Sara stała z boku i patrzyła na Oriana, dla szpanu machającego rękami przed wykonaniem ćwiczenia. Teoretycznie, było to proste. Bo i co trudnego jest w przywołaniu żywiołu w średniej wielkości kuli? Nic - brzmi odpowiedź. Dla większości zupełnie nic. Złotowłosa poczuła na sobie ironiczne spojrzenie Ivonne, starała się jednak udawać, że go nie zauważa. Zamiast tego poszukała wzrokiem Nathana. Nie był sam. Rozmawiał z dwójką chłopaków, których Sara blado kojarzyła z korytarza. No kurczę, jak on to robił? Jeden dzień mu wystarczył, żeby sobie znaleźć nowe towarzystwo? Właśnie o tobie zapomniał, syknęło coś w głowie Sary. Zamknij się, odwarknęła mu dziewczyna, rozglądając się z kolei za Royse. Tej jednak nie odszukała.
Trzeba się było nie pytać o Seana, przebiegło w głowie złotowłosej. Westchnęła. Tak, ta część jej umysłu miała rację. Sądziła, że podejście Nathana byłoby inne, gdyby nie to niefartowne pytanie.
- Sara Delgado - usłyszała swoje nazwisko.
To koniec!, pomyślała. A nawet nie spisała testamentu…
Wyszła przed wszystkich z totalną rezygnacją. Wyciągnęła ręce przed siebie i skupiła się. Nigdy tego nie zrobiła. Ćwiczenia kończyły się fiaskiem. Poczuła lekkie szczypanie w palcach i wezbrała w niej nadzieja. Po chwili nad jej dłońmi powstała zielona kulka wielkości najmniejszych kauczukowych piłeczek z automatu. Ledwie Sara zdążyła ją zauważyć, już zniknęła. Złotowłosa jęknęła. Tragedia. Już lepiej, żeby nic się nie pojawiło…
Ivonne złośliwie zachichotała, Orian przyłączył się do niej, tyle, że głośniej. Nathan przyglądał jej się z tyłu. Nagle zmarszczył brwi i pstryknął palcami. Zaskoczona dziewczyna znowu wyciągnęła dłonie przed siebie i po sekundzie powstała nad nimi duża, intensywnie błyszcząca zielona kula, w środku której swobodnie kiełkowała sobie trawa. Świeciła chwilę, po czym zniknęła. Szare oczy Sary błądziły jeszcze chwilę w miejscu, w którym się znajdowała, reakcja opóźniona była więc o kilka sekund, ale w końcu nastąpiła. Złotowłosa wyrzuciła ręce wysoko w górę, podskoczyła i rzuciła wesołe spojrzenie w stronę Ivonne. Jedyny szkopuł w tej radości stanowiło to, że to nie była jej kula. To była moc Nathana.
- Sara! - zaskoczony pan Savage, nauczyciel Magii w Praktyce, zaklaskał w dłonie. - To było niezwykłe, jak na ciebie! Oczywiście, że będzie szóstka - zapisał coś w swoim prywatnym notesie.
Dziewczyna szybkim, pewnym krokiem wróciła do reszty klasy i opadła znowu na coś przypominającego trybuny, znajdującego się naokoło sali treningowej.
Nathan nie był zadowolony z własnego zachowania. Nie popierał wszelkiego odwalania roboty za innych, a do tego głowa mu pulsowała przez użycie takiego czaru na odległość. Przesadził z wielkością, i po co mu, do jasnej, była ta głupia trawa? Chyba chciał głównie zdenerwować Ivonne i Oriana. No i, może tak odrobinę, pomóc Sarze.
- Uważaj!
Poderwał głowę i zobaczył lecącą prosto na niego piłkę. Odskoczył gwałtownie i przedmiot uderzył o ziemię tuż obok niego. Rudzielec gapił się na piłkę przez moment z jawnym przerażeniem, z którego wyrwał go ten sam głos, który wcześniej go ostrzegł przed tym ogromnym niebezpieczeństwem.
