Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna Kapłanka Smoków Kapłanka Smoków Akt 5
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Śro 20:19, 12 Sie 2009
Autor Wiadomość
Daeienn
Zielony z tym zawodzie


Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Płeć: Kobieta

Temat postu: Kapłanka Smoków Akt 5
..... Ufaj tylko tym oczom, które widzisz
gdy spojrzysz w zimną taflę lustra.....



Planeta, na której schronienie znalazły smoki i ich jeźdźcy nosiła nazwę Rebtto. Znajdowała się w układzie Andromedy. Jej glob oświetlało czerwone słonce Ertfor. Nad horyzontem noce rozświetlały dwa srebrne księżyce. Ziemie planety były żyzne a kontynenty większe od ziemskich, bujnie porośnięte zielenią. Rzeki przechodziły w wysokie wodospady. Liczne stada zwierząt pasły się beztrosko.
Jeźdźców na planecie w Warowni Tengal pozostało niewielu raptem dwa tysiące. Ludem i jeźdźcami rządziła ich władczyni Ier jeźdźczyni świętej smoczycy Arsa.
Warownia otocznona była wysokimi masywami górskimi w których jaskiniach smoki miały swe legowiska zwane wehrami.
Władczyni warowni jeszcze nie spała. Jej smoczyca lekko uniosła klinowata głowę by przyjżeć się poczynaniom władczyni. Kobieta z zapałem przygotowywała magiczny wywar. Z uśmiechem triumfu patrzyła jak zmienia on swą barwę. Gdy tylko cały płyn zmienił barwę wrzuciła w jego toń bransoletkę z przezroczystym kamieniem. Ciecz zawrzała i zabulgotała gdy tylko złota bransoleta sie w niej zanurzyła. Smoczyca zamruczała z przejęcia. Po czym znów ułorzy łałeb na kamiennej posadzce wehru i zamknęła złote oczy.
Po kilku sekundach władczyni wyjęła bransolety z płynu i ułożyła je na aksamitnej poduszce w kuferku.
- To tak dla pewności - szepnęła do siebie i zamknęła kuferek
Za kilka godzin zacznie świtać. Naiwna kapłanka jeszcze spała.
- Jest słaba, te jej sztuczki są trywialne - władczyni przejrzała się w lustrze - Już niedługo kochana - dotknęła swego odbicia - Odbierzemy smarkuli kryształ, a jak bedzie grzeczna zostanie moją niewolnicą
- Będzie ozdobą twej kolekcji - usłyszała znajomy głos
- Tak Bardosie
Kobieta odwróciła się do swojego gościa. Wysoki przystojny dobrze zbudowany mężczyzna stał teraz przed nią. Przez czarną koszulę odbijały się krągłe bicepsy. W blasku świecy błysnęły zielone oczy władczyni. Mężczyzna delikatnie ujął dłonią jej twarz. Przytuliła się do niej jak kotka i zamruczała czekając na pieszczotę z jego strony. Nie musiała na to długo czekać. Objął ja silnym ramieniem i musnął długie czarne kręcone włosy. Przy nim nie musiała udawać człowieka. Mogła przybrać swą prawdziwą postać. Sylwetkę i piękno które jej podarował.
- Bądź ostrożna Ire - szepnął muskając jej szyję i ramiona
Ire mruknęła urażona i spojrzała na niego. On gestem odepchnął ją po czym zniknął.



Donośny dźwięk trąb odbijał się echem od otaczających warownię gór. Złota smoczyca Bonnty stanęła na skalnym występie. Prostowała i przeginała łuskowatą złotą szyję. Wzniosła ogromne błoniaste skrzydła. Zeskoczyła z występu przez krótką chwilę nurkowała bez wykonywania żadnego ruchu skrzydłami. Gdy potężne cielsko zbliżyło się do ziemi rozpostarła skrzydła jak płachtę. Ciepłe masy powietrza bijące od ziemi utrzymywały smoczycę w nieznacznej odległości od ziemi. Bonnty poruszyła olbrzymimi skrzydłami i wzniosła się nad górami. Dzikie smoki gdy tylko zobaczyły jej sylwetkę zaczynały krążyć wokół niej rycząc przyjaźnie. Zbliżał się okres godowy złotych smoków jednak Bonnty nie dostrzegała wśród otaczających ją teraz smoków żadnego kandydata godnego jej uwagi. Miała jednak nadzieję że gdy tylko dotrą na ziemię wybierze jednego z tamtejszych gadów. Jednak w tedy go dojrzała złota sylwetka pojawiła się nad horyzontem. Był to ogromny złoty samiec. Był przynajmniej jeszcze raz tak duży jak ona. Umięśnione cielsko osiadło z gracją na szczycie góry. Pazurami niemalże miażdżył skałę na której przycupnął. Zaryczał powitalnie do młodej smoczycy. Gdyby tylko było to możliwe można by było dostrzec na jej złotej głowie rumieniec. Jednak nie było to możliwe. Smoczyca zamruczała do złotego. Przymrużyła złote oczy. I przycupnęła na występie nad rozlewiskiem.
Chciała się bliżej przyjrzeć temu samcowi ale w tedy usłyszała nawoływania kapłanki. Nie mogła na nie nie zareagować. Posłusznie znów wzbiła się w powietrze. Miała w głębi serca nadzieję iż ten smok poleci z nimi na Ziemię. Wszak wszystkie smoki tej planety zapowiedziały, że na ziemię udadzą się razem z kapłanką. A gdy ten złoty zobaczy iż Daeienn dosiada właśnie jej to na pewno się w niej zakocha. Skalny występ był śliski i ledwo złota smoczyca utrzymała równowagę lądując na nim z prędkością raptem trzydziestu kilometrów na godzinę. Kapłanka delikatnie uśmiechnęła się do smoczycy. Niekiedy smoczyca nie potrafiła zrozumieć zachowań tej dziewczyny. Była ona niezwykle skryta. Erith twierdził, że drzemie w niej ogromna wewnętrzna siła. Jednak dlaczego ona jej nie wyczuwała, a może o to właśnie chodzi kapłance, aby nikt nie poznał jej prawdziwej mocy. Daeienn już ponad rok była kapłanką i ani razu nie użyła mocy kamienia. Korzystała tylko z marnych zaklęć z księgi. Nie używała tych wielkich. To co robiła to tylko były sztuczki lub zwykłe rytuały alchemiczne to i tak robiło wrażenie na prostych ludziach. Nawet tu w tym królestwie imponowała jeźdźcom. Jednak jej dokonania bawiły władczynię warowni. W sercu drwiła z kapłanki, każdą docinkę przekazywała swej smoczycy. Bonnty wiedziała doskonale iż kapłanka umie czytać w myślach smoków i ludzi. Może właśnie dlatego zachowywała się tak mało dojrzale. Jeśli to była gra to Bonnty musiała swemu sercu przyznać, że kapłanka robiła to bardzo profesjonalnie.
Daeienn podrapała smoczycę nad okiem. Jej błoniasta powieka pokryła oko. To jedna z niewielu cech która łączyła je z jaszczurkami i krokodylami. Podwójna powieka. Lekkie drapanie tej powieki wprawiało każdego smoka w dobry nastrój. Kapłanka darzyła ją ta pieszczotą z uśmiechem na ustach.
- " Widzę Bonnty, że przejrzałaś mój plan, jesteś bardzo mądrą smoczycą"
- "Pani?" - smoczyca lekko wzdrygnęła się spuściła głowę bliżej kapłanki.
- "Ta władczyni nie jest z nami do końca szczera, przypomnij mi jak wrócimy abym wysłała Eritha do Paryża"
- "Po co Pani?"
- "Karze stworzyć z diamentu brylant na kształt kryształu smoków, nadam mu fałszywych właściwości"
- "Ale jakie właściwości ma kamień?"
- "Wystarczy Bonnty, że ja to wiem ty nie musisz"
- "Dobrze Pani"
Do komnaty wszedł jeden z jeźdźców. Oznajmił kapłance iż jeźdźcy i ich smoki gotowi są do podróży. Na placu zebrała się setka smoków. Daeienn siedząc na karku złotej smoczycy lądowała właśnie na placu. Władczyni warowni wybrała silne skrzydło smoków spośród swych jeźdźców. Doświadczonych i młodych wojowników. Oraz potężne spiżowe, złote i srebrne smoki oraz dwa różowe. Na ziemi ród różowo łuskich smoków białej magii dawno wyginął więc Daeienn dopiero tutaj mogła się im dobrze przyjrzeć. Władczyni warowni przed ich odlotem podarowała kapłance małą szkatułkę. Ona udając przejętą i dziecinną, odrazu otworzyła kuferek i założyła złotą bransoletę z różowym kryształem Podczas, gdy Daeienn przekazywała jeźdźcom współrzędne punktu w który mają się udać przez Pustkę. Bonnty przekazywała te same informacje swym pobratymcom.
Skrzydło smoków wraz z jeźdźcami wzbiło się nad placem i powoli zataczając kręgi nad warownią kolejno znikały nad horyzontem. Pierwsza w Pustkę wskoczyła Bonnty i Daeienn. Chłód Pustki ogarnął jej ciało. Kontem oka dostrzegła oddział dzikich smoków i skrzydło stu smoczych jeźdźców. Po chwili potężny oddział smoków pojawił się nad Wasztngtonem, aby po chwili znów zniknąć i pojawić się na Księżycu. Ku uciesze Daeienn Erith i Serith spisali się na medal. Warownia była gotowa do tego by mogli w niej zamieszkać jeźdźcy i smoki.
Kopuła białego księżycowego pałacu błyszczała w blasku wschodzącego słońca. Ziemskie smoki przygotowały nowe warownie i ośrodki szkolenia przygotowały tez wiele występów skalnych dla smoków. Brakowało tu tylko życia. Na dziedzińcu przed księżycowym pałacem w oczekiwaniu stały ziemskie smoki. Wśród nich młoda kapłanka odnalazła wzrok i sylwetkę Erith'a . Skinieniem ręki zarządziła lądowanie na wehry (lądowisko smoków). Gadzie cielska delikatnie opadły na wehry. Kapłanka zsunęła się pospiesznie z szyi złotej smoczycy. Uśmiechem przywitała zgromadzone ziemskie smoki i oficjalnie podziękowała tym które tu przybyły.
- Pani jeśli mogę wtrącić - zaczął dowódca jeźdźców smoków dosiadający smoka światła. Olbrzymiego Cantha. - Tu nie da się żyć, nie ma tu nawet trawy.
Erith zmieniony w człowieka podszedł do kapłanki i bez słów podał jej cztery szczelnie zamknięte flakoniki. Ona nie zamierzała odpowiadać na wątpliwości jeźdźca. Jednak smoki z obcej planety też zaczęły się niepokoić. Jeszcze nie widziały jej potęgi. Zamierzała zjednać ich sobie doszczętnie. Mając władzę nad wolnymi smokami i umiejętność komunikacji z nimi da jej przewagę nad władczynią warowni. Z impetem rozbiła cztery flakoniki. Jej oczy zabłysły złotem. Wysoko uniosła sierp z kryształem. Jej strój do jazdy zmienił się w białą suknię rytualną. Włosy opadły bezwładną falą aż na marmurową posadzkę wehry. Jej postać i smoki otoczył ciepły wiatr i miliony zapachów.
- W imię tego co święte i niezrównoważone, dzięki potędze danej od pana smoków i życia pragnę nadać tej jałowej ziemi życie.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, cały księżycowy glob ogarnęło jasne ciepłe światło kryształu. Wehry został otoczony wodą i przepięknymi pachnącymi kwiatami lotosu. Przed pałacem zaczęły rosnąć drzewa i krzewy oraz kwiaty. Wśród zagłębień księżyca zaczęły płynąć rzeki, w kraterach utworzyły się jeziora. Jałowe ziemie pokryły się trawą i zbożami gotowymi do zbiorów. Jabłonie i drzewa owocowe uginały się pod ciężarem soczystych owoców. Po chwili z rzek zaczęły wyskakiwać olbrzymie ryby. Lasy pustkowi zapełniły się zwierzyną. Były to zwierzęta inne niż te które do tej pory znali jeźdźcy i smoki. Niektóre szczyty pasm górski pokryły się z lekka śniegiem. Warownie w których mieli mieszkać jeźdźcy również otaczała teraz zieleń i woda. Między drzewami rozbrzmiewać zaczęła muzyka ptasich śpiewaków. Do niedawna zwykły satelita stał się nowym domem dla smoków. Stworzony przez kapłankę świat nie był iluzją. Wszystko było żywe. Jeźdźcy byli tym zachwyceni. Jak małe dzieci dotykali wszystkiego by sprawdzić czy jest prawdziwe.
- Za kilka godzin wraz z ziemskimi smokami udam się by sprowadzić tu ludzi którzy zajmą się opieką warowni i mojego pałacu. Pamiętajcie drodzy jeźdźcy by traktować ich z szacunkiem. Niczym się od nich nie różnicie poza tym że dosiadacie smoków. - "Natomiast wy moi drodzy przyjaciele z innej planety mam nadzieje że spodobają się wam siedziby w górskich pasmach, są przestronne. "
Wszystkie smoki zaryczały i zaczęły unosić swoje skrzydła.
- Pani nie kłopocz się sprowadzaniem tu ludzi zrobimy tak gdy nadejdzie czas Naznaczeń smoków i tego by zacząć szkolić nowych jeźdźców. Sami zajmiemy się dbaniem o siebie i nasze smoki. Ty jednak pani powinnaś sprowadzić kogoś do opieki nad pałacem i tobą. Masz wiele obowiązków nie powinnaś więc kłopotać się o sprawy wokół pałacu.- zaproponował dowódca skrzydła
- Już się tym zająłem - oznajmił Sertih
Daeienn była szczęśliwa gdy zobaczyła swych przyjaciół z dzieciństwa. Dotychczas zajmowali się posiadłością Sertiha jednak teraz gdy smok był tutaj mógł nie kryć się ze swą smoczą naturą.
Jeźdźcy dosiedli swoich bestii i odlecieli do wyznaczonych im warowni.
Daeienn podążyła wolnym krokiem przez korytarze księżycowego pałacu. Zatrzymała się w komnacie skąpanej w mroku. Nerwowo zaczęła pocierać dłońmi. Wewnątrz siebie czuła chłód. Spojrzała na swoje dłonie drżały jak podczas silnej gorączki. W tedy poczuła na swoich barkach silną dłoń swojego smoczego przyjaciela. Nie wiedziała dlaczego ale przytuliła się do niego. Wewnątrz jej ciała i umysłu coś się rozdzierało. Był to przenikliwy ból którego nie potrafiła powstrzymać. Erith objął ją ramieniem. Nie miał pojęcia co dzieje się z młoda kapłanką. Miał jednak nadzieję że jego bliskość jakoś jej pomoże.
- Daeienn musisz się położyć - szepnął
- Erith ma rację - wtrącił Sertih, który wszedł nagle do komnaty
Daeienn spojrzała na jednego i drugiego obojętnym wzrokiem. Jej spojrzenie przeraziło Seritha. Odsunął ją od Eritha i jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Blask w jej oczach był nikły. Serith zaczął nią potrząsać i krzyczeć. Jednak to nie pomagało.



Jasnowłosa dziewczyna znów czuła na swym ciele zimno. Było ciemno. Nie widziała żadnej sylwetki. Nie wiedziała gdzie jest. Pamiętała jednak iż miała być na księżycu. Urzyła przecież kryształu smoków. Więc dlaczego ona czuje się źle. Przecież ma prawo do tego kryształu to dlaczego została ukarana.
- To proste młoda kapłanko - z ciemności wyłoniła się twarz mężczyzny.
- Kim jesteś?- spytała
- Hmm och nie pamiętasz mnie Daeienn, znałaś mnie kiedyś , jestem hrabia Eletto
- Eletto - dziewczyna skupiła się i znów przed oczami widziała obraz który po raz pierwszy podczas wyświęcenia.Zobaczyła palącą się wieś. Oraz to jak ucieka od niego i znów słyszała to imię Bardos. W tedy sobie przypomniała tajemniczego Eletto.
- Jesteś sługusem Bardosa
- No brawo jednak pamiętasz
- Czego chcesz? - spytała
- To jest mój dobry gest za wyrządzone ci krzywdy
- Chrzań się ty i Bardos odebraliście mi wszystko co kochałam
- Miłość, miłość jakie to sentymentalne - zaśmiał się Eletto - Jednak jesteś taka jak te wszystkie marne wojowniczki i czarodziejki
- Co jest w tym takiego zabawnego?- zdenerwowała się Daeienn
- Nie gorączkuj się złość ci szkodzi, ale przyznam że z gniewem w oczach jesteś iście pociągająca. Kryształ smoków odrzuca cię ale kryjąca się w tobie siła hamuje go jeśli Naznaczysz świętego smoka kryształ ci ulegnie.
- A jeśli nie Naznaczę?
- Twoja moc zniszczy kryształ, a on zniszczy twoje serce i cały smoczy naród. Bardos wygra, co by było mi szczerze mówiąc nie na rękę.
- Mi też.W końcu przysięgłam go zniszczyć
- Słuchaj "kapłanko" - Eletto wymawiał je obecny tytuł z niezwykła ironią i obelgą - Postaram się ci pomóc przy Naznaczeniu, bo liczę ja i mój pracodawca na to że przeżyjesz i kiedyś pokonasz mego byłego pana.
- Chwileczkę Eletto , nie rozumiem przecież jesteś wierny Bardosowi, co ci to da, że go go zabiję
- Nie kłopocz się tym piękna....



- Daeienn , Daeienn! - dziewczyna czuła jak z wielką siłą jest potrząsana. Wyraźnie słyszała głos Erith'a i Sertih'a. Po chwili widziała ich ludzkie twarze.
- Sertih puść mnie i poproś Anikę o pożywną kolację.
Na ludzkiej twarzy pojawił się grymaśny uśmiech ulgi o życie młodej kapłanki.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin