Resztę dnia spędziłam z Endymionem na prywatnych naukach. Najpierw musiałam się nauczyć władania mieczem, to dopiero było nie lada wyzwanie. Endymion musiał uważać by nie dostać w głowę. Miecz, którym ćwiczyłam był tej samej wagi, co ten święty strasznie ciężko było mi go utrzymać w rękach. Machałam nim to w prawo to w lewo i nawet nie drasnęłam kukły, na której ćwiczyłam.
- Czy on musi być, aż taki ciężki? – Wydyszałam próbując się zamachnąć, ale miecz poszybował, aż pod nogi Endymiona. Ten spojrzał tylko z politowaniem w niebo.
- A co ty chciałaś? Może jeszcze ma być lekki jak piórko – zażartował.
Próbowałam i próbowałam no i nici, przy ostatnim zamachnięciu strąciłam tylko kukłę z pala i nic więcej. Kątem oka dojrzałam przyglądające mi się z balkonu królową Selen i Rei. No super jeszcze tylko tego by brakowałoby Rei o wszystkim doniosła dziewczyną...
- Jak myślisz Rei Serenity da sobie radę? – Spytała swojej towarzyszki królowa.
- Na pewno wasza wysokość, tylko do doskonałości długa droga. – Odparła Rei patrząc się na moje nie udolne wymachy.
- A tak to fakt, ale niestety ta droga musi być krótsza już niedługo ma zostać władczynią – posmutniała Selen. – Wraz ze śmiercią Aresa, wszystko się zmieni już nic nie będzie takie jak było, i mam nadzieje, że Ty i twoje koleżanki pokierujecie ją - dokończyła wskazując na mnie.
- Możesz na nas liczyć - dodała Rei patrząc prosto w oczy królowej...
Teraz przyszedł czas na naukę moich predyspozycji magicznych. Endymion okrążył mnie dwa razy przyglądając się przy tym bacznie mojej osobie:
- A więc jak mówiła mi twoja Matka królowa Selen, oczywiście. Masz podobno ogromną moc i musisz się nauczyć z siebie ją wydobywać.
- No ok., ale jak mam to zrobić przecież nawet miecz mi z rąk wylatuje a co dopiero używanie magicznych mocy - zaśmiałam się sama do siebie.
- Po pierwsze musisz się skoncentrować wewnętrznie, a potem powiedzieć np. Potęgo Księżyca działaj. To podobno najprostsze zaklęcie, więc nie będziesz miała z nim problemów. – Poinstruował mnie Endymion.
Stanęłam naprzeciw niego zamknęłam oczy i zaczęłam się koncentrować. Ale jak tu nad czymś się skoncentrować skoro wokoło jest taki hałas. No oki na chwilę nastała cisza, więc mogłam użyć tego zaklęcia:
- Potęgo Księżyca Działaj - powiedziałam, niestety zamiast jakiegoś lepszego efektu z pobliskiego drzewa sfrunęły ptaki. Endymion ze śmiechu mało się nie przewrócił.
- NO powiem ci jedno jak Tazaro był by wielkim ptakiem to byś go wystraszyła – zaśmiał się Endymion.
- No bardzo śmieszne, ale coś przez chwilę poczułam... – Oznajmiłam.
- Tak a co? –Zdziwił się Endymion
- Nie wiem jakąś energię, przechodziła przez moje ciało, ale nie mogła się z niego wydobyć. – Dodałam odwracając się w kierunku drzewa.
- Dobra na dziś kończymy możesz iść do siebie – poinformował mnie mój nauczyciel, poczym zabrał swoje miecze i odszedł.
Zostałam sama na środku placu, no to doszłam do wniosku, że to nie ma sensu i dołączyłam do mojej mamy na balkonie. Na mój widok jej twarz przybrała dziwny wyraz, ni to zadowolenie ni to strach. Patrzyłyśmy na siebie tak przez chwilę, poczym królowa powiedziała w moja stronę:
- Chcę żebyś wiedziała, że nie obwiniam cię za to, co się stało z Aresem, i nie myśl sobie, że to twoja wina, po prostu ci nikt nie powiedział.
- Ja nie wiem, co powiedzieć, przepraszam mamo – wybełkotalam i rzuciłam się z płaczem w ramiona mojej mamy. W końcu poczułam to ciepło, które łączy matkę i córkę....
Stałyśmy w tym uścisku jeszcze z parę minut. Nagle usłyszałam krzyki Haruki, biegnącej w naszą stronę. Ukłoniła się niedbale i wydyszała:
- Król.... Król woła Serenity do siebie... On umiera...
Spojrzałam przerażona w stronę matki o na również spojrzała w moją stronę. Nie mogłam na to pozwolić, król nie może umrzeć. Myślałam gorączkowo, w jaki sposób nie dopuścić do tragedii.
- Prowadź – rozkazała Haruce królowa Selen.
Biegłyśmy w stronę komnaty króla, mijałyśmy pokoje jeden za drugim i tak samo jak uprzednio weszłyśmy do przed ostatniego. Wokoło królewskiego łoża znajdowało się wielu ludzi, jak tylko zobaczyli nas rozstąpili się na boki. Razem z Selen podeszłyśmy bliżej, tak jak mówiła Haruka król umierał. Ledwo unosząc rękę wskazał w moją stronę bym podeszła bliżej. Usiadłam koło Aresa a on słabym głosem powiedział:
- Nadszedł czas. – Poczym zamknął oczy i w oka mgnieniu pojawił się święty miecz.
Wiedziałam, po co król go sprowadziłby mi go ostatecznie przekazać. Również zjawiły się strażniczki miecza. Ich oczy, były skierowane na miecz jak by tylko on się liczył.
- Jak kiedyś mój ojciec mi go przekazał tak teraz ja ci go przekazuje a z nim całą władze na Ziemi i Księżycu. – Kontynuował Ares wręczając mi święty miecz.
Przyjęłam go z wahaniem, bo wiedziałam, co mnie czeka.- I pamiętaj, że z wielką siłą wiąże się wielka odpowiedzialność. – Zakończył i w tym samym momencie, gdy wzięłam miecz w swoje ręce Mars, Merkury, Jowisz oraz Venus uklękły przede mną i złożyły mi pokłon.
- Od tej pory wszystko zależy od ciebie – powiedział cicho król Ares, poczym zamknął oczy i to, co się po tym zdarzyło jest strasznie ciężko opisać, stałam jak słup soli.
Królowa Selen zaczęła płakać przytulona do martwego ciała króla. Inni obecni w sali również byli pogrążeni w smutku, zaś ja czułam się najbardziej winna temu wszystkiemu. Nagle rozbłysło jasne światło wypełniając przy tym cały pokuj. Ciało króla zaczęło się rozpływać, jak by dzieliło się na cząsteczki. Jedna z nich leciała wprost ku świętemu mieczowi, została ona przez niego wessana i automatycznie miecz stał się bardzo lekki jak by mu wcześniej czegoś brakowało. A było nim życie poprzedniego właściciela.
- Tato! – Krzyknęłam, gdy ostatnia cząstka rozpłynęła się i już nie było śladu, po jakim kolwiek istnieniu króla, Aresa.
- Niech wszyscy wyjdą – usłyszałam głos Endymiona, którego wcześniej nie zauważyłam.
Byłam mu za to wdzięczna nie chciałam oglądać tych wszystkich twarzy, które obwiniały mnie za śmierć władcy. Jedyne, co mogłam teraz zrobić to być blisko mamy, podeszłam do niej i jak to zrobiłam chwilę temu przytuliłam ją mocno. Doskonale wiedziałam, że nigdy nie zrozumiem, co teraz czuła, ale nic więcej nie mogłam zrobić. Przynajmniej tyle byłam jej winna...
Jeszcze w tym samym dniu królowa ogłosiła żałobę. Wszyscy mieszkańcy chodzili jacyś nie przytomni. Za nie długi czas miała się odbyć moja koronacja, wcale tego nie chciałam, ale nie miałam wyboru. Miecz umieściłam w gablocie w moim pokoju, by przypominał mi o tym, co się stało. Cały czas myślałam nad tym, w jaki sposób wyzwolić sailorki z pod jego wpływu...
Tym czasem na Nemezis:
- Słyszałeś nowinę – uśmiechnął się do brata Akira. Tazaro lekko znudzony odwrócił głowę w stronę dochodzących hałasów.
- No, co się stało – rzucił bez przekonania Tazaro.
- Król Ares nie żyje, właśnie ogłoszono żałobę na Ziemi i Księżycu – oznajmił Akira siadając naprzeciw swego brata. Tazaro zerwał się z łóżka i nie wierzył w to co słyszał.
- Skąd wiesz, nie kłamiesz?! – Tazaro starał się zrozumieć, o co w tym chodzi. Akira tylko pokręcił głową
- Król nie żyje i jestem tego pewny na 100 %, od mojego zaufanego szpiega w oddziałach królewskich.
Tazaro z Akirą świętowali jeszcze z parę godzin za nim znowu zaczęli planować atak na królewską posiadłość.
- Chyba nie będziemy musieli wystawiać całej naszej arami, gdy królestwo jest pogrążone w żałobie – Akira zwrócił się w stronę brata rozpisującego rozkazy dla generałów.
- Możesz mi pomóc? Z którego miejsca tym razem zaatakujemy? - Powiedział, Tazaro do Akiry wskazując na mapę Ziemskiego królestwa.
Akira popatrzył po to rozległych terenach miejsca ataku wodził wzrokiem to w lewo to w prawo nie będąc przekonanym czy dobrze obierze punkt, o który był dla nich tak ważny. Po chwili namysłu wskazał lewą stronę pałacu tuż za królewskim ogrodem. Tazaro uśmiechnął się w stronę brata i dodał:
- W sumie nie zły pomysł miejsce nie typowe a zanim dotrą tam oddziały straży królewskiej minie parę minut. No to zaczniemy jutro z rana teraz to idę się nacieszyć naszym częściowym triumfem...
Zaś w królewskim zamku panował lekki bałagan w związku przejęcia nowej władzy. Biegałam od jednej komnaty do drugiej szukając Endymiona by mnie jeszcze nauczył paru rzeczy, ale o dziwo nie było go w pałacu. Spotkałam go dopiero w stajni, czyścił akurat ().
- Możesz mnie nauczyć teleportacji? – Spytałam Endymiona podchodząc bliżej.
- No w sumie mogę a po co ci to w ogóle tak przecież nie masz, po co tego robić. – Zdziwił się.
- No oki, ale tak na wszelki wypadek chcę umieć się przemieszczać. Więc jak nauczysz mnie? – Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. –
- No dobra niech ci będzie, ale nie miej pretensji jak ci nie wyjdzie. – Dodał szybko mój instruktor. No jak zwykle naszym placem bojowym jak to nazywam był plac przed zamkiem. Endymion narysował na ziemi dwa koła, poczym kazał mi do jednego wejść. Zrobiłam, co kazał.
- Zamknij oczy i wyobraź sobie, to drugie koło, w którym chcesz się znaleźć a potem po prostu myślami tam przejdź. – Wytłumaczył.
Zamknęłam oczy, i starałam się sobie wyobrazić to kółko, no, ale prędzej mi oczy łzami zaszły niż sobie je wyobraziłam. Otworzyłam je z powrotem stałam w tym samym miejscu, co wcześniej. No to spróbowałam jeszcze raz, tym razem kółko jak gdyby przeleciało mi przed oczami takie rozmazane. Znowu rozpostarłam powieki a Endymion zwijał się ze śmiechu.
- Co w tym takiego śmiesznego? – Rzuciłam ostro w stronę Endymiona.
- Nie nic, ale żebyś widziała swoje miny jak się próbujesz skupić heheh – odparł.
No to ja mu pokaże, udowodnię mu, że potrafię się teleportować z taką samą wprawą jak on.
Skupiłam się tak na poważnie wyciszyłam wszystkie odgłosy jak wcześniej, gdy uczyłam się zaklęć. Zobaczyłam koło było takie wyraźne, teraz wystarczyło „przejść” do niego. I już, otworzyłam oczy i udało się.
- No a nie mówiłam, że dam radę – podskoczyłam do góry.
- Nie ciesz się zbytnio to, że raz ci się cudem udało nie znaczy, że będziesz non stop to robić bez błędów. – Oznajmił zadowolony z siebie.
No to spróbowałam jeszcze raz. I udało się robiłam to z łatwością, to było prostsze niż uczenie się zaklęć. No po pół godziny teleportacja z kółka do kółka było pestką a teraz miałam przeteleportować się do swojego pokoju zabrać stamtąd coś i przy teleportować się z powrotem. No to się skupiłam jak wcześniej i wyobraziłam sobie pokój ze szczegółami, żeby przypadkiem nie wpaść na coś i hop. W oka mgnieniu byłam w pokoju zabrałam jakąś figurkę, i wróciłam z powrotem. Tylko za miast na placu wylądowałam na dziedzińcu, chciałam zawołać do, Endymiona, że prawie mi się udało, ale on rozmawiał z jakimś mężczyzną. Nie widziałam twarzy, bo było troszkę za daleko, ale ów mężczyzna strasznie kogoś mi przypominał tylko nie wiedziałam, kogo. Znowu się przemieściłam mało nie wpadając na Endymiona, odwróciłam się szybko, ale już nikogo nie było.
- Z kim rozmawiałeś przed chwilą? - Spytałam z zaciekawieniem. Na twarzy Endymiona malowało się zmieszanie:
- Nie z nikim a czemu pytasz, czekałem na ciebie nikogo tu nie było.
- Coś ściemniasz, jak stałam na dziedzińcu to wyrżnie widziałam, że z kimś rozmawiasz. – Dodałam szybko.
Endymion, odburknął coś, że koniec lekcji na dziś i się teleportował, że nawet bym go nie złapała.
Potem jeszcze chwilę próbowałam zaklęć, tym razem innego niż ostatnio. Sama królowa kazała mi je ćwiczyć, bo stwierdziła, że mi się przyda kiedyś. Tylko nie miałam, na kim trenować, bo było to zaklęcie uzdrawiające. Więc szybko mi się znudziły samotne ćwiczenia. Jak tylko wróciłam do zamku, spotkałam jakieś 3 dziewczyny w strojach sailorek. Może to są te strażniczki, których mówiła, Haruka, że mają tą okrutną misję...
Noc nastała tak samo szybko jak pojawił się nowy dzień. Nie chciało mi się wstawać z łóżka. Przecież jestem przyszłą królowa chyba nie muszę tak wcześnie być na śniadaniu. Marzyłam jeszcze tak przez chwilę w swoim cieplutkim łóżeczku. Z rozmyślań wyrwały mnie jakieś hałasy dobiegające z korytarza. Nagle jakiś brzdęk wywróconej tacy, i po chwili z wielkim łoskotem wpadł a raczej wleciał przez drzwi jakiś chłopak i lądując przy tym na podłodze. Zakryłam się szybko kołdrą, by ukryć napad śmiechu, który wywołał u mnie chłopak. Wstał z podłogi i pozbierał to, co wyglądało na śniadanie, resztę, co zostało plamami i śladami po maśle i zupie mlecznej usunął zaklęciem. Ukłonił się nie dbale uderzając przy tym głową w komodę wymruczał coś i wybiegł z pokoju.
Kto to mógł być? Zastanawiałam się przez chwilę wyglądając za nieznajomym przez drzwi.
Nie zdążyłam mu się zbytnio przyjrzeć, bo tak pod kołdrą nie wiele widać, ale mam nadzieje go jeszcze spotkać. Jak zawsze poranna toaleta, potem śniadanko z ...No właśnie. Gdy zeszłam na śniadanie z myślą, że spotkam przy stole wszystkich jak to było ostatnim razem. Ale jadalnia była pusta, no za wyjątkiem służby, podeszłam do jednej z dziewczyn stojących najbliżej mnie. Nim zdążyłam coś powiedzieć odparła:
- Wasza wysokość będzie dzisiaj sama jeść śniadanie, ponieważ, Królowa Selen oraz reszta królewskiej straży przybocznej w tym sailorki odpierają natarcie Tazaro na zamek.
- Gdzie to się odbywa? – Spytałam przerażona.
- Królowa kierowała się na lewe skrzydło zamku gdzieś koło ogrodu, ale kazała ci tu zostać mamy cię stąd nie wypuszczać. - Oznajmiła służąca.
Ale ja byłam szybsza wiedziałam, co mam robić. W jednej chwili przeniosłam się za sprawą teleportacji do swojego pokoju rozbiłam gablotę, za którą znajdował się święty miecz. Wyjęłam go tak szybko jak tylko potrafiłam, potem przeniosłam się do królewskiej stajni musiałam wybrać jakiegoś wierzchowca, bo latać jeszcze się nie nauczyłam. Moja uwagę przykuło dziwne stworzenie może nie tyle dziwne a wyjątkowe był to tygrys ze skrzydłami. Dziwne dla tego, że reszta zwierząt, jakie należały do królewskiej gwardii to gryfy i pegazy. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, podeszłam do niego bliżej ( na tabliczce z imieniem widniało imię Rex), z wahaniem pogłaskałam go pogłowie, martwiąc się o to czy się na mnie nie rzuci. Ale o dziwo nic się nie stało, tygrys tylko cicho zamruczał, wstał leniwie ze słomy, na której się wylegiwał. Przez chwilę myślałam, że mi się zdawało, ale nie znowu kiwnął głową w kierunku siodła. Więc chciał żeby go dosiadła, zarzuciłam na niego masywne skórzane siodło i jednym susem wskoczyłam na jego grzbiet. Tygrys zerwał się do biegu jak tylko dałam mu znak. Wylecieliśmy ze stajni i ruszyliśmy przed siebie kierując się przy tym w stronę królewskiego ogrodu. Zbliżaliśmy się do miejsca starcia się dwóch wielkich armii. Obejrzałam swój strój zapewne nie był odpowiedni, pidżama w misie nie jest strojem bojowym. Musiałam śmiesznie wyglądać, ale co mi tam teraz nie to się liczy. Tygrys na moment obrócił głowę w moją stronę poczym cicho ryknął, moje ciało o toczyło ciepłe światło i po chwili w miejsce pidżamy pojawiła się złota zbroja. Czy to możliwe, że on czyta w moich myślach. Tygrys tylko kiwnął głową i poszybowaliśmy wprost sam środek bitwy. Jak się spodziewałam przez zbroję nie było widać kim jestem i dobrze nikt z moich towarzyszy nie będzie kazał mi wracać do domu. Razem z Rexem atakowaliśmy najeźdźców, jeden po drugim padali jak muchy. Choć było to dziwne posługiwałam się mieczem jak bym się z nim urodziła, jak bym nim władała od zawsze. Gdzieś w tłumie wypatrzyłam Tazaro walczył z Endymionem, poleciałam w ich kierunku widząc, że mój nauczyciel niezbyt sobie daje z dwoma przeciwnikami na raz. W skoczyliśmy między nich z taką siłą, że Tazaro odrzuciło kawałek dalej. Endymion popatrzył z niedowierzaniem, w moją stronę i nic nie mówiąc ruszył do ataku na Akirę. Ja tym czasem zajęłam się walką z Tazaro. Był ciężkim przeciwnikiem, robił dużo zwodów i uników przed moimi atakami, wiedziałam w sumie, że moje techniki nie były najlepsze. Przecież ostatnim razem miecz mi wyleciał z rąk jak z nim walczyłam. Ale teraz na to nie pozwolę natarłam na niego trzymając mocno miecz w dłoniach. Nasza broń na chwilę skrzyżowała się w powietrzu, promienie słoneczne odbite od jego miecza oślepiły mnie na, tyle, że ledwo, co widziałam. Tazaro wykorzystał ten moment wbijając tym samym swój miecz w mój bok. Chyba zaczęłam spadać, bo jedyne, co czułam to prędkość, z jakim leciałam w dół, Rex próbował mnie dogonić, lecz jeden z żołnierzy Tazaro był szybszy. Dzięki zbroi nie czułam tak wielkiego bólu, gdy drugi raz miecz wroga przebił moje ciało. Zostałam pojmana i związana przez Tazaro dobrze, że moją twarz zakrywała przyłbica, bo pewnie by mnie zabił...
Tazaro i jego armia odjechali w stronę swojej planety.
- Jutro spróbujemy znowu. To będzie walka podjazdowa będziemy ich atakować stopniowo, aż będą zbyt osłabieni by walczyć – oznajmił Tazaro do brata.
- A z nim, co zrobimy? – Kiwnął Akira w moją stronę.
- Pierw chcę się dowiedzieć, dlaczego śmiał mnie zaatakować...
Po skończonej walce zarówno królowa Selen jak i jej żołnierze cieszyli się kolejnym zwycięstwem. Choć niczego nie podejrzewali, co szykuje dla nich Tazaro. Selen razem z Endymionem okrążyli jeszcze królewski pałac dla pewności, że przegonili całe wojsko nie przyjaciela. Na szczęście nikt nie został i mogli spokojnie udać się na śniadanie.
Jak tylko weszli do zamku podbiegł do królowej jakiś chłopak. Skłonił się nisko i powiedział jednym tchem:
- Zabrali Serenity...Tazaro to oni ja to widziałem...
- Uspokój się powiedz, o co chodzi, tym razem, ale spokojnie. – Odparł Endymion patrząc z zaciekawieniem na przybysza. Chłopka złapał oddech, ale z takim trudem, że Selen, aż chciała wzywać lekarza.
- Wasza wysokość Tazaro porwał Serenity, a raczej wziął w niewolę razem z innymi naszymi żołnierzami. – Oznajmił, królowa patrzyła na swojego rozmówcę z przerażeniem. Endymion jednym ruchem przyparł chłopka do ściany przystawiając mu miecz do gardła.
- A w ogóle, kim ty jesteś? Skąd masz takie informacje? – Powiedział zdenerwowany Endymion.
- Nazywam się Rex i pracuje w zamku, a porwanie Serenity widziałem z okna kuchni. - Skłamał Rex wiedząc, że nie mógł powiedzieć, kim jest naprawdę i dlaczego Serenity została wzięta do niewoli.
- N oto musimy szybko ją uwolnić, bo niedługo może być za późno. – powiedział Endymion stawiając z powrotem na podłogę Rexa. – Ja się zajmę odbijaniem Serenity z rąk Tazaro. – dodał w stronę królowej.
Selen zamknęła na chwilę oczy jak by nad czymś myślała i po chwili prze teleportowały się przed jej oblicze strażniczki miecza oraz reszta wojowniczek.
- Pójdziecie razem z Endymionem i pomóżcie mu w ratowani Serenity. – Rozkazała królowa.
Dziewczyny skinęły głowami dla potwierdzenia, i razem z Endymionem ruszyły przed siebie zostawiając Selen samą ze swoimi myślami.
- Weźcie mnie ze sobą pomogę wam. – powiedział Rex biegnąc za Endymionem i dziewczynami.
- Nawet o tym nie myśl, jak zwykły chłopka ze służby może nam pomóc. Odejdź. – Rozkazał Endymion i razem z Sailorkami zniknął Rexowi z pola widzenia....
Tym czasem na Nemezis:
- Zabrać ziemskich żołnierzy do więzienia niech tam zgniją. – Rzucił Tazaro w kierunku swoich ludzi.
- A z tym, co zrobić? – Zapytał swego władcy jeden z żołnierzy. Wskazując w moją stronę.
Tazaro popatrzył zaciekawiony na moją zbroję, która okalała całe ciało od stóp aż po głowę. Zastanowił się chwilę i odparł:
- Najpierw to ściągnijcie z niego ta puszkę. – Dodał Tazaro pukając w złotą zbroję.
Nie bardzo wiedziałam, co się ze mną dzieje. Jak tylko usłyszałam hałas piły otworzyłam oczy. Dwóch wrogów nachylało się nade mną by przy pomocy piły rozciąć zbroję. Oprzytomniałam tak szybko jak to było możliwe i uskoczyłam na bok niestety zapomniałam, że byłam raniona dwa razy. Uklękłam gdyż przeszywający ból nie pozwał mi złapać równowagi. Reakcja moich oprawców była natychmiastowa, byli silniejsi i nie miała jak się bronić. Zostałam związana i wepchnięta w róg sali bym tam czekała, aż łaskawie zjawi się Tazaro. Nie musiałam długo czekać, jak tylko słudzy mu przekazali, że się obudziłam zaraz się zjawił.
-Kim jesteś, że śmiesz zakrywać swoją twarz, przede mną. Mów. – Rozkazał Tazaro. No już lecę, żeby mu powiedzieć, kim jestem a potem niech mnie zabije a co tam. Rozejrzałam się po miejscu, w którym mnie trzymali, nie było zbyt przyjemne. Ale teraz nie zbyt mnie to obchodziło bardziej interesowało mnie, co się stanie ze mną, przynajmniej miecz miałam ze sobą. No właśnie a gdzie on jest, popatrzyłam po swojej zbroi ostatnio miałam go w ręku jak walczyłam z Tazaro. Możliwe, że gdzieś wypadł jak leciałam w dół. No to pięknie, jak go ktoś znajdzie to będzie kolejna żałoba w królestwie, choć jeszcze jedna się nie skończyła...
Tazaro przypatrywał się mi uważnie, chyba nie zbyt mu się podobało, że nie może się niczego o mnie dowiedzieć. Lecz po chwili na jego twarzy malował się uśmiech, o co mu chodziło? Na to pytanie nie musiałam czekać długo aż usłyszę odpowiedź, moja zbroja zaczęła znikać powoli odsłaniając moje oblicze. Aż w końcu zniknęła cała a ja zostałam tylko w pidżamie. Tazaro wyjął swój miecz za pasa i zbliżył go niebezpiecznie blisko do mojej szyi, na jego twarzy gościł szyderczy uśmiech. Chyba nie chciał mnie zabić od razu, bo już by t o zrobił ciekawe, o co mu chodziło.
- No to fajnie, znowu się spotykamy – powiedział Tazaro, poczym czułam jak jego miecz przesuwa się po mojej szyi. Razem z tym jego miecz pokryła mój krew, ciekawe jak daleko się posunie.
- Zabij mnie od razu a nie bawisz się ze mną w kotka i myszkę – warknęłam do niego.
- No, co ty taka wojownicza? Myślisz, że tak łatwo można cię zabić. Ehh dobrze by było ale tak nie jest.- Dodał patrząc na mnie z politowaniem.
- Nie rozumiem? – Zdziwiłam się przecież jestem taki samym człowiekiem jak on czy jego kompani.
- Aby cię zabić potrzebuję twego jak go wy tam nazywacie „świętego” miecza. Nie pamiętasz, co się stało z Aresem? - Oznajmił Tazaro odchodząc w stronę drzwi.
No tak miał rację, nawet sam Ares mi to mówił, że nic mnie nie zabije prócz tego miecza. Ale na moje nieszczęście go zgubiłam. Nie dane mi było zastanawia ć się nad tym, z wielkim hukiem wpadły do pokoju Sailorki i Endymion.
Tazro zerwał się na równe nogi, to samo zrobili jego żołnierze. Przez chwilę wszyscy patrzyli na siebie jak by analizowali, co ma się dalej stać. Dziwnie to trochę wyglądało, Endymion oraz Sailorki w drzwiach a Tazaro i reszta pod ścianą, a na dodatek ja w swojej „magicznej” pidżamce. Endymion podszedł parę kroków do przodu, w stronę Tazaro, lecz ten był szybszy, pociągnął mnie za ramię do góry i ponownie przystawił swój miecz do mojej szyi. Mój „nauczyciel” zatrzymał się na moment patrząc zło wrogo w stronę oprawcy, Sailorki również zwróciły swoje spojrzenia w naszą stronę.
- Nie radziłbym bliżej podchodzić - oznajmił Tazaro w stronę Endymion.
Nie byłam pewna, ale, on chyba tego nie usłyszał albo nie chciał słyszeć. Podszedł jeszcze parę kroków, a tym samym Tazaro przycisnął jeszcze bardziej swój miecz do mojego ciała. Znowu czułam piekący ból w okolicy przełyku, jak tak dalej pójdzie to podetnie mi gardło.
- Endymionie nie podchodź, bo za chwilę nie będziesz miał, kogo ratować. – Poprosiłam przyjaciela.
Niezbyt się przejął tym, co powiedziałam, podchodził dalej. Tazaro jeszcze bardziej naciskał a moja krew pokryła już cały miecz. Jeszcze tego by brakowałobym się wykrwawiła. – Teleportuj się kawałek dalej nawet do sailorek, rozumiesz – usłyszałam znajomy głos Rexa w swojej głowie. Nie wiedziałam czy dam radę strasznie mi było słabo, w sumie to prawie mi pokój wirował w oczach i każdy ruch sprawiał mi ból, przecież miałam dwie rany. Zamknęłam oczy, to nie było trudne gorzej z koncentracją, ciężko się skupić mając nóż na gardle. Wyobraziłam sobie ostatkami sił drzwi a w nich Sailorki, i jak za dotknięciem różdżki, przeniosło mnie.... No właśnie tylko gdzie mnie przeniosło. To na pewno nie było to samo miejsce, co przed chwilą. Było tu dużo książek, map i obrazów, rozglądając się dostrzegłam, że nadal jestem w tym samym zamku tylko w innym pomieszczeniu. Podeszłam do okna by zobaczyć, w którym miej więcej miejscu mogę być, no i się okazało, że gdzieś na 4 piętrze. Troszkę wysoko było, aby dać nura w dół.
- Ekhhm – usłyszałam odgłos za swoich pleców, odwróciłam się tak szybko jak tylko mogłam.
W fotelu siedział Akira, chyba go przeoczyłam, patrzył się na mnie, jak bym była jakimś dziwolągiem. Odsunęła się parę kroków, ale on nawet nie wstał z zajmowanego miejsca. O co mu chodziło? Przecież tak samo jak jego brat chciał się mnie pozbyć a teraz tylko siedział i się patrzył:
- Nie musisz się mnie bać. Przynajmniej przez chwilę – odparł Akira w moją stronę.
- No już ci wierzę! – Odburknęłam, odsuwając się jeszcze dalej.
- Co ty tu robisz i to w pidżamie? - Spytał najwyraźniej rozbawiony tą całą sytuacją.
- No nie twój biznes, ale zaraz zmykam nie przeszkadzaj sobie. – Odparłam ironicznie i ponownie spróbowałam się skupić.
Zamknęłam oczy jak i jej zaraz otworzyłam, Akiry nie było już w fotelu stał teraz przede mną. Jednym ruchem ręki wysłał mnie na ścianę, odbiłam się od niej jak mała piłeczka i z hukiem spadłam na podłogę. Za chwilę znowu poczułam jego energię i przeleciałam przez pokój uderzając w pobliską zbroję. Przekręciłam się na plecy i ciężko dysząc starałam się jakoś podnieć, nie dość, że straciłam dużo krwi to teraz pewnie coś sobie połamałam, niech mnie w końcu zabije i nie będę cierpieć. Ale niestety tak jak mówił Tazaro mnie nie można zabić od tak sobie, normalny człowiek już by dawno nie żył a ja jeszcze jakoś daje radę, choć jest coraz gorzej. Akira doskoczył do mnie, obraz przed oczami miałam już zamazany, więc widziałam tylko jego sylwetkę. Po chwili stało się coś dziwnego pokój rozświetlił się i zobaczyłam zarysy jakiejś postaci, na pewno był to mężczyzna, ucieszyłam się w duchu, że po raz kolejny zostanę uratowana przez Endymiona. Ów przybysz zaatakował Akirę, walka była ostra, co chwilę przelatywały nade mną pociski energii. Jedna silniejsza od drugiej.
Czułam się coraz bardziej senna, i nie mogłam skupić się na jednej rzeczy, ostatnie, co pamiętam to, że ta osoba, co przybyła do pokoju wzięła mnie na ręce a ja wyszeptałam cicho „dziękuje ”i moje oczy odmówiły mi posłuszeństwa....
W między czasie po skończonej walce z Tazro, który się teleportował w ostatniej chwili jak Endymion miał się go ostatecznie pozbyć, reszta udała się na poszukiwanie Serenity. Niestety przeszukali cały zamek i nikogo nie znaleźli. Ani żywej duszy, cała banda wroga się gdzieś nagle ulotniła.
- Pewnie wróciła do zamku – odparła Ami, sprawdzając dane w swoim komputerze.
- No pewnie tak, bo byśmy ją już znaleźli. Dobra wracamy – rozkazał, Endymion....
W innej kwaterze Tazaro:
- No nie mów, że pozwoliłeś jej uciec, przecież miałeś ją jak na tacy! – Krzyczał zdenerwowany Tazaro w stronę brata.
- No nawet już ją miałem wykończyć. Ale przybył ten chłopak i ją zabrał. – Usprawiedliwił się Akira.
- Kim był? Znasz go? W jaki sposób uciekli? - Dopytywał się Tazaro chodząc w tą i z powrotem po sali tronowej.
- No w tym problem jeszcze go ona oczy nie widziałem. Ale mój szpieg się wszystkiego dowie, co i jak i da nam znać. Osobiście go wykończę jak się dowiem, kto to jest. – Akira walną pięścią w stół rozlewając przy tym puchar z winem....
- No dobra nie gorączkuj się tak braciszku, podobno księżniczka zgubiła ten swój miecz. Przydałoby się go odnaleźć, i wtedy kłopot z głowy. – Zastanowił się Tazaro, patrząc przez okno sali. Akira podszedł do brata poklepał go po ramieniu, potwierdzając tym samym, zgodność z jego myślami.
- Dobra jak by, co to powiem, komu trzeba i go powinni znaleźć. – Dodał Akira uśmiechając się przy tym tajemniczo.
Tazaro patrzył na niego z niedowierzaniem, jak jego młodszy brat staję się tak zawziętym wojownikiem, a nie dawno nie pochwalał jego ataków na królewską rodzinę. Czy tak zadziałała na niego porażka podczas walki z tajemniczym chłopakiem?
...Szłam parkiem, razem z dziewczynami, jak zwykle Minko i Rei kłóciły się o jakieś głupoty. Ami i Mako dyskutowały na temat wyższości przepisów kulinarnych nad teorią względności.
- No mówię ci, że z tego nie wyżyjesz – przekonywała Mako cierpliwie Ami.
- Oj tam przesadzasz. – Odparła Ami z uśmiechem.
Dokoła było dużo ludzi, idących przed siebie nie zwracając uwagi na innych pochłoniętych zwyczajnym życiem.
- Kocham takie życie, brak obowiązków dużo przyjemności.... – Powiedziałam wyciągając się na pobliskiej ławce. - Serenity...Usłyszałam czyjś głos, coś jakby mnie wołało. Nagle wszystko zaczęło się zamazywać i niestety okazało się tylko snem, snem złożonych z moich marzeń.
Ów głos należał do jakiegoś chłopaka, który siedział koło mnie na łóżku. Spróbowałam się podnieść, ale kolejny ruch sprawiał mi ból, więc doszłam do wniosku, że to jeszcze tylko pogorszy sprawę.
- Jeszcze minie trochę czasu nim wyzdrowiejesz, z jakiś tydzień może dwa. – Odparł chłopak. Popatrzyłam w jego cudne zielone oczy, były dziwnie znajome.
- Czy my się znamy? – Zapytałam z ciekawości. – Na pewno już cię gdzieś widziałam – dodałam. Ale na odpowiedź nie czekałam długo, chłopak uśmiechnął się tajemniczo, poczym zamknął oczy, myślał nad czymś bardzo intensywnie.
- Jestem służącym w zamku, spotkaliśmy się jak wpadłem do twojego pokoju z tacą. – Powiedział zmieszany, ukrywając to, kim był naprawdę.
- Wiedziałam, że wyglądasz znajomo tylko jesteś troszkę wyższy nie klękając na podłodze - zaśmiałam się.
- Ok., ok. to nie czas na żarty – powiedział poważnie Rex a potem razem ze mną śmiał się do rozpuku.
- A w ogóle to, co ja tu robię i gdzie jesteśmy? - Spytałam, bo to faktycznie było dziwne, że w jednej chwili byłam w zamku Tazaro a teraz jestem tutaj. Jedyne, co pamiętam to, że ktoś mnie stamtąd zabrał...
- Zaraz, zaraz to ty mnie zabrałeś sprzed nosa Akiry? - Zwróciłam się do mojego wybawiciela. On tylko skinął głową dla potwierdzenia.
- Ale, w jaki sposób, przecież jesteś tylko.... – Nie dokończyłam, bo pewnie nie było by mu miło.
- Zwykłym służącym, to chciałaś powiedzieć. – Odparł.
- Nie oczywiście, że nie - skłamałam unikając przy tym jego wzroku.
- Ehhh, wiesz, co musisz się nauczyć patrzeć poza to, co widać gołym okiem księżniczko – oznajmił. – Jestem Rex -dodał wyciągając rękę w moją stronę. Odwzajemniłam jego uścisk, wiedząc, że zdobyłam nowego przyjaciela. Ale co miał na myśli mówiąc poza to, co widać gołym okiem?
- Muszę wracać do zamku, na pewno się martwią o mnie. Możesz mnie tam zabrać? – Spytałam nie pewnie.
- No ja też bym się o ciebie martwił. Mogę cię zabrać do zamku, ale nie wiem czy możesz w takim stanie. – Zastanowił się, patrząc na mój zabandażowany bok.
- Oj tam nic mi nie jest, to tylko zadrapanie – zażartowałam widząc mocno przesiąknięte krwią bandaże.
Za nim wyszliśmy w końcu z domu Rexa minęło jeszcze z 2 lub 3 godziny. Te cały czas gadaliśmy, o różnych rzeczach w sumie to o głupotach. Ale tak dobrze mi się z nim rozmawiało jakbyśmy się znali od zawsze.
- Dobra czas się zbierać, bo faktycznie za chwilę to sprowadzą wojsko do odszukania ciebie- zażartował Rex. Jak mogłam się z nim nie zgodzić miał rację, Endymion by był do tego skłonny.
- Może się przeteleportujemy do zamku będzie szybciej – zaproponowałam.
- No jak dasz radę do żadne problem, tylko pamiętaj o tym co się stało jak chciałaś to zrobić w zamku Tazaro. – Odparł Rex. Nie po słuchałam go i dobrze, skoncentrowałam się na miejscu, w którym bym chciała się teraz najbardziej znaleźć i w jednej chwili razem z Rexem stanęliśmy na podłodze w sali tronowej mojego zamku.
- Tym razem się udało – pocieszyłam sama siebie.
- Serenity? – Usłyszałam głos za sobą, odwróciłam się i ujrzałam królową Selen. Stałyśmy tak przez chwilę wpatrzone w siebie, poczym podbiegłam do niej by znaleźć się w jej ramionach.
- Tak się cieszę, że mogę znowu cię widzieć – odparła królowa.
- Ja też mamo ja też. Ale gdyby nie Rex.... – Wskazałam w stronę przyjaciela, ale już go nie było.
- O kim mówisz córeczko, tu nikogo nie było, jak weszłam do sali stałaś tu sama.- Zdziwiła się Selen.
- Ale... Przecież...tu był przecież z nim spędziłam jakieś 2 godziny... – Nie mogłam zrozumieć, czemu tak nagle zniknął czy go jeszcze spotkam, na pewno przecież pracuje w kuchni. – Uśmiechnęłam się na myśl faktu, że pracuje w zamku.
- A gdzie ty byłaś, i skąd masz te bandaże, które ci wystają z pod pidżamy, co? – Zapytała zdenerwowana królowa. Zakryłam to, co się dało ręką, ale i tak większa część wystawała z pod ubrania. Królowa była szybsza odrzuciła moją rękę i obnażyła tym samym moje rany
- No to może mi wyjaśnisz, co to jest? - Spytała ponownie królowa w moją stronę.
- Miałam małe zderzenie z mieczem Tazaro - zaczęłam wyjaśniać to w taki sposób by nie doprowadzić mamy do zawału. – No a potem trafiłam do jego zamku i chciał mnie znowu zabić i takie tam a potem też, Akira chciał się mnie pozbyć a na samym końcu uratował mnie Rex i jestem tutaj – dokończyłam jednym tchem.
- Od dzisiaj masz zakaz wychodzenia z zamku, aż do odwołania. Wiem, że to głupio brzmi i masz prawo robić, co chcesz, ale narażasz się sama robiąc to, na co masz ochotę. – Rozkazała surowym tonem Selen.
- Ale przecież, chciałam wam pomóc... To przecież jest nie dorzeczne bym dostała szlaban za pomoc bliskim... Ja wiedziałam, że nie dacie rady...! – Krzyczałam w stronę mamy.
- Nie wiem czy wiesz, ale to była nie wiele większa grupa żołnierzy niż atakowali nas wcześniej. Ty myślisz, że jak my się wcześniej broniliśmy, nawet nie wiesz jak tu jest ochrona. A ty po prostu chciałaś zgrać bohaterkę i tym samym mogłaś zginąć, a gdyby nie Endymion i czarodziejki, które wezwałam już byś nie żyła. – Powiedziała rozgniewana królowa patrząc na mnie z taką złością w oczach, której u niej jeszcze nie widziałam.
- Hehe dobre sobie, Endymion w sumie nic nie zrobił, no przepraszam oprócz tego, że wypędził Tazaro z swojego zamku. A mnie uratował ktoś inny. I jestem mu za to wdzięczna. Al. Proszę niech Endymion zbiera laury a co tam... – Odwróciłam się i poszłam przed siebie do swojego pokoju.
- Serenity wracaj natychmiast jeszcze nie skończyłam! Serenity....- Słyszałam jeszcze krzyki matki na głównych schodach. A potem położyłam się spać, rozmyślając nad dniem pełnym wrażeń...
Mienła kolejna noc, i znowu Słońce zawitało do mojego pokoju, budząc mnie tym samym ze snu. Rozciągnęłam się leniwie na łóżku, ale mój wzrok przykuła taca z śniadaniem. Niby nic takiego, ale koło kubka z napojem leżała koperta. Zerwałam się z łóżka jednym susem skoczyłam do tacy i zwinnym ruchem otworzyłam kopertę Był w niej list, no w sumie, czego innego się nie spodziewałam.
-Ale, od kogo on był? – Spytałam siebie. - Głupiutka jesteś przeczytaj to zobaczysz -odpowiedziałam sobie sama.
„ Dużo się jeszcze musisz nauczyć, by przeżyć
W
Naszym świecie.
Uważaj na siebie Księżniczko”
Nie było podpisu niczego, dziwna wiadomość. Jak ktoś śmie mi grozić? – Zdenerwowałam się nie na żarty. Zgniotłam kartkę rzucając ją po chwili na biurko.
- Kurcze zupełnie zapomniałam o moim mieczu, ale ze mnie gapa! – Krzyknęłam i w biegu zaczęłam się ubierać. W korytarzu zamkowym naciągnęłam jeszcze bluzkę zasłaniając tym samym sobie widoki wpadłam na kogoś. Naciągnęłam ubranie do końca a przede mną stała a raczej leżała na ziemi moja mama.
- Przep... Raszam – wydukałam w stronę rodzicielki i pomogłam jej wstać. Ale nie miałam czasu do stracenia, więc nim królowa zdążyła coś powiedzieć już mnie nie było...
Jak ostatnim razem pognałam do stajni, miałam nadzieje, że zobaczę tam tego tygrysa, co wcześniej. Ale go nie było. Za to był mój nowy przyjaciel.
- Szukasz kogoś? – Zapytał patrząc w moją stronę.
- Tak, tego tygrysa, co tu był, tego ze skrzydłami nie wiesz gdzie jest może? -Zapytałam Rexa.
- Nie ma go tu teraz i nie będzie dopóki ja tu jestem – oznajmił.
- Że co? – Zdziwiłam się.
- No tak jak słyszysz. Bo ja to on, on to ja.- Powiedział poczym zmienił się w tygrysa i na odwrót z powrotem w człowieka. Ale mnie zatkało.
- Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć! Wariacie! Jak to możliwe – Zapytałam
- No tak ma od urodzenia, ale nikt nie wie, czemu, żyje jak chce i jest mi z tym dobrze. – Odparł widząc moje zdziwienie.
- Od tej pory nie jeżdżę na tobie – powiedziałam i wystawiłam mu język
Wygłupialiśmy się jeszcze parę minut i w końcu ruszyliśmy na poszukiwanie miecza, lataliśmy w kółko nad miejscem wczorajszej walki, ale po obiekcie poszukiwań ani śladu. Zlecieliśmy na sam dół w gęsty las. Nie było tam miejsca na latanie drzewa były za blisko siebie. Przeczesywaliśmy właśnie kolejny kawałek krzaków, gdy przed nami rozpostarła się mała grupka żołnierzy na czele z Akirą.
- No to fajnie dzień się zaczął. - Powiedział widząc sarkastyczny uśmiech na twarzy przeciwnika.
- Stań z tyłu ja ich jakoś zatrzymam. – Rozkaz Rex.
Patrzyłam na przyjaciela z niedowierzaniem, jakim cudem on może mnie obronić skoro jest zwykłym służącym. Choć było to okrutne stwierdzenie, ale prawdziwe...
Akira z siadł ze swojego wierzchowca, szedł w naszą stronę wyciągając przy tym miecz.
Reszta jego żołnierzy zrobiło to samo, okrążyli nas nie mieliśmy szansy ucieczki. Nasze konie z tego wszystkiego uciekły w las.
- Nie mam mowy ja też walczę – odparłam w stronę Rexa i stanęliśmy do siebie plecami. Ale żadne z nas nie miało przy sobie, ani miecza ani nic takiego. Został nam walka wręcz.
- No to teraz się policzymy – syknął Akira w stronę Rexa. Poczym rzucił się na niego odskoczyli gdzieś na bok, a ja zostałam w kręgu żołnierzy. Próbowałam się przepchnąć do Rexa, ale zostałam z powrotem wepchnięta do kręgu.
- Hola malutka to nie twoja sprawa – warknął jeden z przeciwników w moją stronę.
- Ja ci jeszcze pokaże. - Zamknęłam oczy, skupiłam się na mojej dotychczasowej mocy, przecież w końcu jakąś tam mam.
Widziałam Rexa i Akira, którzy szamotali się gdzieś w pobliżu, ale po chwili jeszcze coś widziałam, mój miecz leżał parę metrów od Akiry. Chwila skupienia i „teleportacja”!! – Krzyknęłam. Akira też zauważył miecz, już wyciągał po niego rękę, ale byłam szybsza.
Chwyciłam go w dłonie a w mojej głowie kłębiły się słowa. Niezbyt zrozumiałe dla mnie. Powtórzyłam je z trudnością, potem drugi raz już wiedziałam to było jakieś zaklęcie tylko, jakie?
- „E hatta pota, ne sorge de puen kilso masca. Nul ti haresmu obta hai e sen likt pust” -krzyknęłam ponownie jednym tchem. Chwilę potem zmieniłam się w ....
Post został pochwalony 0 razy
|