ale narażasz się sama robiąc to, na co masz ochotę. – Rozkazała surowym tonem Selen.

- Ale przecież, chciałam wam pomóc... To przecież jest nie dorzeczne bym dostała szlaban za pomoc bliskim... Ja wiedziałam, że nie dacie rady...! – Krzyczałam w stronę mamy.

- Nie wiem czy wiesz, ale to była nie wiele większa grupa żołnierzy niż atakowali nas wcześniej. Ty myślisz, że jak my się wcześniej broniliśmy, nawet nie wiesz jak tu jest ochrona. A ty po prostu chciałaś zgrać bohaterkę i tym samym mogłaś zginąć, a gdyby nie Endymion i czarodziejki, które wezwałam już byś nie żyła. – Powiedziała rozgniewana królowa patrząc na mnie z taką złością w oczach, której u niej jeszcze nie widziałam.

- Hehe dobre sobie, Endymion w sumie nic nie zrobił, no przepraszam oprócz tego, że wypędził Tazaro z swojego zamku. A mnie uratował ktoś inny. I jestem mu za to wdzięczna. Al. Proszę niech Endymion zbiera laury a co tam... – Odwróciłam się i poszłam przed siebie do swojego pokoju.

- Serenity wracaj natychmiast jeszcze nie skończyłam! Serenity....- Słyszałam jeszcze krzyki matki na głównych schodach. A potem położyłam się spać, rozmyślając nad dniem pełnym wrażeń...
Mienła kolejna noc, i znowu Słońce zawitało do mojego pokoju, budząc mnie tym samym ze snu. Rozciągnęłam się leniwie na łóżku, ale mój wzrok przykuła taca z śniadaniem. Niby nic takiego, ale koło kubka z napojem leżała koperta. Zerwałam się z łóżka jednym susem skoczyłam do tacy i zwinnym ruchem otworzyłam kopertę Był w niej list, no w sumie, czego innego się nie spodziewałam.

-Ale, od kogo on był? – Spytałam siebie. - Głupiutka jesteś przeczytaj to zobaczysz -odpowiedziałam sobie sama.



„ Dużo się jeszcze musisz nauczyć, by przeżyć

W

Naszym świecie.

Uważaj na siebie Księżniczko”



Nie było podpisu niczego, dziwna wiadomość. Jak ktoś śmie mi grozić? – Zdenerwowałam się nie na żarty. Zgniotłam kartkę rzucając ją po chwili na biurko.

- Kurcze zupełnie zapomniałam o moim mieczu, ale ze mnie gapa! – Krzyknęłam i w biegu zaczęłam się ubierać. W korytarzu zamkowym naciągnęłam jeszcze bluzkę zasłaniając tym samym sobie widoki wpadłam na kogoś. Naciągnęłam ubranie do końca a przede mną stała a raczej leżała na ziemi moja mama.

- Przep... Raszam – wydukałam w stronę rodzicielki i pomogłam jej wstać. Ale nie miałam czasu do stracenia, więc nim królowa zdążyła coś powiedzieć już mnie nie było...

Jak ostatnim razem pognałam do stajni, miałam nadzieje, że zobaczę tam tego tygrysa, co wcześniej. Ale go nie było. Za to był mój nowy przyjaciel.

- Szukasz kogoś? – Zapytał patrząc w moją stronę.

- Tak, tego tygrysa, co tu był, tego ze skrzydłami nie wiesz gdzie jest może? -Zapytałam Rexa.

- Nie ma go tu teraz i nie będzie dopóki ja tu jestem – oznajmił.

- Że co? – Zdziwiłam się.

- No tak jak słyszysz. Bo ja to on, on to ja.- Powiedział poczym zmienił się w tygrysa i na odwrót z powrotem w człowieka. Ale mnie zatkało.

- Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć! Wariacie! Jak to możliwe – Zapytałam

- No tak ma od urodzenia, ale nikt nie wie, czemu, żyje jak chce i jest mi z tym dobrze. – Odparł widząc moje zdziwienie.

- Od tej pory nie jeżdżę na tobie – powiedziałam i wystawiłam mu język

Wygłupialiśmy się jeszcze parę minut i w końcu ruszyliśmy na poszukiwanie miecza, lataliśmy w kółko nad miejscem wczorajszej walki, ale po obiekcie poszukiwań ani śladu. Zlecieliśmy na sam dół w gęsty las. Nie było tam miejsca na latanie drzewa były za blisko siebie. Przeczesywaliśmy właśnie kolejny kawałek krzaków, gdy przed nami rozpostarła się mała grupka żołnierzy na czele z Akirą.

- No to fajnie dzień się zaczął. - Powiedział widząc sarkastyczny uśmiech na twarzy przeciwnika.

- Stań z tyłu ja ich jakoś zatrzymam. – Rozkaz Rex.

Patrzyłam na przyjaciela z niedowierzaniem, jakim cudem on może mnie obronić skoro jest zwykłym służącym. Choć było to okrutne stwierdzenie, ale prawdziwe...

Akira z siadł ze swojego wierzchowca, szedł w naszą stronę wyciągając przy tym miecz.

Reszta jego żołnierzy zrobiło to samo, okrążyli nas nie mieliśmy szansy ucieczki. Nasze konie z tego wszystkiego uciekły w las.

- Nie mam mowy ja też walczę – odparłam w stronę Rexa i stanęliśmy do siebie plecami. Ale żadne z nas nie miało przy sobie, ani miecza ani nic takiego. Został nam walka wręcz.

- No to teraz się policzymy – syknął Akira w stronę Rexa. Poczym rzucił się na niego odskoczyli gdzieś na bok, a ja zostałam w kręgu żołnierzy. Próbowałam się przepchnąć do Rexa, ale zostałam z powrotem wepchnięta do kręgu.

- Hola malutka to nie twoja sprawa – warknął jeden z przeciwników w moją stronę.

- Ja ci jeszcze pokaże. - Zamknęłam oczy, skupiłam się na mojej dotychczasowej mocy, przecież w końcu jakąś tam mam.

Widziałam Rexa i Akira, którzy szamotali się gdzieś w pobliżu, ale po chwili jeszcze coś widziałam, mój miecz leżał parę metrów od Akiry. Chwila skupienia i „teleportacja”!! – Krzyknęłam. Akira też zauważył miecz, już wyciągał po niego rękę, ale byłam szybsza.

Chwyciłam go w dłonie a w mojej głowie kłębiły się słowa. Niezbyt zrozumiałe dla mnie. Powtórzyłam je z trudnością, potem drugi raz już wiedziałam to było jakieś zaklęcie tylko, jakie?

- „E hatta pota, ne sorge de puen kilso masca. Nul ti haresmu obta hai e sen likt pust” -krzyknęłam ponownie jednym tchem. Chwilę potem zmieniłam się w ....

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Pią 18:52, 21 Sie 2009
Autor Wiadomość
Rybcia469
Zastępczyni Przewodniczącej Klubu


Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Koszalin

Temat postu:
Zmieniłam się..

Mój strój znowu był inny, ale już się przyzwyczaiłam do częstej zmiany garderoby. Ten był jakiś dziwny emanował jasnym światłem. Przyjrzałam się ukradkiem jak wyglądam w pobliskim jeziorku i nawet mi się spodobał...

Po chwili coś mignęło mi koło głowy - to Akira, rzucił we mnie jakimś zaklęciem o dziwo chybił. Obróciłam się szybko w jego stronę, reszta jego żołnierzy zbliżała się w moją stronę szybkim krokiem. Minęło może z parę sekund gdy gdzieś za pobliskich drzew usłyszałam wybuch, ale co to było nie miałam pojęcia.

- Rex gdzie jesteś? -zawołałam w stronę przyjaciela, ale nigdzie go nie było. W wcześniej walczył z Akirą a terasz go nie ma. Czyżby mu się coś stało? – zapytałam samą siebie rozglądając się uważnie. Żołnierze co raz bardziej zacieśniali krąg w okół mnie i Akiry. No właśnie jego też gdzieś wcięło.

Świst powietrza i nagle nade mną pojawił się przeciwnik, jednym kopnięciem wysłał mnie pod stare drzewo.

- Czy ty nigdy nie dajesz za wygraną? - syknął Akira widząc jak starałam się podnieść na kolana.

Popatrzałam na niego, ale chyba za mocno uderzyłam się w głowę bo obraz miałam jakiś rozmazany a jeszcze po ostatnich wydarzeniach miałam głębokie rany. Chwiejnym ruchem uniosłam się na nogach, ale Akira był szybszy i ponownie zmusił mnie do przyjęcia wcześniejszej pozycji. Zwijałam się z bólu chyba znowu moje ciało odmówiło posłuszeństwa, a przecież nie miałam złej kondycji. Nagle przez moje ciało przeszedł potworny ból, poczym zaczęłam unosić się w powietrzu.

- Co jest do cholery ? – wydyszałam i ponownie przeszyła mnie fala gorąca a razem z tym powrócił ból.

Kątem oka dostrzegłam Akire mamroczącego coś pod nosem przy czym trzymał rękę wyciągniętą przed siebie. Było wiadomo, że to jego sprawa ta cała lewitacja. Wisiałam w powietrzu co chwilę myśląc, że zaraz umrę bo ból cały czas się nasilał. Zamknęłam oczy by móc umrzeć w słodkiej nieświadomości tego co się ze mną stanie, ale nie było mi to dane. Kolejna porcja energii przeciwnika przeszła przez moje ciało.

- Błagam przestań – wydyszałam ostatkami sił, i jedyne co słyszałam w odpowiedzi to szyderczy śmiech wroga. Chwile później już nic nie czułam unosiłam się miedzy w jakiejś przestrzeni w oddali błyszczało jasne światło a gdzieś w głębi jak by z tyłu głosy ludzi.

Jakaś postać ukazał mi się na chwilę wyciągając rękę w moją stronę. To był ktoś kogo od nie dawna chciałam spotkać tego tak bardzo pragnęłam by mi wybaczył.

- Chodź Serenity czas na ciebie. – odrapała tajemniczo znajoma postać. Wyłoniła się na chwilę z cienia, mojej radości nie było w końca przede mną pojawił się Król Ares.

- Tato! - krzyknęłam a z oczu popłynęły mi kryształowe łzy. Już prawie dotknełam jego dłoni gdy...

W tej samej chwili coś jasnego, niczym błyskawica leciało w naszą stronę. Jeszcze tylko parę centymetrów dzieliło mnie od krainy szczęścia, bez bólu i problemów.

- Jeszcze moment, - wyszeptałam próbując jeszcze bardziej wyciągnąć dłoń w kierunku taty.

Fala światła była szybsza, jednym uderzeniem odtrąciła mnie na bok i tym samym król Ares zniknął. Znowu poczułam ten sam ból, ta sama energia rozdzierała mnie od środka. Otworzyłam oczy, ale to co zobaczyłam było ponad moje oczekiwania wisiałam dalej w powietrzu, ale nie byłam we własnym ciele unosiłam się jakby obok.

- CO to ma znaczyć – zdenerwałam się. Obejrzałam swoje ciało w sumie wszystko było ok., oprócz jednego małego szczegółu byłam jakby przezroczysta.

- Umarłam czy jak? - zdziwiłam się widząc samą siebie lewitująca ponad ziemią, i Akire który zaciekłością próbował zniszczyć to co po mnie pozostało. Jakaś postać zaatakowała go od tyłu, ale kto to był. Jakaś dziwną zbroje miał na sobie była dość podobna do tej co ja miałam jak walczyłam z Tazaro. Hmmm Czy to może być Rex?

Wisiałam sobie spokojnie no może nie do końca i nie zostało mi nic innego jak obserwować zaciętą walkę. Ciskali w siebie strumieniami energii jeden przez drugiego, Akira nawet oberwał dwa razy, ale nie pozostał dłużny swojemu przeciwnikowi i również udało mu się zadać cios. Ale po chwili nastąpiło coś nie oczekiwanego Akira po prostu zniknął.

- Dziwne przecież już był bliski zwycięstwa - pomyślałam.

Tajemnicza osoba zakuta od stóp po głowę w złotą zbroję podeszła do tego co można było nazwać moim ciałem a raczej skorupką bo przecież jestem tutaj. Rozejrzała się do koło poczym jakimś zaklęciem ściągnął mnie na ziemie. Dziwne jest uczucie nic nie czuć skoro się widzi co ktoś ze mną robi. Był to na pewno mężczyzna dało się po znać bo masywnym korpusie, ale czy aby na pewno? Ów postać ściągnęła swój hełm i jej ciało okalała burza blond włosów. Nagle coś poczułam w okolicy serca jak by szarpnięcie lub jakiś ciepły impuls. Spojrzałam w dół mój wybawiciel, próbował chyba mnie ożywić. Ale jak to możliwe, przecież nie można od tak sobie komuś życia zwrócić. Ale faktycznie jakoś tak inaczej się czułam, ponownie słabe przeniki bólu, strasznie takie nikłe ale jednak coś czułam. Tajemnicza postać nadal klęczała nade mną wypowiadając nie zrozumiałe dla mnie słowa. Jeszcze przez moment unosiłam się nad ziemią gdy coś zaczęło mnie ciągnąć, jakaś siła, jak bym była żelazem stawiający opór magnesowi. Czułam moc osoby, która próbowała mnie uratować, była taka delikatna a zarazem stanowcza. Zamknęłam na oczy by móc bardziej skupić się na energii. Znowu ogarnął mnie spokój, byłam taka wolna od wszystkich problemów. Otworzyłam oczy w okół mnie nie było nic, żadnego lasu, martwych ciał a tym bardziej świata nić nie było. Dookoła nic nie było śmiertelna cisza i jasne przebłyski światła. Dryfowałam sobie bezwiednie w tej nicości.

- Czy to tak ma wyglądać śmierć ? Nic do koła i samotność. – zadawałam sobie pytania, a mój głos odbijała się jak echo.

- Nie to nie jest śmierć to raczej coś pośredniego. – usłyszałam głos. Poczym pojawiła się sylwetka małej postaci.

- Kim jesteś? - odparłam choć byłam bardzo spokojna.

- Jestem twoją duszą. Coś nas rozłączyło. I dla tego tu jesteś. – ponownie usłyszałam ten sam głos.



- Jak to możliwe? Dusza nie mogła tak sobie ze mnie od frunąć - zmartwiłam się widząc, że tak mogło być naprawdę.

- To za sprawą Akiry, i jego zaklęć ale nie wiem jakiego i czemu to chciał zrobić. – odparła moja dusza. Niesamowite to było zjawisko, rozmawiać sama ze sobą.

Po chwili ów dusza zmieniła się w kryształ. Świecił delikatnym jasnym blaskiem.

- Chwyć ten kryształ w dłonie a ponownie się złączymy. Za sprawą Amelii możesz powrócić do świata żywych. – oznajmiłam moja dusza.



- Dobrze – powiedziałam dotykając kryształ. Rozpłynął się on w moich dłoniach a tym samym serce ponownie wystukało znany mi rytm. – Kim jest Amelia? – nie zdążyłam spytać i ponownie moje oczy stały się ciężkie. Gdy ponownie je otworzyłam moim oczom ukazała się nie wyraźna postać w zbroi. Ale nie minęła chwila usłyszałam też głos przyjaciela:

- Odsuń się od niej kim jesteś! – Rex wykrzykiwał zbliżając się w stronę tajemniczej postaci. Ta zaś jednym machnięciem ręki zatrzymała go zaklęciem unieruchamiającym.

