Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna ...Rybci HP czyli Hary Potter inaczej ;p
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Sob 20:57, 22 Sie 2009
Autor Wiadomość
Rybcia469
Zastępczyni Przewodniczącej Klubu


Dołączył: 13 Cze 2009
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10
Skąd: Koszalin

Temat postu: HP czyli Hary Potter inaczej ;p
Słowem wstępu:

Po pierwsze będzie to nie codzienne opowiadanie. Wszystkie postacie w równym wieku nie ma więzi rodzinnych miedzy Potterami i innymi tam rodzinami (wyjątek . Malfoy.)

Wszyscy mają po około 18 lat i są w pełni na poziomie szkolnym, nikt się nie wyróżnia na rodziców i nauczycieli. Nie wiem czy mi się uda ale zobaczymy JJ Miłego czytania.

Ps. Jeszcze ubogo :p



Przechadzając się wzdłuż barierki na ulicy King Cross, mrucząc coś pod nosem rudowłosa dziewczyna o niebieskich oczach to ja. Rozglądałam się mniej pewnie, bo byłam tu pierwszy raz. Przeniesiono mnie z innej szkoły - Durmstrang i tak właśnie stoję jak ten osioł nie wiedząc co zrobić. Niby jakaś dziewczyna tłumaczyła mi że mam przejść przez barierkę na peronie Tylko fajniej by było jak bym jej słuchała bardziej uważnie. No dobra jedna barierka, druga barierka Kurde same barierki. Stoję dalej. Nagle jak ktoś nie wrzaśnie...

- Lilka poczekaj !!! – klepnął mnie ktoś w ramie, że mało zawału nie dostałam. Odwróciłam się z miną wściekłego psa i ku moim oczom ukazał się wysoki czarnowłosy chłopak z brązowymi oczami.

- O wybacz. Chyba cię z kimś pomyliłem – powiedział ponownie nie znajomy cofając się jak oparzony.

- Na drugi raz uważaj – zaśmiałam się niepewnie. Wyszczerzył zęby i odszedł.

Zauważyłam, że kieruje się w stronę jednej z barierek miedzy 9 a 10. No tak 9 i ¾ to o to chodziło. Klepnęłam się w czoło gdyż skleroza na maksa. Pobiegłam w tamta stronę i zobaczyłam jak chłopak opiera się o nią a potem znika. Zrobiłam podobnie, pierw barierka a potem już hyc na drugi peron. W kłębach gęstego dym stała czerwona lokomotywa. Nawet robiła wrażenie. Dobra teraz pędem na pociąg. Wskoczyłam jak poparzona na korytarz. Dysząc jak bym miała kondycje stu letniej staruszki, otworzyłam pierwszy przedział i nie patrząc zbytnio kto siedzi usiadłam na pierwsze z brzegu miejsce. Już oczywiście połowa byłą zajęta swoimi sprawami a ja jak kołek. No dobra oblukałam z kim musze się tłuc taki kawał. Dziewczyna z lewej wyglądała jak by ją prąd kopnął wielkie niebieskie oczy i coś śmiesznego zwisało jej z uszu. Jak się wysiliłam wzrokiem okazało się, że to marchewki z trudem z tłumiłam śmiech. Obok niej wyciągał się pod siedzeniem jakiś rudzielec mrucząc coś w stylu „No chodź do Ronusia, chodź...” a tuż nad nim chłopak o bardzo ziemistej cerze i z posklejanymi włosami jak by tłustymi. No nie złe towarzystwo. Po chwili otworzyły się drzwi i do przedziału wpadło jeszcze kilka osób. Chłopak z peronu, aż się zrobiłam czerwona na twarzy, za nim drugi podobny tylko z blizną na czole w kształcie błyskawicy. Potem jakiś mocno wyniszczony chłopak i dziewczyna która trzymała go pod ramie:

- Wypił to Remulusie pomoże ci – próbowała wlać w niego jakiś płyn.