- Haaloo! Żyjesz?! Ty, rudy! Podaj tę piłkę! - dziewczyna stała samotnie na boisku od siatkówki i podskakiwała, machając dłonią z zapałem. Miała długie, czarne włosy ściągnięte w wysoki kucyk, a oprócz nich szeroką, fiołkową opaskę. Jej skośne oczy także były fiołkowe, podobnie jak pasek na wykończeniach koszulki sportowej, którą miała na sobie.
Nathan poznał ją. Była asem żeńskiej drużyny siatkarskiej w jego szkole. Nazywała się Mioki Hiraoka, była z piątego i charakteryzowała się tym, że z nikim nie przegrywała. Okularnik nie był zbyt na bieżąco z osiągnięciami sportowymi w Akademii, ale wiedział, że ostatnio drużyna Mioki przegrała z gośćmi z innej szkoły i ta bardzo to przeżyła.
- No weź! Podasz mi, czy mam sama po nią lecieć?!
Chłopak westchnął, podniósł piłkę i pobiegł w jej stronę. Gdy wcisnął piłkę w dłonie czarnowłosej, odezwała się:
- Wiesz, mogłeś rzucić.
- Nie, nie mogłem. Jestem w tym beznadziejny - stwierdził dobitnie Nathan.
- Nie może być tak źle… - uśmiechnęła się.
- Ty żartujesz? Jest fatalnie - rudzielec wzruszył ramionami, odwracając się z zamiarem odejścia.
- Czekaj! - zawołała Mioki. - Możesz ze mną potrenować? Moje koleżanki są załamane ostatnią przegraną, depresję mają czy coś… w każdym razie, nie mam z kim ćwiczyć. Chodź ze mną poodbijać! - jej głos wyrażał prawdziwą chęć do „poodbijania”, a uśmiech był naprawdę przyjemny. Mimo tego Nathan się skrzywił.
- Źle mnie słuchałaś. Powiedziałem, że nie umiem. Poza tym, to, żeby piłka trafiła mnie w okulary, to ostatnie, o czym marzę.
- No, ale chyba czerpiesz ze sportu przyjemność? - spytała brunetka pewnym głosem. Najwyraźniej było dla niej oczywistością, że sport to sama radość i uważała, że nie może być inaczej. Nathan miał odrobinę inne podejście.
- Nie czerpię - rudzielec podniósł nieco głos. - Nie lubię tego.
Wgapiła się w niego z zaskoczeniem.
- Nie… - powtórzyła słabo. - Nie… lubisz?
- Stanowczo nie - odwrócił się i zrobił parę kroków, licząc, że siatkarski as wreszcie się odczepi. Ona jednak chwyciła go za rękaw.
- Błagam! - jęknęła. - Jestem taka sama! Proszę! Tylko pięć minut. Jak ci się nie spodoba, to pójdziesz?
Spojrzał na nią znowu i wbrew sobie na jego twarzy zagościł rozbawiony uśmiech.
- Nie mogłaś schwycić innego przypadkowego przechodnia?
- Piłka tobie upadła pod nogi! - wyjaśniła wieloznacznie.
Zastanowił się chwilę.
- Pięć minut. Później idę.
Piłka leciała prosto na niego. Odskoczył.
- Co ty robisz? To już czwarty raz! - powiedziała z wyrzutem Mioki. - Dlaczego ciągle uciekasz przed piłką?
- Bo nie umiem jej odbić - Nathan kopnął piłkę, pozwalając jej przelecieć pod siatką do czarnowłosej. - O ile się nie mylę, ostrzegałem, że nie umiem grać.
- Nie rozumiem, jak ktoś może nie umieć! Zobaczysz, że ci się spodoba! - stwierdziła brunetka.
- Nie spodoba się - chłopak znowu uciekł od lecącej w jego stronę piłki, co spowodowało lekki chichot przeciwniczki. - Przypadkowo dałem się namówić. Jesteś zbyt ładna, żeby się nie dać - stwierdził otwarcie. Dla Nathana nie był to nawet komplement, jedynie szczerość. Lubił mówić to, co myślał. Nawet nie zauważył rumieńca na twarzy Mioki.
- Też jesteś ładny - stwierdziła. Tym razem okularnik nie uciekł od piłki, tylko wybuchnął szaleńczym śmiechem.
- Ja? Nie lubię kłamstw - uznał, znowu przekopując piłkę pod siatką.
- Nie, naprawdę. Masz miłą twarz. Dlatego chciałam z tobą zagrać. Wiesz, ile się można dowiedzieć o kimś poprzez grę? Poza tym, pierwszy raz od dawna mam czas. Wcześniej ciągle trenowałam, uczyłam się i brałam udział w zawodach, a teraz przegrałyśmy i dziewczyny się załamały, więc nie mam co robić - znowu zaserwowała do niego.
Rudzielec, naturalnie, nie odbił, tylko zaczekał, aż piłka uderzy obok i pobiegł po nią. Gdy wrócił i po raz kolejny kopnął ją do Mioki, powiedział:
- Ja tam bym nie oceniał tak szybko. Jak będziesz oceniać ludzi po wyglądzie, to tylko czekać, aż nadziejesz się na jakiegoś przystojnego przestępcę.
Przed oczami Nathana stanął obraz Ladosa, a w uszach zadźwięczał głos Sary: „Ale ładny…”.
- Przestępcy nie mają miłych twarzy! - stwierdziła Mioki z oburzeniem.
- To trochę naiwne tak sądzić. Przestępcy to nie tylko ci brzydale z kreskówek. Mogą być też piękni. Skąd wiesz, że nie jestem przestępcą? - rudzielec był tak zajęty gadaniem, że nieświadomie odbił piłkę. Niezbyt mocno i uderzył w siatkę, ale brunetka i tak go pochwaliła. Zaraz potem dodała:
- Absurd. Jesteś za młody na przestępcę. Dopiero na czwartym roku.
- Czwartym? - Nathan wyszczerzył się. - Czy ja wyglądam tak staro? Jestem na trzecim.
- Wszystko jedno… - brunetka zatrzymała turlającą się do niej piłkę i spojrzała na nią z żalem. Taka dobra piłka do siatkówki. No cóż, raz się żyje. Kopnęła ją pod siatką do Nathana. Miała dość tak beznadziejnego serwowania. - Czekaj - skapowała się po chwili. - „T ak staro”? Czy ja jestem stara? Jestem na czwartym roku i nie czuję się staruszką!
- Oczywiście, że nie - Nathan zatrzymał turlający się przedmiot nogą by dopiero po momencie stwierdzić, że po raz pierwszy zatrzymał mocno kopniętą piłkę. - Tak tylko mówię! - rzucił okiem na zegarek, zapięty na nadgarstku. - Wiesz, że jest już siedemnasta?
- Możliwe. Odbijam sobie tu od jakiejś… no nie wiem - zastanowiła się. - Piętnastej?
- A ja mam na jutro wypracowanie, którego nie skończyłem - rudzielec kopnął do niej piłkę i odwrócił się. - Muszę iść.
- Czekaj! - usłyszał, po tym jak zrobił parę kroków.
- Naprawdę muszę to napisać.
- Wiem, wiem! Ale nie przedstawiłeś mi się! - Mioki podniosła piłkę z ziemi.
- Faktycznie! Jestem Nathan.
- Nathan… - powtórzyła. - Pasuje do ciebie. Będziesz tu jutro o piętnastej?
Chłopak zawachał się.
- Piętnastej trzydzieści? - zasugerował.
Brunetka puściła mu oko.
- Jesteśmy umówieni! Jeszcze z ciebie zrobię sportowca!
* * *
Brunetka siedziała na łóżku ciasno owinięta kołdrą. Zasłony zasłaniały okna, ale jej wzrok zdążył się już przyzwyczaić do ciemności. Widziała leżącego naprzeciwko blondyna, oddychającego miarowo. Nie czuła się ani trochę senna. Była za to odrobinę głodna, nie miała jednak skąd wziąć czegoś, co nadawałoby się na posiłek. Na kolacji nie zjadła niemal nic. Nie dlatego, że jej nie smakowało. Po prostu to nie należało do niej. Nie do końca rozumiała, dlaczego, ale nie chciała jeść czegoś, co nie było jej. Po za tym nikt nie powiedział, że może jeść to, co tam leżało.
Siedziała sobie więc w ciemności, zastanawiając się, kiedy zrobi się jasno.
Ale wciąż było czarno. Znudzona Ameta zrzuciła z ramion kołdrę i powoli spełzła z łóżka. Gdy dotknęła stopami zimnej podłogi, przeszedł jej po plecach nieprzyjemny dreszcz, dlategóż podniosła ją i ponownie owinęła w okół swojego ciała.
Podeszła do okna i podniosła dłoń, odchylając trochę zasłonę. Za oknem była zadbana ulica, za dnia Ameta zapamiętała ją jako kolorową i wesołą. Oparła czoło o szybę i w milczeniu patrzyła. Przestała nawet czuć zimno w stopach.
- Nie śpisz? - dobiegł jej uszu zaspany głos. Ameta odwróciła głowę i spojrzała na Nicolasa. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią. - Rano nie będziesz miała siły chodzić - zwrócił jej uwagę niemal jak rodzic dziecku. - Powinnaś spać.
- Ty… też nie śpisz - zauważyła.
Uśmiechnął się w ciemności.
- Faktycznie, też nie śpię - westchnął. - Wygląda na to, że oboje nie mamy ochoty spać. Ja po prostu myślę nad tak wieloma rzeczami, że nie mogę się skupić na zasypianiu. A ty?
- Też dużo myślę - stwierdziła Ameta po chwili zastanowienia.
Nick pokiwał głową.
- To wstajemy - zdecydował, przybierając wesoły ton głosu. - Przejdziemy się, co o tym myślisz?
Czarnowłosa pytająco spojrzała za okno.
- Tak, właśnie tam.
Uśmiechnęła się blado.
- Nocą wszystko jest dużo spokojniejsze, prawda?
Ameta pokiwała głową. Chciałaby się uspokoić, odetchnąć świeżym powietrzem i popatrzeć na te małe, jasne punkciki, które mogła ujrzeć za każdym razem, gdy spojrzała w górę.
- No więc - Nick także dużo patrzył na te punkty. - Co cię dręczy?
Ameta dostrzegła dla siebie szansę.
- Dręczy?… Nic nie wiem.
- O czym? - zainteresował się chłopak.
Zawachała się.
- O tobie - rzekła w końcu. - O tym, po co jedziesz tam, gdzie jedziesz. O mnie. Co będzie, jeśli sobie nic nie przypomnę.
Nicolas długo milczał.
- Ja też nie wiem, co będzie - podjął.
A potem opowiadał jej rozmaite rzeczy, tłumaczył znaczenie wielu słów, których nie rozumiała. Dużo mówił o sobie: odpowiadał na lakoniczne pytania Amety. Powiedział też o celu podróży.
- Dlatego… - zakończył. - Nie wiem, czy ty powinnaś mi towarzyszyć.
Brunetka wiedziała, że przed tą rozmową było jej obojętne, czy on będzie przy niej, czy ją zostawi. Teraz nagle wydało jej się to przerażająco ważne.
Ścisnęła dłonie blondyna.
- A ty? Ty chcesz? - spytała.
Uśmiechnął się ciepło i pogłaskał ją po głowie.
- Tak.
Prawdziwy uśmiech rozjaśnił twarz Amety.
- Ja też chcę!
Post został pochwalony 0 razy
|