- Teraz jesteś bezpieczna. Nie szukaj mnie, bo i tak mnie nie znajdziesz. Powiedzmy że jestem twoim aniołem stróżem. – odparł mój wybawiciel.

W końcu moje oczy odzyskały wyraźny obraz i reszta zmysłów też wróciła do normy. Teraz doskonałe widziałam, że moim wybawicielem była kobieta, bardzo piękna kobieta. Jak tylko chciałam usiąść wręczyła mi mój miecz i rozpłynęła się w powietrzu.

Rex odzyskał władze w nogach i czym prędzej zjawił się u mojego boku.

- Nic ci nie jest? – zapytał nerwowo pomagając mi wstać.

- Jak na osobę, która wróciła ze świata zmarłych całkiem nie źle. – odparłam. Na twarzy Rexa malowało się przerażenie.

- Jak to co ty opowiadasz? – zapytał ponownie nie wierząc w to co słyszał.

- Przez Akire moja dusza odłączyła się na moment od ciała. A dzięki tej kobiecie, chyba Amelii jak dobrze wnioskuje, odzyskałam ją na powrót. – wytłumaczyłam Rexowi.

- A ty gdzie byłeś w tym czasie, obserwowałam całe zajście z góry, ale cię nie było? – spytałam bo to też było zastanawiające.

- Chyba byłem nie przytomny boi jedyne co pamiętam to ostatni cios Akiry który podążał w moją stronę. – Rex próbował wytężyć swój umysł jeszcze bardziej, ale nie przypomniał sobie nic więcej.

Mnie natomiast zastanawiało jedno jakim cudem ta kobieta wręczyła mi miecz nie czyniąc mi tym samym krzywdy.

- Wracamy do zamku, nic tu po nas mam swój miecz więc możemy wracać. – oznajmiłam przyjacielowi, ten skinął głową dla potwierdzenia i ruszyliśmy przed siebie.


Zaś w zamku Tazaro rozlegały się głośne przekleństwa, które zakłócały naradę w sali tronowej.

Ja go zabiję! Jak go dorwę to nie ręczę za siebie ! –krzyczał Akira wpadając przez drzwi sali tronowej.

Co się stało braciszku na kogo tak wyklinasz ? – zdziwił się Tazaro widząc rozłoszczonego Akirę

No szkoda gadać, jak już myślałem, że się pozbędę księżniczki na zawsze to napadł mnie jakiś rycerzyna w zbroi i przegonił mnie oraz resztę naszych żołnierzy w pojedynkę. – wydyszał ze złości Akira poczym usiadł koło brata na swoim tronie.

Mówisz o Rexie ? – zdziwił się Tazaro.

Nie no co ty jego rozłożyłem ledwo po 10 minutach walki, daj spokój on mi do pięt nie dorasta. Ale ten drugi jest od nas potężniejszy musimy się go wystrzegać. – wyjaśnił Akira.

Tazaro spojrzał na brata z ukosa nie mógł uwierzyć, że jest ktoś potężniejszy od nich. Przecież oprócz nich nikt nie był mocniejszy w całym królestwie no może prócz Aresa, ale on teraz nie żyje. W czasie narady Akira nie przestał wyklinać na rycerza który go tak upokorzył, aż w pewnym momencie musiał opuścić sale tronową by w się uspokoić.

Dobra to robimy tak jak ustaliliśmy, zadziałamy jak koń trojański. – oświadczył swoim dowódcą Tazaro.

Poczym dało się słyszeć wiwaty na sali w śród zgromadzonych. Gdy tylko narada się skończyła Tazaro udał się na poszukiwania brata, jak się domyślił zastał go w swojej komnacie. Ale jedyne co go zaciekawiło był fakt, że jego brat studiuje zażarcie jakąś grubą księgę. Podszedł do niego bliżej, kładąc mu rękę na ramieniu spowodował tym samym zwrócenie na siebie jego uwagi. Akira spojrzał bratu głęboko w oczy i nic nie mówiąc odsłonił karty swojej książki.

Po co ci ta starożytna magia? Czyż nie posiadamy dostatecznej mocy by pokonać Ziemskie Królestwo? – spytał Tazaro siadając tuż koło brata.

Tazaro ty chyba nie rozumiesz. Nie jesteśmy już nie zwyciężeni a ta cała sytuacja w lesie mnie tylko o tym upewniła. A dzięki tej księdze naprawdę możemy być niepokonani. – wyjaśnił Akira. Tazaro przeleciał wzrokiem po tajemniczych literach wyrytych na żółtych kartach starej księgi. Ale sam nie wiedział co o nich myśleć.

Wiesz jakoś nie bardzo chce mi się w to wszystko wierzyć. Masz na to jakieś dowody? – zapytał Tazaro wskazując na księgę.

No jasne, już byśmy nie musieli byśmy martwić się księżniczką gdyby nie ten rycerz. I wbrew pozorom już by była martwa. Zaklęcia z tej księgi potrafią zrobić rzeczy o których nam się nie śniło – uśmiechnął się Akira w stronę nie bardzo przekonanego brata.

No dobra zobaczymy co ona potrafi, najlepiej to mi pomożesz jak tylko zaczniemy realizować nasz plan. – odparł Tazaro...



Po godzinie marszu w końcu dotarliśmy do pałacu, zważywszy na to, że nie mieliśmy koni to i tak dobry czas. Gdy tylko przekroczyliśmy bramy zamku, naprzeciw nas pojawił się Endymion. Zmierzył nas przenikliwym wzrokiem poczym podszedł bliżej. Ale tego co się stało po chwili nie przewidział bym w najgorszych snach. Mój nauczyciel uderzył mnie w twarz i w jednej chwili powalił mnie na ziemię. Byłam przerażona tą sytuacją, również Rex stał w osłupieniu.

Oszalałeś! Co to ma znaczyć ? – krzyknęłam w stronę nauczyciela. W jednej chwili Rex doskoczył do Endymiona, złapał go za góre szaty.

Nawet się nie waż bo nie ręczę za siebie - warknął Endymion.

Bo co ? – zapytał zdenerwowany Rex a w jego oczach zagościła chęć mordu.

Stali tak jeszcze z kilka sekund i nie wytrzymując dłużej dobyli swych mieczy. Patrzyłam bezradnie siedząc na ziemi jak dwóch bliskich mi ludzi próbuje się na wzajem wykończyć.

Przestańcie! Jeszcze sobie coś zrobicie! – krzyknęłam bezradnie w stronę walczących chłopaków.

Nie wtrącaj się! – usłyszałam ich zgodny głos gdy tylko próbowałam wejść pomiędzy nich.

Ich miecze niebezpiecznie się krzyżowały na wysokości oczu, a iskry które leciał z pomiędzy ich broni rozpryskiwały się na boki.

Wiedziałam, że jak nie zareaguje to zdarzy się nieszczęście.

„ Strażniczki miecza przybądźcie” – Nie myślałam, że będę im rozkazywać, przecież przyrzekłam sobie, że nigdy tego nie zrobię. Minęło może z parę sekund i z lekkim trząśnięciem zjawiła się cała czwórka. Wpatrywał się we mnie z takim pustym wzrokiem.

Rozdzielcie ich - wydałam rozkaz wskazując na walczących chłopaków.

Dziewczyny skinęły głowami i wystarczyło tylko kilka chwil a już Sailorki pochwyciły dwóch mężnych wojowników. Próbowali się wyrywać lecz dziewczyny były silniejsze, w końcu po to je stworzono by mogły jak najlepiej sprawować ochronę nad naszą rodziną. Podeszłam do Endymiona jego wzrok mało mnie nie zabił, ale jakoś dałam rade mu spojrzeć prosto w oczy.

Dlaczego ? – spytałam a moje oczy zaczęły robić się mokre od napływających łez. Teraz to wiem jak to jest gdy przyjaciel cię zrani.

Dostałaś za nie posłuszność. Wiesz jak twoja matka martwiła się o ciebie, aż mi było wstyd przed nią. Następną lekcję jaką odbędziemy będzie posłuszeństwo. – odparł zdenerwowany Endymion.

Od dziś mam nowego nauczyciela. – wskazałam na Rexa – A matce by było bardziej przykro jak bym zginęła, bo o mało tak by się nie stało gdy chciałam odzyskać miecz – chciałam mu dopiec do żywego, ale chyba nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

Sama jesteś sobie winna. Jak byś nie zgrywała bohaterki nic by się nie stało – odparł Endymion poczym jednym szarpnięciem wyrwał się z uścisku Mako i poprzez teleportację zniknął.

Puścić go. Już po wszystkim – rzuciłam w stronę Rei, która mocowała się z Rexem. Jak kazałam tak zrobiły a następnie odeszły do swoich zajęć.

Co go naszło ? On tak zawsze się zachowuje? – zdziwił się Rex.

No nie. Wręcz przeciwnie zawsze trzymał moją stronę. – wyjaśniłam.

Weszliśmy do zamku, tym razem Rex trochę krwawił więc nie myśląc wiele rozerwałam swoją białą sukienkę i zrobiłam z niej coś w rodzaju opatrunku i przyłożyłam do krwawiącego ramienia Rexa. Gdzieś nie daleko kuchni już mieliśmy się rozstawać, ale coś mnie tknęło. Byliśmy sami i pewnie nie szybko się trafi taka okazja. Zbliżyłam się do niego tak szybko, że nawet nie zdążył zareagować. Moje usta wtopiły się w jego miękkie wargi a po chwili całowaliśmy się jak szaleni. Czyżby on czuł to samo co ja do niego? Świat wirował mi w głowie, była to jedna z tych chwil, które zdarzają się rzadko w życu. Nic nie mogło zakłócić tej wspaniałej chwili, ale jakże się myliłam. W holu usłyszałam jakieś krzyki strażników i samego Endymiona.

- Czemu akurat teraz ? – pomyślałam. Rex chyba pomyślał to samo bo nasze spojrzenia skrzyżowały się. Oboje doszliśmy chyba do tego samego do wniosku, i ruszyliśmy w stronę dochodzących krzyków.

- Nie proszę darujcie mi.... mylicie się co do mnie......... ja już nie jestem z nimi .... – błagalne krzyki mężczyzny dudniły echem po królewskich korytarzach. Razem z Rexem kierowaliśmy się w stronę błagalnych nawoływań. Nawet zrobiło mi się żal tego człowieka. Od głosów dzieliło nas jeszcze parenaście metrów, jeszcze tylko nieszczęsny zakręt naprzeciwko sali tronowej. I mało zawału nie dostałam. Rex w ostatniej chwili mnie złapał w pół bo zrobiło mi się słabo na widok tego co zobaczyłam. Endymion razem z 4 strażnikami pochylali się nad skrępowanym w liny mężczyzną, nie było by w tym nic nadzwyczajnego bo obrona zamku przed obcymi była ich celem. Ale owym intruzem był nie kto inny jak Akira. Poturbowany i brudny jak by cały tydzień nie widział cywilizacji. Zrobiłam parę kroków w jego stronę uprzednio uwalniając się z uścisku Rexa.

- Nie podchodź! Nie wiadomo do czego on jest zdolny może to pułapka! – krzyczał Endymion rzucając tym samym mordercze spojrzenie na Akire.

- Ale co on mi teraz może zrobić. Przecież wy go pilnujecie czyż nie tak ? – zdziwiłam się.

Podeszłam jeszcze parę kroków w stronę wroga. Byłam dziwnie spokojna pewna tego że nic mi nie grozi. Uklękłam koło niego, w Endymionie chyba aż się zagotowało. Popatrzyłam w jego ciemne oczy, przyprawiały mnie o ciarki na plecach.

- Czemu tu jesteś ? – zapytałam Akirę, Chodź sama nie wiedziałam po co to robię to byłam pewna, że przeżył on coś strasznego i należy mu się pomoc.

- Ja ... nie wiem od czego mam zacząć....on mnie zabije...POTRZEBUJE WASZEJ POMOCY !! – krzyknął a w jego oczach zagościł strach.

Na chwilę odwróciłam głowę w stronę Rexa, on miał podobny wyraz twarzy co Endo. Oboje stali jak by ich coś poraziło. Naburmuszeni jak dwie kury przed obiadem.

- Nie ufam mu, i ty też nie powinnaś. – odparł spokojnie Rex choć widać, że przychodziło mu to z trudem.

- On jest takim samym człowiekiem jak my i należy mu się pomoc. – odparłam wstając z podłogi, Akira nadal leżał związany. Podeszłam do jednego ze strażników.

- Miecz proszę. – rozkazałam grzecznie choć nie lubiłam tego robić.

Strażnik popatrzył na mnie ze zdziwieniem potem na swojego dowódcę. Endymion pokręcił głową i strażnik odsunął się kawałek ode mnie demonstrując swą posłuszność dowódcy. Byłam w lekkim szoku. No tego było za wiele.

- Nie pochwalam takiego zachowania! – krzyknęłam w stronę Endymiona. – Teleportacja – pomyślałam.

W jednej chwili znalazłam się w swoim pokoju podeszłam do gabloty ze świętym mieczem, chwile potem przy mnie pojawił się Rex. Złapał mnie za rękę i nie pozwolił zbliżyć się do miecza.

- Zachowujesz się naiwnie. Nie wiesz co on ma za zamiary. Wiesz jak by tak każdy wróg błagał mnie o litość to już bym był martwy, ślepo wierząc w ich słowa. – wyjaśnił mi Rex wpatrując się we mnie swoimi zielonymi oczami.

- Ale.... – nie zdążyłam nic powiedzieć ponownie poczułam jego wargi składające pocałunek na moich ustach. – Ja jestem inna, może łatwo wierna, ale jak ktoś potrzebuje pomocy to nie ma innego wyjścia. – odparłam odpychając go od siebie.

- Serenity... Nie wiesz co może on zrobić.... Już raz próbował się ciebie pozbyć nie pamiętasz.... – powiedział Rex a jego głos był ściszony.

- Nie martw się nic mi nie będzie. – odparłam szeptem – Teleportacja – i znów znalazłam się przed obliczem Endymiona i Akiry.

Endymion nie mógł uwierzyć w to co widział. Zdecydowanym krokiem podeszłam do Akiry jednym cięciem miecza przecięłam więzy krępujące jego ciało, poczym pomogłam mu wstać. Czekałam z zapartym tchem na to co zrobi mój wróg. Akira grzecznie się skłonił nisko jak na dżentelmena przystało.

- Dziękuje. Jestem ci wdzięczny. – powiedział Akira z ledwością.

- Nie ma za co – uśmiechnęłam się w jego stronę. Potem spojrzałam na Rexa i Enda a moja mina wyrażała stwierdzenie „a nie mówiłam” .

- Ja tu dowodzę obroną zamku i ... – powiedział Endymion patrząc na mnie z gniewem.

- I co ? czy masz coś jeszcze do powiedzenia – odparłam w jego stronę.

- A owszem. On – wskazał na Akirę- na razie wyląduje w więzieniu, nie ważne czy ci się to podoba czy nie. I bez żadnego ale. Jeszcze nie rządzisz tu więc nie masz tu jeszcze takiej kontroli księżniczko. – wydyszał Endymion patrząc się na mnie triumfalnie.

- A w ogóle jestem ciekaw co powie na to twoja matka . Jak się dowie, że zostawiłaś go przy życiu. Mordercę jej męża. – dokończył mściwie Endymion.

- To moja wina rozumiesz niczyja inna jak moja ! – wykrzyczałam w stronę Enda. Łzy bezsilności napłynęły mi do oczu.

Popatrzyłam na Rexa potem na Akire i u żadnego z nich nie znalazłam współczucia. Rzuciłam się do biegu, chciałam być sama, wszystko sobie przemyśleć. W ręku trzymałam kurczowo święty miecz choć był już lżejszy przeszkadzał mi tak bardzo. Biegnąc korytarzami pałacu słyszałam odgłosy pościgu za moją osobą. Schowałam się do najbliższej komnaty jaką napotkałam. Przymknęłam lekko drzwi i przez szparę zobaczyłam biegnącego Rexa.

- Nie rozumieją .... nie wiedzą jak to jest się czuć winnym ..... – westchnęłam i oparłam się o ścianę. Płakałam jeszcze kilkadziesiąt minut które ciągnęły się jak wieczność. Wylałam z siebie chyba wszystkie żale. Ale nawet i to nie pomogło bo już nigdy nie daruje sobie, co zrobiłam.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Sob 20:50, 22 Sie 2009
Autor Wiadomość
Rybcia469
Zastępczyni Przewodniczącej Klubu


Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Koszalin

Temat postu:
Obsmarkałam chyba cały rękaw. Minęło jeszcze trochę czasu zanim wyszłam z pokoju i mało nie przewróciłam stojącej za nimi Haruki.

- Chyba nie powinnaś z tym tak chodzić ? – zwróciła się do mnie wskazując na miecz który trzymałam w dłoni.

- A to – uśmiechnęłam się do niej – No faktycznie nie powinnam z nim tak paradować.

- Wiesz ze wszyscy cię szukają ? – spytała spokojnie czarodziejka.

- Znowu. To już jest nudne. Zero prywatności nigdy sama zawsze ktoś musi być koło mnie. – odparłam a mój głos był coraz bardziej stanowczy.

- No takie jest życie władcy, nic na to nie poradzisz. – dodała Haruka.

- Ok. A może ja takiego życia nie chce. Co by się stało jak bym wyszła z pałacu w nieznane nie wracając tu nigdy. – powiedziałam spokojnie chcąc uzyskać w końcu odpowiedź na męczące mnie pytania.

Haruka popatrzyła na mnie z wyrzutem, ale po chwili jej rysy twarzy złagodniały. Stałyśmy tak przez chwilę.

- Chodź coś ci pokaże. – Haruka wskazała mi korytarz tuz za komnatą. Prowadził on na dwór. Wyszłyśmy przed pałac, Haruka ustalała coś ze strażnikami a potem ruszyłyśmy w stronę miasta. Nie byłam pewna czy to wszystko jest prawdą bo w końcu mogłam wyjść poza grube mury mojego „domu”

- Gdzie idziemy ? – zapytałam podekscytowana tą całą sytuacją.

- No chciałaś wyjść na wolność. To proszę masz wolną rękę nikt cię nie będzie śledził, możesz robić co chcesz jesteś w pełni odpowiedzialna za swoje życie. – wyjaśniła mi powoli Haruka.

- Czy ty aby na pewno się dobrze czujesz ? – zapytałam z niedowierzaniem w związku z tym co mówiła wcześniej.

Mordercze spojrzenie Haruki świadczyło o tym że nie lubi jak ktoś jej nie wierzy. Ucieszyłam się nie zmiernie, skakałam jak małe dziecko do góry.

- Musisz się tylko przebrać i ruszaj w drogę. – odparła Haruka.

- Ale w co przecież tu nic nie ma. – zdziwiłam się.

Ale po chwili koleżanka wyciągnęła nie wiadomo skąd mój stary podkoszulek i dżinsy. Minęło parę minut zanim się przebrałam, sukienkę rzuciłam w krzaki by nie rzucała się w oczy. Wszystko to chyba było snem ale gdy uszczypnęłam się w rękę zmieniłam zdanie.

- Tylko pamiętaj tam teraz wszystko będzie inaczej. Już nie jesteś tą samą osobą. Przecież jesteś księżniczką ale bez korony więc nie przesadź. – dodała Haruka.

- A do kiedy mam czas, kiedy mam wrócić do pałacu ? - zapytałam zniecierpliwiona.

- Nie musisz wracać. Bądź sobą wasza wysokość. Bunny Tsukino żyj swoim życiem . – odpowiedziała i znikneła tak szybko że nie zdążyłam wypytać się o resztę.

Stałam na środku ulicy którą pamiętam coś tak jak by przez mgłę nie wiedząc czemu jak bym czuła się obco. Przeszłam się wzdłuż sklepowych wystaw wszystko było takie niesamowite, a tym bardziej jak na letnią porę roku.

- No ale gdzie ja mam się udać ? Przecież nie mam gdzie spać . – zadałam sama sobie pytanie.- Może rodzice Ami mnie przygarną tylko jak ja im powiem, że ich córka jest wojownikiem.

Nagle coś mi przyszło do głowy. Może nie było to najlepsze rozwiązanie ale zawsze coś.

- Strażniczki miecza przybądźcie – powiedziałam zamykając oczy, by jeszcze bardziej móc się skupić na przekazie. Otworzyłam je na powrót ale o dziwo dziewczyn nie było, tylko ludzie przechodzili koło mnie i pukali się w czoło. Coś chyba było nie tak, a może spały więc dłużej się nad tym nie rozczulając poszłam do mojego dawnego domu.
Włócząc się ciemnymi uliczkami nawet się trochę bałam. Jak na dziewczynę która się urodziła w tej okolicy teraz czułam się bardziej nie swojo.

- Teraz to chyba nawet zabłądziłam przez tak krótki okres czasu jak mogło się tu tyle pozmieniać.- mówiłam sama do siebie z nudów.

Mijałam kolejne uliczki a po domu Ami ani śladu a tym bardziej gdy już doszłam na miejsce w moim niby „domu” nikogo nie było. Drzwi był spróchniałe jak by tu od wieków nikt nie - zaglądał, okna powybijane a na ścianach jak by czas odcisnął swoje piętno.

- Co jest ? – zdziwiłam się co jeszcze bardziej przyprawiło mnie o ciarki na plecach.

- Dawno już tu nikt nie mieszka – usłyszałam za sobą głoś jakiegoś chłopaka.

- Przepraszam. Znamy się ? – wydukałam przez wzgląd na to że był zabójczo przystojny. Chłopak popatrzył na mnie jak na wariatkę i uśmiechnął się.

- Pomyślmy. Hmmmm Stoję tu kilka sekund nie wiem jak masz na imię no to chyba się nie znamy – zadrwił.

- Ale śmieszne ! nie ma co. – odparłam również sarkastycznie.

- Sorrki. Derek jestem – odparł wyciągając dłoń w moim kierunku. Parsknęłam śmiechem.

- Seren.... Usagi jestem miło mi a skąd masz takie dziwne imię ? – dodałam.

- To skrót od Dariena choć nie wygląda. Moi rodzice mi takie dali ale mnie się zbytnio nie podoba. – powiedział przyglądając mi się.

- Coś nie tak ? – zapytałam gdyż jego spojrzenie było zbyt przenikające.

- Kogoś mi przypominasz - zastanawiał się.

- Dobra nie ważne. Mam problem musze gdzieś przenocować . – Normalnie bym się go o to nie pytała ale ta cała sytuacja robiła się co raz bardziej dziwna.

- Mamy pewne stowarzyszenie które z chęcią ci pomoże ale w zamian za to pomożesz ty nam. – wyjaśnił.

- Nie rozumiem w czym mam wam pomóc. – byłam zaskoczona jego wypowiedzią.

