Serenity - Black History Prolog
...Czy człowiek ma prawo do szczęścia ? Niby tak. Lecz nie ludzie z Księżyca. Dotarło to do mnie jak wszystkie nieszczęśliwe zdarzenia napłynęły jak na zawołanie w moje życie. Śmierć i rozpacz towarzyszą mi od kilku dni. A teraz jak jakiś recydywista ukrywam się. Moim schronieniem jest Ziemskie miasto. Nawet nie znam nazwy. W ostatniej chwili moja matka Królowa Selen sprowadziła mnie w to miejsce nim umarła...
„Rozmowa samemu ze sobą czasem przynosi rezultaty.”
Bieg tuż koło zwalonych budynków omijając patrole strażników.
„Podwoili liczbę tych padalców. Pewnie dowiedział się, że przebywam akurat w jego mieście. Nie ma co z deszczu pod rynnę.”
Unik. Gdzieś pomiędzy samochodem a śmietnikami.
* Nagle dwóch rosłych drabów obejrzało się szybko. Coś może im się wydawało ale woleli sprawdzić. Diamand zabił by ich z miejsca jak by się wydało, że dali jej uciec. Faktycznie coś białego przemknęło tuż koło nich.*
Zbliżali się. Serce tłukło mi się w piersi. Co robić ? Czyż by tym razem się nie udało? Co to, to nie. Wyrzuciłam gdzieś w bok jakaś pusze odwracając tym samym uwagę od swojej osoby. Uciekłam. Uff udało się. Bieg wprost w nieznane. Szaleńczy wyścig z wolnością. Chwila na złapanie oddechu.
„Metropolia jest dobrym miejscem na ucieczkę pod warunkiem, że są tu ludzie. Niestety mieszkańcy tego miasta mieli zakaz wyjścia poza swoje domy dopóki nie zostanę schwytana.
Słyszałam to niedawno z jakiegoś okna jak rozmawiały dwie starsze kobiety. Nie wolno mi dać schronienia. W innym wypadku śmierć. Nie mogłam dostać jedzenia. Też to oznaczało śmierć wybawcy”
- Wielki władca – też mi. Myśli, że dam się łatwo złamać. Jestem władczynią Księżyca. Tak łatwo się nie poddam. – odparłam – Lecz czyż to wszystko jest warte ... – ostatnio ogarniały mnie wątpliwości. – Czy oni jeszcze żyją? Znów wspomnienia nie dają spokoju.
.... Między ruinami Księżycowego Królestwa. Wojska Diamanda dobijały wszystko to co należało do nacji srebrnego milenium. Na palcach rąk można było zliczyć osoby żyjące. W śród nich przebywał Książe Ziemski – Endymion. Moi przyjaciele. Strażnicy bliskich planet memu sercu. Ci wszyscy zostali pojmani i sprowadzeni siła tu na zielona planetę. Mogłam tylko patrzeć. Patrzeć i cierpieć. Nie mogłam nic zrobić. Byłam otoczona powłoką ochroną z srebrnego kryształu. Kamień zareagował w ten sposób jak tylko pojawił się koło mnie Diamand. Zdenerwował się nie mogąc dostać to czego chciał. Więc zemścił się w ten sposób. Zabierając wszystko to co kocham wiedząc, że podaże za nimi ...
Cisza. Miasto znów spowija noc. Znalazłam ostatnio schronienie w starym opustoszałym domu. Istna ruina ale na ten czas nie było żadnego hotelu. O Ironio.
*Na strych szmtach spała dziewczyna, jej długie blond włosy „płyneły” wzdłuż ciała. Śnieżnobiała suknia teraz już nie do końca w tym kolorze, zniszczona przez ciągłe ukrywanie się. Wcale nie wskazywała na to, ze jej właścicielką jest księżniczka Serenity. Władczyni o której słyszał cały kosmos.
Teraz zdesperowana pozostawiona sama sobie. ...”
cz. 1
* W pałacu o czarnych ścianach miotał się jego pan. Książę Diamand.
- Przeszukaliście całe miasto ? – pytał wściekły swych najlepszych żołnierzy. Kiwali raz po raz głowami.
- Jednak chyba nie. Skoro nadal jej tu nie widzę. Musi gdzieś być. Przecież, jeden z was ją widział. – ciągnął dalej białowłosy.
- Owszem wasza wysokość. Ale to tylko przez ułamek sekundy. Teraz w zmorzyliśmy patrole i ...
- Co z tego skoro ... nie istotne. –powiedział władca sam do siebie. – Dobra zrobimy to w inny sposób. – tym razem zwrócił się do najbliższego przyjaciela....
- Gdzie mam się skierować ? -zastanawiałam się przez chwile stojąc w cieniu drzew. Oczywiście jak zwykle patrole żołnierzy. Na lewo, na prawo wszędzie to samo. Nawet ta sukienka „robi” na złość, nawet biegać ciężko.
„ No cóż trzeba jakoś dostać się do pałacu. „
Podobno znajduje się gdzie na peryferiach miasta. Choć jak bym dała się złapać to szybciej bym tam trafiła. Eh ja to mam pomysły.
Skrywanie niczym kot daje co raz to lepsze rezultaty. Minęłam kilku osiłków. Nawet chyba tępych jak na służbę wojskową. Po półgodzinnym biegu i wielkiej zadyszce. Bo kondycja dość zrobiła się słaba. Zanim ruszyłam w dalszą podróż, złapałam na szybkiego trzy głębsze oddechy i pognałam przed siebie.
Gdzieś koło kamienicy zaraz przy centrum miasta – ratuszu – zatrzymałam się gwałtownie. Pośrodku placu stał słup. Taki drewniany. A przy nim wisiał człowiek. Za ręce do góry.
Podeszłam troszkę bliżej oczywiście cały czas uważając na strażników.
- Nie ... – szepnęłam gdy dostrzegłam kim był ów nieszczęśnik. – Shin. – był on strażnikiem księżycowego Millennium i jednocześnie moim bratem. (wygląd poszczególnych strażników na dole notki ). W ostatniej chwili powstrzymała mnie myśl, że to pułapka. Ale przecież, musze mu jakoś pomóc. Wisiał tam okaleczony, z tej odległości dało się zobaczyć rozległe plamy krwi na ubraniu. Teraz to mi Diamand ciśnienie podniósł. Wie, że będę chciała mu pomóc. Eh i nici z ukrywania przez te wszystkie dni.
Weszłam na plac. Rozejrzałam się niespokojnie. Nigdzie nie było strażników. Przyspieszyłam kroku by jak najbliżej znaleźć się brata.
* Blondyn o dość długich włosach i niebieskich oczach, dopełniał swego żywota na jakimś durnym ziemskim placu. On wielki wojownik i następca księżycowego tronu. Umiera.
- Czy skazańcowi przysługuje jedno życzenie? – myślał a ciało przeszywał co chwila nowy atak bólu. – Marzę by ujrzeć cię ostatni raz siostrzyczko całą i zdrową – westchnął ostatkami sił.
- Jestem – usłyszał. Ale czy to nie było złudzenie? Jej głos przecież słyszy ją tak wyraźnie.
Poczuł po chwili jak jego ciało delikatnie opada na ziemie. Był wolny choć umierający. Leżał w jej ramionach. Otworzył z wysiłkiem oczy. Faktycznie to był jego Serenity. Jednak marzenia się spełniają.
- Już dobrze, Shin dasz radę – władczyni zwróciła się do niego ciepło. Czuł jej rozpacz. Serce łomotało jak oszalałe. Płakała jak nigdy dotąd. A on mógł tylko uścisnąć mocniej jej dłoń. Taka ciepła...taka delikatna...
- To nawet już nie boli - szeptał – widzę naszych bliskich ...- jego oczy robiły się co raz cięższe – Pomóż im by nie zginęli na darmo tak jak ja - ostatnie słowa wypowiedziane przytomnie. Następca Księżycowego królestwa jako jasna gwiazda wrócił do Kordonu Kosmosu tam gdzie wszystko ma swój początek. ...
cz. 2
...Nie miała szans na obronę. Nawet kryształ nie potrafił zgrać się z jej uczuciami.
Siedziała i płakała. Śmierć ukochanego brata odebrała wiarę, odebrała nadzieję. Czekała na to co nie uniknione. Po przez łzy widziała nadbiegających strażników. Bezbronna, zrozpaczona, pojmana...
* Żołnierze byli z siebie zadowoleni czeka ich nie mała nagroda za to że wykonali powierzone im tak ważne zadanie. Teraz między sobą obstawiali stawki jakie im na głowę przypadną. A tuż koło nich w metalowych okowach spoczywała władczyni Księżyca. Spała. Nie wiadomo czy zemdlała wcześniej czy tak zadziałał środek nasenny który jej podali. Bynajmniej oni byli bezpieczni. *
Otworzyłam powoli oczy. Bolały nieznośnie. Głowa także była jak by z kamienia. Coś jak by umknęło z dnia. Zaraz, zaraz już wiem. Śmierć Shina. Podniosłam się niemal natychmiast. Lecz od razu ktoś sprowadził mnie z powrotem do poprzedniej pozycji. Od razu umysł zaczął pracować trzeźwiej. Zimna metalowa posadzka i wokoło pełno mundurowych dało mi jasną odpowiedź gdzie się znajduje.
- Wasza wysokość już wstała ? – usłyszałam głos pierwszego z brzegu mężczyzny.
Spojrzałam na niego. Łysy, gruby i obrzydliwy. Ostatnio większość tak wyglądała. Czasem tylko dało się zobaczyć kogoś przystojnego.
- Nie widać – odcięłam się. Żołnierz zamachnął się. Dostałam w twarz.
- Trochę grzeczniej. Nie uczyli Cię manier. – warknął niczym jakiś prosiak. Nic już nie odpowiedziałam.
...Czyżby w jej oczach zagościła chęć mordu ? Chyba tak, bo reszta zaczęła się odsuwać w stronę szoferki. Nikt więcej jej nie zaczepiał. Jechali główną ulicą. Trzema wojskowymi starami. Na około kilka motocykli. Jak by wieźli cenny ładunek. Owszem. Najcenniejszy ładunek dla całego kosmosu. Ucieleśnienie srebrnego kryształu.
Dotarli po 15 minutach pod siedzibę ich władcy. Osobiście ich przywitał.
- Nareszcie ile można czekać – Diamandowi aż oczy świeciły z podniecenia. Widział już ciężarówki wjeżdżające na dziedziniec jego posiadłości.
„ Jedna, druga, trzecia. Ciekawe w której jest jego księżniczka ? - podłe myśli już przeplatały się z rzeczywistością. Podjechali bliżej. Ze wszystkich wozów wysiadło kilkunastu dobrze zbudowanych żołnierzy. Tylko jeden wyglądał prawie jak anemik.
- Diamandzie wszystko poszło jak trzeba twój plan się udał – zasalutował chudy.
- Cieszy mnie to. A gdzie moja nagroda ? – książę uważnie wypatrywał młodej kobiety w białej sukni. Jest. Wysiadła jednak z ostatniego furgonu. Przyprowadzili ją a raczej zaciągnęli przed jego oblicze....
- Jeszcze ci mało ? – spytałam patrząc mu prosto w oczy. Wszystko się we mnie gotowało. Tylko kryształ nie chciał mnie słuchać. Mogła bym to w jednej chwili obrócić w nicość. A tu zero reakcji.
- Serenity nie bądź taka wojownicza. Nie wystarczy ci, śmierć swojego brata? – zapytał sarkastycznie Książe.
- Morderca – wyszeptałam.
- Co mówiłaś ? – spytał podejrzliwie – Nawet nie próbuj swoich sztuczek z tym kamieniem. Nie właściwy ruch i wszyscy ci twoi pożal się boże ochroniarze zginą i to wcale nie tak przyjemnie jak ten wypłosz Shin.
Nie spodobało mi się jego nagłe podejście w moją stronę. Nie mogłam się bronić. Wykorzystał to, ze jestem unieruchomiona w większym stopniu. I w jednej chwili wpił się w moje usta. Ohydny smak zagościł gdy tylko jego język znalazł się tam gdzie nie powinien. W około słychać było tylko rozbawionych i wiwatujących jego poddanych. Na nic próba wyrwania się. Przytrzymywał mnie jeszcze mocniej. Lecz nie mógł zatrzymać łez bezsilnej złości...
cz.3
Minęło kilkanaście sekund nim Diamand łaskawie wypuścił mnie ze swych objęć. Teatralnie wytarłam usta pokazując mu jak bardzo mi na nim „zależy”. Spojrzał dość srogo co akurat nie bardzo mnie poruszył, lecz nim się spostrzegłam dostałam drugi raz dzisiejszego dnia w twarz. Tym razem ścięło mnie to z nóg. Wylądowałam na zimnej posadzce.
- Rusz mnie jeszcze raz a pożałujesz - powiedziałam w stronę „przywódcy”
- Ciekawe, że ty mi akurat grozisz. – odparł niewzruszony.
Poczym szarpnął mnie za ramię i jednym ruchem postawił do pionu.
*Marzyłam tylko o tym by w końcu ta cała ośmieszająca sytuacja się skończyła.*
W końcu weszliśmy do pałacu. Myślałam, że da mi już spokój przynajmniej na razie. Myliłam się. Podążaliśmy na niższe piętra. Jakieś metalowe kraty otworzyły się jako ostatnie. Więzienie nie było najprzytulniejsze z tego wszystkiego co do tej pory się wyłaniało z tego budynku. Diamand zatrzymał się przed jedną celą. Otworzył drzwi. Skrzypnęło dość przeraźliwie. Weszliśmy do środka. Było pusto. Spodziewałam się tego. Dwóch „goryli” przykuło mnie do ściany. Nie stawiałam oporu, brakowało już mi siły na wszystko.
- To cię złamie. Potem będziesz bardziej posłuszna. Bez jedzenia o samej wodzie z trzy dni ci wystarczy. – wyjaśnił władca poczym zamknął drzwi i wyszedł...
... I znów bezradność zagościła w sercu księżniczki. Wisząc i cierpiąc zostawiona na pastwę potwora...
***Gdzieś parę cel dalej. ***
Reszta księżycowych strażników rozpatrywała możliwości ucieczki.
- Myślę, że teraz gdy trochę doszliśmy do siebie możemy spróbować uciec. - zaczął niepewnie rozmowę Marco strażnik z Jowisza.
- Owszem masz racje. Jak ja się dobiorę temu padalcowi do skóry to rodzona matka go nie pozna – dołączył do niego Rex którego patronem jest planeta Mars.- Wasza wysokość co ty na to ? – zwrócił się do Endymiona.
- Nie musisz mi tego przyjacielu dwa razy powtarzać – odparł czarno włosy.
- Musimy tylko znaleźć sposób jak pozbyć się tych cholernych kajdan. Już mam całe nadgarstki poranione – dodał Mike z Venus.
- Ja chyba widziałem Serenity. Akurat mam najlepszy widok na dziedziniec. Wojsko przywiozło jaką dziewczynę w białej sukni. Tona pewno była ona. - wyjaśnił Alex patron Merkurego....
Post został pochwalony 0 razy
|