Daeienn spędzała kolejną noc na analizie pobranych próbek od zwierząt z księżycowego królestwa. Nie chciała prosić smoków o ich DNA, jednak Lili uznała, że może to być jedyne sensowne rozwiązanie by chowaniec spełnił swoje zadanie. Przysiadła na chwilę pochłonięta rozpamiętywaniem obrazów i właściwości chowańców które już kiedyś stworzyła. W tedy było to prostsze, gdyż wiedziała jaką strukturą molekularną jest jej rodzima planeta. W przypadku Gammy miała raptem kilka opisów wyglądu pochodzących z obserwacji jej przez astronomów. Zamknęła oczy i po chwili już wiedziała, zbiegła do legowiska Eritha i ze spojrzeniem niewinnego spaniela proszącego o skrawek szynki wyprosiła próbkę jego krwi. zadowolona z siebie znów pobiegła do laboratorium. Tym razem towarzyszył jej też Erith, był bowiem ciekawy co takiego odkryła kapłanka. Ona tymczasem zlała zgromadzone próbki, po czym nakreśliła świętą kredą pieczęć przywołania, oznaczyła ją odpowiednimi symbolami. Zapaliła świece i szeptając formułę wyciągnęła przed siebie dłoń. Po krótkiej chwili stała się ona aż karmazynowa od nadmiaru energii. Próbka zaczęła wrzeć i unosić się w powietrzu. Powoli nabierała kształtu. Formowała się głowa o cechach podobnych do kocich, łapy wyposażone w potężne szpony. Sylwetka była masywna i silna. Na kociej główce rozbłysły szmaragdowym blaskiem oczy. Chowaniec prostował i składał błoniaste skrzydła i delikatnie pomrukiwał.
Erith przyglądał się temu z zaciekawieniem i nutką lęku. Przypominało mu to średniowiecznego gryfa, jednak było w nim coś co sprawiało, że się go trochę bał. Stworzenie rosło i w jednej chwili stało się większe od smoczej postaci Eritha. Co prawda chowańcowi daleko było do rozmiarów smoków bojowych, ale i tak robił wrażenie.
- Daeienn co to ma być? - spytał w końcu
Ona uśmiechnęła się - To jest moonshen, chowaniec do zadań specjalnych poleci na Gammę
Smok przechylił głowę i dokładnie obserwował nowo powstała istotę. Miał cichą nadzieję, że kapłanka nie pomyliła się w obliczeniach i chowaniec spełni zadanie. Do laboratorium weszły przyjaciółki kapłanki.
- O widzę, że już prototyp gotowy - zaczęła Shirli
Daeienn kiwnęła głową po czym podeszła do stworzenia chcąc się z nim zaprzyjaźnić na tyle by spełniała jej polecenia.
- Musimy ją przetestować na naszych stworzeniach - zaproponowała Kirra
Chowaniec posłusznie ruszył za Daeienn i dziewczynami. Pierwszy na przeciw chowańca stanął stwór Stirlih. Sporej wielkości żwiołak wody, kształtem przypominający lisa o czterech długich ogonach. Sierść miał długą barwy oceanu, oczy błyszczały rubinowa czerwienią. Moonshen bacznie obserwował swego przeciwnika. Jego kocie uszy wyczekiwały polecenia ataku. Żywiołak spokojnie okrążał chowańca , badając jego sylwetkę, wysuwał i chował swoje szpony. Gardziel jak u legwana australijskiego nastroszył się roztaczając pancerz, ogony niezależnie poruszały się jak bicze. Otworzył paszczę ukazując ostre jak brzytwa zęby, oczy błysnęły krwista barwa i przez gardziel uwolnił strumień wody. Moonshen uskoczył w bok i sam ruszył do ataku odsłaniają swoje kły. Próbował wbić swoje szpony w gardziel żywiłaka jednak odbił się od niego jak od tarczy. Żywiołak wykorzystał to i uderzył jednym ze swych ogonów, przez ciało chowańca przeszedł potężny piorun. Moonshen warknął po czym jego oczy rozbłysły jasnym światłem. Skumulowaną w nich energią wystrzelił w kierunku żywiołaka. Lisi chowaniec odskoczył unikając energetycznego ataku. Moonshen zaatakował ponownie tym razem drasnął przeciwnika on nie pozostawał mu dłużny gryząc i drapiąc oraz rzucając wodne strumienie. Walka powoli zaczynała wyczerpywać siły obydwu stworzeń. Żywiołak wody był jednak bardziej doświadczony w walce niż Moonshen, potrafił kontrolować własną energię. Dawało mu to spora przewagę nad młodym chowańcem ten jednak szybko się uczył jego ataki były celniejsze i mocniej raniły przeciwnika. Po pysku żywiołaka spłynęła czarna krew. Mrużył oczy i głośno dyszał, chowaniec wzbił się w powietrze by przypuścić szybki atak. Żywiołak był zbyt osłabiony by uniknąc ataku, jednak skupił w sobie resztki energii i wydobył gorący strumień wody. Gardziel uniusł do góry wytwarzajac barierę. Strumień ukształtował się w ogromna kule. Odwrócił się tyłem do przeciwnika i gdy poczuł go blisko siebie cztery ogony spętały chowańca. Żywiołak odwrócił pysk i w pełni uwolnił strumień w moonshena. Chowaniec zaryczał z bólu osunął się na marmurową posadzkę. Żywiołak rozpłynął się w powietrzu przywołany przez Stirlih.
- Wymaga jeszcze trochę pracy - oznjamiła dziewczyna
- Masz rację Stirlih musze jeszcze zrobić kilka ulepszeń - przytaknęła Daeienn
- Nie to nie o to chodzi - zaprzeczyła Lili - Moonshenowi brakuje doświadczenia w walce, niech teraz troche odpocznie w kremite, a potem niech zmierzy się z moim Karmazynem.
- Też dobry pomysł - Daeienn podtrzymując ogromnego chowanca prowadziła go spowrotem do laboratorium. według instrukcji Lili wprowadziła go w trans i umieściła w zbiorniku z cobaltowym płynem. Kremite leczyło rany chowańca i regenerowało energię. ...
Post został pochwalony 0 razy
|