... nie uciekniesz przeznaczeniu...
Jeszcze w średniowieczu ich tabuny pokrywały niebo bacznie patrolując Ziemię. Potrafiły pokonywać tysiące kilometrów z niebywałą prędkością. Ogromne opływowe kształty, lśniące różnymi barwami łuski. Odznaczały je różne wielkości. Wyróżniano spośród nich dwadzieścia ras. Jedne były większe od innych. Największe z nich miały odbijającą się w słońcu białą łuskę. Potężne prawie dwu metrowe paszcze pełne ostrych zębów. Wielkie błoniaste skrzydła. Wrodzoną inteligencję i piękno.
Ich jeźdźcy spośród mieszkanek Ziemi wyszukiwali kobiet które miały stać się kapłankami smoków. Potężnymi czarodziejkami mającymi władzę nad bestiami i ludźmi.
Nikt jednak nie potrafił wyjaśnić dlaczego zniknęły z nieboskłonu. Zaliczono je z biegiem lat do legend i bajek. Wmówiono nam, że smok Wawelski był ostatnim ze swej rasy.
jednak ?
Rok 2009 przyniósł ziemi tylko i wyłącznie głód i cierpienie. Plony były marne, zwierzęta zaczęły chorować. Unia którą tworzyły państwa rozpadła się. Każdy naród chciał zagarnąć dla siebie jak najwięcej. U końca roku wybuchła wojna która była iście brzemienna w skutki. Oddziały wojsk lądowych , powietrznych i morskich z wielu krajów starły się ze sobą. Jedno z państw górowało nad innymi uzbrojeniem i technologią. Władze tego państwa podjęły decyzję o wdrożeniu broni masowego rażenia. Wielu ludzi zginęło. Rodzice zostawili osierocone maluchy. Domy dziecka pękały w szwach. Postęp techniczny który do tej pory gnał z zawrotną prędkością zaczął się cofać całe lata wstecz. Wyniszczająca wojna trwała długie dziesięć lat. Niektóre narody i ich państwa oraz dorobek kulturowy zginęły bezpowrotnie. Zniszczały nuty, instrumenty i dzieła sztuki. Było jednak miejsce w tym okrutnym świecie, którego wojna wcale nie musnęła. Na północy Islandii, malutkiej wysepce na Atlantyku w dolinie Grund. Malowniczej dolinie położonej pomiędzy wysokimi szczytami wznosił się biały pałac.
Była już jesień, zimny wiatr wiejący od koła podbiegunowego unosił nad doliną ogromne gadzie cielsko. Szybowało wśród prądów chłodnego powietrza. Dokładnie obserwowało piętrzące się skały i pobliskie miasteczko Akureyuri. Z ledwo widocznym uśmiechem na łuskowatej spiżowej paszczy ogromny smok wznosił się i nurkował. Zataczał kręgi wokół białego pałacu. Pod dłuższej chwili zniknął znad doliny i pojawił się w innym miejscu.
Przed sobą miał zasmucający go widok. Odkąd rozpoczęła się wojna dziesięć lat temu nie odwiedzał tych terenów. Dawno w sumie też nie szybował. Jednak smoków czas się nie ima. Żyją poza nim. Nie dbają o przeszłość i przyszłość. Żyją tym co teraz.
W miejscu gdzie kiedyś było Tokio, był teraz olbrzymi krater wypełniony wodą. Smok nie wyczuwał tu żadnej energii, do czasu gdy nie poszybował dalej. Już chciał znów przenieść się w inne miejsce w tedy ją zobaczył. Mała dziewczynka beztrosko bawiąca się w na wpół zniszczonym domu. Słyszał też ciche szczekania psa. Dziewczynka z szczerym uśmiechem wybiegła na ulicę. Mały szary szczeniak biegł tuż obok niej. Z jej wzrostu smok wywnioskował, że ma nie więcej niż sześć lat. Zastanawiał się jak to się stało, że udało jej się przeżyć w tym wyjałowionym miejscu bez opieki jakiego żadnego dorosłego. Przechylił długą spiżową szyję by jeszcze raz dokładnie się rozejrzeć. Uznał, że jednak się nie pomylił. Nie było tu żywej duszy oprócz tej małej i szczeniaka. Do jego nozdrzy dotarł smród gnijących ciał. Czasami cieszył się w duchu, że jako smok potrafi oddzielać zapachy. Węch miał stokrotnie lepszy niż nie jeden pies. Ale rozum na szczęście większy. Nie kierował się instynktem tak jak inne zwierzęta. Jego mózg pracował na równi z ludzkim. Krążył dłuższą chwilę nad miejscem gdzie znalazł dziewczynkę. Intuicja podpowiadała mu żeby zabrać ją stąd, jednak przypomniał sobie, że w pałacu w dolinie Grund zostawił medalion transformacji. Pospiesznie przemknął przez zimną Pustkę, by w mgnieniu oka znaleźć się na dziedzińcu pałacu w Grund. Pospiesznie długą szyją sięgnął do komnaty w wieży. Jego ogromne złote oko dostrzegło jego podwładnego. On widząc pana zamku prędko podał mu szukany medalion przemiany. W tej postaci nie był w stanie rozmawiać z ludźmi. No może gdyby, przemknęło przez myśl smoka. Gdyby go naznaczył gdy był jeszcze jajem dwieście obrotów temu. Smok rozprostował swoje skrzydła. Dał się unieść prądowi powietrza. Spiżowa łuska w słońcu przypominała złotą. Wykonał dwa potężne uderzenia i już był nad dziedzińcem białego pałacu. Skoncentrował się i znów przemknął przez Pustkę, aż do Tokio. Nadal tam była. Jej postać ucieszyła smoka. Po cichu szepcząc formułę, której się nauczył z ksiąg przez kilka sekund stał się niewidzialny. Dało mu to czas na to by mógł przybrać ludzki kształt.
-drugunium humanu - wyszeptał
Czarne kosmyki włosów powiewały od delikatnego wiatru. Wysoki szczupły mężczyzna w brązowym garniturze okryty opończą kroczył wśród ruin niegdyś potężnego i nowoczesnego miasta. Jego dłoń wspierała się na drewnianej lasce zwieńczonej ametystową głownią. Był to jednak element bardziej ozdobny niż mający mu pomóc stąpać po zniszczonej ziemi. W końcu ją odnalazł. Okrągła rumiana twarzyczka na której odznaczały się duże błękitne oczy. Złote włosy splecione w dwa koczki. Pierwszy wyczuł go pies i warknął, gdy to zrobił dziewczynka odwróciła się do niego. Zmierzyła go nieufnym wzrokiem. Po chwili poczuł jak jakiś strumień energii odepchnął go od niej. Z trudem utrzymał równowagę i upadł. Na twarzy dziewczynki pojawił się uśmieszek. Była z siebie wyraźnie bardzo zadowolona. Mężczyzna delikatnie się uśmiechnął, wsparł się na zdobionej lasce. Drugi raz nie zbliżył się tak bardzo do dziewczynki.
- Nie chciałem cię przestraszyć - zaczął
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami i prychnęła jak obrażona kotka. Cmoknęła na psa . Szczeniak jak zahipnotyzowany stanął obok niej szczerząc kły.
-Nazywam się Serith, mój radar wykrył tu ślady życia więc dlatego się tu zatrzymałem - skłamał
Dziewczynka roześmiała się -Nie kłam Serith - szczebiotała - Ja jestem Daeienn i nie potrzebuje twojej pomocy - jej wzrok znów stał się zimny tak jak w tedy gdy ta tajemnicza energia go odepchnęła.
-Jesteś tu sama? - spytał
-Nie w domu czeka moja śpiąca mama - wyszeptała tym razem jej głos był typowo dziecinny.
- Zaprowadzisz mnie do niej, może potrzebuje pomocy medycznej? -dopytywał się Serith
Dziewczynka raz jeszcze zmierzyła swym zimnym wzrokiem postać mężczyzny. Czuła od niego inna energię niż od ludzi. To sprawiało, że mu nie ufała. Jednak była tylko dzieckiem. Wiedziała, że mama śpi już trzeci dzień, ale nie widziała w tym nic dziwnego. Jednak czerwone plamy na jej twarzy trochę ją niepokoiły.
-Jest pan lekarzem? -spytała z niewinnością w głosie
Serith uznał, że powinien przytaknąć - Tak Daeienn
Dziewczynka poszła przodem do na wpół zburzonego domu. Papierowe drzwi dojo ledwo się trzymały. Daeienn przed wejściem do pomieszczenia zdjęła klapki po czym przesunęła drzwi. Na przegniłej macie leżała kobieta o tak samo złotych włosach jak Daeienn. Cerę miała bladą. Ubrana była w poszarzałą suknię. Smok rozejrzał się po zniszczonym domu. Dachu nie było wcale. Dziury w ścianach. Gdy podszedł bliżej do leżącej kobiety i wyczuł od niej gasnącą energię życiową. To dlatego wcześniej nie wyczuł jej obecności, pomyślał smok. Dotknął ręki kobiety. Powoli i z wielkim trudem otworzyła oczy. Jej błękitne oczy ujrzały sylwetkę Serith'a i swej córki.
-Zabierz ją stąd - szepnęła kobieta jej głos był tak samo gasnący jak jej życie.
-Mamo, ten pan jest lekarzem - oznajmiła uradowana dziewczynka
Kobieta z trudem podniosła zimną dłoń do twarzy swej córeczki.
-Idź z tym panem Daeienn, ja odchodzę -szepnęła
-Mamo ! - krzyknęła z wyrzutem Daeienn
Jednak kobieta zamknęła oczy i nie powiedziała już ani słowa. Jej energia życiowa uleciała. Dziewczynka potrząsała swoja mamą i wołała ją. Jednak ona nie odpowiadała. Serith wiedział, że nie żyje. Po policzkach dziewczynki spłynęły łzy. Przełykała je trąc oczy. Instynktownie przytuliła się do mężczyzny. Czuła jego ciepło i zapach piżma.
-Daeienn twoja mama nie żyje - powiedział spokojnym tonem
Wsparł się znów na swojej lasce. Dziewczynka spojrzała na niego. Wyciągnął do niej otwartą dłoń. Dziewczynka niepewnie podała mu swą dłoń. Gdy tylko wyszli z domu jego konstrukcja zawaliła się. Daeienn odwróciła się w stronę ruin domu. Zacisnęła dłoń i skoncentrowała się. Ruiny domu stanęły w płomieniach. Serith patrzył na to ze zdziwieniem. Jak to możliwe, że ta mała dziewczynka dysponuje, aż tak potężną mocą. Przez myśl przeszło mu , że w przyszłości mogła by być idealną kandydatka na kapłankę smoków. Jednak szybko porzucił te myśl z taką mocą w tych czasach, gdzie on jest ostatnim żyjącym na Ziemi smokiem ona i on byli by jedynie idealnymi obiektami do badań dla naukowców. Postanowił więc, że nie powie jej kim jest i wybije jej z głowy posługiwanie się mocą.
Zabrał ją helikopterem w pobliże swojego pałacu. Gdy dziewczynka zobaczyła w oddali białe wieżę pałacu, po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawił się na jej twarzy uśmiech.
-Tu mieszkasz? - zdziwiła się
-Tak - odpowiedział
Wnętrze pałacu wywarło na małej dziewczynce ogromne wrażenie. Pierwszy raz widziała tak bogato zdobione pomieszczenia. Przepiękne obrazy i gobeliny przedstawiające sylwetki smoków. W holu wejściowym wisiał największy z nich przedstawiający dwa białe smoki siedzące na skale. Sklepienia sufitów zdobiły złote nici zwieńczone złotymi głowami smoków. Daeienn zaczynała się powoli zastanawiać skąd u tego człowieka taka obsesja dotycząca smoków. Zauważyła też, że Serith kolekcjonował białą broń z różnych epok. Miał też pokaźną kolekcję książek. Biblioteka bowiem zajmowała największe pomieszczenie w pałacu. Po mimo iż wnętrza pałacu utrzymane były w stylu barokowo-gotyckim komnaty w których przyszło mieszkać jej w zachodnim skrzydle meble były w stylu współczesnym. Owszem freski tak samo jak w całym domu zachowywały styl upodobań pana pałacu. Przedstawiały różne sceny z udziałem smoków różnych kolorów i wielkości.
Serith zabronił jej tylko jednej rzeczy wchodzić do komnaty w wieży w wschodnim skrzydle pałacu. W centralnym miejscu ogrodu stała przeszklona pagoda z zaokrąglonym dachem. Jej podłogę zdobiła marmurową mozaika przedstawiająca wizerunek smoka i symbole których nie była w stanie odczytać. Jednak o znaczenie tych znaków nie pytała Serith'a. Nowy dom przypadł jej do gustu tak jak i jej nowy opiekun. Nie do końca mu ufała i nie zamierzała rezygnować z kształtowania swoich umiejętności.
Daeienn mieszkając w pałacu smoka zaprzyjaźniła się też z Vinny', córką majordomusa Cy'rusa , który pomagał Serith'owi w jego prowadzeniu i utrzymaniu. Cztero skrzydłowa posiadłość z dużym ogrodem i dziedzińcem. Cy'rus pracował u smoka już ponad dwadzieścia lat. Znał dobrze jego tajemnice tak jak jego żona Anika i jego dzieci Vinny', Adriel i Dalmann. Jednak na prośbę Seritha mieli go nie zdradzać Daeienn. Uznał, że gdy przyjdzie czas sam jej o tym powie. Sam też ograniczył loty patrolowe, nie chciał bowiem aby odkryła jego sekret. Była jeszcze na to za młoda. Gdy skończyła siedem lat posłał ją do szkoły w Akureyuri. Do miasteczka od posiadłości było niespełna dziesięć kilometrów. Nie był to jednak problem, gdyż Adriel był już pełnoletni i miał prawo jazdy i odwoził do szkoły swoje młodsze rodzeństwo i Daeienn. Robił tez w miasteczku niezbędne zakupy. Głownie były to napoje i słodycze. Pałac posiadał bowiem własne zaplecze gospodarcze. Synowie Cy'rusa zajmowali się zwierzętami i ogrodem. Daeienn obiecała Serith, że nie będzie używać swoich zdolności. Dziewczyna pilnie i dobrze się uczyła. Serith wiedział, że jest dziewczyną pełną energii więc zapisał ją do klasy z rozszerzonym profilem sportowym. Ze wszystkich sportów najbardziej do gustu przypadła jej szermierka.
Smok obserwował jej osiągnięcia z zainteresowaniem. Widział jak rośnie na piękną i inteligentną młodą damę. Czasami on sam ćwiczył z nią do turniejów. Powoli stawała się w tym coraz lepsza. Była szybka i zwinna jak kot. Czasami miał wrażenie iż mimo zakazu używania zdolności podświadomie. Takie zachowanie tym bardziej go intrygowało.
Była już połowa czerwca słońce otulało ciepłem. Ogród był pełen zieleni i kwiatów. Na dziedzińcu białego pałacu trwała zaciekła walka. Młoda dziewczyna o długich złotych włosach powiewających w leciutkich podmuchach letniego wiatru, stała w promieniach słońca. Ubrana w krótką plisowaną spódniczkę i biały marynarski gorset. W dłoni trzymała ozdobny rapier. Po twarzy dziewczyny spływały kropelki potu. Była zmęczona jednak uśmiech na jej twarzy nie wskazywał żeby się tym przejmowała. Jej wzrok był chłodny jak zimowy górski wodospad. Mierzyła nim swojego przeciwnika. Był nim wysoki ciemnowłosy mężczyzna w beżowej koszulce i luźnych dresowych spodniach. Jego oczy były zamknięte. W dłoni trzymał rapier z zakrzywioną rękojmią. Jego broń była bogaciej zdobiona niż broń jego przeciwniczki. Był on jednak bardziej zmęczony od niej oddychał szybko. Jego serce waliło mocno. Pomimo takiej delikatnej postury w ciele tej dziewczyny drzemała ogromna energia.
-Daeienn skończmy na dziś - prosił Sertih
Dziewczyna miała już czternaście lat powoli stawała się kobietą. Jednak nadal gdzieś głęboko w niej tkwiła jej jakby druga natura. Roztaczała wokół siebie nutkę tajemniczości. Sertih nie potrafił w pełni odczytać jej intencji ani myśli. Jednak nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy, to dawało mu nadzieję, że nie będzie z nią problemów.
Daeienn uśmiechnęła się do niego i opuściła głownie rapiera.
- Masz rację, napiłabym się soku
Sertih odwzajemnił jej uśmiech. Dziewczyna jednak szybko przestała się śmiać. Jej wzrok zatrzymał się nad krążącą nad górami sylwetką. Wiedziała, że nie ma przywidzeń. Tę sylwetkę widziała tu już drugi raz jednak wcześniej nigdy o tym nie wspominała swemu opiekunowi. Jednak tym razem ta sylwetka była jakby mniejsza i jej skrzydła miała inny kształt.
-Daeienn chodź - zawołał ją Sertih
Gdy nie odpowiedziała spojrzał nad góry i zobaczył go. Dobrze wiedział co to za sylwetka. Jednak nie wiedział co zmusiło jego kuzyna aby tu przybyć. Był to turkusowy smok posłaniec. Sertih położył na ramieniu Daeienn swoją dłoń chcąc skłonić ją do wejścia do posiadłości.
-Sertih co to takiego? - spytała wskazując na unoszącą się sylwetkę
- To tylko ptak
Sertih roześmiał się. Daeienn spojrzała na niego nie do końca mu wierzyła ale gdy spojrzała raz jeszcze nad góry sylwetki tam nie było. Rozpłynęła się tak jak w tedy tamta cztery lata temu. Miała pewne wątpliwości , ale obie te sylwetki wyglądały jak te na gobelinach w pałacu.
Sertih poprosił Anike by podała podwieczorek i gorącą czekoladę, która Daeienn wprost uwielbiała. Anika podała też jej ulubione słodycze. Były nimi owoce egzotyczne. Potrafiła zjeść ich każdą ilość. Odruchowo spojrzała na Sertih'a widziała, że bardzo się spieszył z jedzeniem. Widziała jak jego ręce się trzęsą. Te ruchy zdradzały go. Pojawienie się tej tajemniczej sylwetki wyraźnie wytrąciło go z równowagi. Daeienn zaczynała się zastanawiać czy to co do tej pory uważała tylko za mity może okazać się prawdą. Sama ilość reliktów przedstawiających różnego rodzaju oblicze smoków zgromadzone w tym pałacu przywodziły jej na myśl, że pasja Sertih'a jest po prostu zbiorem faktów.
-Sertih, dlaczego posiadasz tyle artefaktów z wizerunkami smoków?
Widziała jak coś w sobie dusi. Nie chciał jej powiedzieć prawdy. Nie wiedziała tylko dlaczego. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Do salonu wszedł Cy'rus nie za wysoki mężczyzna w szarym garniturze. Tuż za nim do salonu wszedł nieznany jej dotąd mężczyzna. Jego włosy były bliżej nie określonego ciemnego koloru. Na prawie białej twarzy odznaczały się przenikliwe zielone oczy.
- Panie ten pan prosi o rozmowę w cztery oczy - oznajmił z ukłonem majordomus
Sertih wstał ze swojego miejsca i wyszedł z salonu zamykając za sobą drzwi. Daeienn czekała chwile aż ucichną kroki. Szli do wschodniego skrzydła. Dziewczyna szła za nimi wolniejszym krokiem. Gdy tylko drzwi komnaty do której jej nie wolno było wchodzić zatrzasnęły się. Daeienn słyszała jak przekręca się mechanizm zamka. Głos Serith'a i jego gościa były ledwo słyszalne.
-Musimy odnaleźć naszych braci - mówił cicho lecz stanowczo nowo przybyły
-Wiem do ziemi zbliża się Gamma, mamy niewiele czasu
-Gamma , czarna planeta - usłyszała przerażony głos gościa
-Ale aby odnaleźć naszych braci potrzebujemy kapłanki, a aby ją wyszkolić potrzeba co najmniej kilku lat
-Nie mamy aż tyle czasu Gamma będzie tu najdalej za rok- biadolił gość - Zginiemy, a razem z nami ziemianie -wrzeszczał
Nagle umilkli Daeienn słyszała kroki zbliżające się do drzwi. Szybko skierowała się do schodów. Jednak Sertih był szybszy.
-Daeienn - zawołał ją
Spojrzała na niego swym zimnym wzrokiem i złamała dane mu słowo. Ze wszystkich drzemiącej w niej od lat energii cisnęła nim o ścianę. Gość był wyraźnie zdziwiony taką reakcją.
-Teraz rozumie Serith dlaczego nie martwiłeś się o nasze przeznaczenie wyszkoliłeś już kapłankę.
Serith spojrzał na Daeienn - Obiecałaś mi, że nie użyjesz mocy
Daeienn już miała zamiar stąd uciec, ale silna ręka smoka zacisnęła się na jej barku.
- Kim wy jesteście? - spytała z wyrzutem
-Jesteśmy smokami - oświadczył gość - Ja nazywam się Erith i jestem smoczym posłańcem
Dziewczyna spojrzała na nich z niedowierzaniem. Teraz już powoli rozumiała skąd w tym pałacu tyle artefaktów związanych ze smokami. Zrobiła krok w tył straciła równowagę i zsunęła się ze schodów. Erith szybkim ruchem złapał ją za rękę i w ten sposób zapobiegł jej upadkowi ze schodów.
-Dziękuję - szepnęła
-Nie ma za co kapłanko
Daeienn spojrzała na swego opiekuna. Nie rozumiała dlaczego Erith nazywa ją kapłanką. Serith poprosił aby weszli razem do zakazanej komnaty. Młoda dziewczyna była w niej po raz pierwszy. Na suficie znajdował się niesamowicie piękny fresk przedstawiający krwawą bitwę. Na ogromnych smokach siedzieli ludzie trzymający w dłoniach długie lance. Walczyli z latającymi czarnymi bestiami doruwnującymi smokami wielkością. W oddali widać było czarną okrągła kule z której wiły się nici. po przeciwnej stronie była postać kobiety w białej sukni trzymającej w dłoni berło w kształcie sierpu księżyca z umocowanym po jego środku okrągłym krysztale. Po środku komnaty znajdował się marmurowa mała kolumna na której umieszczony był okrągły kryształ. Wyglądał tak samo jak ten na fresku.
- To smoczy kryształ - wyjaśnił Serith - To on nas stworzył i tylko on może nas zniszczyć. Tysiące lat temu, gdy w ziemską orbitę weszła czarna planeta. Przez kilka dni bez żadnego działania krążyła w ziemskiej orbicie. Jednak któregoś dnia gdy zbliżyła się bardziej. Na ziemię spłynęła armia nieznanych potężnych istot o różnych kształtach. Ziemianie dzielnie się bronili ale nie dawali sobie rady. Na prośbę młodej kobiety z nieba spadł tajemniczy kryształ. Dziewczyna wypowiedziała życzenie ocalenia ziemi. W tedy niebiosa się rozstąpiły i na ziemi wylądowały oddziały smoków różnej maści i różnych wielkości. Potężny biały smok wylądował tuż obok dziewczyny i poprosił ją aby ludzie dosiedli smoków i kierowali nimi. On układając odpowiednio łapę pomógł jej usiąść na jej szyi. Smoki wraz z ludźmi ruszyli do walki z cieniami. Walki trwały dotąd aż czarna planeta opuściła orbitę ziemi. Po tym jak zostało zażegnane niebezpieczeństwo dziewczyna stała się kapłanką. Z biegiem lat wybierano jej następczynie. Przez kilkanaście stuleci ludzie i smoki żyli w zgodzie jednak w połowie XI wieku to się zmieniło i smoki znów opuściły ziemię.
-No nie wszystkie smoki opuściły ziemię- sprostował wypowiedź Erith
Dziewczyna zamyśliła się szczegółowo analizowała dopiero co usłyszane informacje. Były sprzeczne z tymi, które podawano w szkole. Jednak miały więcej logicznych podstaw i dowodów w postaci rycin i artefaktów pochodzących z czasów o których mówił Sertih. Była świadoma tego, że według obserwacji Erith ziemi grozi niebezpieczeństwo.
-Ja nie jestem kapłanką - oznajmiła
W oczach Erith'a pojawił się strach. Zaczął nerwowo krążyć po komnacie.Potrząsał rękoma i szeptał do siebie. Co chwila ciskał wyrzutami pod adresem Sertih'a, że on świadom zagrożenia nie wybrał jeszcze kapłanki. Od czasu wielkiej wojny ziemian zniszczono wszelką broń, która była by wstanie pokonać zbliżające się zagrożenie.
-Daeienn - zwrócił się do niej Sertih- Czy zależy ci na Ziemi?
-No pewnie, że tak - odpowiedziała
- Czy zgodzisz się zostać smoczą kapłanką? - dopytywał się
- A w czym to pomoże - Daeienn nadal patrzyła na mężczyzn sceptycznie
-Masz w sobie moc Daeienn, gdy poznasz tajniki naszych rytuałów zrozumiesz i gdy naznaczysz swoją smoczą królową.
- Sertih jest problem nie mamy jaja świętego smoka, dlatego musimy odnaleźć naszych kuzynów
- W takim razie póki nie będziemy mieli jaja ty Erith będziesz partnerem naszej kapłanki
- Dobrze - zgodził się smok
- Serith skoro to ma pomóc ocalić ziemię to się zgadzam
- Nie wątpiłem, że się zgodzisz przygotuję ceremonię wyświęcenia - oznajmił Serith, a później zajmiemy się twoją edukacją.
Post został pochwalony 0 razy
|