- Nie Hermiono dzięki. Już piłem dzisiaj dzięki. – powiedział chłopak siadając tuż obok mnie.

Siląc się na uśmiech omiotłam wszystkich zebranych. Już myślałam, że to koniec gdy drzwi ponownie się rozsunęły i wpadły do przedziału jeszcze dwie osoby. Dziewczyna podobna do mnie tka zabójczo, że mało z fotela nie spadłam a za nią przystojniak jak by z jurnala.

- Wyjazd Smarkerusie, nie wiem na co jeszcze czekasz !! – warknął ten ostatni. Chłopak z tłustymi włosami podniósł się lekko, mierząc wszystkim groźnym spojrzeniem mrucząc coś pod nosem o szlamach wyszedł trzaskając drzwiami.

- Ron co ty tam szukasz ? - zapytał chłopak z peronu.

- Daj spokój James, znowu uciekł mi ten wstrętny szczur - wściekał się rudzielec. A gdy wylazł z pod siedzenia już ściskał w ręku przerażone zwierze.

- Zostaw tego Petera, bo zawału dostanie. – ryknął śmiechem ten z błyskawicą na czole.

- Harry ma racje postaw go. Zaraz się pewnie zmieni. – powiedziała rudowłosa dziewczyna obok tej z marchewkami. Jej burza loków zasłaniała prawie całą głowę.

- Hermiono nie przesadzaj, przecież Peter przegrał zakład to teraz będzie robił za sługę Rona. - powiedział przystojniak tuz koło drzwi.

- Syriuszu może i tak. Ale to człowiek a nie zwierze – powiedziała Hermiona siląc się na spokój.

Ron spojrzał na nią spode łba i puścił piszczącego szczura na ziemie. W jednej chwili błysło i na ziemi leżał mały gruby chłopak. Cały przedział ryknął śmiechem. Dziwni byli oni wszyscy, nawet jak na mój gust. Przynajmniej nie było nudno.

-Peter jak się masz ?- zapytała moja „bliźniaczka”. On rozcierając sobie zadek, wepchnął się z ponurą miną między „zdziwioną” a Harmione.

- Dzięki. Jakoś ujdzie. – powiedział – A na drugi raz nie każ mi szukać twoich skarpetek pod łóżkiem, bo jadą gorzej niż smocze bomby. – odparł w stronę Rona.

I ponownie przedział zatrząsł się od salwy śmiechu. Po chwili zapadła głucha cisza. I wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w moją stronę. Mój wzrok powędrował na podłogę.

- Patrzcie nowa i nawet się nie odzywa ?- powiedział Syriusz wychylając się do przodu.

- No tak jak by ... – nie dokończyłam – Nie rozumiem – powiedziała Hermiona przez ramię Petera.

- Przenieśli mnie z Durmstrangu. Nazywam się Justine. – wyjaśniłam okoliczności mojego pobytu.

- Fajnie kolejna osoba w grupie. No to może małe przedstawionko - odparł James mierzwiąc sobie włosy.

Już miał przedstawiać gdy:
Spojrzałam na towarzysza podróży o nędznym wyglądzie, trząsł się jak galareta. Jak by dostał padaczki czy coś w tym stylu. Jego towarzysze popatrzyli z przerażeniem po sobie.

- Musisz wyjść i to szybko – powiedziała Hermiona pomagając mi wstać i lekko wypychając za drzwi poczym zamykając je na suwak.

Stałam jak sierota na korytarzu, a za drzwiami tylko strzępy rozmowy:

- Lupinku dasz radę ... No nie odstawiaj takich numerów teraz w pociągu... Jak ty to sobie wyobrażasz...Masz wypij jeszcze raz...

Potem jakieś krzyki i warknięcia. I inne dziwne odgłosy. Byłam w lekkim zdziwieniu choć można się było spodziewać, że ta podróż nie będzie normalna. Po kilku minutach nie małej wrzawy i moim uchem przy drzwiach miałam niezwykłe wrażenie, że dzieje się tam coś tajemniczego. Rozejrzałam się czy nie ma kogoś koło mnie, ale niestety był. Tzw. Smarkerus.

Niby udaje, że czyta książkę (ale była do góry nogami) i tak samo przysłuchiwał się odgłosom z przedziału. Wyprostowałam się niczym struna, udając brak zainteresowania i gwałtownym obrotem w stronę okna zasunęłam głową w szybę. No tak ja to mam szczęście.

- uspokój się ...Jeszcze kilka minut i będzie działało... no schowaj te pazury.. –kolejne szczepy rozmowy wydobywały się zza drzwi. Na za chwile wyłoniła się głowa Rona oznajmiając mi łaskawie, że mogę wrócić. Gdy tylko weszłam do środka wszystko było tak samo z wyjątkiem samych pasażerów. James i Syriusz mieli ślady na twarzy po nie małych podrapaniach. Hermiona wyglądała jak by dostała pięścią w oko, bo siniak był co najmniej małego jabłka. Remus spał w najlepsze w jeszcze bardziej wyświechtanej szacie niż ostatnio z kilkoma kroplami krwi. Peter miał rozerwany rękaw w pod nim ranę jak by się przetoczył po nim niedźwiedź. Ron też nie wyglądał na zdrowego choć wcześniej wyglądał zupełnie dobrze. Łuk brwiowy rozcięty i dolna warga także, podobnie jak Loona i Peter z lekkimi obrażeniami.

- Dom wariatów - pomyślałam patrząc na to wszystko. Teraz wyglądali jak po wojnie. I nawet sobie z tego nic ni robili.

- Wypijcie to – powiedział Lili, która miała tylko lekkie rozdarcie szaty na bok i nic więcej poza tym.

Poczym wręczyła każdemu po kolei butelkę z zielonym płynem. Wszyscy zdrowo łyknęli i już za chwile wszystkie rany poznikały nie zostawiając śladu.

- Witamy w Hogwarcie - odparła w moją stronę Loona i ponownie zanurzyła się w lekturze jakiegoś „Żonglera”

- No dobra to mogę przedstawić ci wszystkich teraz. – powiedział James.

- A więc mnie już znasz. James Potter. Nie mam nic wspólnego z tym o tam pod oknem. –wskazałam ręką na chłopaka z blizną na czole. – To Harry Potter. Nie jesteśmy rodziną po prostu zbieg okoliczności.- za chwile obrócił się w stronę prawą.

- Tam koło drzwi śpi. Remus Lupin. Remulus tak go przezywamy albo Lunatyk. – znów wrócił na lewo. –Ta dziewczyna w blond włosach to Loona Lovegood. A obok niej Hermiona Granger razem z ta pięknością po twojej lewej stronie –wskazał na Lili - tworzą coś w rodzaju wielkich mózgów. – zaśmiał się a w jego stronę poleciała książka która trzymała Hermiona. – No co ? – zaśmiał się James- No ok. Tam kawałek dalej ten przystojniak z kolei to Syriusz a koło niego po prawej siedzi Peter Pettigrew. A z kolei ten rudzielec naprzeciw Lupina to Ron Wesley. – skończył wreszcie wymieniać i opadła na fotel jak by się tym wielce zmęczył.

- No to miło was poznać. – uśmiechnęłam się. – A mam pytanko co to za chłopak tu był wcześniej on tez był z wami ? –zapytałam choć domyślałam się jak jest naprawdę.

- Ha Ha Ha !!!dobre sobie - powiedział Ron patrząc krzywo w stronę drzwi. – O przepraszam zapomniałem - powiedział szeptem Ron patrząc czy Lupin jeszcze śpi. – No to jest wróg numer dwa.

- To kto jest numer jeden ? - zapytałam

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Drzwi przedziału otworzyły się z głuchym łoskotem. Aż szyby się zatrzęsły. Do pomieszczenia weszło kilku chłopaków.

- Dupki - odparł Syriusz ukrywając się za kichnięcie.

- Racja. Śmiecie ze Slytherinu -dodał pośpiesznie Ron również udając, że kicha. Salwa śmiechu przetoczyła się po przedziale. Niestety przybysze nie byli zadowoleni tak samo jak my.

- Myślisz, że jesteś sprytny co ? - powiedział w wyższy w białych długi włosach. Na chwile nastała grobowa cisza. Syriusz wstał patrząc się mściwie w stronę tego typa.

- Niestety na twoje pocieszenie tak uważam. – powiedział poważnie.

- Nie zadzieraj ze mną Black – warkną a tuz za jego plecami pojawiło się dwóch rosłych osiłków.

Syriusz spojrzał na nich z pogardą i skrzywił się jak by zobaczył wielkie obślizgłe zgniłe zwierze.

- Malfoy. Ale z ciebie dupa. Nie widzisz, że nas jest więcej – zarechotał James stając koło kumpla.

- 20 pkt. Za umyślne zbluzgacie kolegi prefekta. - powiedział jakiś głos z tyłu. Wszedł do przedziału jakiś ciemno włosy chłopak, nawet niczego sobie.

- Oszalałeś Tom - powiedziała Lily z nad książki.

- Słońce nie do ciebie się zwracałem więc oszczędź sobie. - powiedział chłopak poczym zanotował coś w swoim skoroszycie.

- No jak sobie chcesz. – powiedział lalusiowatym tonem Lucjusz Malfoy - Ale ja bym mu z 50 walnął.

- Masz racje a co tam. - doskrobał jeszcze coś dodatkowo. Tom omiótł wszystkich litościwym spojrzeniem i zatrzymał się akurat na mnie.

- Co się tak patrzysz ? Dziewczyny nie widziałeś. - powiedziałam nad zwyczaj poważnie. A potem znów salwa śmiechu. James i Peter pokładali się ze śmiechu.

- Nie ważne – odparł Tom - A co do was ... Nie dokończył błysło światło i wszyscy Ślizgoni jak jeden mąż wylecieli z przedziału.

- Kto z was użył zaklęcia rozbrajającego ? - zapytała oburzona Hermiona.

- Ja a co źle wyszło ? Myślałem, żeby unieść różdżkę tak ale zrobiłem mniejsze kółko i nie źle wyszło. - powiedział Harry pokazując ruchy w powietrzu.

- A ja dorzuciłem Densauego /wymowa. densałego/ na Lucjusza gdy wychodził ciekawe czy mu się zęby wydłużyły – powiedział Lupin podnosząc się do bardziej wygodnej pozycji. Popatrzyłam na niego z ukosa i nawet się do mnie uśmiechnął...

Przez resztę podróży graliśmy w gargulki oraz w pokera rozbieranego. Luna została prawie pozbawiona swoich marchewek, ale za nic nie chciała ich ściągnąć. Lily była chyba najlepsza zostawiał chłopakach w samych slipkach. Ale jak tylko wpadał do nas jedna z nauczycielek chyba od transmutacji. To Harry z Ronem mało nie wyskoczyli przez okno ze wstydu. Remus nie grał tylko z powodów wiadomych dla reszty. A najlepszy był śmiech jak ograliśmy Petera jak już ściągnął spodnie ukazując majtki w białe misie to z tyłu zostały mu resztki szczurzego pochodzenia. Nie przemienił się do końca i wystała mu szczurzy ogon. Na szczęście Lilka dała temu jakoś rade, za to reszcie nie schodziły głupie uśmieszki aż do końca podróży. No a to nie uchronnie zbliżała się do końca. Już w oknie ukazywały się strzeliste wieżyczki ciemnej budowli unoszącej się nad lasem.

- Normalne zjawisko – powiedziała Luna gdy widziała moją zdumioną twarz.

- Nasza szkoła nie jest tak imponujących rozmiarów. O sorrki nie była. Zapomniałam, że już tam nie chodzę ... – zwiesiłam głowę przypominając sobie o byłych kolegów. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam delikatnie głowę i ujrzałam dłoń Hermiony.

- Wiem co czujesz. Ale nie smuć się teraz masz nas – powiedziała dziewczyna.

- Dziękuje. No dobra co złego to nie wy - zaśmiałam się widząc jej zdumioną twarz.

- Przebieramy się ale to już !!! – dało się słyszeć jakiś głos przetaczający się środkiem korytarza.

- Jak mus to mu. Kto pierwszy ten wygrywa .. – krzyknął James.

- Ty ale co wygrywa za byle co się nie ścigam – powiedział Ron patrząc podejrzliwie na kumpla. James zastanowił się przez chwile a potem z poważną miną rzekł :

- Będziesz mógł spuści manto smarkerusowi. No i dokładam jeszcze Draco Malfoya i Toma.

W przedziale się zakotłowało. Każdy na szybkiego wkładał szaty niby to przez głowę niby przez nogi. Harry nawet próbował przez rękaw. Trzask materiału sugerował, że mu się nie udało. Na nieszczęście chłopaków ubrałam się naj szybciej za pomocą zaklęcia, z jakiejś starej książki o modzie.

- Tatam - powiedziałam głośno obracając się do okoła.

- No nie to nie fair. – lamentował głośno Harry.

- Właśnie. Dlaczego ty a nie ja – powiedział łkając udawanym płaczem Syriusz waląc. rękoma w podłogę.

Wystawiałam mu język poczym wszyscy zbierając, rzeczy gratulowali mi wyczynu oraz dopytywali się kiedy odbiorę swoją nagrodę. Co nie zbyt mi się podobało.

- No to jesteśmy - powiedział Peter wyczołgując się z wagonu. Rozejrzał się nie pewnie potem raźnym krokiem zeskoczył z pociągu na peron.

- Stary dobry Hogwart – wyjęczał Lupin popijając jakiś bulgoczący wywar.

Wyskoczyłam tuż za towarzyszami, i spanikowałam gdy dotarło do mnie, że kufra nie zabrałam. Biegałam w tą i z powrotem, a Potter jedne i drugi mało ze śmiechu nie pękli.

- Coś nie tak ? – zatrzymałam się na moment by ich zbluzgać.

- Czy nikt ci nie powiedział, że bagaże są transportowane osobno do zamku - wydyszał Harry patrząc z nad zaparowanych od śmiechu okularów.

- Widocznie nie powiedział. – obróciłam się na pięcie i poszłam do dziewczyn.

- Obrażalska - usłyszałam jak bliznowaty mówi do Rona.

Dziewczyny pocieszyły mnie tym, że oni zawsze są tacy dziwni więc nie mam się czym przejmować. No to ruszyliśmy powozami do szkoły. O dziwno zmieściliśmy się znowu wszyscy. Popatrzyłam na wszystkich z nie ukrywanym zdziwieniem.

- To ja - uśmiechnęła się Hermiona – Od ostatnich dwóch lat tak podróżujemy. Jesteśmy już znudzeni tym tłokiem, a tak zręczne zaklęcie jak Engorgio /wym:engorgio/. – przy czym machnęła trzy razy swoją różdżką w nieznanych kierunkach.

W jednej chwili powóz się skurczył do normalnych rozmiarów, niestety każdy siedział na każdym. Lupin na Lily a raczej prawie na jej głowie, Syriusz siedział na kolanach Petera a on z kolei leżał prawie na Ronie. Harry przyklejony twarzą do szyby ledwo zipiał. Dzięki na szczęście, że Luna dopiero wsiadała i jeszcze nie zdążyła ulec „zmiażdżeniu” Ja wygramoliłam się z pod siedzenia szukając swojej różdżki choć to raczej należało teraz do sportów ekstremalnych.

- Hermi zrób coś... No długo jeszcze... Nos mnie już boli... - jęczały nie zrozumiane głosy.

- Faktycznie Ron zmień skarpateki bo jedzie - powiedział Syriusz gdy Hermiona przywróciła większe rozmiary ich powozowi. Rudzielec zrobił się natychmiastowo czerwony na twarzy co skutecznie zasłoniło jego piegi.

- Zamknij się - wysyczał w stronę Syriusza. Minęło kilka męczących chwil ciszy.

Ale już jak tylko weszła do środka Luna i rozsiadła się wygodnie powóz ruszył. W czasie nie długiego ale męczącego przemieszczania się od Hogsemade do Hogwartu. Lupin i Hermiona gadali nieco przyciszonym głosem.

- Tak ale to dziwne nie ma pełni ... dobrze, że wzięłam go ze sobą... nie wiem jak by się to skończyło...- szeptała Hermiona.

- Pełnia nie pełnia... Też byłem zaskoczony tak samo jak wy... Dam znać o tym dyrektorowi... nie nienawidzę siebie za to...- było słychać strzępy wypowiedzi Lunatyka.

Wozy zatrzymały się bardzo nagle co wywołało ogólne poruszenie. Wystawiliśmy głowy na zewnątrz by lepiej ocenić sytuację. Ku naszym zmęczonym oczom ukazał się wielki czarny zamek z wieloma wieżyczkami. I właśnie z jednej z nich wydobywały się płomienie. Większość uczniów powychodziło z powozów by móc lepiej zobaczyć co się dzieje. My zrobiliśmy podobnie.

- Wieża Astronomiczna się pali !!! – ktoś krzyczał z przodu.

Ogólnie nastał wielki wrzask i poruszenie. Nauczyciele próbowali uspokoić całe towarzystwo niestety za dużo to nie dało. Gdzieś nad głowami przeleciała sowa brunatna i wylądowała na ramieniu jednej z nauczycielek. Uniosła różdżkę do swojego gardła coś mrucząc pod nosem i po chwili:

- Dzisiaj spędzicie noc na dworzu !!! – potoczyło się echo jej głosu po polance gdzie przerażeni uczniowie przebywali od paru minut. Za chwile nauczycielka machnęła jeszcze raz różdżką i w jednej chwili znikneły powozy a w ich miejsce pojawiły się namioty.

- Stara dobra Macgonagall – usłyszałam głos za sobą. Była to dziewczyna o różowych włosach i śmiesznym nosie.

- Tonks !!! - krzyknęła Hermiona rzucając się jej na szyje. – A już myślałam, że nie będzie cię w tym roku.

- No co ty mnie miało by nie być - zaśmiała się dziewczyna.

- O widzę, że moją siostrę też znalazłaś. – powiedział Ron siląc się na uprzejmość.

- Ale śmieszne Ronuś. Słyszałam o twoim problemie – zaśmiała się Ginny patrząc z ukosa na Syriusza. – Kto to ? -zapytała rudowłosa patrząc pogardliwie w moją stronę.

- Nowa. Justine Farrd. – powiedział James machając do mnie.

Kiwnęłam głową na przywitanie i poszłam do namiotu razem z Lilką, Luną i Peterem. Gdy weszliśmy do małego namiociku gdzie ledwo mieściły się dwie osoby. Nie wiem czemu pomyślałam nagle o Engargio czy jakoś tak. I machnęłam raz w prawo raz w lewo. I niestety wszyscy troje wylecieliśmy jak z procy gdy z namiotu wyszedł wściekły miś.

- Oszalałaś !!! Nie wolno przestawiać liter w zaklęciu. – powiedziała Tonks nadchodząc tuż za nami. – Evanesco - powiedziała różowa i miś zniknął.

- Tym to zajmie się Hermiona - odparła towarzysząca jej Ginny.

- Tylko gdzie ona się podziała ? ...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin