Forum Klub Pisarski Strona Główna
Klub Pisarski
Widzisz te błękitne wrota? Prowadzą do wymiaru wiecznej nocy, gdzie srebrny glob rozświetla mrok. To tu, w jego blasku rodzą się marzenia. Chcesz poczuć jak rodzi się Twoja wena? Tak? To zapraszam do naszego Księżycowego Wymiaru Marzeń!
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj

Forum Klub Pisarski Strona Główna
Forum Klub Pisarski Strona Główna Kapłanka Smoków Kapłanka Smoków Akt 2
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Pią 17:56, 07 Sie 2009
Autor Wiadomość
Daeienn
Zielony z tym zawodzie


Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/10

Płeć: Kobieta

Temat postu: Kapłanka Smoków Akt 2
"Silna burza przedziera się przez powiewające na wietrze włosy
Ma dusza zrodzona miedzy światłem a ciemnością.
Ale mimo tego żyję, gdyż..............................
Lustro Twych oczu odzwierciedla rzeczywistość".





Sertih z należytą dokładnością przygotował komnatę do tego by Daeienn przeszła ceremonię wyświęcenia. Sprowadził wszystkie smoki. Kazał Anice wybrać suknię, a swej podopiecznej nakazał porządnie wypocząć. Ta próba bowiem może zmienić całe jej dotychczasowe życie.
W komnacie musiała zostać sama by kryształ poznał jej serce i mogła przejść próbę. Dzień pełni to rytualny czas dla naznaczenia na kapłankę.W komnacie zapalono świece, kryształ smoków ustawiono na marmurowym piedestale w kręgu malowanym węglem i oznaczonym odpowiednimi runami. O ceremonii zostały powiadomione wszystkie żyjące jeszcze na Ziemi smoki. Przybyły punktualnie na godzinę przed północą.
Daeienn ubrana w rytualną suknię przekroczyła próg komnaty. Gdy tylko weszła drzwi i wszystko co do tej pory ją otaczało zniknęło. Wokół niej panowało przenikliwe zimno i cisza. Nie czuła żadnej energii ani żadnego dźwięku. Wisiała jak w próżni. Nie było też widać kryształu smoków. Daeienn nie dostrzegała niczego. Podniosła ręce by je zobaczyć czuła że wykonała ruch ale ich nie widziała. Zaczynało ją to drażnić. W tedy poczuła jak spada z zawrotną prędkością. Próbowała to spowolnić ale to co do tej pory działało nie pomagało. Z hukiem uderzyła o coś zimnego. Przez chwilę leżała bez ruchu. Była cała obolała. Spojrzała na swoje dłonie były trochę obdrapane. Spróbowała jednak wstać. Z każdym ruchem przez jej umysł przepływała fala palącego bólu. Otarła policzek na dłoni pojawiła się krew. Zagryzła mocniej wargi by nie pisnąć z bólu. Rozglądała się po okolicy. Wszędzie był lud i panowało mrożące krew w żyłach zimno. Nie padał jednak śnieg. Niebo było czyste i bez chmurne. Daeienn nie zamierzała biegać tu bez sensu.Skoncentrowała się by spróbować wyczuć chodź cień energii. Okazało się to nie być takie trudne wyczuwała ją słabo ze wschodu. Postanowiła więc biec w tamtym kierunku.
Biegła długo nie zatrzymując się i gdy myślała, że już się przybliża do swego punktu odniesienia on coraz bardziej się oddalał. Po dłuższym biegu zatrzymała się by zaczerpnąć oddechu. Serce biło jej jak oszalałe. Ledwo łapała oddech. Powietrze było mroźne i drażniło gardło. Łapiąc oddech nabierała go sporą ilość. Po kilku minutach zaczęła kaszleć. Jednak ten drobiazg nie zmusił jej by zatrzymywała się na dłuższą chwilę. Znów ją poczuła tym razem bliżej niż ostatnio. Miała wrażenie iż ta energia dobrze zdaje sobie sprawę z jej zmęczenia i tego, że ją ściga. Postanowiła jednak biec dalej. W tedy je zobaczyła. Tajemnicze ruiny skute lodem. Przed ogromnymi wrotami zwieńczonymi rozetą leżała głowa sfinksa. Gdy tylko podeszła bliżej usłyszała dziwne chichoty i za zlodowaciałej głowy sfinksa wyszła potężna bestia. Jej oczy lśniły złowrogim zimnym blaskiem. Kształtem przypominała wilka, jednak była od niego co najmniej pięć razy większa. Bestia podchodziła coraz bliżej Daeienn nie spuszczając z niej wzroku. Chichocząc przedzierała się przez zaspy. Daeienn po raz kolejny próbowała użyć swej mocy. Tym razem trochę pomogło nieznacznie odpychając bestię. Białej bestii jednak to nie zniechęciło zbliżała się do swej ofiary. Miała tylko jeden cel pożreć dziewczynę. Dawno nie miała okazji skosztować dziewicy i to na dodatek silnej. Bestia zamierzyła się do skoku na dziewczynę. Daeienn jednak udało się uskoczyć. Nie czekała by zdążyła się odwrócić. Pobiegła przed siebie ku skutych lodem wrót. Wrota były przymarznięte i otwierały się z trudem. Daeienn pchała je ze wszystkich sił. W końcu uchyliły się na tyle by filigranowa dziewczyna mogła przecisnąć się przez powstały przesmyk. Okazało się, że gdy tylko przeszła przez wrota niemal oślepił ją blask. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do jaskrawego światła dostrzegła lustro. Podeszła do niego. Nie ujrzała jednak swojego odbicia. W lustrze odbijała się sylwetka ubrana identycznie tak jak ona jednak jej włosy były czarne. W oczach jednak odbijał się ten sam przenikliwy lodowaty błękit. Postać odbita w zwierciadle wykonywała dokładnie takie same ruchy jak ona. Gdy dotknęła dłońmi lustra. Poczuła zimne dłonie swego odbicia. Zaciskały się mocno. Dziewczyna próbowała krzyczeć. Jednak do jej uszu nie doszedł żaden dźwięk.
-"Ciii" - odpowiedział głos w lustrze
Był to głos zapadający w pamięć. Melodyjny i odbijający się echem w myślach młodej dziewczyny.
-Nie zrobię ci krzywdy
- To mnie puść - próbowała powiedzieć Daeienn jednak z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk
-"Nie mogę cię puścić" - postać z lustra powoli przechodziła na drugą stronę oplatając swym wydłużającym się ciałem swoja ofiarę. Daeienn ze wszystkich sił starała się wyrwać z uścisku. Czuła złą energię, która wręcz skapywała od jej przeciwniczki. Jej oddech był zimny. Włosy na delikatnym ciele Daeienn zjeżyły się od tego chłodu. Wszystko jednak się zmieniło, gdy zimne wargi postaci delikatnie musnęły szyję młodej dziewczyny. -"Ty i ja to jedno, nie zmienisz tego ".Daeienn zapadła w trans. Jej oczy straciły blask.
Teraz dopiero czuła napływające wspomnienia. Pamiętała to wszystko jak by to było wczoraj. Ogień trawił wszystko co ją w tedy otaczało. Kobieta w błękitnej sukni szybko wyprowadziła ją z płonącego budynku. Nie rozumiała co się wokół niej dzieje. Mieszkańcy wioski powtarzali tylko jedno imię Bardos. Nie wiedziała kim był ten człowiek. Kobieta posadziła ją na szarego konia nałożyła na szyję amulet i dała do ręki 'rakka-suru ame'. Po czym klepnęła konia który ruszył przed siebie. Ze łzami w oczach patrzyła jak burzy się świat który kształtował ją w przeszłości.
Od dziecka była inna niż jej rówieśnicy, większość mieszkańców twierdziła, że dar który posiada zniknie z czasem, gdy przywyknie do rzeczywistości świata. Jednak nadal mimo upływu lat potrafiła widzieć to czego nikt inny nie widział. Gdy opuszczałam płonącą wioskę zaprzysięgłam zemstę Bardosowi. Jednak podczas jej długiej podróży nikt nie potrafił powiedzieć kim on jest.
W pamięci pojawiły się też cztery sylwetki innych dziewczyn o potężnej mocy. Stała u ich boku dzierżąc w dłoni niezwykły miecz. Przez jej palce przepływał strumień magicznej energii. W tedy z cienia wyłoniła się jego postać. Błękitne ciepłe oczy i czarne włosy. Słyszała dźwięk jego miecza smoków. Nie rozumiała dlaczego ją atakował. Nie chciała go zabić. Po jej dłoniach spłynęła krew. Bezwładne ciało młodzieńca osunęła się w jej ramiona...
Podczas gdy przez jej umysł przepływały bolesne wspomnienia słyszała rytmicznie powtarzane słowa, zapadające w pamięć.
"Z zimnej bezgranicznej Pustki
Zdolnej wchłonąć duszę bogów
Mroczna potęgo stomp na me dłonie
Kroczmy razem ścieżką zniszczenia
By pokonać wrogów co stoją nam na drodze
Seto scrime!"
Słowa te były powtarzane wielokrotnie. Po pewnym czasie Daeienn zaczęła je powtarzać. Jej głos był donośny. Gdy wypowiadała strofy formuły czuła przepływającą przez jej palce energię. Potężna moc, której nigdy wcześniej nie czuła.
- "Zrodzona twa dusza między światłem a ciemnością" - usłyszała w myślach - "Jednak światło może cię zniszczyć, gdyż ciało śmiertelne".
-Co to znaczy? - dopytywała się Daeienn
-"Wybór należy do ciebie" - w pomieszczeniu rozległ się przenikliwy śmiech
Pod nogami czuła mokrą breję, której z każdą chwilą przybywało. Pomieszczenie skąpane było w mroku nie potrafiła więc dostrzec czym jest breja. Gdy unieruchomiło jej ruchy powoli napływało do jej ust. Słodki smak. Breja miała słodki smak, jak nektar. Powoli wypełniał jej gardło i język. Napawało ją to nieznanym jej dotąd uczuciem pożądania. Pragnęła tego coraz więcej. Dawało jej siłę. Gdzieś w głębi próbowała porównać ten smak. Gdy dotarło do niej czym on jest znów zaczęła krzyczeć. Był to smak krwi. Czerwonej krwi cały czas przybywało. W końcu nie była w stanie jej przełykać. Czuła, że w niej tonie. Łzy spływały po jej policzkach. Rzeka krwi całkiem ją pokryła. Przez jej myśli przemknęła pamięć o smoczym krysztale. To po to tu przybyła by go zdobyć. Gdy tylko o nim pomyślała w oddali dostrzegła kobietę w jasnej poświacie. Cała drzemiącą w sobie siłą uwolniła się z topiącej ją rzeki krwi. Gdy uniosła się lekko nad taflę skierowała się w stronę kobiety.
- Kryształ -wyszeptała
- Nie jesteś go godna - odpowiedziała postać
- Daj kryształ - zażądała Daeienn jej oczy przez ułamek sekundy nabrały złotego złowieszczego blasku.
Jasna postać odsunęła się od Daeienn, ale ona brnęła na przód w kierunku blasku. Czuła, że jej wewnętrzna moc pomaga jej w tym. Złapała postać za lśniącą dłoń. Przez chwilę mogła zobaczyć jej twarz. Była tak podobna do niej. Jednak oczy miały cieplejsze odbicie. Lśniące złote kosmyki powiewały na wietrze. Nie była zadowolona z tego co przed chwilą zrobiła Daeienn. Jednak poddała się - Zniszczę cię - wyszeptała postać, a po chwili dziewczyna znów czuła przenikliwe zimno i pustkę, nie zauważyła nawet, że znalazła się w komnacie. Klęczała przy piedestale.Odkaszlnęła, z jej ust na marmurową posadzkę spłynęły krople krwi. Jej dłoń była na czymś zaciśnięta. Było chłodne o regularnym kształcie. Bez żadnej rysy. Daeienn nie była jednak w stanie otworzyć dłoni by spojrzeć co w niej jest. W ustach wciąż czuła smak krwi. Podświadomie dotknęła swoich ust. Tak jak przypuszczała, na jej dłoni odbiła się krew. Bezwładnie wyprostowała się. Przez ułamek miała problem z utrzymaniem równowagi. Otworzyła zaciśniętą dłoń, spoczywał w niej okrągły smoczy kryształ.
-Jednak mi się udało - pomyślała - Nie odrzucił mnie
Daeienn westchnęła z ulgą. Jednak w pamięci nadal miała te obrazy i to imię - Bardos.
Teraz gdy pamiętała wszystko musi dokonać zemsty, bez względu na cenę. Nie powie jednak o tym smokom, że nie jest na świecie pierwszy raz. Będzie musiała ukrywać moc. Gdy otworzyły się drzwi komnaty spojrzała na zebranych. Na ich twarzach malowały się szerokie uśmiechy. Odwzajemniała je. Wśród tłumu szukała jego wzroku. Jednak Sertih'a nie było w komnacie.
- Sertih - szepnęła
- Poleciał - usłyszała cichy głos Ertih'a, który położył na jej barkach swoje silne dłonie.
Daeienn położyła dłoń na jego dając mu w ten sposób do zrozumienia aby z nią teraz został. Zaprowadził ją do jej pokoju. Usiadł obok niej na łóżku. Dostrzegał w jej oczach lekkie przerażenie. Umieściła kryształ w otwieranym medalionie i z pomocą Erith'a zawiesiła na szyi. Mimo iż w ludzkiej postaci smoki posiadają pięć palców nie są one w pełni sprawne, gdyż w naturze mają tylko trzy. Dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Daeienn nie wiedziała dlaczego, ale położyła głowę na kolanach Ertih'a. On delikatnie pogładził ją po włosach.
- Ertih, czy to co dzieje się przy wyświeceniu jest rzeczywiste? - dziewczyna przerwała długą chwilę milczenia zadając to pytanie
Erith uśmiechnął się - Nie, to nie rzeczywistość - odpowiedział
Jego odpowiedź trochę ją uspokoiło. Cała ceremonia bardzo ja wyczerpała i usnęła na kolanach Erith'a. Gdy tylko usnęła on delikatnie ułożył ją na jej łóżku po czym po cichu wyszedł z pokoju.

Ciepłe promienie wędrującej po firmamencie kuli słońca wyznaczało południe. Młoda kapłanka siedziała posłusznie razem z Sertihem nad stertami zwojów i starych kronik. Odkąd zdobyła kryształ minęło kilka miesięcy.Mimo iż smok był dokładny w nauczaniu nie należał do tych którzy odkurzają księgi. Dziewczyna prawie od niechcenia czytała zwoje. Nie cieszyły się jej uwaga tak jak w pierwszych tygodniach. Powtarzanie tych samych formuł stawało się nudne i niedorzeczne. Nowe formuły wzbogaciły trochę to co już wiedziała. Teraz gdy pamiętała swoją przeszłość lepiej to rozumiała. Ale granie głupiutkiej i uległej męczyło ją. Daeienn na ułamek sekundy spojrzała za łukowate małe okienko. Nad górami pojawiła się dobrze jej znana już sylwetka smoczego posłańca. Polubiła Erith'a i loty które z nim odbywała. Nie chciała nigdy urazić swego opiekuna, ale na jego zajęciach i tłumaczeniach nie potrafiła się skupić. Sertih był nerwowy i często przerywał prowadzone zajęcia. Aby jednak nie zawieść zaufania podczas podróży z Erith'em prosiła aby opowiadał jej o smokach. Jego spokojny głos brzmiał dużo lepiej i jego historie brzmiały bardziej interesująco. Dziewczyna nawet nie czekała na pozwolenie Sertih'a wybiegła z komnaty i co sił w nogach biegła na dziedziniec by zobaczyć moment lądowania smoka.
Erith w porównaniu do Sertih'a był mikroskopijnych rozmiarów. Raptem trzy metrowy gad o łusce przypominającej pióra ptaka. Ze stajni wzięła też specjalne siodło do jazdy na smoku, pamiętała jeszcze upadek który zdarzył się parę dni temu. Jej opiekunie szczędził jej w tedy pouczeń. Jednak teraz jej nie zatrzymywał tak jak przez ostatni tydzień. Jej nauka szła do przodu. Z każdym dniem uczyła się czegoś nowego, robiła znaczne postępy.
-Erith, tak się ciesze, że cię widzę - jasnowłosa kapłanka przytuliła twarz do trójkątnej łuskowatej głowy bestii.
Smok zaryczał na powitanie. Jego głos odbił się echem od murów pałacu. Erith ułożył tak łapę by mogła jednym skokiem znaleźć się na jego grzbiecie. Pod nogami czuła jak pulsują jego mięśnie. Jej ręka przesunęła się po łuskowatej szyi. Chwilę się jeszcze do niego tuliła.
-"Ruszajmy w drogę" - poprosiła w myślach
Smoki w swej gadziej postaci nie potrafią posługiwać się ludzką mową, jednak doskonale potrafią odczytać myśli ludzi, których znają od małego. Niestety Daeienn i Erith nie znali się aż tak długo. Jednak niezwykłe zdolności Daeienn pozwalają je na możliwość kontaktowania się z każdym smokiem.
Moment gdy smok wzbijał się w powietrze był dla Daeienn najcudowniejszym przeżyciem. Za każdym razem gdy uczestniczyła w tym wydarzeniu zapierało jej dech w piersiach. Silny wiatr wydobywający się spod błoniastych skrzydeł, a następnie szybkie wznoszenie się wyżej i wyżej. Przenikliwe zimno otaczające jeźdźca podczas wzbijania się w niebo. Nagrodą za chłód był niezwykły widok. Nigdy wcześniej nie sądziła, że lot na grzbiecie gadzich bestii jest taki niezwykły. Ciepło smoka otaczało jej ciało. Łuska była delikatna jak jedwab. Wiatr rozwiewał jej włosy. Tym razem poprosiła swego przyjaciela, aby zabrał ją w kosmos. Smok posłusznie przeszedł najpierw przez Pustkę a potem rozkładając szeroko skrzydła unosił się wokół orbity Ziemi. Daeienn dobrze wiedziała, że gdy odnajdą smoki potrzebna będzie warownia, która pomieści jeźdźców i smoki.
- "Erith, wylądujmy na księżycu" - poprosiła
-" Jesteś tego pewna?"
-"Tak" - przytaknęła
Smok zrobił zwrot i silnymi uderzeniami skrzydeł skierował się w stronę srebrnego globu. Daeienn odwróciła się by spojrzeć na ziemski glob. Błyszczał błękitnym światłem. Tak wiele kawałków kontynentów została ewidentnie stracona. Więcej było teraz błękitu niż brązu lub zieleni. Gdy się z powrotem obejrzała Erith powoli zaczynał lądować na skamieniałej ziemi księżyca. Lądowanie na księżycu było trudniejsze niż na ziemi jego powierzchnia była bardziej chropowata. Zaraz po wylądowaniu smok znów ułożył swą łapę tak aby ułatwić jej zejście. Dziewczyna rozglądała się po otoczeniu. Erith znów przybrał ludzką postać. Szedł zaraz obok niej. Gdy przeszli kilka metrów zobaczyli coś niezwykłego. Kilka kolumn barwy białej.
- Tu było kiedyś życie - zdziwiła się Daeienn
-No pewnie - uśmiechnął się Erith
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. Poprosił kapłankę by na moment usiadła na jednej z leżących kolumn.
- To było dawno temu Selen była jedna z naszych kapłanek a Endynion jednym ze złotych jeźdźców. Zakochali się w sobie. Pomimo ogromnej mocy kryształu smoków nie udało im się ocalić księżyca.
-Dlaczego? - dopytywała się Daeienn
- On zniszczył jej świętość. Ukrywali to przed innymi jeźdźcami i smokami. Gdy zostali zaatakowani przez mieszkańców Gammy. Gdy Selene próbowała użyć mocy kryształu on sprawił, że jej serce pękło i nie była w stanie pokonać wrogów. Warownia i pałac zostały kompletnie zniszczony.
-To miłość może sprowadzić klęskę? - zdziwiła się Daeienn
-Tak, moc kapłanki pochodzi z niewinności i czystości serca
-To nie wolno mi kochać - szepnęła Daeienn
Na jej twarzy pojawił się smutek a w kącikach oczu szkliły się łzy. Erith spojrzał na nią. Położył dłonie na jej barkach. Próbował dodać jej otuchy, bardzo ją polubił. Znał jednak swoje miejsce w szeregu. Czuł rosnące w niej ciepło i moc.Zastanawiał się tylko dlaczego kapłanka nie używa mocy kryształu.
- Erith a powiedz dlaczego Jerzy zabił smoka?
Erith zaczął się śmiać dłonią lekko rozczochrał je włosy i lekko uszczypnął ją w policzek.
-Na początku dziewiątego wieku gdy smocza królowa doczekała się swoich pierwszych jaj za czasów kapłanki Lessy, jednym z kandydatów na jeźdźców był nie za wysoki szpakowaty chłopak. Z zniecierpliwieniem czekał aż twarde jaja zaczną pękać. Pierwszy wydostał się zielony smok. Jego oczy pokryte były jeszcze błonką z białka jaja. Sprawiało to że miał problem wydostać się ze swej skorupy. Jerzy trochę niepewnie podszedł by pomóc młodemu smoczkowi wydostać się z jaja. W tedy po raz pierwszy go usłyszał. Moment naznaczenia smoka i jeźdźca to czas gdy między smokiem a człowiekiem nawiązuje się nierozerwalna więź. Jerzy i jego smok Matohmet byli niezwykle zgrani. Udało się im nawet wygrać wiosenne gry o względy królowej. Niestety któregoś dnia podczas wojny z przybyszami z Gamma wykazał się znakomitą walecznością. Nikt nigdy tez nie potrafił wyjaśnić jak to się stało że zwykły zielony smok jakim był Matohmet osiągnął wielkość równą brunatnym smokom. Podczas walki jego smok stał się poważnie ranny. Matohmet strasznie cierpiał z tego powodu ran. Podczas jednej z podróży Jerzy i Matohmet natrafili na niezwykły zwój. Stan zielonej bestii z sekundy na sekundy pogarszał się. Jerzy podjął więc trudną dla niego decyzję dobicia swego wiernego towarzysza. Nie pozwolił mu odejść do Pustki. Ze łzami w oczach wbił w serce smoka lance. Czarna posoka wypłynęła z rany. On przytulił do siebie ogromny pysk bestii. Krew smoka jest równie toksyczna jak kwas. Źródłem spływała z rany bestii na kolana i ciało jeźdźca zielonego smoka. On zaciskając zęby podpalił posokę.
-Zginęli razem - wyszeptała Daeienn ze łzami w oczach - Dlaczego to zrobił, mógł przecież dalej żyć
-Mógł ale gdy następuje naznaczenie smoka przez jeźdźca ich umysły zaczynają tworzyć spójną całość, gdy jeden z nich umiera drugi to bardzo odczuwa. Smok po stracie jeźdźca wpada w histerię i odchodzi w Pustkę
-To smutne
-Wiem Daeienn, ale takie jest życie smoczych jeźdźców. Ciebie i przyszłą królową też czeka naznaczenie. W tedy gdy to nastąpi zrozumiesz jak myśli smok i co czuje.
- Jak czują smoki? - spytała
Spojrzał jej w oczy - To nie jest takie proste do wyjaśnienia. Mimo iż my smoki rozumujemy jak ludzie nasze uczucia zawsze są szczere. Nie potrafimy kłamać i ukrywać emocji. To element naszej zwierzęcej natury.
- A to prawda, że kiedyś zjadaliście dziewice?
Erith wybuchnął śmiechem. Z trudem go opanowywał. Jego śmiech był głośny i spazmatyczny. Daeienn przeszyła go jednym ze swych chłodnych spojrzeń. Sprawiło to, że na moment się opanował.
- Daeienn przecież dobrze wiesz, dlaczego potrzebne są dziewice po to by stały się kapłankami. Kiedyś w dawnych czasach potrzebowaliśmy ich więcej bo i smoków było dużo więcej. Zdarzało się nieraz, że były porywane, ale to tylko dlatego iż zakazano nam legalnego werbowania kapłanek. Żaden władca nie chciał zezwolić na prowadzenie akademii.
-Będziemy musieli to zmienić
-Masz rację Daeienn
- Warownia znów będzie musiała znaleźć się na księżycu, musimy poprosić te smoki które są teraz na Ziemi by mi w tym pomogły.
Erith znów przybrał swą smoczą postać. Daeienn znów go dosiadła. Gdy znów wzbili się w powietrze zobaczyli ją. Ogromna czarna planeta powoli zbliżająca się od strony Słońca.
- "Erith, czy to jest?"
-"Tak, to Gamma dotrze tu za jakiś miesiąc"
Daeienn popędziła smoka w kierunku Ziemi. Gnał co sił w skrzydłach przez Pustkę i równinny Islandii aż do Greund. Cztery białe wieże pałacu odbijały promienie zachodzącego słońca. Erith i Daeienn wylądowali na dziedzińcu.
Daeienn nie tracąc czasu wbiegła do holu zderzyła się w nim z Sertih'em. Gdy tylko otrzepała się z kurzu. Spojrzała poważnym wzrokiem na spiżowego smoka.
- Zwołaj na moją prośbę smoki oraz przywódców państw
Spiżowy smok przytaknął i udał się do pokoju, gdzie znajdowały się komputery.
-Gamma jest blisko musimy się przygotować - oznajmiła
-Kapłanka ma rację - oznajmił Erith, który wszedł w swej ludzkiej postaci do komnaty.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Do góry
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Wyświetl posty z ostatnich:
Do góry
Napisz nowy temat     Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin