... tam gdzie mieszkasz
biało od popiołu
twego błędu ...
Łagodny wietrzyk przedzierał się przez złote kosmyki jej włosów. Patrzyła przed siebie na ogród i nowy świat. Był prawie iluzją. Rzeczywistą iluzją świata utopijnego. Przez ciało kapłanki przechodziła fala ciemnej energii złowrogiej planety. Nadszedł czas by stoczyć bój. Kolejna bitwa. Czuła się jakby ktoś na siłę przestawił wskazówki jej zegara.Tym razem jednak była sama bez wsparcia. Wspomnienia z przeszłości odżywały z każdą sekundą.Formuły zaklęć i pamięć o tym co zdziałały kuły w serce. Jego oczy pełne miłości do niej. Tej, która go zabiła. Do tego teraz problemy tego świata spoczywające na jej barkach. Następne wyzwanie, którego się podejmuje i uczucie, którym zaczyna darzyć ten świat. Miała nadzieje, że tym razem nie popełni błędu. Donośne ryki smoczych bestii wyrwały młodą kapłankę z jej zadumy.
W przejściu minęła Eritha w jego ludzkiej postaci. Smok przyjrzał się jej uważniej. Oczy nie miały tej iskry sprzed kilku miesięcy. Miał wrażenie, że odkąd została kapłanką coś jakby ją skuwało. I jeszcze to ukłucie w sercu, gdy widział ją w takim nastroju. Czym jest powodowane? Nie znał tego uczucia. Nie zamieniła z nim ani słowa. Nawet nie przywitała go uśmiechem. Daeienn kątem oka spojrzała na niewielkiego turkusowego smoka posłańca. Wydusiła z siebie uśmiech by w jakiś sposób dodać mu otuchy.
-Wiele smoków może dziś zginać - pomyślała, w głębi serca nie chciała na to patrzeć.
- "Odwagi Daeienn"- usłyszała przyciszoną myśl Erith'a
Poklepała go po łuskowatej szyi. Był taki ciepły. Bojowe smoki były gotowe do odlotu z wehry. Czekały tylko na jej sygnał i współrzędne do wykonaniu skoku przez Pustkę. Jeden błąd i tysiące bestii mogły by utknąć na zawsze w zimnej Pustce. A wraz z nimi ludzie. Następnie zginął by świat.
W myślach kapłanki wciąż były obrazy z wojny.
- Przecież ludzie wiedzą co to strata i zniszczenie. Dokonują tego na własną odpowiedzialność. Robią to świadomie. To dlaczego ma ich bronić?
-"Ponieważ są niewinni którzy chcą żyć" - przerwał jej Erith- "Są jak ty, pragną lepszego"
-Nie są jak ja - wyszeptała Daeienn
Erith skierował swą trójkątną głowę by spojrzeć w jej oczy. Znów jej spojrzenie było takie nie obecne. Nie wiedział dlaczego? Co skrywa ta dziewczyna? Było to dla niego takie ciekawe.
Smoczy jeźdźcy i smoki ruszyli za kapłanką. Tysiące smoków zawisły unoszone masami powietrza nad ziemią. Całe niebo pokrywały ciemne chmury a na ich tle lekkim czerwonym blaskiem mieniła się Gamma. Ryk smoków sprawił iż ogromne cienie spływały jak regularny deszcz. Smoczy jeźdźcy podali wyciągającym w ich stronę głowę smokom, palący kamień. Który one z trzaskiem rozcierały między ostrymi zębami.
- "Smoczy ogień"- wypowiadali polecenia do swych towarzyszy.
Daeienn słysząc to polecenie powtórzyła je ziemskim smokom i bestią z innej planety. Płomienny żar palił cienie. Części z nich jednak udawało się umknąć. Łączyły się ze sobą w wiesze masy. Które zaczęły osiągać smocze rozmiary. Następnie wykonywały zwroty podobne do szybowania smoków. Z uformowanych szczęk zaczęły wydobywać się palące opary. Oddziały smoków zajęte były tym aby nie przepuścić kolejnych cieni. Deienn nie czekała dłużej bezczynnie. Delikatnym kopnięciem dała znak smoczemu posłańcowi by skierował się w stronę cienistej postaci.
Cienista sylwetka zrobiła zwrot i z niewiarygodna prędkością ruszyła w kierunku kapłanki i jej smoka. Niewielki smok wykonał unik. Był znacznie szybszy od cienistej masy. Kapłanka postanowiła to wykorzystać.
- "Erith, skocz przez Pustkę, nad tamto wzgórze" - wskazała ręką.
Smok dokładnie się mu przyjrzał. Następnie przeszło ich przenikliwe zimno Pustki i po chwili znaleźli się nad wskazanym punktem.
-" Leć z maksymalną prędkością" - poprosiła
Daeienn miała w pamięci zaklęcie, które usłyszała w dniu w której została namaszczona na kapłankę. Teraz odbijało się echem w jej myślach.
"Z zimnej bezgranicznej Pustki
Zdolnej wchłonąć duszę bogów
Mroczna potęgo zstąp na me dłonie
Kroczmy razem ścieżką zniszczenia
By pokonać wrogów co stoją nam na drodze
Seto scrime!"
Kapłanka czuła jak przez jej dłonie przepływa ogromna energia. Pamiętała jej ciepło. W myślach miała tez obraz z przeszłości, gdy podobnym zaklęciem pokonała ducha smoka. Dosiadała w tedy skrzydlatego konia, który był niewiele mniejszy od Erith'a. Wypuściła teraz kulę energii w kierunku cienia. Z której w jednej chwili został tylko pył. Zaklęcie okazało się równie skuteczne jak żar smoków. Erith wyraźnie słyszał treść formuły szeptanej przez kapłankę. W jednej chwili zatrzymał się i zaczął unosić się bezwładnie. Skierował swą klinowatą głowę i złote oczy by spojrzeć w twarz młodej kapłanki. Dostrzegł na niej kolejna zmianę. Jej spojrzenie przerażał go teraz jak nigdy. Złoto w jej oczach emanowało złowroga potęgą. Jej spowijała dziwna aura. Na twarzy malował się prawie demoniczny uśmieszek.
Pierwszy atak skończył się tylko ranami pięciu jeźdźców. Według starożytnych ksiąg miała teraz nastąpić dwu dniowa przerwa w opadaniu cieni. Więc smoki udały się z powrotem do swych warowni lub jam.
Daeienn gdy tylko wylądowali na wehry u wejścia do księżycowego pałacu błyskawicznie zsunęła się po szyi smoka. Jej nastrój wrócił do tego, który smok znał na co dzień. Uśmiech i ciepłe oczy. Jednak nie chciał dać się zwieść. Przybrał swoja ludzką postać i złapał kapłankę za ramię.
Ona spojrzała na niego, jego wyraz twarzy mówił wszystko. Najwidoczniej zaczął się czegoś domyślać. Kapłanka pragnęła, aby nie pytał jej o to skąd zna tamto zaklęcie. Wiedziała, że smoki wyczuwają nastroję ludzi.
- Daeienn co się dzieje ? - spytał
Nie chciała odpowiadać, usłyszała zbliżające się kroki spiżowego smoka i pobiegła mu na spotkanie. Uniknęła w ten sposób odpowiedzi na kłopotliwe pytanie.
- Znakomicie się spisałeś Serith
- Dziękuję, widziałem, że ty też użyłaś magi by pokonać to co się przedarło.
- Jak najszybciej będziemy potrzebowali osób z podobnym darem jak ja - zaczęła Daeienn
- Lub nowych jeźdźców którzy dosiądą smoków - dopowiedział Sertih podchwytując jej myśl
Erith w milczeniu spoglądał z kapłanki na swego spiżowego towarzysza. Sertih najwidoczniej już w tedy wiedział o tym iż Daeienn ma swój sekret, dlatego wcześniej nie namaścił Daeienn na kapłankę. Miecz zagrożenia który w tedy nad nimi wisiał skłonił ich wszystkich do tego by zaufać Deienn. Fakt iż rzadko używała smoczego kryształu też wydał się mu dziwny. Teraz dopiero domyślał się dlaczego.
Sertih udał się do swojej części w księżycowym pałacu. Deaienn udała się do ogrodu. W oddali błyszczały dwie ogromne kule. Jedna błękitna świecąca odbitym ciepłym blaskiem druga emanująca czerwona złowieszczą aurą. Ptaki świergotały wśród drzew. Strumyk pospiesznie przedzierał się przez kamyki. Motyle tańczyły wśród zapachów kwiatów w ogrodzie. Kapłanka bosymi stopami stanęła na trawie i patrzyła prawie nie obecnym wzrokiem na błękitną planetę. Jej świat wyglądał kiedyś tak samo. Ciepły i pełen miłości. Spojrzała na bliznę, której nikt do tond nie zauważył. Blizna przypominająca złowrogą pieczęć z pentagramem. Wspomnienie dni tortur w pałacu Bestemor. Jego oczy pełne miłości i twarz splamiona krwią opadająca u jej kolan. Spojrzała jeszcze raz na swoje dłonie. To w nich w tedy trzymała ostrze Rakka-suru -ame. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła szlochać. Pochłonięta swymi myślami nie usłyszała zbliżającego się do niej Eritha.
On delikatnie położył dłoń na jej barku. Lekko się wzdrygnęła i błyskawicznie odwróciła się w jego kierunku. Nie ocierała łez. Smok wyciągnął w kierunku jej policzka swoją dłoń by zetrzeć je, ona odepchnęła ją.
- Daeienn co się dzieję?
- Nic, wszystko jest dobrze - oznajmiła
Przez ogród pospiesznie przeleciał chłody wiatr rozwiewając jej długie włosy. Erith patrzył z milczącym skupieniem na młoda dziewczynę.
- Wiem masz w sobie mrok - oznajmił smok
- To nie mrok Erith - uśmiechnęła się do niego ciepło
- To co? - dopytywał się
- Nic, wydaje ci się , ja idę odpocząć tobie też to radzę.
Przez pokój kapłanki przeleciał zimny wiatr. Był on coraz częstszym gościem w jej komnacie. Pokój skąpany był w pół mroku. Tylu otaczało ją ludzi. Jeźdźcy wyraźnie jej zaufali i polubili. Smoki czciły i oddawały jej honory. Sertih wrócił na ziemię by stać się łącznikiem między nią a mieszkańcami ziemi. Ona została tu prawie sama. Rozmowy z Aniką i jej dziećmi nie były tak zabawne i miłe jak w tedy, gdy dorastała w pałacu Sertih'a. Wiedziała że Vinny traktuje ją jak panią z dystansem z kolei jej bracia są oziębli względem niej.
Usiadła na rogu łóżka. Walka z cieniami kosztowała wiele wysiłku i poświecenia. Podczas walki stracili już kilka smoków i jeźdźców. To było takie przykre patrzeć jak smok odchodzi z żałosnym rykiem w Pustkę. Mimo iż wiedziała o tym rytuale wciąż nie potrafiła go zrozumieć. Erith od ostatniej rozmowy też się trochę od niej odsunął. Została teraz sama ze swoimi problemami. W takich chwilach kiedyś przychodził jej z pomocą on i jej przyjaciółki z tamtego świata. A może jednak nie zginęły. Przeszło jej przez myśl.
- Alexa, Lily , Kirra , Shirli - razem były nie do pokonania wspierały się we wspólnym celu. Dziewczyna spojrzała za okno na błękitną planetę unoszącą się nad horyzontem. Musiała się upewnić. Zbiegła po schodach do jamy Eritha i zaczęła go delikatnie trącać w szyję.
- Erith zbudź się ! - prosiła
Otworzył smocza powiekę. I spojrzał na nią. Była już ubrana a w jej oczach błyszczał dawny blask ciepła i nadziei.
- Co się stało Daeienn? - spytał ocierając zaspane oczy z nocnej mgły.
- Ile jesteś w stanie przewieźć osób na swym grzbiecie?
- Przecież to wiesz Daeienn maksymalnie trzy
- Czyli musi z nami polecieć jeszcze jeden smok
- Lecieć dokąd? - dopytywał się Erith
- Chcę kogoś odnaleźć ze swojego dzieciństwa - skłamała
- Nie potrafię się poruszać między wymiarami - oznajmił Erith
Dziewczyna zasmuciła się - Ale przecież mówiłeś, że jeśli podam ci dokładne współrzędne to uda ci się wykonać skok przez Pustkę.
- No niby tak, ale nie jestem smokiem którego naznaczyłaś więc skok przez wymiary może się nie udać.
- Ale ... - wyszeptała
Erith znów przybrał swą ludzką postać i przytulił dziewczynę.
- " Wybacz, że podsłuchałem twoją rozmowę pani, ale ja mogę tego dokonać " - usłyszała spokojny głos smoka czasu Cheretto.
Jego potężne cielsko osiadło na wehr przed pałacem w blasku ziemi błysnęła jego granatowa łuska. Daeienn wybiegła go powitać. Był to smok jeszcze raz tak duży jak Serith.
- "Nie mam ci tego za złe Cheretto "- pocieszyła smoka drapiąc go w okolicy olbrzymiego oka.
- "Możemy wyruszyć w każdej chwili pani"
Kapłanka uradowana klasnęła w dłonie. Smok ustawił łapę po to by kapłanka mogła go dosiąść.
Na horyzoncie krainy wschodzą trzy gwiazdy. Kiedyś ten świat tętnił życiem. Strzegły go trzy stowarzyszenia kapłanów. Przez jeden dekret o mało nie zaniedbano daru wiedzy i magii. Ich kontynuowaniem zajęło się tylko pięć rodzin i jeden kapłan którego wykluczono ze wszystkich magicznych stowarzyszeń. Podczas walki z jednym z wysłanników Bardosa ona i poznane w tamtym świecie cztery czarodziejki zostały rozdzielone. Sekretne zaklęcie które znalazła w skrybach sprawiło iż stała się niezwykle potężną czarodziejką. To właśnie przez to zaklęcie zniszczyła swój świat. Potem trafiła tutaj. Przez piętnaście lat jej moc była ukryta. To podczas świętego rytuału smoków odkryła swoją prawdziwą osobowość. Świątynia Kapłanki Korony Południa to miejsce zapadło najbardziej w pamięć młodej kapłance. Pamiętała jak się rozpadała. To tam straciła Tonego. Jej myśli połączyły się z myślami smoka czasu. Który po chwili wzbił się w powietrze. Zatoczył dwa duże kręgi nad księżycowym pałacem po czym zniknął wśród zimna Pustki. By po chwili znaleźć się w nieznanym sobie miejscu nad majestatycznymi szczytami gór. Długa szyja zakończona trójkątną łuskowatą głową zwieńczoną dwoma rogami zwróciła swe spojrzenie na młoda kapłankę. Cały otaczający ich świat pokrywały zgliszcza i popiół.
- "Co to za miejsce pani?" - spytał smok
Kapłanka pogłaskała go po łuskowatej szyi. - To mój dom Cheretto, stąd pochodzę. - wyszeptała. Smok kontem oka dostrzegł w kącikach jej oczu zbierające się łzy.
- Skieruj się na południe - poprosiła
Smok posłusznie wykonał jej polecenie. Cała kraina była spopielona był to skutek użycia jednego z jej zaklęć.
- "Co tu się stało pani?"
- Efekt uboczny zaklęcia - oznajmiła ze smutkiem
Jednak w jednym miejscu rzuciła się im w oczy zieleń i niewielki pałacyk. To było jedyne miejsce, w którym srebrem błyszczała tafla jeziora . Pozostałe rzeki i wody wyschły. Kapłanka domyśliła się, że to może być sprawka tylko jednej osoby.
- Lili - szepnęła uradowana - Cheretto ląduj - poprosiła
Smok zaryczał i wykonując śrubę zaczął podchodzić do lądowania. Wtem naprzeciw smoka została wypuszczona ognista wiązka.
- Hirre tele ! - wyszeptała kapłanka powstrzymując wiązkę ognia, która odbiła się jak od tarczy. Smok nie zwalniał i utrzymując swą prędkość zaczął lądować.
Przed pałacyk niemal równocześnie wybiegły cztery dziewczyny w barwnych strojach. Jedna z nich ubrana była w błękitne szerokie spodnie z bluzką z marynarskim kołnierzem zwieńczonym kapturem i peleryną. Włosy miała krótkie a oczy barwy błękitu. Druga ubrana w zieloną tunikę, miała długie kasztanowe włosy. Trzecia z kolei miał na sobie kimono koloru perłowego i długie czarne włosy . Na jej ramieniu usiadł czarny orzeł. Czwarta dziewczyna w kolorowej sukience i jasnych włosach próbowała swe powstrzymać swe towarzyszki od rzucenia kolejnego zaklęcia w kierunku zbliżającego się smoka. Wyczuła bowiem znany jej energetyczny splot.
- Kirra zejdź mi z drogi - zażądała czarnowłosa dziewczyna
- Nie - prosiła blondynka
Lili postanowiła zaufać jasnowłosej dziewczynie intuicja Kirry nigdy się nie myliła. Wszak była z nich najstarsza. Szkolił ją znany kiedyś w krainie szaman.
Ogromny smok o granatowej jak nocne niebo łusce kontynuował lądowanie. Jego skrzydła wywoływały silny podmuch wiatru. Gadzia bestia starała się jak najłagodniej osiąść na ziemi. Gdy już wylądował złożył błoniaste skrzydła i spuścił szyję ułatwiając swej pasażerce zsiadanie. Gdy tylko dziewczyna stanęła naprzeciw czterech czarodziejek, je aż zatkało. Nie mogły uwierzyć własnym oczom. Znały dobrze tą dziewczynę. Jasne włosy i te tajemnicze przenikliwe spojrzenie. To była ona ich najlepsza przyjaciółka. Nie wiedziały tylko dlaczego towarzyszy jej smok i to o tak niezwykłej łusce.
- Witajcie - zaczęła
Dziewczyny nie powstrzymywały się dłużej i rzuciły się z radością jej na szyję . Ściskając ją i szczebiotając ze szczęścia. Jedna z nich jednak ze skrywaną podejrzliwością nie podzielała entuzjazmu pozostałych. Przywitała Daeienn tylko lekkim uśmiechem.
- Myślałyśmy, że mu się udało - powiedziała ze łzami radości Shirli, dziewczyna w krótkich włosach.
- Na szczęście nie udało mu się - oznajmiła kapłanka
- Czyli Bardos nie żyje - ucieszyła się Lili
- Niestety nie, pokonałam tylko jednego z jego sługusów - zasmuciła się Daeienn
- Czyli znów zabawił się naszym kosztem prawda - Alexa włożyła ręce do kieszeni przy kimonie. Drugą ręką pogłaskała swojego orła. - Odebrał mi Evera i zniszczył mój ród. - Czarne kosmyki jej włosów zasłoniły jej fiołkowe oczy.
- Każdej z nas to zrobił - prychnęła Lili zaciskając pięści po chwili, gdy wyprostowała swe palce obnażyła swe długie kocie pazury. Tak bardzo kochała wszystkie stworzenia tego świata. Zostało ich teraz niewiele. Otaczający ją teraz świat był jak arka. Podeszła do niej sarna i automatycznie schowała swoje pazury i pogłaskała ją po głowie. Po czym ponownie spojrzała na granatowego smoka, który towarzyszył ich przyjaciółce. Za zwyczaj tworzone przez nią chowańce znikały gdy stawały się zbędne. Ten jednak był inny, czyżby ich przyjaciółka poznała nowe zaklęcie.
- To nie zaklęcie Lili - uprzedziła jej pytanie Daeienn - Ten smok nazywa się Charotto , jest smokiem czasu pochodzi z Rebttonu, a obecnie on i ja bronimy planety zwanej Ziemią przed cieniami.
- Cieniami, smoki i Ziemia ? - zdziwiła się Shirli
- To długa historia - uśmiechnęła się Daeienn - Po tym jak moja dusza odeszła z tego świata narodziłam się ponownie w innym świecie. Tam poznałam Sertih'a spiżowego smoka. To dzięki niemu stałam się kapłanką smoków.
- Kapłanką smoków, to ciekawe - ucieszyła się Lili i niepewnie wyciągnęła dłoń do smoczej bestii, która łagodnie przybliżyła ogromną głowę do jej dłoni z oczekiwaniem na pieszczotę. Brązowo włosa podrapała go w okolicach chrapów. Smok wypuścił w jej stronę ciepłą parę. Daeienn zachichotała a jej przyjaciółki zawtórowały jej.
- Czego od nas oczekujesz Daeienn ?- dopytywała się Alexa
- Tego, że przyłączycie się do mnie, tu już nie ma czego bronić.
- Poniekąd masz trochę racji Daeienn - stwierdziła Alexa - Ale nie zapominaj, że to nasz dom.
- Nawet orzeł musi kiedyś opuścić gniazdo - oznajmiła Daeienn
Alexa zacisnęła pięści. Pamiętała przecież zdradę ludu biało skrzydłych harpii, które zdradziły jej ród harpii. To jej lód uważano za zły a tymczasem tamte okrzyknięto mianem anielskich i świętych. Przed jej oczami jawił się obraz opadających czarnych skrzydeł i plamy krwi. - Dobrze polecimy z tobą
- Wiedziałam, że się zgodzisz Alex
Czarnowłosa dziewczyna zasyczała w potwierdzeniu. Smok zatrzepotał ogromnymi skrzydłami dając tym samym kapłance ostrzeżenie o zbliżającej się w ich kierunku ognistej kuli. Daeienn pospiesznie wskoczyła na grzbiet smoka czasu i poleciała na przeciw ognistej kuli. Poprosiła smoka by utrzymał swą maksymalna prędkość. Nie był to gad równie szybki jak Erith, ale ta prędkość musiała kapłance wystarczyć. Szeptała znaną tylko sobie magiczną formułę zaklęcia powietrznej kuli. Oba potężne pociski zderzyły się ze sobą wywołując wstrząs. Przyglądające się temu dziewczęta ledwo utrzymywały równowagę. Alexa w jednej chwili znalazła się w powietrzu tuż obok Daeienn. Jej czarne skrzydła były w pełni wyprostowane i unosiła się niesiona powietrznym prądem.
- Ktoś nie życzy ci dobrze - zaczęła
- Wydaje mi się, że to nasz wspólny wróg dlatego tym bardziej chcę abyście, przyłączyły się do mnie i do smoków.
- Zgoda, ale nie zapominaj o naszym układzie
Daeienn spojrzała na swoje znamię. Harpia też je dojrzała. Skoro znamię przetrwało przemieszczenie między wymiarami to znak, że ta czarodziejka jest warta tego układu.
- Wracajmy po resztę - zaproponowała Daeienn
Harpia zamruczała i powoli zaczęła lądować. Gdy tylko stanęła na ziemi jej skrzydła znów zniknęły . Smok też pewniej osiadł na polanie. Przyjaciółki Daeienn wdrapały się na grzbiet smoka czasu. Charotto wzbił się ponownie pod niebo po czym wsłuchując się w zapisane w myśli kapłanki współrzędne popędził przez Pustkę i wyszedł nad doliną otaczającą wehr przed księżycowym pałacem.
- Witajcie na księżycu...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Daeienn dnia Pią 16:57, 21 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|