Od ostatnich wydarzeń minęły dwa długie lata. Marry wróciła do zupełnej równowagi, co nie było łatwe. Ale miała wsparcie Harrego, sióstr, matki i wszystkich pozostałych. Nawet niektórzy z zaprzyjaźnionych bywalców wakacyjnych korepetycji dodawali jej otuchy. Mimo wszystko, Wronie co noc śnił się ten sam sen. Śniło jej się, że bierze w objęcia swojego nienarodzonego syna, który jest kropla w kroplę podobny do ojca...
Kim całkowicie się wybudziła z tego długiego snu i od tamtej pory śpi o wiele krócej, jak gdyby chciała nadrobić te miesiące kiedy była uwięziona w swoich snach. Ostatnio Hagrid dokładniej przejrzał zbiory magiczne Hogwartu i dokopał się do archiwów mówiących o tym, że magiczna śpiączka na jaką zapadła Kim pojawiła się pierwszy raz wiele wieków temu. Zaatakowała wtedy dwie osoby.
Pierwsza osoba wyszła ze śpiączki, tak samo jak Jagoda, i już nigdy więcej choroba nie wróciła. W drugim przypadku chory się wybudził, ale po wielu latach śpiączka wróciła niespodziewanie. W przypadku osoby, która zachorowała w ubiegłym stuleciu było o wiele gorzej, gdyż ta zapadła na śpiączkę i już się z niej nie obudziła.
Od kiedy Hagrid powiedział o tym paniom McGonagall, miały one świadomość, iż dotychczasowe wybudzenie się Kim nie jest ostatecznym zwycięstwem. Choroba może powrócić. A wtedy szanse na wybudzenie są bardzo małe...
Życie w Hogwarcie toczyło się normalnym torem. Nikt nie rozmawiał ani o chorobie Kim ani o ciąży Wrony. Nikt poza siostrami. Wieczorem przesiadywały u kruczowłosej i rozmyślały o tych tematach, które ogólnie były uznawane za tabu, ale też o wszystkim innym. Jaki był cel ich spotkań? Ami i Jagoda postanowiły obserwować siostrę. Bały się, że może znów zacząć się zachowywać, tak jak po poronieniu. Zresztą nie tylko one powzięły sobie takie zadanie. Harry, który teraz każdą wolną chwilę spędzał u swojej 20-letniej ukochanej, również wypatrywał jakichkolwiek niepokojących objawów. Matka i nauczyciele starali się być przy Marry. Wszyscy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z tego, jaką traumą były tamte wydarzenia dla tej dziewczyny. Sama Marry bała się powrotu stanów lękowych, dlatego rozmawiała dużo o tym ze swoim przyjacielem w listach. Dziennie pisała ich nawet kilkanaście. Siostry o tym wiedziały, tzn. o listach, ale nie miały pojęcia kto był ich adresatem. Podejrzewały nawet, że ich siostra zdradza Harrego. Wiele razy próbowały się dowiedzieć kto jest tym tajemniczym przyjacielem, ale próby te kończyły się kłótnią z czarnowłosą.
Najgorszym dniem w życiu Wrony był oczywiście dzień, w którym spadła ze schodów. Jednak nie był to ostatni dzień kiedy przeżyła ogromną traumę. Kilka tygodni po stracie dziecka ponownie zrobiła wszystkie badania jakie zalecił jej lekarz. To, czego się dowiedziała na wizycie ją przerosło. Wpadła w depresję. Do tej pory nie może się pogodzić z tym, co oznajmił jej doktor. Otóż badania wykazały poważne uszkodzenia miednicy. Co to oznacza dokładniej? Lekarz starał się jej to wyjaśnić najdokładniej i najspokojniej potrafił. Jednak po słowach: "...Nie będzie mogła pani mieć więcej dzieci..." Marry w ogóle nie słuchała tego, co mówił. Wpadła w panikę, zaczęła krzyczeć, płakać, nawet rzuciła się z pięściami w stronę doktora. Całe szczęście, że był z nią Harry, bo lekarz mógł z całej tej sytuacji wyjść z poważniejszymi obrażeniami niż tylko siniak pod okiem. Gdy już ochłonęła, a pielęgniarka opatrzyła rany lekarza, wrócili do rozmowy. Doktor powtórzył to, o czym już powiedział, ale dopiero teraz dotarło to do Wrony. Nie może mieć ona więcej dzieci, bo... tzn. zajść w ciążę może, ale jest duże prawdopodobieństwo, że nie donosi, a nawet jeśli donosi, to zarówno dziecko jak i ona mogą przeżyć porodu. Oczywiście, jeśli dziecko wcześniej w ogóle będzie miało szanse się rozwijać w zniekształconej przez miednicę macicy. To był cios. Cios poniżej pasa. Marry się załamała. Długie miesiące minęły zanim pogodziła się z tym, że dla niej teraz zajście w ciążę może oznaczać śmierć. Po setkach spotkań z terapeutką zdecydowała się, po uprzedniej rozmowie z Harrym, na drastyczny krok. Postanowiła poddać się operacji usunięcia macicy wraz z jajnikami. Wiedziała, że musi żyć. Miała zadanie do wykonania. Chciała też być z Harrym, a żadne zabezpieczenia nie dają 100% pewności, że się nie zajdzie w ciążę. Wolała nie ryzykować życia swojego jak również życia nienarodzonych ludzi, który bez jej wiedzy nawet mogli by zginąć po kilku godzinach czy miesiącach.
*
Dzień był nadzwyczaj słoneczny i ciepły jak na początek jesieni. Dla wielu był to początek roku szkolnego. Jedni pierwszy raz postawili nogi w budynkach szkół, inni wracali po letniej przerwie.
1 września, bo o tym dniu mowa, był znienawidzonym dniem. Ba! Dla uczniów był to najgorszy dzień w całym roku, gdyż jego nadejście oznaczało koniec wakacji, koniec lata, a tym samym koniec swobody i lenistwa. Jednak nie dla wszystkich. Byli uczniowie, którzy całe wakacje czekali na ten dzień. Otóż byli to przyszli magicy, którzy właśnie wybierali się do różnych szkół magii, w tym do Hogwartu.
Od kiedy przeniesiono go na wyspę dostać się tu można było jedynie samolotem, helikopterem lub poprzez teleportację. Na "stałym lądzie", w miejscu gdzie to było dogodne, utworzono teleport, który przenosił pod sam budynek Hogwartu. Wiadomo było też, że Hogwart otacza magiczna bariera przez którą nie przedrze się zwykły samolot czy helikopter. Wyłożono dużo pieniędzy żeby stworzyć serię maszyn przygotowanych na takie wyzwanie, jak również do wyszkolenia osób, by umiały sterować takimi pojazdami powietrznymi. Koniecznie musiały być to osoby magiczne, gdyż osłona wyspy nie pozwala Mugolom się na nią dostać. Zbyt duże niebezpieczeństwo by im groziło. Wyspa ta niejako sama żyje, a że jest magiczna to trzyma z magicznymi, a Mugoli nie trawi, delikatnie mówiąc.
Samoloty na jeden raz mogły przewieźć 500 osób, dlatego jednocześnie startowało kilka samolotów. Budynek szkoły, jak się okazało niedługo po "przeprowadzce" jest pomieścić o wiele więcej uczniów niż to było na początku przewidywane. Dzieje się tak, gdyż jest on w stanie się powiększać i pomniejszać. Dodatkowo okazało się, iż ponad powierzchnią płaskowyżu wystaje 1/5 szkoły. Najwyższa część budynku ma 500 m wysokości bezwzględnej (czyli do płaszczyzny płaskowyżu). Tak właściwie przez te 4 lata nikt nie był w stanie zmierzyć ani dokładnie sprawdzić ile uczniów tak naprawdę budynek jest w stanie pomieścić.
c.d.n.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Miyoko dnia Śro 18:14, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 3 razy
|