- Jesteśmy stowarzyszeniem które broni miasta przed atakami złych mocy. I ty w tym wypadku możesz nam pomóc. – odparł – Zrób to dla niego ksieżaniczko - szepnął i zaczął odchodzić.

Stałam w osłupieniu, Jakiś obcy chłopak nie dość, że skądś wie kim jestem to jeszcze posiada jakieś stowarzyszenie. Rozejrzałam się jeszcze raz i w sumie nie miałam czasu się nad tym wszystkim dłużej zastanawiać. Jak to się mówi wzięłam nogi za pas J i pobiegłam za Derekiem.

- Wiedziałem - uśmiechnął się tajemniczo. – Córka królowej nie mogła by
zostawić swoich poddanych.

- No dobra, dobra. A jak ci powiem, że nie wiem czy jestem naprawdę kim za kogo się podaje to co wtedy ? - zapytałam obserwując drogę.

- Nic. Po prostu zginiemy. – powiedział z rozbrajającą szczerością.

- To tutaj macie swoje stowarzyszenie ? -zapytałam ogromnie zdziwiona.

- No jasne, że tak. Chodź inne wrażenie robi w środku. – powiedział otwierając drzwi do rudery.

Faktycznie. W środku było normalnie wielkie biuro z nowoczesnymi komputerami i urządzeniami do nawigacji. Nie które wyglądały jak wielkie kombajny. Natomiast ludzi było zaledwie kilka i to sami mężczyźni. Poczułam się nie swojo.

- Hej chłopaki ! – krzyknął Derek – To jest nasza nowa towarzyszka. Serenity - dokończył. Wyszłam z cienia, by przywitać się z nowymi kompanami.

- Hej – machnęłam ręką. Ale oni byli śmiertelnie poważni.

- Nie przejmuj się jeszcze nikt taki u nas nie gości. Raczej ochraniamy niż robimy za niańki. – zaśmiał się Derek, poczym oprowadził mnie po stanowiskach. O dziwo zobaczyłam tutaj fotografie Rexa.

- Znasz go ? -zapytałam wskazując na zdjęcie.

- Jasne, że tak. To mój brat. – powiedział dumnie.

Podobni byli tylko w paru szczegółach ciężko ich było nazwać braćmi. No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Otrzymałam wytyczne jak się posługiwać urządzeniami namierzającymi. Tak się zaczęła moja działalność dla Ziemi. W sumie dla własnej ochrony.

Zaczęło się już następnego dnia.

- Czy te punkciki mają tak migać ? - zapytałam Dereka wpatrując się w monitor.

- Tak... –odparł jak by mnie lekceważył – Co ? – zerwał się z fotela. – Nie właśnie to jest atak. – krzyknął poczym nacisnął czerwony guzik na ścianie po prawej stronie. Rozległ się dźwięk syreny alarmowej.

- Idziemy ! – ktoś powiedział jeszcze głośniej. Poczym przybrali zbroje podobne do tych co kiedyś ja miałam. Tylko z tą różnicą, że te miały czarne skrzydła.

- Ja też mogę ? - zapytałam choć spodziewałam się odmowy.

- No tylko raz dwa. Masz zbroje ? - dodał Derek jak tylko jego głowę osłonił hełm.

- Niby tak. – wymamrotałam.

- Masz czy nie ? - denerwował się nie mogąc się doczekać odpowiedzi.

- Kiedyś miałam - odparłam.

- Krzyknij potęgo światła powinna się pojawić – wyjaśnił Derek i wybiegł z bazy.

Jak powiedział tak zrobiłam, i faktycznie zbroja na nowo okalała moje ciało. Nawet nie było śladu po cięciach czy walce. Zatrzepotałam skrzydłami i by sprawdzić czy działają i pobiegłam za kumplami. Udaliśmy się pod same chmury, co nie było dla mnie łatwym zadaniem. A po drugie jak można było się spodziewać to Tazaro znów atakował pałac królewski. Zdenerwował mnie tym na tyle, że pognałam wprost na niego. Derek poleciał tuż za mną reszta zrobiła to samo. Lecieliśmy niczym w gęsim kluczu ja na przedzie reszta po bokach. Dzieliło mnie jeszcze parę metrów jeszcze kawałek. Niestety Słońce nas zdradziło i nasze zbroje oślepiały nie tylko wrogów, ale tez nas. Tazaro zorientował się w ostatnim momencie a już go miałam dopaść. No cóż udałam, że spadam w dół i tym samym wróg zdołał się nabrać. Niczym rozpędzony pocisk spadałam coraz szybciej, aż w ostatniej chwili wyhamowałam. Zaś Tazaro ledwo nad ziemią, chyba nie był zbyta zadowolony,. W jednym momencie natarliśmy na siebie. Tym razem już lepiej władałam mieczem więc pokazałam na co mnie stać. Cios, unik, natarcie, unik i tak w kółko Byłam lżejsza niż on i tym samym szybsza. U góry nad nami toczyła się bitwa jak ostatnio tysiące rydwanów prowadzonych przez królewskiego gryfa. Ale kto go dosiadł ? Odepchnęłam Tazaro jak najdalej i ruszyłam ponownie w górę by zobaczyć kto odważył się dosiąść to stworzenie. Jakie było me osłupienie gdy się okazało, że był to Endymion. Podleciałam bliżej. Dla niego to chyba było normalne, że latają koło niego ludzie w złotych zbrojach.

- Jakim prawem ? - zapytałam nie odkrywając twarz.

- Co proszę ? -zirytował się Endo.

- Jakim prawem dowodzisz wojskiem mojego ojca ? -zapytałam ponownie.

- Serenity ? Całe królestwo cię szuka. Wracamy do domu. - powiedział zdenerwowany, poczym złapał mnie za ramię i usadowił przed sobą na gryfie.

- Puść mnie !!! – darłam się w niebo głosy niestety nie wiele to dało.

- Podziękujesz mi za to jeszcze - powiedział po raz ostatni i odlecieliśmy w stronę zamku.

Gdy po chwili ktoś do nas zmierzał. Wzbił się w powietrze robiąc nad nami koło poczym spadł wprost przed Enda i jego a raczej „ojcowskiego” gryfa. Był to jeden z żołnierzy złotej zbroi. Rozpostarł ramiona co nie doprowadziło wierzchowca do zawału gdyż stanął dęba.

- Co to za nie subordynacja – warknął Endymion przytrzymując mnie mocno w pasie bym się spadła. Popatrzyłam na niego spod byka szkoda, że wzrokiem nie można zabijać.

- Ona ma wrócić do walki - rozkazał jakiś męski głos spod maski. Endo jakoś wyglądał na bladego .

- Coś ty powiedział ? – zdziwił się dowódca.

Poczym poderwał gryfa i zgrabnie wymijając żołnierza ruszył ponownie na dawaną trasę lotu. Jednak Derek nie dał za wygraną. Doszedł do wniosku, że polubownie tego nie załatwi. Tym razem podleciał nas z boku. „Niechcący” strącił Enda z gryfa i tym samym mogłam odzyskać „wolność” Kapitan leciał w dół niczym pocisk. Fakt w sumie nie było mi go szkoda, no dobra może troszkę. Chwyciłam wierzchowca za uzdę i pognaliśmy w dół za Endem. W ostatniej chwili go dogoniliśmy a tak by się roztrzaskał jak jajko.

- Nie powstrzymuj mnie w obroni mojego królestwa – powiedziałam oddając mu lejce.

- Przepraszam. Teraz już wiem, że jesteś córką swego ojca. Prawdziwa Królowa. – uśmiechnął się.

- Czyli co razem ich pokonamy raz na zawsze? – spytałam patrząc w górę na odbywającą się walkę.

Skinął głową i już pochwali razem z Derekiem wszyscy natarliśmy na Tazaro i jego powóz. Jakie było jego zdziwienie gdy cała trójka atakowała jednocześnie. Oczywiście ta walka była nawet wyrównana, ja i mój miecz działaliśmy cuda, co nawet mnie cieszyło. Choć coś było nie tak. Tazaro miał wokół siebie dziwną poświatę. Czarne promienie wychodził jak by jego ciała.

- Czy jesteśmy pewni, że to Tazaro we własnej osobie? – spytałam Dereka widząc to dziwne zjawisko.

- Na 100 % przecież komputery nie kłamią – potwierdził Endo broniąc się przed wrogimi atakami.

Niestety to nie dało mi pewności coś było nie tak .I znów jak na zawołanie wojska nie przyjaciela wycofały się bez ostrzeżenia. W małym rozgardiaszu ruszyłam za nimi. Przynajmniej nikt mnie nie dostrzeże w tej chmarze. Leciałam sobie dość swobodnie za wszystkimi wrogimi oddziałami i już wiedziałam gdzie podążają.

- Wrota czasu – powiedziałam do siebie. – Tylko ktoś tego musiał wcześniej pilnować. – zastanawiałam się jak tylko skryłam się za większą skałą.

- Serenity możesz wyjść. Twoją energie czuć na kilometr – usłyszałam głos Tazaro.

Przełknęłam głośno ślinę i wyszłam z ukrycia. Znów ciało pokryła suknia, o dziwo zawsze tak reagowała na tego padalca. Stałam dumnie unosząc głowę majestatycznie by nie wyjść na tchórza. Miecz cały czas spoczywał w dłoni co nawet można powiedzieć, że się przykleił. Nie zostałam też pojmana co było druga sprawą, stałam naprzeciw wroga wolna niczym ptak.

- Dlaczego ? – powiedziałam donośnie prawie głos zmienił się krzyk a echo odbijało się od ścian.

Uśmiechnął się dość tajemniczo. Podszedł bliżej dalej nic. Stał i patrzył. Po chwili wiązka energii wyleciała w powietrze, ciemna jak noc. Otoczyła nas oboje i teraz nie staliśmy koło wrót tylko gdzieś w kosmosie. Już chciałam coś powiedzięc gdy Tazaro pokazał, że mam być cicho. Nie podobało mi się, że mi rozkazuje lecz po chwili ukazał nam się zamek.

- Pałac - pomyślałam – mój kochany dom.

Faktycznie był to Ziemski zamek w chwili swoje świetności. Przenieśliśmy się bliżej, ukazała nam się tym razem sala tronowa a w samym środeczku tuż pod ścianą dwa łóżeczka. Nad nimi pochylała się jakaś kobita w bieli.

- Mama ? -zdziwiłam się a Tazaro przyłożył wymownie place do ust.

Kobieta śpiewała kołysankę i bawiła się z dziećmi. No właśnie dziećmi.

To ja mam rodzeństwo ...?

Obraz się zamazał. Ponownie ukazała się sylwetka królowej. Nie było już tak radośnie jak wcześniej. Selen spoglądała na jakiegoś mężczyznę smutnym wzrokiem. Oczywiście nadal była to sala tronowa. Królowa próbowała przekonać rozmówce by pozostał w zamku na próżno...

- To ty? – Zdziwiłam się poznając znajome rysy twarzy chłopaka z przeszłości.

- Niestety ja. Jestem twoim bratem czy ci się to podoba czy nie – Tazaro uśmiechnął się tajemniczo.

- Ale... – Zaniemówiłam na chwile – Jak to możliwe? No dobra wiem jak się dzieci rodzą – zaśmiałam się nerwowo. – W takim razie, czemu chcesz pozbyć się swojej rodziny?

Nic nie odpowiedział. Zrobił kilka kółek rękoma i pojawiła się nowa wizja.

Król i królowa stali na schodach pałacu. Gdzieś poniżej znajdował się młody Tazaro.

- Tak musi być - powiedział Ares do zapłakanej małżonki - Taka jest przepowiednia. Musimy się jej trzymać. Jedno z naszych dzieci ma nas pozabijać. A żeby tego uniknąć musimy... – Król na chwile spojrzał za synem – To jest lepsze wyjście.

- Ale to nasze dziecko. Nigdy nie pozwoliłabym go zabić. Wiem, że nic by nam nie zrobił. - Rozpłakała się Selen na dobre...

Wizja zniknęła.

- Coś tu się nie zgadza - powiedziałam po chwili namysłu.

- Co mianowicie? –Spytała Tazaro z powrotem przenosząc nas pod wrota czasu.

- Przecież nikogo nie zabiłeś. Tylko ja. - Wyjaśniłam po chwili.

- Wiem. Dlatego to ciebie dotyczyła przepowiednia a nie mnie. Ostatnio to sobie uświadomiłem. Ale nie chciałem by inni to wiedzieli, dlatego dalej grałem swoją role złego. – Odparł beznamiętnie.

Stałam naprzeciw niego wstrząśnięta cała tą sytuacją. Nawet nie zauważyłam jak zostałam otoczona przez żołnierzy Tazaro.

- To ja zabiłam...- Wyszeptałam.

Już po chwili byłam odprowadzana do kwatery swego brata. Nie obecna duchem podążałam gdzie mi kazali.



***

Gdzieś tam koło królewskiego pałacu.

- Ta dziewczyna to mnie kiedyś do grobu wprowadzi - powiedział zdenerwowany Endo.

- Myślałem, że jest z wami? – Zdziwił się Rex jak tylko się zorientował w mojej nieobecności.

- Jej miecz jest na swoim miejscu w gablocie, pewnie go odesłała. – Dodał Derek.

Oczywiście jak się mogło spodziewać pałac wysłał mały oddział w poszukiwaniu swojej ”Zguby”. Królowa tylko chodziła jakaś nie przytomna.

- Musze odzyskać swoje dzieci. To mi tylko pozostało – westchnęła patrząc jak Endo i reszta szykują się ponownie do wyprawy.

- Wasza wysokość – pojawiła się nagle Haruka – Czy mogę w czymś pomóc?

- Sprowadź ich do domu – poprosiła białogłowa. Dziewczyna pokiwała głową i już po chwili razem z trzema innymi ruszyła w pogoń ...

iedziałam chyba w sali tronowej w pałacu Tazaro. Była to zwyczajna sala ciemnego koloru. Dość obszerna. Ale utrzymana w dobrym tonie. Meble ograniczono do minimum. Kilka krzeseł z dębu po bokach sali na jednym z nich posadzili mnie strażnicy. A u szczytu sali na marmurowym podwyższeniu stało coś na kształt tronu.

Teraz brakowało mi przyjaciół Rexa oraz Dereka, choć nie zaprzeczę, że chciałabym też ujrzeć tego zarozumiałego Endymiona. Dobrze też zrobiłam odkładając swój miecz do gabloty tam nikt nie mógł go dosięgnąć...

- I jak się czujesz w moich skromnych progach siostrzyczko – do sali wszedł dostojnym krokiem Tazaro. Spojrzałam na niego zaciekawiona. Miał na sobie czarną lśniącą zbroję. Bardzo podobną do tej, którą nosił Endo. Na głowie spoczywała piękna korona z czarnego metalu zrobiona czarnymi klejnotami.

- Dziękuję dobrze. – Odparłam spokojnie- Może mnie wypuścisz?

- Tobie chyba coś się ostatnio pamięć zmieniła – zaśmiał się mężczyzna – Nie dość, że sama tu przyszłaś pchając się, że tak powiem w pułapkę. I jeszcze żądasz uwolnienia. Zdecyduj się kobieto. – Dokończył nie źle rozbawiony.

Podniosłam się, choć nie na długo dwóch strażników z powrotem przywróciło mnie do pozycji siedzącej. Tazaro rozsiadł się na swoim tronie zadowolony z siebie. I wyraźnie na coś czekał. Minęło parę chwili nim nadeszła odpowiedź. Drzwi sali tronowej otworzyły się z lekkim trząśnięciem a w nich stanął Akira.

- Zdrajca! – Krzyknęłam jak tylko ujrzałam jego podstępne oblicze. Akira odwrócił się w moją stronę dość nie chętnie. Uśmiechnął się bezczelnie.

- Nie gorączkuj się tak, bo ciebie też się pozbędę – odparł tajemniczo. Oczy rozszerzyły mi się do granic możliwości a serce zaczęło się tłuc w piersi.

- Cos ty zrobił? – Spytałam w narastający we mnie gniew był, co raz większy.

Spojrzałam też na Tazaro obydwoje wyglądali na zadowolonych.

- Z królewskiej rodziny zostałaś tylko ty – skwitował Akira i wyciągnął przed siebie zakrwawiony miecz i koronę ze srebrnym kryształem na środku.

- Mamo... – Wyszeptałam – MAMO!!! – W jednej chwili dotarł odo mnie, co się stało. W jednym momencie poleciałam na posadzkę. Tracąc przytomność.

***

W pałacu chwile wcześniej.

Akira spacerował wolny korytarzami królewskiego zamku. Rozglądał się w poszukiwaniu ostatków jego właścicieli. Widział jak księżniczka znikała razem z jego bratem, więc tą część uważał za wykonaną teraz została tylko Selen. Doszedł do sali tronowej w centralnym punkcie zamku. Nie mylił się, że za jej drzwiami spotka władczynie całego przybytku. Królowa stała przy wielkim oknie tuż za tronem. Patrzyła w dal za swoimi żołnierzami.

Akira podchodził zdecydowanie. Krok za krokiem nawet nie starał się ukryć swoje obecności. Królowa obróciła się w stronę oprawcy. Oczy miała mokre od łez. Wystąpiła na przeciw Akiry. Nie próbowała się nawet bronić. Mężczyzna zamachnął się i jednym cięciem pozbawił królową życia.

- Odrodzi się na nowo... – Szepnęła ostatkami sił królowa i zakończyła swój żywot.

- W twoich snach- mruknął mężczyzna poczym ściągnął korne na znak wykonania zadania.

W jednej chwili pałac zaczął trząść się w posadach. Wszystkie obrazy pospadały ze swoich miejsc. A piękny zdobiony sufit rozpadał się na oczach Akiry. Użył zaklęcia teleportacji tak jak wtedy, gdy rozmawiał z Endymionem na królewskim dziedzińcu. Zniknął. Zaś pałac Księżycowy został pogrzebany pod własnymi gruzami łącznie z mieczem Serenity raz na zawsze czyniąc ją śmiertelną osobą z przyczyn naturalnych. Królestwo przestało istnieć. Zadowolony Akira wrócił do swego przyjaciela....

Tak czasem jest ze z końcem czegoś nastaje nowa nadzieja. Tylko gdzie ta nadzieja gdy kończy się wszystko .Nie ma nic. Kryształowe Tokio ugięło się pod władzą Tazaro. Upadło. Cc z tego, że Serenity próbowała wszystkiego. Użyła nawet wojowniczek by zgładzić swego brata choć obiecała sobie, że nigdy ich nie wykorzysta...
Teraz ostatnia z rodu Srebrnego Millennium jest odprowadzana do kaplicy. Ostatnia droga i ostatnie łzy. Do tej pory nikt nie chce w to uwierzyć, że nie żyje. Księżniczka Serenity umarła, ich jedyny promyk nadziei...
Widziałem wszystko na własne oczy. To wtedy ostatni raz przepuściliśmy atak na zamek tego padalca. Nikt się nie spodziewał, że w tym momencie Serenity wydawała ostatnie tchnienie. Jak tylko wtargnęliśmy do zamku a potem kierując się do sali tronowej poczułem zanikającą aurę. Jej aurę. Przyśpieszyłem kroku. Drzwi sali tronowej rozpostarły się pod naciskiem energii. Był to pocisk wymierzony w Serenity. Jej ciało wyleciało razem z drzwiami. Złapałem ją w ostatniej chwili. Konała. Patrzyłem w smutne niebieskie oczy. Szeptała coś.
- Odrodzi się ... – tyle zrozumiałem. Patrzyłem wściekły na nadchodzącego Tazaro. Tuż za nim podążał Akira. Moi ludzie otoczyli ich szybko tym samym odgradzając nas od nich.
Ostatnie bicie serca. Ostatni uścisk. Zamknęła oczy. Te które tak bardzo kochałem. Nie żyła. Ułożyłem ją delikatnie na posadzce. A potem całą złość skierowałem na Tazaro. Nie miałem może tak wielkiej siły jak on ale chciałem go zranić tak bardzo jak zrobił to on. Do naszej walki dołączyły po raz ostatni cztery wojowniczki z systemu wewnętrznego. Wedle ostatniego życzenia Serenity stały się ludźmi z krwi i kości. A teraz dowiodły, że były oddane swej Księżniczce. Także przybył Endymion choć tutaj nie wiem po co. Ale po chwili wszystko się wyjaśniło. Stał nie po tej stronie co trzeba. Wyszło teraz na jaw, że współpracował z Tazaro. Z nim nie miałem najmniejszego problemu. Używając najsilniejszego zaklęcia rozprawiłem się raz dwa ze zdradzieckim Endo. Teraz zostałem tylko ja i Tazaro. Walka była dość nie równa. Jego moc była nie skończenie wielka. Coś tak potężnego było możliwe tylko wtedy gdyby użył srebrnego kryształu. Nie miał go. Rozglądałem się uważnie raz po raz odpychając ataki napastnika. Aż nagle pojawiła się miedzy nami złota kula. Świeciła dość jasno. Prawie oślepiająco.
W ostatniej chwili poznałem co to jest. A raczej kto. Była to owa dziewczyna z lasu. Ta która uratowała Serenity.
- Nie możliwe – powiedział gdzieś z boku Akira. On pamiętał dobrze jak przy ostatnim spotkaniu poniósł klęskę. Dziewczyna w złotej zbroi podniosła dłoń zwróconą ku Akirze. W jednym momencie rozsypał się niczym bryła z piasku.
... Tazaro parzył nie wzruszony. Tym razem to on ma asa w rękawie. Nie da się tak łatwo podjeść bo czyż to nie on miał sprawować władzę w Tokyo według legendy. Od dawna wiedział, że jest mu to pisane czekał na odpowiedni moment. Pokonał wszystkich razem z tą Serenity. A teraz sama Matka Ziemia przyszła go wynagrodzić...
Nie mylił się. Kobieta w Złotej zbroi stanęła na wprost mnie. Patrzyłem oniemiały. Piękna blondynka o złotych oczach i jasnej karnacji.
- Musisz ustąpić poddać się jego woli. A odrodzi się w swoim czasie wszystko na nowo. To jest próba... – przemawiała tak jak bym tylko ja to słyszał. Faktycznie reszta jak by się zatrzymała. Skinąłem głową choć było to dla mnie nie do pojęcia. Rozpłynęła się w nicości. Znów zapanował chaos. Walka na śmierć i życie. Ale zrozumiałem. Podszedłem do Tazaro. Ukląkłem. Ofiarowałem mu swoją służbę. Oniemiali żołnierze zrobili to samo. Wszyscy moi żołnierze mieli teraz nowego władcę.
- Rex... – powiedział Tazaro. – Jeżeli to wszystko jest prawdą przyjmuję Cię. Pewnie za to masz jakieś życzenie ?– spytał podejrzliwie.
- Tak....

...I tak oto skończyła się historia Kryształowego Tokyo wraz z zamknięciem się wrót grobowca a w nim spoczywali członkowie królewskiej rodziny Księżyca. I jego ukochana Serenity...

- Ku lepszej przyszłości....

THE END

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin